/djabel_1874_117_118.djvu

			Rok V. 


'. 
.:::., - 
. ,-",-- 


, ,L 

 


r 


/ 
, 
 


Kraków, 22 maja 1874. 


, 
'.!l 


' ) 
" 
" 
. 
,.q 


\ l 
- ,
 


..t 


t
 :, . 

 ',,"" 
:.
:" O:>',,',. 
J"
 J, 
 


,1 -
 



\, 


Wychodzi 7 i 22 każdego miesią.ca. 


Redakcja przy ulicy sw. }'ilipa Nr. 73. 


R
kopisma nie zwra('ajfl się. ale bywajfl 
niszczone. 


Numer pojedyńczy 20 centów. 


r' 

+' 

 ;
f
'''

) 


:<,>\ 
,,
:::,
 
""''''.' 


,;, 

iIJ 
''';:'I'Y., 
'-- ",."".-" 
E ,"-.\, 
l" ,
 ..
, 


j 

 
,,\\\\1"" 
"''''11 n 


Tabelka kryminalna 


do pra.ktyozn.ego 


w mit'jsce 


tabliczki Pitagoresa. 


, 
',''\.'\\-iift' 
',' '" " \" 


Nr. 11 7. 
l 


, J 



.. \
 



-, 
. . 
 


";
 
.,
 

 ,.
 


" 
 



. 
''';; 


",-- 


"\ 



 

i:
 
, ,\ 

 


Przedpłata kwartalna: 


w Austrji dr. 1 cnt. 26, 


w Niem.czech 25 srgr. we Francji, 
Belgji i ks. Naddunajskich.'l franki. 
Ogł oszenia po 10 c. od Wie rsz
 


u.żytku. 


c z y n 


Kar a 


Okoliczności 
łagodzące lub obciążające 


Nazwa przestępcy 


1. Sprzątoię:cie bochen- 
ka chleba. 


2. Zabranie głowy cu- 
kru, wartości 5 zła. 


3. KradzierA od 5 do 300 
zła. 


4. Kradzież od 300 do 
100,000 zła. 
5. Kradzież od 100,000 
do półmiljona zła. 
6. Od półmiljona do 
dwóch miljon6w zła. 


7. WyrAćj nad dwa mi, 
ljony zła. 


Powtórzone kilkanaście razy i 
upozorowane konieczności:, wy- 
żywienia 8ię. 


Połączone z wyłamaniem zęba, 
ale cukier odebrany. 


Brak wykształcenia. 


Prześladowanie 108u i zbieg 
nie8zezęśliwych okoliczności. 


Zawód na operacjach giełdo- 
wYl:h. 


Zbytek zaufania ze 8trony pu- 
bliczności. 


WY80kie 8tanowi8ko i obowią- 
zek utrzymania godności imienia. 


Złodziej. 


Rabuś. 


Zbrodniarz. 


Przeniewierca. 


Człowiek nie8zczę- 
śliwy. 


Z'"ęczny 8pekulant. 


Wielki pan. 


10 lat więzienia z jednorazo- 
wym p08tem co tydzień. 


5 lat ciężkiego więzienia. 


2 lata więzienia i 3 dni postu. 


1 rok zwykłego więzienia. 


3 dni are8ztu domowego. 


Zaszczyty, iodnoBci po- 
w8zechny 8zacunek. 


Uwaga ad 4, 5 i 6. Obwinieni o sprzeniewierzenie 8um mniejszych od normalnych mają prawo żądać dopłaty 
ai do wY8okości kwoty wymienionej w J'espective punkcie. - Np. jeżeli kto 8przeniewierzył tylko 40,000, należy 
mu dopłacić 60,000; jeżeli 250,000, ma prawo upominać 8ię o drugie tyle itd.
		

/p001a.djvu

			Rok V. 


Nr. 117. 


Kraków, 22 maja 1874. 


Wychodzi 7 i 22 każdego miesią.ca. 


Redakeja przy uli(
'y ś,\Y. 
'iIip:l Nr. 73. 


R
kopisIna "ie zwral'ltj,! si
., ale bywaj,! 
l1iszezone. 


Numer pojedyńczy 20 centów. 


Przedpłata kwartalna: 


w Austrji złr. 1 eut. 25, 


w Niemczech 25 srgr. we Francji, 


Belgji i ks. Naddun:tjskich 3 franki. 


Ogłoszenia po 10 c. od wiersza. 


Tabelka kryminalna 


do pra.ktyozn.ego użytku 


w mit'jsce 


tabliczki Pitagoresa. 


c z y n 


Nazwa przestępcy 


Kar a 


Okoliczności 
łagodzące lub obciążające 


1. Sprzątoię:cie bochen- 
ka chleba. 


2. Zabranie głowy cu- 
kru, wartości 5 zła. 


3. Kradzież od 5 cło 300 
zła. 
4. Kradzież od 300 do i 
100,000 zła. 
5. Kradzież od 100,000 
do półmiljona zła. 
6. Od półmiljona do 
dwóch miljon6w zła. 


7. Wyżej nad dwa mi. 
ljony zła. 


Powtórzone kilkanaście razy i 
upozorowane konieczności;, wy- 
żywienia się. 


Połączolle z wyłamaniem zęba, 
ale cukier odebrany. 


Brak wykształcenia. 


Prześladowanie losu i zbieg 
nieszczęśliwych okoliczności. 


Zawód na operacjach giełdo- 
wych. 


Zbytek zaufania ze strony pu- 
bliczności. 


Wysokie stanowisko i obowią- 
zek utrzymania godności imienia. 


Złodziej. 


10 lat wIęzIenia z jednorazo- 
wym postem 
o tydzień. 


Rabuś. 


5 lat ciężkiego więzienia. 


Zbrodniarz. 


2 lata więzienia i 3 dni p08tU. 


Przeniewierca. 


1 rok zwykłego więzienia. 


Człowiek nieszczę- 
śliwy. 


3 dni aresztu domowego. 


Z"ęczny spekulant. 


Wielki pan. 


Zaszczyty, iodności po- 
w8zechny szacunek. 


Uwaga ad 4) 5 i 6. Obwinieoi o sprzeniewierzenie sum mniejszych od normalnych mają. prawo żądać dopłaty 
aż do wysokości kwoty wymienionej w j'especti'IJe punkcie. - Np. jeżeli kto sprzeniewierzył tylko 40,000, należy 
mu dopłacić 60,000; jeżeli 250,000, ma prawo upominać się o drugie tyle itd.
		

/p002_0001.djvu

			) ":. ':
-
-: I
," 

,' 
"
-'1:..;

: 
 
: 
;.: i; :
'-. .:: 
_ _._'_
 
.> -. 


I POdziętwanie.1 


; 
""/' ":

 4
.
' 
..
 ",?:
 \: 
"-- 


Zak(l!1czył w Krakowie żywot do, 
czesuy - jak słusznie powiedział ks. 
Goljau w muwie pogrzebowej - "m'fz 
wiary, nauki i poświęcenia", rnąz pra- 
wy, którego imię niedawno jeszcze w 
ustach każdego dobrego Pulaka było 
symbolem szlacbetnego phtrjotyzwu, 
jedna z ofiar prześladowania religii i 
narodowości naszej, ś. p. ksiądz Józif 
Wyszyński} kanouik lubelski, nit'gdyś 
profesor akademji duchownej i pro 
boszcz p'md'ji św. Aleksandra w 'IN III' 
8zHwie, 3 w roku 1861 pod,'zas czter- 
dziestu dni wolności członek komitetu 
obywatelskiego. Warszawa nie mogla 
złożyć ustatniego hułdu zmarłemu, tem 
wdzIęczniejszą j.st przeto Krakowowi, 
że wyręczył ią w spdnieniu tak świę- 
tego obowiązku. Nie w zamiarze więc 
prótnej (.hwalby. o którą Kraków nie 
dba wcultl ani Jej nie potrzebuje, Jako 
znany w całym świecie z gOl'<
cego na- 
boieństwa i gotowości uczczenia Ulę' 
Z6w zasługi ezy to W kośeiele czy w 
narodzie, bez względu n', Wet na pro, 
wincjonalne kordonowe podziałki; ale 
w imieniu nieobecnych czujemy się w 
obowiązku złożenia serdecznych po- 
dziękowań tym wszystkim, którzy przy- 
jęli udzillł w odprowadzeniu do grobu 
zwłok śp. księdza Józefa. Wśród nie- 
zliczonych tłumów narodu tłoczącego 
się za skromnym karawanem i długiego 
prawie bez końca szeregu powoz6w i 
karet miejscowej arystokracji zwracali 
na siebie powszechną uwagę: 
Jego ekscelencja ks. biskup in Pal" 
tibns infidelium, administrator djecezji 
krakowskiej, dopełniający sam ekspor- 
tacji in pontificalibns; prześwietna ka- 
pituła krakowska z asystą całego prze- 
zacnego duchowieństwa świeckiego i 
zakonnego; 
wszystkie bractwa i cechy: białe i 

zerwone, szare i czarne, niebieskie 
i zielone, kapturowe i bez kapturów, 
z obrazami świętych na piersiach i na 
plecach; 
członkowie stowarzyszenia Postępu} 
zarówno skorzy do czynu jak do go' 
rących odczytów i obchodu rOCZnIC i 
dni pamiątkowych; 
studenci z wydziału teologicznego 
akademji jagiellońskiej i wiele jeszcze 
innych osób i korporacji, których - 
jako nietutejsi - nie mogliśmy dokła- 
dnie rozróżnić. 


2 


Ze znakomitości naukowych wska 'znaniu, z któr4i nie miał odpowiedniego 
zywano nam w orszaku pogrzebowym dochodu; utworzymy kOIDltd bud ,wy 
kilku członków ak
idemii umiejętności, uniwersytetu z osobistości przeze mnie 
tudzid; reprezentantów Czasu} Przeglqdu wybranycb; roześl stoso- 
CtW3 wy
tąpiły bezpłatnie, po pogrze- wniejszego plllcu byłoby poL
czone z 
bje nie było żadnej stypy. .. a jeduak wielkie mi kusz tam i; na 
zczęBcie okaze 
wRzystko to widzieliśmy... w seunem. k ' k 
SJę, te amJenicz li moja - j!lko w 
tylko marzeniu!.... lepszćIIJ połoiolllł. miejscu - będzie 
Przejezdni Wm'szawiacy. daleko odpowi
dniej
zi}, bo znajduje 
się w środku minsta, li powtóre, uni- 
wersytet mozna będzie postawić w dzie- 
dzińcu, tak, żeby wskromnem swem 
Unhvers y tet W Poznaniu. ukryciu nie raził zl!wistnegfJ oka Nit'm- 
có". N a u:!ilne domagania się wsp6ł, 
członk6w kou)itetu zgodzę się na za- 
mianę mojego domu na reulu(J!ić ofia- 
rodaw,'y z dopłatą kilkUlJaatll tysięcy 
tahrów, którtJ jak raz przydadzą mi 
się na pierwsz(j potrzeby urządt	
			

/p003_0001.djvu

			ROMANZA, 


:\ 


l przez zarośla obojem icb zoczył, 
Jak obok siebie usiedli na trawie. 


Poszedłem sobie w święta na Bielany. 
Mnóstwo tam było: pań, panien, studentów, 
Szewców i krawców... słowem wszystkie stany; 
Nie brakło także społeczeństwa mętów. 


Ona mu wsparła na ramieniu głowę, 
O n ZliŚ do pirrsi przycisnął jej posta6, 
I wit-lee c'Zuł:
 prowadząc rozmowę, 
Pr!1gnęli wiecznie tak przy sobie zostać. 


Ui rozmawiają; tamci jedzą, piją; 
Ci się oddają w objęcia huśtawki, 
Inni śpiewają, a inni się biją... 
Słowem wesoło, przerózne zabawki. 


Poniewaz nigdy krzyków nie lubiłem, 
Więc opuściłem hałaśliwe grono, 
l szpdlem wolno w zadumauiu miłem 
PrMwie zupełnie pust'). lasu stroną. 


Potem ich usta - jak gdyby niechcący - 
Coraz się więcej ku sobie zbliżały; 
Aż wreszcie c8łus złączył je goqcy. 
Później całuski wciąz się powtarzały. 
Wtem nagle w krzakach coś zaszeleściało... 
Gołąbki BZY bko zerwały si
 z ziemi; 
Jakiś męzczyzna z brodą posiwiałą, 
W groźnej postawie stanął między niemi. 


Wtem jakieś dziewczę, wiotkie gdyby trzcina, 
Młodziutkie, białe, z jasnemi oczami, 
I jakiś biały bezwąsny chłopczyua 
Przebiegli szybko drugą- ściezk:
 sarni. 


Dziewczę z przestrachu oczęta zakryło... 
Cbłop('u jak w febrze nogi dygotały; 
Stary za rękę chwyciwszy go z sih ł , 
Zawołał gniewnie, czerwieniąc się cały: 


lITo tego w szkołach uczą cię, hultaju! 
Zamiast rachunk6w, greki i łaciny - 
Jak sobie schadzki masz urz
dzać w gaju 
I bałamucić niewinne dziewczyny?!... 


On jej tajemnie szeptał coś na uBzko, 
A jego mowa musiała być miłą., 
Bo się chwycIło dziewczę za serduszko 
I jak wisienka nagle zrumieniło. 
Ze mam z natury ciekawość kobiecą, 
Chętka mnie wzięła, dojść kto to jest taki, 
I gdzie lSarn na Bam tak pospiesznie lecą. 
Ślad w ślad więc idę. .. oni weszli w krzaki. 
W cbodząc, pierwej się obejrzeli trwoznie; 
Ale nikogo nie ujrzeli wcale, 
Gdyz ja za nimi szedłem tez ostroznie, 
W ciąż się za drzewa kryjąc doskonale. 



Dam ja ci schadzkę, te ją wspomnisz we śnie 
Boś tak przyjemnie zadnej nie przepędzał 1 (, 
Rzekłszy to, laską zmierzył go b01eśnie... 
Nic delikatnych plecó w r,ie oszczędzał. 


Potem za rękę chwycił córkę drzącą 
I zabrał z sobą, uie rzekłszy jej słowa; 
I tak rozdzieW parę kochającą 
Bez pożegnania "Bądź zdrów!" - "Bywaj zdrowa!" 


Kiedym w to miejsce co i oni wkroczył, 
StanąJem chwilkę i patrzę ciekawie... 


Tylko wspomnienie zostało im smutne... 
Dziewczęciu w sercu, a chłopcu na grzbiecie. 
Takieto często nieszczęsne, okrutne 
Losy ścigają. ludzi na tym świecie! 


Telegramy własne Djabła. 


Berlin 5 maja. Księciu Bismarkowi 
Z9.lecili lekarze noszenie brody zamiast 
peruki. W skutek tego minister spraw 
wewnętrznych wydał do prokuratvr6w 
ok6lnik, po]ecaj\,cy." konfiskowanie 
wszystkich pism humorystycznych - 
karykaturami brodatych męzczyzn. 
Berlin ]5 maja. Ksiątę Bismark za- 
chorował na stwardnienie karku. - 
Groźo.y przebieg tej choroby objawia 
się ciągłym zwrotem (nie zawrotem) 
książęcej 
łowy na północ. - Lekarze 
zalecili siloe upuszczenie krwi (ale 
komll'! ). 
Petersburg 2 czerwca. W ciągu bie 
żącpgo miesiąca nie zauważano ani 
jednej kradzieźy brylantów na dworze 
carskim. 
Berlin 
f> m3ja, Choroba ks. Bis- 
marka w7.maga się. -- Dr. Moltke i dr. 


Roon wezwani na konsyljum. 
Petersburg 3 czerwca. W polityce 
cisza zupełna; członkowie rodziny car- 
skiej od dziesięciu .dni wyjechali za 
grlmi('ę, albo na letnit-l mieszkanie. 
Berlin 31 maja. Wezwani na kon- 
syljum lekarze uznali konieczność wy- 
konania stanowczej operacji. - Din 
chwilowej ulgi w cierpieniu dostojnego 
pacjenta] dr. Falk zaleca wypędzenie 
kilku biskupów katolickich. 


Dobra rada. 


Chcąc żyć z ludźmi długo, trwale, 
Przyjaźnie i zgódnie, 
Widuj najblizćj ci znanych 
Raz na dwa tygodnie; 
Tych, dla których czujesz w sercu 
Drgania mniej gOI'ę-<.;e, 


Nie widuj jak raz na mIesIąc 
Lub na dwa miesią,ce; 
Resztę serdecznych przyjaciół 
Sttlraj się mniej więcej 
Widywać co pięć, co ośm, 
Lub dziesięć miesięcy; 
A chcićj wierzyć, ze niewielka 
Napotka cię strata, 
Jak się z którym spotkasz nawet 
Raz na cztery lata; 
Bo jedyny stosuneczek, 
Kt6ry pewno zbrzydzisz, 
Niezawodnie z tymi ludźmi I 
Których co dzień widzisz; 
Przekonasz się bowiem o nich, 
Zanim rok upłynie, 
Ze to puste s:} I ęeherze 
Albo pełne dynie. 
Czyż nie warto w takieh razach -- 
Proszę mi powiedzieć- 
Jak najpóźoi(;j \) tej prawdzie 
Starać się d"wjedzicć?
		

/p006.djvu

			la 

 
]WAJ GLADIATOR.ZY W EUROPIE 
I 


/' 
/
 


= ==
- :- \ 


'-
		

/p007_0001.djvu

			I z K1'CCjU? .. to byłby dopiero język A w ich serduszkach - m6j Ty miły Boże! 
klasyczny! . .. Fundują,c się na grun- 'Tyle zachwytu i tyle miłości, 
towne] znajomośei Compendtum nosz
- Ze mimo silue skromności obroze, 
crgo tytuł Antiqnitates romcmae, kon- Panienki zawsze były w gotowości 
statujemy tu, ze cała fabula Ar'rji jest I Oddać się temu i z dusz
 i z ciałem 
sfingowana, a dotyczące peripetje budzą' I z starożytn
 brabiowsk\.l koron
, 
absznwk w umyśle widzów, niemogą Kto pierwszy słowem gorflcem i śmiałćm 
cych wypośrodkowsć przewodnićj my- Zwaćby je zechciał kochanki,llub żonl,l. 
śli Afranu811......" 


(W pierwszym rzędzie krzeseł.) 
- Hacz pau mnie objaśuić, dlacze- 
go AfralJus: pl'zemawiając do lVIessaliny, 
nie tytuJuje jćj "Najjaśniejsza pani" 
IIlbo "Cesarzowo", tylko Ił aj częściej 
I nazywa ją "boska"? 
Panna Urbanowicz Mar'grabinka śliczna, I - Mnie samego to zaintrygownło; 
Rezolutna, miła, zwiuna i fertyczna; I ale przyzuam się pani dobrodziejce, 
Śmiech, płacz i kaprysy i naiwna minka.... ie historja rzymska zupełnie mi już z 
Nie moze być w świecie milsza Margmbinka.j głowy wyszła. 
I Zaczekaj pan..... przypom:nam 
sobif', io H,zymianie - tak jllk dzisiaj 
Rosjfwio - mieli ZWycz3j przyswajać 
sobie i mię ojca; w takim razie... 
- W takim razie? 
- Messalina mogła być z domu 
Boska. 
- Ależ to trudne do uwierzenia: 
szl:łchcianka polska żoną Cf'sarza rzym- 
skiego!. .. nie, to niepodobna! 
- I ja tak sądzę... i dlatego do- 
myślam się, ze autor - jako Polak- 
chciał tylKo przypomnieć nam, źe jak 
każdy !rzlacheic mógł zostać królem, 
tak k:łżda szlachcianka nawet cesa- 
rzową! 
- Myśl piękna prawdziwie, ale to 
Z3wsze fikcja tylko! 
,- FJkcja nie fikcja... zapominasz 
pan, że dla naszych archeologów nie 
ma nic niepodobnego... zawsze oni 
coś tam wygrzebią... 
- Ts... trzeci akt się zaczyna. 


Przegląd teatralny. 


Do I:nd.j1. 
Przysłowie C?) w 1 akcie przez Józefa Arrię. 
(Nowe wydanie poprawne.) 


Pan Władysław. Jadę do Indji. 
Panna Emilią. Do Indji? 
P. Władysław. Do Iudji. (Wychodzi.) 
P. Erni(ja. Do lndji jadę! 
Pani Om1jr'owa. Do rnd]i? 
P. Emi1ja. Do 1l1dji! 
(Zasłona spada.. do Iodji,) 


Bogumił Aspis. 



f()nodr:tln l)r.
ez T-:».ij::Lnego. 


'Wypilem czternaści,>.. .. siedm.... 
jestem bydlę... siedUJ... czternaście, 
bez jednego piętnaście..... pjtagoras 
osieł. . ,. teatl' bestja.... publiczność 
psia krew. . .. na świecie uie ma ni- 
kogo oprócz ionie. .. wszyscy na świe 
cie głupcy.... jaki ti
Z to ze mnie 
osieł !. .. ludzie to pchły... tak cho- 
dZ'h chodzą i sk aczą. ., jak cielęta. 
Oooooo! spisv.łem się jak bestjł.. nie- 
okrzesana. . .. słoll, to nie słońce. . . . 
aha! to mi dowcip wyszuk:łny!.... 
ruszyłem konceptem j'1k martwe cielę 
ogolJem!. .. roby tu jeszcze głupiego 
powiedzieć? . . .. niech mnie dunder 
świśnie f j pżeli wiem co gadam!..,. 
to katJIdja ze mnie!.... bo ja jestem 
artystą l. " Ił k8zdy artysta ID usi być 
pijakiem!. .. a ter:łZ spadnę i stłukę 
sobie. .. co innego, nie bok. (Pada na 
ziemię,) 
(BestJa zasłona także spada.) 


- Cóz nam po\'. iesz dobrego o Napoleon-ie? 
- Z" nnJlepiej ze wszystkich spisałysię konie, 
- Czy dlatego ze do nas tyłem się zwracllly? 
- Tak, bo nietylko one roli nie umiały. 


"Jakiś p,m .JÓzef Kościeiski napisał 
jakąś tragedię, którą podobało mu się 
zatytułowa(
 An:ja. Dziwn
 zarozurnia 
łość !. . .. Tyle juz tyg-odni pisujemy 
P?'zeglqrl rlmmalyczny w Kr'aju f a jeszcze 
ani rIJzu nie krytykowaliśmy zadnej 
arji Kościelskiego ! Nic tego nie rozu- 
miemy: dlaczeg-o rzecz się dzieje w 
llzymie? a jezeli w Rzymie, dlaczego 
rozmawiaj:} nie po łacinif', tylko po 
polsku"? a jeżeli po polsku, dlaczego 
autor nie uczył SIę języka polskiego 


() 


Gdyby pani Parżnicka chłopcem się zrodziła, 
Pewnoby Hrabią; Renć tak dobrym nie byb. 
O wskazówce z afisza kazdy zapomina, 
Choć radby s;ę przekonał: chłopiec czy 
dziewczyna? 


Pana Wojnowskiego upraszamy w 
imiPDiu publiczności, aby częścićj da- 
wał nam sposobność delektmvam:n się 
tak oryginalnie wykonanemi wyjątkami 
7, oper, jllk Scena i ar:ja z Halki. Sarn 
Bosco lepićjby nie odśpiewał! 


Płotkarka krakawskaM 


Dwie piękne córki było ich u matki, 
A zad" ćj dotl:td nikt nie brał w zamęście; 
Jak Sllfjano we na ksi\!zkach okładki, 
Strojne sukienki całe dziewcz\.lt szczęście! 


Ale niestety! 
Prózne zalety, 
Próżne wzdydłania. . . 
Mama wci\.lz wzbrania 
O rnęzu śnić! 


A papa gotów 
vV imię zalot6w 
Panny gor\!ce 
I pab.j\!ce 
Hózeczk
 bić, 


Bo prawdę mówi
c, w największym sekrecie, 
Panienki były jeszcze podlotkami; 
Lecz rezolutne jak mało kto w świecie, 
O czem się zaraz przekonacie sami. 


Bywał tam u nich, w innych gości gronie, 
Jakiś auspicjent czy a-Itskultant moze; 
Świeży rumienicc na twarzy mu płonie, 
A oczy rani:,t jak "miłosue noze". 
(Tak się przynajmnićj v!yrazały panny, 
Mówi\lc o chłopcu do ,m1-odss(d, Zuzauny.) 


Otóz na balu, który papa dawał 
Na cześć jakiegoś miłego zdllrzenia, 
Nadobny młodzian chciał ur
adzić kawał 
I zdurzyć paunę, ot tak, od niechcenia, 
Bo do karjery potrzcbn:,t mu była 
Protekcja papy; więc w pierwszym kadrylu 
"Jedna z panienek serce mu zraniła". 
A ze h widział wciąż tylko z profilu, 
'ryle jej róznych naszeptał rózlJości 
O swej niezmiernÓj, głębokiej miłości, 
I coś tam jeszcze... że w pil,itćj figurze 
Dać mu przyrzekła odpowiedz... w mll.zurze. 


Nadszedł ów mazur, podobno ostatni... 
Młodzian panienki upatruje w sali, 
I nic nie wiedz;tc, znajduje się w matni: 
Bo gdy juz hasło d.. mazura dali, 
On stan
ł w rzędzie, alu z siostrl;i drng
 
(Tak były obie do siebie podobne); 
I znów jćj szepcze do ucha d,'ść długo, 
Az się rumieni
 lica jćj nadobne. 


\V kilka dni potem wielki rwetes w domu. 
,Jak się to stało, nik, zgaduać nie może: 
Panny wieezorem znik.ły pokl'y,jornu.., 
Rano wrócily, - Gdzie był'y?.., 
W klasztorze!
		

/p008_0001.djvu

			J 


.
 


7 


Korespondencja. 


papiery,. dziec
o weźmie do zaba:vy, I S
mienie przeclewBzystk;ćm! katdy 
czasem I połkme nawet... a ty bierz sądzI według własnego suIIJlenia.... 
n
 s
oje s,umienie, tak ciyzką odpo: sum!eni
 moje. tak mi podyktowało i 
Szanowny Djable! Dochodzą mDle wI
dz
alnośc uznaDlem WI
y, ktol ej 8u.mWnlJle ośwIadczam, Zł" jako BU- 
z miasta wifści, ze nar6d nie moźe byc me mogło; bo. któż
y SIę. łaszczył mlenny sędzia przysięgły w 8prawach 
zrozumieć, dlaczego ua wszystkie py- na pół cent
?! Nległupln:! I dlah'
o tycz.ących się sumipnia postępuję z całą 
tania odpowiedziałem: m'e. B'ldź więc na wszystkIe trzy pytama odpowle- sumIennością. 
łaskaw przyj:,ć moje wyjaśnieni(', które działem: nie. Jeden z dwunastu a raczej d,vnnasty. 
- jak sądzę - powinno wszystkich Co do pytania czwartego: Czy ob 
zadowolnić. winiony sprzeniewiel'zył kwot
 wyzszCf: 
Ze st9nowiska prawnego orzeczenie nad 300 gulden6w'j powodowałem się 
moje mogłoby zapewne ul"gać zarzu- tąz samą skrupulatnością. Bo proszę 
towi, ale nigdy ze stanowiska sumienia. mi powi('dzieć, ile to jest "więcej nad - To więc już pewna wiadomość, 
Jestem skrupulatny; tymczasem w trzysta"?... Trzysta jeden, czy mi- że znów wybierają nam Nieme!! na 
uczynionych nam pytaniach ządano Ijon, czy djabeł wie ile?.. I jabym profesora. 
stanowczego orzeczenia, czy obwiniony miał sumienie moje narażać w rzeczach - I powinniśmy być clumni z tego 
sprzeniewierzył taką a taką sumę gul, tak niepewnych? ., A nużby się wie wyboru.... Nie ma to jak niemieckie 
denów i pól centa. Na guldeny mógł- i rzycielom tego pana zachciało przy- wykłady!. . . 
bym się był zgodzić, ufając zdolno, czepić do mnie o jaki" kilkadziesią.t, - Po
zlwlarn 
()legę!. .. ';Jęc ,cz.l'go 
ściom matematycznym rachmistrzów tysięcy?!... "Powiedziałeś, że winien było takle krzykI WYPI':lWHJC, pokl tu 
śledczych; ale szło Uli najwięcej o to wiqcej nad aoo) to płać teraz za nie, wszyslko by
() po fJlelIJ,lecku?! , 
pół centa. Cóż. łatwif'jszego jak zarzucić go 1" Jeszcze raz pomyślałem sobie: . - To nasI poprzednIcy.... my?ysm.y 
p6ł centka ? " wsunie się to między niegłupim . ., i odpowiedziałem nie. SIę wcale o podobne rzeczy IIle gnIewalI. 


W czytelni akademickiej. 


A. B. C. 


Chociat pobotny z natury dobrodziej, 
Czule się wdzięczy, gdy na AB. wchodzi. 
Nawet dewotka, sto klepi:
c pa('ierzy, 
Jeśli myśliwy na AB. wymierzy, 
Chociaz nabozna, obejrzy się skromnie 
I myśli w duszy: "Ach! on mierzy do mnie 1" 


dla Kra ko'Vvian. 


. . . . . . . . . . . Słuchajcie Panowie! 
Wiecie dokładnie, Że w n,ieście Krakowie 
Co ma największy. w Europie rynek, 
Gdzie ile chłopców tyle i dziewczynek; 
Gdzie mimo modłów, mimo nabożeństwa, 
Dzieją się jednak w8zelakie błazeństwa; 
A djabeł kusi tu niejednę babę - 
Jest bruk z asfaltu, zwany Iinją AB. 
Mimo cią.głego nil tćj linji wiatru, 
Co wi.-je strasznie prosto od teatru 
Ku Pannie Marjl, potem pędzi w pole, 
Biorą.c cylindry, kręcą.c parasole,- 
Pomimo tego ów bruk asfaltowy 
;P
'ysi, blondyni, siwi, białogłowy 
Tłuką. bez przerwy z rana do wieczora, 
Czy to gorąco, czy to zimna pora. 
"Bo całe miasto, co żyje z finansów, 
Musi mieć przecież kącik do romansów." 
Powiecie mozf\?.. Nie racja fizyka; 
Lecz tu on z onf!: zawsze się spotyka. 
'I'u mą.z niejedl'lI - gdy zona odjedzie 
Westchną.wszy mocno, chodzi po obiedzie; 
A choć się zmęczy przpz spacerowanie, 
Miły uśmieszek na deser dostanie... 
Pełen uczucia, !,ełen uprzejmości, 
Bo nieobecna zona nie zazdrości. 
A choć ksiądz woła, że niesfornie żyjem, 
Gdy żony nie ma, nikt nie weźmie kijem. 
Owszem przeciwnie, jeszcze prędzej nawet 
Zona mężowi oddł\je wet za wet. 
'I'u i myśliwi biorą stanowiska, 
Bo ka:\dy mote przypatrzyć się z blrskB, 
Jak ci<}gną słomki, trzepi;,c skrzydełkami; 
Tu i duchowny - mówiąc między nami 


Ba! zydzi nawet, gdy tu spact'rują" 
Tak jak na BC. rubli nie wekslują. 
Zgoła. te wszyscy - gdy jest we zwyczllju 
Męzkif'go czy tez zeńskie
o rodzaju; 
Starzec, chociaz go ciętki kaszel dusi J 
Po linji AB. spacerować musi. 
Tylko ze wieher, co tu cią.gle wieje, 
Rozpędza jakoś projekta, nadzieje; 
Boć w pierwszym planie stoją. dziś finl\nse. 
Więc i ą z wiatrem daleko romanse; 
A on czy ona, odbywszy tu hece, 
Połozy uszy i zmyka na BC. 


Ale jeszcze post scriptum. " zn6w na linji CD., 
:Mimo czterech księgarni widać wielką biedę; 
Ochota do czytJlnia wt!tą.pić tu się boi, 
Bo warta na odwachu nieustannie stoi. 
Mógłby księgarz unikną.ć wielkich I!ie
zczęsć gromu, 
Dodając śłf'dzia g?'atis do kAzdf'go tomu, . 
Lub dwie pary kiełbasek do jednego dzieła... 
Moz<:'by do nauki chętka ludzi wzi,;,la. 


Jeszcze jest jedna linja. .. tak O:\ZWaIJR AD. 
Ta znowu mimo chęci ma dosel wielk,
 w::odę: 
Bo ze tu kamienic
t jest "pod Baranami", 
Więc z tych, co tędy idą pod pachą z książkami, 
Każdy marzenia swoje gdzieś tam w górę wznosi, 
A nie uważa na to, co pod pachą nosi. 
Lecz trudno!... nieboraki nie poradzą sobie. 
W 8zystko się dziś zmieniło, bo KnapczYJlski w gro bie, 
Który choć nigdy ucznia nie wydał z s,"krctu, 
Próżniaków i nicponiów brał do g-abinetu. 
TAm owa cast£gatio dawna domel-itica 
vVypędzała romanse, ucząc co fizyku.
		

/p009.djvu

			R ok V. 
I 


Kraków 7 czerwca 1874. 


. 
 



A':', 


5
- 


'" 

. 
-: ... '. 
 
, ,,, - ,-,
 

' 

V';'.' 
?'j 


'
 
,\} 
.h" 
 
-,.

 


Nr. 118. 
- , 


>, 



 


".

., " 

 '''
 


,
.':,.

, 

_"'
 ,,"VI'" 
....>4f. . 
"
' . 


-,;:, 

 


;"'
-:',

,
 ... 



- 
- 
-, 
...::-",,
- 

:-:

- 


/"
 


Redakcja przy ulicy Bw.IFilipa Nr. 73. 


Y' 
\ 


Przedpłata kwartalna: 


Wychodzi 7 i 22 każdego miesiąca. 


Rękopisma nie z1'l'racaj
:się, ale bywaj
 
niszczone. 


t 


 

 


w Austrji złr. 1 cnt. 25, 


Numer pojedynczy 20 centów. 


w Niemczech 25 srgr., we Francji, 
Relgji i k8. Naddunajskieh 3 franki. 
Ogłoszenia po 10 c. od wiers 
 


rnJ [p (l @ 
 
 
 [p 
 
?J rn1 
 
 @]
 


Lubi8z ułudne pol8kich marzeń kwiaty, 
Przyjmij więc jeden w ofierze j 
Ostatnia gadka z wielkopolskiej chaty 
W IIZ8ty 8ię rymu przybierze. 


Ci chcą ojczyznę mieć z wiary odartą, 
Ci gubią Pol8kę dla wiary; 
Ci znów z 8zuler8ką bratając się kartą, 
Z dymem pU8zczajl) talary. 


Nie żądaj od niej świetnego ubrania, 
W czarne się barwy przY8troi; 
Smutne 8ą ludu na8zego podania, 
Smutny im wierszyk przystoi. 


Ryeer8kie dobra w obce ręce idą, 
Niemiec 8ię gnieździ i pleni j 
Chłopek za morza ucieka przed biedą, 
Re8zta w :żydow8kiej kieszeni. 


Dopóki brzoza na Gryżyńskićj ziemi 
W p08trachu młodzie:ż trzymała, 
Naród 8ię szczycił braćmi poznaó8kiemi, 
Za wzór Polonja ich brała. 


Górą prywata, 8prawy osobi8te, 
Szalbier8two głowę podnosi j 
Rzadkość dziś ręce i 8umienie cZY8te, 
O rózgi każdy dziś pro8i. 


I była karność w tym pruskim zaborze, 
Strz"żono wiary i mowy; 
Gałązki brzozy ćwiczyły w pokorze, 
Pędziły rozum do głowy. 


Ale dziś nie ma już Gryżyó8kiej brzozy, 
Białej jak 8krzydła anioła j 
Rózj:{ę dziś inne zastąpiły łozy, 
'Valą 8ię cio8Y dokoła. 


Ale powoli opiekuńcze drzewo 
Traciło 80ki :żywotne j 
Wiec jedni w prawo, a drudzy na lewo 
Wytknęli tory nowotne. 


Runęła jedność i potęga ducha, 
W ślad dąży nieszczęść nawała j 
Ka:żdy rej w(jdzi, nikt wodzów nie słucha, 
Bo biała brzoza spróchniała. 


Tu liberały, tam ultramontanie 
Ciągną gdzieś naród bezwiedny j 
A z góry ucisk, z dołu narzekanie, 
Coraz biedniejszy kraj biedny. 


I coraz wieści smutniej8ze nadchodzą 
Pełne i 8trachu i grozy, 
A gdy się starcy na. gawędkę scbodzlh 
Gryżyń8kiej żałują. brzozy. 


Dja beł:. 


Dodatek.