/007.djvu

			Fot. R . Petrycki 
??ato mia??o si?? k u schy??kowi. 
Szczecinki situ skuciny zaczyna??y 
Ju?? czerwieni?? si?? rudawym cu- 
mie??ceak od kt??rego wzi????y sw ?? 
nazw?? Czenwone Wierchy. Poja?? 
??nia?? b????kit nieba i p??ywa??y po 
n im puszystymi k????bami bia??e 
chmury, raby kremowe pianki na 
zupie gnic??? . Szafirowymi ki????m# 
kwit??y gorycaki troje??ciawe, a 
du??e p??ki dziewi????si????w, z pro?? 
mienisto rozchodz??cymi si??, kol?? 
czastymi, ozdobnie wycinanymi 
li????mi, tylko, tylko mia??y si?? roz?? 
win????. Bujne, ci????kie r<*y perii??y 
si?? co wieczora i ranka na tra?? 
wach i ga????ziach, a dnia ubywa??o 
coraz widoczniej. 
Trzeba by??o korzysta?? z ostat?? 
nich dni depta, zanim jesienne 
przymrozki ustroj?? lodowymi so?? 
pelkami zacienione, n ie widz??ce 
s??o??ca p????nocne ??ciany tatrza???? 
skie. 
Od dawna ju?? nas poci??ga??a 
pewna droga n a p????nocno- 
wschodniej ??cianie Swinicy. 
??? 
Powinna by?? jedna z ??ad?? 
niejszych t?? ??cian?? ??? m??wi?? W i ?? 
told i1 zaraz dodawa??: 
??? 
No i jedyna z osiemnastu 
dr??g ?????winickich", na kt??rej nie 
by??em, i ^ 
Poszli??my. D zie?? by?? pi??kny, 
ciep??y i- dziw nie spokojny. Bia??e 
c??umski tkwi??y na niebie jak na?? 
malowane, prawie nie zmieniaj??c 
swy ch miejsc. ??ciana sta??a w g???? 
stym cieniu, tylko tu i ??wdzie za?? 
ja??nia?? bardziej wysterkaj??cy 
zr??b pkalny, albo zapali??a si?? z??o?? 
ta plama n a zielonym pokrowcu 
trawiastego baliomika. 
Szerokim, pochy??ym zachodem 
podeszli??my pod w??a??ciw?? ??cia?? 
n?? d o st??p pionowego, g????bokiego 
aefcka, w kt??ry m tkwi??y zaklino?? 
wane g??azy; wygl??da?? on ???wca ?? 
le, wicale??? , jak m?? wi?? taternicy. 
Zwyk??e czynno??ci przed w ej?? 
??ciem w ??cian??: rozwini??cie i 
sklarowanie liny, sprawdzenie 
ka??dego jej metra, czy nie m a 
gdzie?? cho??by drobnego uszko?? 
dzenia, przypi??cie do paska 
hak??w , zawieszenie na szyi ta???? 
m y m??otka... Poniewa?? oboje nie 
palimy, w i??c nie m a rytualnego 
???ostatniego w ??y d u ??? papierosa 
pod ??cian??. ??? 
,. 
i,, 
Wi????emy si?? lin??. 
??? 
Ale naprz??d ja prowadz??! 
??? 
zaproponowa??am. 
Witold si?? zgadza, wi??c wcho?? 
dz?? do ??iebka. Kilka krok??w po 
dobrych stopniach i ju?? trudno 
przez przew)S2one, wklinowa- 
ne g??azy. Trzeba si?? zapiera??. W 
trakcie tego zdaj?? sobie spraw?? 
z jakiego?? wewn??trznego rozdy?? 
gotania Dotychczas rozpocz??cie 
wspinaczki by??o zawsze dla mnie 
zwi??zane z pewnym spokojnym 
skupieniem, wyczuwalnym za?? 
ostrzeniem si?? czujno??ci wszyst?? 
kich zmys????w, wzmo??onym na?? 
pi??ciem uw agi i radosnym uczu?? 
ciem satysfakcji w zetkni??ciu ze 
ska???? Dzi?? po raz pierwszy nie 
odczuwam tego 
wszystkiego. 
Przeciwnie! Jest w e mnie jaki?? 
wibruj??cy niepok??j, d ziw n e roz?? 
targnienie, b rak zainteresowania 
drog?? ?????? jednym s??owem, zupe???? 
nie 
niezwyk??y, 
nienormalny 
stan. 
i 
, 
Nie jest to bynajmniej obawa 
przestrzeni, nigdy w ??yciu jej 
nie odczuwa??am. T u zreszt?? o tej 
,przestrzeni" nie ma mowy: sto?? 
j?? najwy??ej kilkana??cie metr??w 
nad szerokim, trawiastym za?? 
chodem. Nie jest te?? obaw a drogi, 
trudno??ci ??? czuj?? si?? zupafcnie 
pewnie n a m oim stanowisku, nie 
m a m ??adnych k??opot??w w posu?? 
w a n iu si?? ??cian??, wielokrotnie 
odbywa??am przecie?? o tyle trud?? 
niejsze i bardziej wyt????aj??ce 
wspinaczki. G dy by to by?? koniec 
wielogodzinnej, ci????kiej pracy w 
skale, w nieustannej ekspozycji, 
to mo??e pomy??lanym, ??e to ro?? 
dzaj przem??czenia, ???upicia si????? 
przestrzeni?? ??? co podobno w y ?? 
st??puje czasem u niekt??rych 
wspinaczy ??? ale teraz, n a sa?? 
m y m pocz??tku drogi? 
Pr??buj?? si?? opanowa??. Wycho?? 
dz??c z kominka, w kt??ry zw??zi?? 
si?? nasz flebek, na< wygodn??, 
szerok?? p??a???? i czekaj??c tam, 
n im Witold, asekurowany przeze 
mtnie, przejdzie z kolei ??lebek, 
rozmy??lam o mo??liwie najpogod?? 
niejszych rzeczach, ciesz?? si?? na 
spodziewany przyjazd naszych 
przyjaci????. I gdy wreszcie idzie?? 
m y r??wnocze??nie po ??atwym, tra?? 
wiastym zachodziku, w m a w iam 
w siebie, ??e ju?? mi przesz??o. 
Musz?? zreszt?? teraz skupi?? u w a ?? 
g??, b o zaczy na si?? fan??w {trudny 
odcinek drogi: wielka za??upa o 
g??adkich p??ytach, biegn??ca pra?? 
wie pionowo w g??r??. Lubi?? 
gladke p??yty, nie trzeba tam du ?? 
??ego fizycznego wysi??ku, tylko 
pewnej wprawy i zr??czno??ci o 
troch?? kocim typie. Posuwam 
si?? wi??c w g??r??, wyczuwaj??c pal?? 
cami i gumow?? podeszw?? tramp?? 
k ?? w drobne chropowato??ci ska??y 
daj??ce zupe??nie niez??e oparcie, 
je??li je umie?? wykorzysta??. 
Ale 'to dziwne wewn??trzne 
zdenerwowanie wcale nie prze?? 
chodzi, odwrotnie, raczej jakby 
ZOFIA ??*BWAMSA-M??T??A 
Si?? powoli jeszcze nasila??o. Z a ?? 
czynam przypuszcza??, ??e mo??e to 
jakie?? objawy grypy czy czego?? 
podobnego, jedn ak fizycznie m a m 
si?? zupe??nie dobrze, nie odczu?? 
w a m ??adnego os??abienia, ??adnego 
znu??enia wspinaczk?? ??? jedynie 
ten niezwyk??y niepok??j. 
Dochodz?? do g??rnego kra??ca 
zatupy, wy??ej zwisa nade mn?? 
ju?? tylko ogromny, g??adki brzuch 
skalnej przewiechy ??? nie do 
przej??icia oczywi??cie. A l e s?? m o???? 
liwo??ci w lewo: male??kie chwy- 
ciki. i miejsca dla oparcia st??p, 
na band20 powietrznym trawersie 
poprzez strome, obrywaj??ce si?? 
pionowo ??eberfso. Teraz trzeba 
b??dzie je otaoczy?? i trafi?? jedn?? 
nog?? n a ma??y ale mocny, widocz?? 
n y st??d stopie??. Dalej wygl??da 
ju?? nie??le. . 
1 
Sprawdzam chwyty i stopnie, 
kit??re m n ie trzymaj?? na ??cianie, 
przesuwam wygodniej lin?? w 
pasie, w o??am do Witolda: 
??? 
Popu???? z metr liny na ??uz! 
??? 
i Stoj??c jedn?? nog?? na samym 
kanele usi??uj?? drug?? przerzuci?? 
doko??a ??eberka. O j, niedobrze! 
Brakuje mi z dziesi????, mo??e d w a?? 
na??cie centymetr??w. Naci??gam 
si?? jak mog?? ??? nic z tego! Ale 
trzeba (wbi?? h a k i za??o??y?? lin?? 
na karabinku: gdybym si?? obsu?? 
n????a, to jest gdzie polecie??! 
??? 
N o jak tam? ?????? pyta Witold. 
??? 
Zaraz id?? dalej, tylko wbij?? 
hak! ??? odpowiadam. 
Wbijam , zapinam karabinek, 
zak??adam przeze?? lin??. Teraz ??? 
w razie czego ??? polec?? najwy??ej 
dwa, trzy metry. Wyci??gam 
znowu nog?? ??? nie si??ga! Znaj?? 
duj?? dla drugiej nogi opalcie o 
jakie?? d w a , trzy centymetry bar?? 
dziej w prz??d, pr??buj?? si?? w y ?? 
d??u??y??, wysun???? ja k najbardziej... 
jeszcze mak s jeszcze z Osiem, 
dziesi???? centymetr??w! Przeskoku 
??? 
pomijaj??c ju?? kardynalne, su ?? 
ro w o zabraniaj??ce tego, zasady 
wspinaczki ??? 1 tak nie mog??a?? 
bym zrobi??, bo stopie?? ??w jest 
nieco w g??r?? ode mnie i z dru?? 
giej strony ??eberka, droga do?? 
jest wi??c p o feiku, nie po prostej. 
Zn?? w zmieniam stopy, szukam 
innych chwyt??w czy stopni, a?? 
Witold), obserwuj??cy m nie o prze?? 
sz??o 20 metr??w poni??ej, pyta, co 
za pl??sy ura??cfcam n a tym kan- 
eiku. 
i, 
M im o zaobsorbowania my??li 
nad wyszukaniem sposobu prze?? 
bycia tego odcinka drogi, zdaj?? 
sobie spraw??, ??e ?? w stan nie?? 
pokoju 
wewn??trznego 
nadal 
istnieje w e mnie, co wi??cej, za ?? 
czyna mi ju?? nawet przeszka?? 
dza?? w poruszaniu si??. Koordy?? 
nacja wszystkich ruch??w nie jest 
tak precyzyjna i niezawodna jak 
by?? powinna. Tak zawsze pomoc?? 
n a intuicja g??rska w .wyszukaniu 
??? 
zan im si?? jeszcze zobaczy ??? 
potrzebnego chwytu, 
zaczyna 
s??abn????. 
> 
t 
< 
Witold proponuje, ??e mo??e on 
by spr??bowa?? teraz, czy ,pu??ci" 
go ten trawers. Jeszcze momen?? 
cik, jeszcze m a m nadziej??, ??e 
uda mi si?? dobra?? chwyty i osi??g?? 
n???? upragniony stopieniek. Prze?? 
kr??cam si?? tak i owak, niemal 
robi?? taneczny ???szpagat" ??? ani 
rusz! To marne par?? centymem 
tr??w! Poddaj?? si?? i schodz?? w 
d???? do Witolda ??? tam na g??rze 
nie by??o ani kawa??eczka miejsca 
n a drug?? tsob??, n a stanowisko 
asekuracyjne w dodatku. 
Tera? Witold anusza ??? i w tym 
momencie dozn aj?? nag??ego w y ?? 
dobycia si?? meg o niepokoju n a 
zewn??trz i skoncentrowania si?? 
na jego osobie Zaczynam si?? o 
niego przera??liwie ba??, ??e spad?? 
nie, ??e co?? m u Si?? stanie, ??e 
kamie?? go rozbije... W id z?? jego 
spokojne, pew ne, zdecydowane 
???ruchy ??? i wcale mnie to nie 
uspokaja. Powtarzam sobie, ??e 
to nerwy, ??e jakie?? przewra??li?? 
wienie ??? ale nic nie pomaga, 
boj?? si?? ci??gle, coraz bardziej. 
Trzymam ca???? moc?? r??k lin?? 
sp??ywaj??c?? od niego, przy ciskam 
sob?? hak i karabinek, przez kt???? 
ry idzie ta lina i marz?? tylko o 
tym, ??eby ju?? pr??dzej przej???? (to 
miejsce, sko??czy?? t?? wspinaczk??, 
wr??ci?? do domu i ??eby wreszcie 
znik?? ten dr??cz??cy, nurtuj??cy nie ?? 
pok??j... 
Witold tymczasem doszed?? do 
trawersu, zaasekurowa?? si?? n a 
hak u (wbitym uprzednio przeze 
mnie, obejrza?? uwa??nie dalsz?? 
drog??, po czym wysun??wszy sto?? 
p?? olkroczy?? ??eberko i d??ugim 
krokiem, lekko i zgrabnie stan???? 
n a o w y m niedosi????nym dla ??snie 
stopniu. 
*>- 
Odetchn????ain nieco, ale u^x>- - 
kojenie nie przysz??o. Asekuro?? 
wana z g??ry was2iam zn??w na 
trawers i licz??c n a to, ??e si?? chy?? 
ba chwyc?? liny, bo stopnia prze?? 
cie?? samodzielnie nie si??gn??, 
okracza??am ju?? ??eberko,, gdy W 
ostatniej 
chwili spostrzeg??am 
stercz??cy, male??ki skalny orze?? 
szek, akurat na oparcie wielkiego 
palca stopy, zyskanie r??wnowagi 
i szybkie przerzucenie drugiej no?? 
gi n a stopie??. 
W par?? chwil hy??am przy W i ?? 
toldzie. Jeszcze jaki?? nietrudny 
kawa??ek mieszanin?? ??lebk??w, ry?? 
nienek, p??yt 1 stopni, po czym 
znale??li??my si?? pod szczytow?? 
kopu???? Swinicy, na wielkim tra?? 
wiastym zachodzie, z kt??rego 
mo??na ??atwo przej???? na ?? wi?? 
nick?? 'Prze????cz. 
Tu przyzna??am si?? Witoldowi 
do mojego przykrego samopo?? 
czucia, do dr??cz??cych mnie obaw 
??? 
i nie??mia??o z^>roponowa??am 
zaniechanie ko??ca ^wspinaczki i 
powr??t. 
W taternictwie i w ka??dym 
sporcie z??e samopoczucie powin ?? 
no decydowa?? o wycofaniu si?? z 
przedsi??branego zadania Wiele 
mnie kosztowa??o moje wyznanie, 
ale z pewno??ci?? wi??cej koszto?? 
wa??aby dalsza droga. Wr??cili???? 
my. Tylko ??? rzecz dziwna ??? 
obawy, l??k i niepok??j 6traci??y 
wprawdzie nasilenie, ale wcale 
nie znik??y. 
A nazajutrz, z samego rana, 
przysz??o po Witolda gestapo i 
zabra??o go do obozu, w kt??rym 
przeby?? d w a lata. 
Du??o, du??o p????niej, p?? sko??r 
czonej okupacji hitlerowskiej, 
dowiedzia??am si?? przypadkiem, 
??e gestapowcy zjawili si?? u nas 
wtedy ju?? poprzedniego dnia, te?? 
go dnia w??a&iie, gdy byli??my na 
wspinaczce w ??cianie Swinicy. 
Po powrocie Witolda 2 obozu 
i .przyj??ciu do zdrowia ??? pierw?? 
sza nasza powojenna wspinaczka 
odby??a si?? p????nocno-wschodni?? 
??cian?? Swinicy. Posz??a dosko?? 
nale, bez ??adnych .psychicznych 
zak????ce??*'. 
17