/113_0001.djvu

			Strajk szkolny (rok 1905) 
2) 


II. ODSŁONA. 


Scena ta sama, pokój). 
G08pn o dyni (porząd
uje). Ni
 .to, 
obrego nie 
,vyniknie z tych tam z.ebran l roznych kółek, 
biedy się chłopaki napytają i tyle. I ten An- 
toś poco to mu potrzebne? a jak to poroz- 
rzu'ca wszystko... o, książka pod stołem (pod- 
n03; dmucha, wyciera rękawem, ściele łóżko). Co? 
i t
 książka, w sienniku? (Ogląda). Jakaś in- 
na, pewnie jakie romansidło (czyta): "Dzieje 
narodu polskiego". (Słychać szum na ulicy), Cóż 
to za hałas na ulicy? (Podchodzi do okna): Jezus, 
Marja! co to? pełna ulica chłopaków! (Słychać 
okrzyki: "precz! precz!"). Boże, co to się dzieje? 
(	
			

/114_0001.djvu

			Karol. Aż tu nagle wyskakuje ci taki brzdąc, 
może z drugiej klasy, z realniaka, no, szcze- 
niak, mówię wam, zdejmuje tornister z pIe- 
ców, za pasek i młynka, o tak (chwyta mando- 
linę ze ściany, pokazuje) okręca nad głową i wali 
na kordon. 
 
Zygmunt. A policja stchórzyła. Ha! ha! 
Wszyscy. Ha, ha, ha! 
Karol. Na przedzie stał taki gruby rewiro- 
wy z szablą, to ten szczeniak, prosto na nie- 
go, to ten rewirowy zgłupiał całkiem, puścił 
szablę, głowę rękami osłonił i w nogi! 
Wszyscy. Ha, ha! 
Karol. Zrobiła się w kordonie dziura, to my 
kupą za brzdącem i przerwaliśmy kordon, a już 
na Marszałkowskiej była droga wolna, wi.ęc 
poszliśmy.... 
Antek. A dziewczyny za nami. 
Karol. Tak! a potem,.. (Słychać stuk i wchodzi 
c:JtCichał i Jurek, rozpromienieni). 
Michał. (krzyczy): Tak, jak mówiłem wczoraj, 
wyszli wszyscy, jak jeden mąż, i wszystkie 
żeńskie budy, cała Warszawa! Niema już ro- 
syjskiej szkoly! 
W N . . 'II 
szyscy. lema, nIema... 
Michał. I{oniec naszej udręki! Teraz tylko 
wytrwać, nie dać się złapać na żadne obiet- 
nice. 
Jurek. I wytrwamy! Wrócimy wtedy tylko 
. na ławę szkolną, gdy władze ustąpią i zgodzą 
się, by lekcje odbywały się po polsku. 
Michał. Muszą się zgodzić! (Drzwi otwierają się 
i wchodzi nowy uc zeń, zatrzymuje się przy drzwiach, 
patrzy). 
Stefan (z przekąsem). No, to jeszcze nie wia- 
domo, czy muszą, (Wszyscy zwracają się ku Ste. 
fanowi.C;isza). 
Karol. Co on gada? (Micha
patrzy surowo i z wy- 
rzutem na Stefana). , 
Stefan. N o, co tak, się patrzysz? 
Mich"ł. Nie przypuszczałem, że zajmujesz 
takie stanowisko wobec... 
Stefan. Tu nie potrzeba żadnego stanowiska, 
każdy rozsądny człowiek przyzna, że stała 
się rzecz szalona, że ta cała heca, ten wasz 
strajk... 
Karol. Heca!! Jak Boga kocham, nie wytrzy- 
mam i s prawię Dl u lanie! (przedziera się ku Ste- 
fanowi; innł powstrzymują go). 
Michał (do Karola) Zostaw! (do Stefana z wy- 
rzutem). Dlaczego mówisz heca? dlaczego hecą 
nazywasz nasz poryw, naszą gorącą chęć, na- 
sze pragnienie, by sźkoła była w Polsce na- 
sza własna, a nie obca i wroga, by była nam 
matką a nie... 
Józek. Katem! 
Stefan. (zmieszany) Ja tak nie myślałem, ja... 
nie chciałem, ja... owszem, ja też chciałbym, 
by szkoła była polską, ale... 
Michał. Ale? - 
Stefan. ,Ale ja nie wierzę, by strajk się udał! 
Wszyscy. Nie wierzysz? 
Stefan. Tak, nie wierzę, dziś się krzyczy: 
precz ze szkołą rosyjską, a jutro, za tydzień 


STR. 114 


albo za dwa wróci się do niej i znów będzie 
to samo, tylko, że jeszcze gorzej. 
Józek. Gorzej? 
Stefan. Tak, bo mścić się na nas będą. 
Karol. A niech spróbują! 
Stefan. Ty im zabronisz? pierwszego wyleją" 
zobaczysz! z wilczym biletem! 
Karol. (przepycha się do Stefana). A właśnie,. 
że nie wyleją, bo ja się sam wylałem i gwiż- 
dżę na wilcze bilety! rozumiesz? I wylałem się- 
nie po to, by wracać do budy. A ty wracaj, 
jeśli chcesz. Ale nas nie strasz! 
Wszyscy. Nie strasz! 
Michał. Dobrze mówisz, Karolu, daj łapę 
(ściskają sohie ręce), My nie wrócimy prędzej do 
szkoły, aż ona będzie polską (zwraca się do ko- 
legów): . 
Wszyscy. Nie wrócimy! 
Michał. Na to przysięgamy! (podnosi rękę do góry).. 
W szyscy. (podnoszą ręce, chórem) Przysięgamy t 
Józek. (do Stefana) Stefku, a ty? czy nie zo- 
bowiążesz się razem z nami? 
Stefan. (hąka) ja, nie wiem, mnie pół roku 
tylko do matury zostało, zresztą ojciec jest 
zdania... (Wpada gospodyni). 
Gospodyni. (krzyczy) Chłopcy, gdzie moja Zo- 
sia? Coście zrobili z Zosią? 
Antek. Z Zosią? 
Gospodyni. (nie zwracając na niego uwagi) Gdzie> 
moja Zosia? (Rzuca się z pięściami ku najhliżej 
stojącemu Zygmuntowi, ten się cofa przestraszony) coś- 
cie zrobili z moją córkąl (
V ytrząsa rękami) WY. 
niegodziwcy, wy głupcy! Zamiast się uczyć spo- 
kojnie, urządzacie bunty. Obałamuciliście mi 
dziewczynę, pchnęliście ją na zgubę! Teraz ją 
wydalą z gimnazjum. A może ją aresztowalia. 
A może zabili! Widziałam ją w tłumie, otoczo- 
ną policją, więc pobiegłam ratować i nie zna- 
lazłam i... (wyhucha płaczem). 
Karol. Proszę pani, mnie się zdaję, że pan- 
nie Zosi nic się nie stało, widziałem, jak szła, 
z całą budą na Krakowskie Przedmieście..
 
i nie była wcale zabita! 
Gospodyni. (rzucając się ku niemu) Widziałeśf: 
(chwyta go za ręce) Chłopcze drogi, widziałeś?! 
Zygmunt. (podszedł przedtem dookna, wola:) Ol idzie, 
koleżanka Zosia i Jurka siostra. 
Gospodyni. (rzuca się ku oknu) Idzie?! 
Zygmunt. Właśnie weszły do bramy. 
Gospodyni. (rzuca się ku drzwiom) Zosiu! (Wcho- 
dzi Zosia i 
V andzia). 
Gospodyni, (chwyta W ohjęcia córkę) Jesteś, jes- 
teś i nic ci się nie stało? nie porąbali cię sza- 
blami żandarmi, nie zabili? O ty niedobra (pla- 
cze na szyi Zosi), tak przestraszyć matkę! 
Zosia. Ale, mamusiu, nie płacz, przecie wi- 
dzisz, nic mi się nie stało. 
Gospodyni. Bogu dzięki N ajwyższem u! Bogu 
dzięki, ale ty niedobra, jak mogłaś, jak mogłaś?! 
Zosia, Mamusiu, nie gniewaj się, ja przecież 
musiałam... 
Gospodyni. Ja wiem, ja wiem... Ciebie zmu- 
sili. Ciebie pociągnęły te obrzydliwe chłopa- 
czyska. 


ISKRY
		

/118_0001.djvu

			2) 


ZAGŁOBA W WARSZAWIE 


...... HUMORESKA ...... 
Napl.sał Jarosla_ Waga 


'Poczqtek lej humo,e_ki oglo.z&ny hyl w N,. 4 "T.kie," (_I'. 66). W iwieżo 
odwalonej _ta,ej, piwnicy Pukiela w Wa,szawie znojduje się Zagloha i Wqlody. 
jaw_ki, któ,zy p,ze_pali dwa i pól wieku. Zhudzonych ze _nu dla wyjainienia 
dziu!nej ma_ka,ady p,,,te,unkowy zahiera do komi_a,jatu. :J\(alu,alnie wyglqd Wa,- 
szawy, a zwla6Zcza samochody i aeroplany wp,awiajq obu w osłupienie ku ucie6Ze 
gawiedzi. 


W KOMISARJACIE zaszła nieoczekiwana 
i gwałtowna zmiana na korzyść naszych 
bohaterów. Komisarz poznał odrazu pana Za- 
głobę i pana Michała i nietylko kazał ich 
puś('.ić, lecz sam z nimi poszedł do "Europy" 
na obiad. 
Obiad niebawem stał się jedną nieprzerwa- 
ną owacją. Wzięła w niej udział cała publicz- 
ność, która podówczas była w dużej sali "Eu- 
ropy" i liczny tłum, który się zebrał przed ho- 
telem w oczekiwaniu codziennej zmiany warty. 
Niestety, Zagłoba przy tej okazji upił się 
i to całkiem beznadziejnie. 
Ku wieczorowi obu ich pijanych i nigdzie, 
jak się okazuje, nie meldowanych, zabrał ko. 
misarz do siebie. ' 
Po całodziennych owacjach i Hbacjach na- 
stępnego dnia trzeba było się zetknąć z praw- 
dzi wą już i twardą rzeczywistością. 
Nie meldowani, nie mają mieszkania, nie 
mają dowodów osobistych. Na kogo się mają 
powołać? 
A no, wymieniają Skrzetuskiego, zbarażczy- 
ka, kt
ego Rzędzian pachołek ratował, po. 
wołują się na Kmicica, na Sapiehę i Czarnie- 
ckiego i innych, omijając nazwiska zdrajców, 
by nie ściągnąć na się podejrzeń, więc nie po. 
wołują się na Radziwiłłów, ani na Radziejow- 
skiego, ani na Opalińskiego. 
. Ku ich zdziwieniu nazwisko Skrzetuskiego 
nie wywarło żadnego wrażenia, natomiast bar- 
dzo zaimponowało nazwisko Rzędziana. Oka- 
zało się bowiem, że był już wielkim dygnita- 
rzem. Zagłoba i pan :Michał woleli jednak roz- 
mówić się z panem, niż z jego dawnym pa- 
chołkiem, jakkolwiek Skrzetuski, który się 
był obudził wcześniej, był tylko radcą mini- 
sterjalnym w szóstym stopniu służbowym. Ko- 
misarz radził zadzwonić. 
Co to znaczy "zadzwonić"? Czy to trzeba iść 
do klasztoru i dzwonić przy furcie? 
Komisarz podszedł do telefonu, podał numer 
i po chwili wyciągnął do Zagłoby słuchawkę, 
mówiąc: 
- Pan radca Skrze tu ski przy telefonie. 
Kiedy komisarz coś mówił do pustej rurki 
ze sznurkiem, jak do człowieka, Zagłoba szkla- 
nem okiem wpatrywał się w niego i szczypał 
się w policzek. I kiedy komisarz wyciągnął 
doń słuchawkę, stanowczo powiedział: 
- Nie. 
- Jeżeli to prawda, że on tu jest, to ja go 
chcę żywego, a nie tych sztuk szatańskich. 


8TR. 118 


Stanęło wobec tego na tem, że Skrzetuski tu 
zaraz sam przybędzie. 
Jakoż po chwili zjawił się Jan we własnej 
osobie. 
Wyściskał ich obu, tylko może nie tak czule, 
jakby to dawniej zrobił. Niemniej jednak był rad 
im z całego serca. Po pierwszych wykrzykni- 
kach i uściskach przystąpił do rzeczy. 
- Przedewszystkiem musicie się ubrać po 
ludzku - powiada - widzicie przecie, że tak 
się teraz nikt nie ubiera, ot i ja jestem, jak 
się dziś mówi, "po cy
ilnemu". A następnie 
dla . zdobycia stanowiska najlepiej pomówić 
z Rzędzianem, to jest sprytny i wpływowy, 
człowiek. Nie poznałem się na nim w swoim 
cZasie. A i nosa miał: obudził się wcześniej 
od nas wszystkich, właśnie w czasie spadku 
waluty, czyli dewaluacji, no i teraz to jest. 
wielki pan, wielki dygnitarz... o ho. hol Tak, 
ma nosa! Dziś to najważniejsza rzecz mieć no- 
sa. Kto bez nosa, to całkiem paskudnie. Ot 
ja... tak,.. na sobię to czuję. 
Musieli się przebrać. W czasie dobierania 
kostjumów zaszły komplikacje: ani Zagłoba, 
ani pan Wołodyjowski nie chcieli przystać na 
cywilne. Kiedy Zagłoba, ubrany we frak, sta. 
nął przed zwierciadłem, to, zobaczywszy siebie, 
""padł w taką furję, że o mały włos nie po- 
darł na sobie fraka; nie mógł się napluć na 
tę "ohydę bisurmańską". Nie trafiły do gustu 
i inne stroje cywilne. Zatrzymali się na "demo- 
bilu" Jakieś frencze, czapki wojskowe, dłrtgie 
buty, no i jakoś się pogodzili wreszcie z ko- 
niecznością przebrania się. 
Zaczęło się dla nich teraz obijanie progów 
różnych urzędów i kołatanie o posadę. Wio 
dzieli się z Rzędzianem, lecz go Zagłoba odra- 
zu zwymyślał, a pan Michał dodał. Nic [więc 
dziwnego, że Rzędzian, acz wielki dygnitarz, 
i bardzo ustosunkowany, nie pomógł im wcale, 
przeciwnie - jeszcze tu i owdzie o nich 'ode. 
zwał się z przekąsem. 
Parę miesięcy mnsieli się poniewierać po 
Warszawie, zanim coś wymolestowali. Wyro- 
bili sobie tymczasem i obywatelstwo polskie, 
i dowody osobiste. A jednocześnie wydali już 
prawie do cna te dukaty, które były w pasach 
słuckich i trzosach w dawnym ich stroju szla- 
checkim. 
Poznali tymczasem i Warszawę nową. Przy- 
zwyczaili się prędko. Olśniewało ich światło 
elektryczne, któremu się nadziwić nie mogli; 
jeździli chętnie tramwajami, których się już 


ISKRY
		

/119_0001.djvu

			nie bali. Tylko, że Zagłoba wciąż sarkał, że 
się ociera o wszelką hołotę, która za te same 
25 groszy jedzie obok niego. Chodzili z panem 
Michałem do kina i bardzo im się ono podo- 
bało. Podobały im się bardzo i warszawianki,... 
tylko te spódniczki za krótkie!.. pan Zagloba 
więc brał początkowo wszystkie kobiety Z:J. 
dziewczątka. Jednak do zgiełku przyzwyczaić 
się nie mogli. Czuli się w Warszawie obco 
i głupio. Nie mogli opanować rzeczywistości. 
Cierpiał z tej racji zwłaszcza pan Zagłoba, 
nikomu bowiem nie mógł imponować swą eks- 
perjencją. Gdzietam! Sam na każdym kroku 
musiał ludzi prosić o naukę, o objaśnienia. 
Po długich ceregielach, niepowodzeniach, przy- 
krościach przerneśli się wreszcie na kresywschod. 
nie. Dowiedzieli się bowiem, że kresy wschod- 
nie od ich czasów wcale się nie zmieniły, tam 
po dawnemu był wiek XVII _ _ - -,' 
Pan Michał został dowódcą odcinka KOP'u 
w miasteczku pograniczne m, Dubnie,pan Za. 
głoba w tem samem Dubnie został komendan. 
tem P.K.U. Czuli się tu, jak dawniej, jak u sie- 
bie w domu. Wprawdzie i tu też była kolej' 
1.elazna, zdarzały się nawet i samochody, lecz 
pozatem wszystko było po dawnemu i brudne 
miasteczko, które pan Zagłoba dobrze pamię- 
tał z czasów wojen kozackich, i ludność rus- 
ka, i żydzi, i wódka... słowe-m czuł się jako 
- tako; nawet nieile. Prawda, wolałby może miód, 
niż wódkę, ale... miody też odeszły do historji 
razem ze stuleciem XVII. 
Odetchnęli więc w Dubnie pełną piersią. 
Znalem tam i przyjaciela z dawnych czasów, 
był nim ksiąd2. Muszaiski, proboszcz miejsco- 
wy. To też plebanja teraz często widziała goś. 
ci, a szło od niej wesele, rozgwar, śmiech... 
Trafili zresztą do . Dubna przypadkiem. Ro- 
zeszła się bowiem wiadomość, że Bohun zo- 
stał sowo bandytą, więc pan Michał nie mógł 
usiedzieć na miejscu w Warszawie i obaj do- 
póty piłowali Skrzetuskiego, aż zdobyli nomi- 
nację do Dubna. 
Dubno. Ciche kresowe Dubno. 


Pan Zagłoba w P. K. U., pan 
Hchał - na 
posterunku. Spędzają razem częste wieczny, 
raZem wpatrują się w rzeczywistość, razem 
rozpamiętują. 
Razem też czytają historję Polski Lewickie- 
go od roku 1672. 
Dużo zrozumieli dopiero z historjil A prze- 
dewszystkiem zrozumiał Zagłoba, że naprawdę- 
spali w piwnicy u Fukiera przez całe lat 250. 
- Wyspaliśmy się, Michale, col... teraz mo. 
żnaby już i wcale nie spać!" ' , 
Dopiero w tych długich rozmowach z p. Mi- 
chałem przy kufelku (nie miodu, niestety!... 
lecz piwa!) stawał się Zagłoba samym sobą, 
dawnym Zagłobą. Tu dopiero jaśnial jego 
umysł filozoficzny. 
Porównywał to, co było (w w. XVII), z tem 
co jest. Dziwował się wprawdzie zewnętrznej 
szacie nowego życia, lecz w sednie widział to 
samo. 
- Michale - powiadał - bo widzisz: tylko 
"viribus unitis przy boskich auxyljach". A to 
jak było, że każde n sobie, tak i teraz to samo. 
Ale przedte-m choć w Boga wierzyli, a teraz...! 
Były podobno klęski, była nawet niewola 
długa, jak w historji piszą, a jednak jeszcze- 
mało. Napijmy się, Michale! 


Już pan Michał parę razy rozgromił watahy 
bandyckie, 'nawet kilku Bohunów żywcem 
przyłapał; tylko była to snać hołotka podJej- 
szego gatunku, tamtego prawdziwego junaka- 
Rohuna nie zdybał. 
Nudził się. Zaczął częściej dotrzymywać pia- 
CH panu Zagłobie, który pił i rozpamiętywał, 
rozpamiętywał i pił, przenosząc się myślami 
i sercem do XVII wieku. 
I miewał słuszność faktor Zagłoby, żydek 
oczywiście, kiedy w takich wypadkach mówił 
do oczekujących na przYjęcie interesantów, że 
pan Zagłoba nie przyjmuje, bo wyjechał... 
"uf szedemnaste stulecze" . 


KONIEC. 


W Nr. 4 ogłoszony był w związku z zamieszczoną połową humoreski konkurs literacki 
na pomysłowe jej zakończenie. . 
Na konkurs nadeszło w terminie ogółem 35 prac z całej Polski, a nawet jedna z Belgji 
Nadto nadeszło kilka prac po terminie oraz kilka nieodpowiadających warunkom (głównie 
bez koperty z nazwiskiem). ' 
Zamieszczone wyżej zakończenie jest pióra autora noweli. Po rozstrzygnięciu konkursu 
wydrukowana będzie praca nagrodzona. . 


PRENUMERATORZY "ISKIER". 
Mogą nabywać PO
NIŻONEJ CENIE poprzednie roczniki 
Rok 1927 - bez oprawy 8 zł. w oprawie 10 zł. 
Rok 192& - 16 zł. 18 zł. 
Rok 1929 - 12 zł. 14 zł. 
Należność najlepiej wpłacić przez P.K.O. 13893, dOliczając na przesyłkę 1 zł. 20 gr. 


J'.i7 


STR 119
		

/120_0001.djvu

			SYN 


WISŁY 


OPOWIADANIE Z NIEDALEKIEJ PRZESZŁOŚCI 
Napisala ZOFJA SOKOŁO'W'SKA 


7) 


. 


VI. WOJNA. 
N A POCZĄTKU lata f. 1914 obaj chłopcy 
z Kacprem pojechali na odpust do mia- 
steczka na drugim brzegu Wisły. Dzień był 
piękny i ludzi zebrało się mnóstwo; wielki 
ruch i gwar panował na rynku, gJ.zie rozło- 
żyło się pełno kramów. 
Wtem rozległ się żałosny krzyk, górując nad 
gwaren1. Z bocznej uliczki wysunęła się wy.. 
soka kobieta z rozwianym włosem, obłąkane- 
mi oczyma, w podartej odzi eży i szła przed 
siebie, wołając: . 
- Biada nam! biada! Widzę wszędzie kre
" 
i 'płomienie, całe morze krwi! Biada! 
To posępne zjawisko sprawiło silne wraże- 
nie na rozgadanym, rozochoconyn1 tłumie: 
umilkły naraz gawędy i śmiech skonał na 
ustach. Ludzie ze strachem rozstąpili się przed 
nieznajomą kobietą. 
Niezat.rzymana przez nikogo, szła z podnie- 
sionelni rękoma, jakby w śnie pogrążona, i lęk- 
liwyn1 głosem powtarzała wciąż te same zło- 
wieszcze sł owa: 
- Biada! biada! Widzę płomienie i krew!... 
- Ona jest niespełna rozumu - rzekł Kac- 
per do chłopców. - Odkąd w chałupie spaliło 
jej się dwoje dzieci, widzi przed sobą jeno 
ogień i krew. Niewiadomo, czem ona żyje 
i gdzie mieszka; tuła się od wsi do wsi i, jak 
puszczyk, wróży nieszczęście. 
Pr4.enikliwy krzyk biednej warjatki jeszcze 
raz zabrzmiał na drugim końcu rynku, a po- 
tem ucichł. Opuściła miasteczko i poszła da- 
lej straszyć ludzi posępną przepowiednią. 
I{iedy po powrocie do Roszewa chł9PCY opo- 
wiedzieli o tern, pan Norbert pokiwał głową 
i rzekł jakby do siebie: 
- Przed zburzeniem Jerozolimy jakiś nie- 
znajomy starzec tak samo chodził po ulicach 
i przepowiadał nieszczęście... 
W kilka dni później rozbiegla się piorunu- 
jąca wiadomość: 
- Wojna wypowiedziana! Niemcy zajęli Ka.. 
lisz i vVło
ławek. 
Pod Roszewem nie przepłynęła już Wisłą 
ani jedna tratwa, ani jedna berlinka ze zbo- 
żem, ani jeden parowiec z Warszawy
 zato od 
czasu do czasu zjawiał się opancerzony statek 
niemiecki, budząc strach w nadbrzeżnych lnie- 
szkańcach, miał bowiem na pokładzie arma.. 
ty i karabiny maszynowe. 
Po kościołach śpiewano żarliwie "Od po. 
wietrza, głodu, ognia i wojny, zachowaj nas, 
Panie!" Po wsiach kończono żniwa, lecz lu- 
dzie chodzili, jak struci, przeczuwając, że sku t- 
kiem wojny zwalą się na kraj okropne klęski. 
W październiku po raz pierwszy doszedł do 
Roszewa głuchy odgłos strzałów arn13 tnich. 
Chłopcy usłyszeli go w polu po raz pierwszy 


STR. 120 


przy kopaniu kartofli i wpadli z tą \viadomo.. 
ścią do dworu. 
- Chcą zdobyć Warszawę - mruknął pan 
Norbert, marszcząc gęste siwe brwi.-W r. 1806 
z niej zmykali przed Francuzami. 
Przez kilka tygodni słychać było w Rosze- 
wie stłumiony grzmot armat, ale tym razem 
Warszaw
 nie wpadła jeszcze w ręce Niell1- 
ców. 
Na początku zimy wojna zbliżyła się do Ro- 
szewa: Niemcy po raz drugi szli na Warszawę, 
zaciekle bronioną przez Rosjan. Zająwszy zie 
mię Dobrzyńską, tyle razy niszczoną przez Krzy- 
żaków, prawym brzegiem Wisły, posuwali się 
ku Płockowi. Roszewo leżało przy gościńcu, 
nie minęły go' więc przykrośei .najazdQ nie- 
mieckiego. Pan Norbert nie mógł patrzeć na 
to jak rabowano jego śpichrz, stajnię i obo- 
rę: zamknął się więc W s\\,"'oim pokoju, zdając . 
wszystko na żonę, mówiącą biegle po nie- 
miecku. 
Kubuś kręcił się wciąż między wojskiem; 
zaciekawiały go armaty, granaty ręczne, psy 
do wyszuki wania rannych na pobojowisku. 
Żołnierze uśmiechali się do pięknego i śmia- 
łego chłopca a poznallczycy chętnie odpowia- 
dali na niezliezone jego pytania. 
Cześ przeciwnie nie wychodził prawie z dwo- 
ru i ze smutkiem patrzył na błyszczące w słoń- 
cu bagnety, ze smutkiem słuchał turkotu dzia! 
i wozów. Na myśl, że to wszystko ma służyc 
do mordowania i kaleezenia ludzi,. tkliwe .lego ' 
serce ściskało się z żalu, zakrywał oczy, żeby 
tego nie widzieć i modlił się c9dzień ia tych, 
co ginęli na wojnie. 
Rosjanie zgromadzili znaczne siły pod Płoc- 
kieln; kilka tygodni trwały uporezywe walki 
pod tern miastem i od huku armat drźały 
. . 
wszystkie szyby w RoszeWIe. . 
Pan Norbert ze zmarszczonem czołem słu- 
chał tych ponurych odgłosów. 
Przy koilCU lutego, Niemcy, odparci od Mo.. 
dlina, pobici pod PrzasnyszelTI, musieli się 
cofnąć, porzucając niezliczone wozy z łupami. 
Koniec zimy i wiosna przeszły dosyć spo- 
kojnie w Roszewie. Dzienniki tam nie docho- 
dziły, mimo to wiedziano o zawziętych bojach 
nad Rawką. o walkach w Karpatach, gdzie 
legjony polskie okryły się chwałą, o tytanicz- 
nem zmagani u się armij francuskich i angiel- 
skich z niemieckiemi we Flandrji i w Szam- 
panji. 
Pan Norbert bolał nad cierpieniami kraju, 
niszczoneg
 jednocześnie przez Ros.lan i przez 
Niemców, pocieszał się jednak nadzieją, że 
wojna europejska wyzwoli Polskę. 
- Któżby dla takiego celu pożałował ostat- 
niego grosza, ostatniej kropli krwi-mawiał- 
podobnie jak męczennicy chrz,
ścijańscy nie 
słabli podczas katuszy, gdyż ufali w triumf 


ISKRY
		

/122_0001.djvu

			I 


KARTKI Z ŻYCIA 


Dwie odwagi. 
STAW był głęboki. Zima długo nie ścinała 
'. jego powierzcbni w mocną skorupę lodową 
.aż przyszła i rozradowała serca młodych 

śniąc
 w słońcu taflą. Uciecha. Ślizgawka 
I c.oś Jeszcze lepszego - hokej, pierwszy ho- 
keJ w Sosnówce, atrakcja dla wszystkich 
mieszkańców tej olbrzymiej cukrowni. 
_ Praw:ie nie schodzili z lodu. Ciągle hokej 
l hokej.. D?brze. było grać na boisku, ogrodzo. 
nem. śDlegle
, Jeszcze lepiej, gdy dyrektor po- 
zwohł wydac magazynierowi osiem desek 
z których wkrótce Zygmunt zrobił bandY' 
ogrodzenia, przynajmniej z krótszych bokó
 
boiska. 
I wali. . tak 'Yiele r:łzy:-:- ?uże dorastające 
pamenklI sześclU uczmów. SmIechu było wiele 
rumieńców jeszcze więcej. Najciekawszym 
 
nich wszystkich był Zygmuś, zwali go poła- 
mań
em. Trudno określić, dlaczego przystała 
.(lo me
o ta .na
wa, 
rawdopodobnie ze wzglę- 
du na J
go JakI
ś dZIwne odruchy, ot, choćby 
w hokeju - naJmłodszy z nich wszystkich 
miewa dnie, w których gra świetnie w innych 
gr.a g
rz?j. niż. Marysia'. Ciekawe j
st, że naj. 
wIęcej Się wywraca. 
Mnie już nic nie boli: wszystko już sobie 
poobijałem - mówi, śm;ejąc się wesoło gdy 
Wicek chciał go podnieść po okropnern' wy. 
wrółreniu się do tyłu. Wicek, ósmoklasista 
już. prawie student, lekko pokpiwa ze sWe

 
towarzysza z czwartej klasy boć to przecie 

zieciak jeszcze. Złoszczą g
 wyczyny hoke- 
jowe Zygmusia, podziwia jego wytrzymałość. 
I przyszło słońce, stopiło śnieg, nadwerężać 
poczęło lód. Młodzi mimo to grali. Mniej tylko 
było widzów, bo na brzegu powstało błoto 
i więcej roboty było z suszeniem obuwia 
i ubrań. Czasami nawet deszcz lekko pokropił 
zapaleńców. 
Gorzej się stało, gdy, z początku mocna, 
krawędź przybrzeżna, zmieniła się w cienką 
powłokę. Szezególniej przy brzeguj tam dalej 
na boisku lód był bardzo mocny, chociat 
za
s
e po
rywała go cienka warstwa wody. 
Najgorzej Jednak było z krążkiem. Krótsze 
granice boiska były zabezpieczone de.skami 
dyrektora, dłuższe, dawniej wałem śnieżnym 
dziś ni
ze
. ni? były. bronione i szalejący od 
uderzen kiJami krązek często zaglądał hen 
daleko poza wyznaczone boisko. Gra na tern' 
wiele cierpiało, lecz oni wciąż grali. 
. Marysia zau
ażyła, że zawsze krąMk zagu. 
bIOny przynosIł Zygmuś. Lód pod nim trzesz. 
czy, pęka, ugina się - on leci bez namysłu 
i 
agarnia kijem nieposłuszny przedmiot, kie. 
rUJąc go z powrotem na boisko. . 


STR. -122 


I 


... On leci bez namysłu.... 
.., On leci bez namysłu. . 
Lód tam przy brz"egu jest tak cienki że 

az załamał się pod lewą nogą Zygm
sia 
I 
e
 ledwo zdążył umknąć z niebezpiecznego 
mIeJsca. 
- Zygmusiu, czy ty się naprawdę nie 
boisz? 
- A c
egoż mam się bać, Maryśko? 
- Lód przecie może się załamać a staw 
głęboki. Czy ty pływasz? ' 
- Trochę umiem pływać. No, zaczynamy. 
Bohun, uważaj, podam ci. 
Gdy wieczorem odprowadzał Wicek Marvch. 
nę do domu, zaczął jej dowodzić, że Zyg
uś 
wcale nie jest odważny. 
Cóż to za odwaga, jeśli on wcale nie czuje 
lęku. Ot, pcha się naprzód, lód pod nim 
pęka, a ten połamaniec ani zadrży mknie 
dalej w miejsce jeszcze bardziej g roźne' mknie 
b . . ' , 
o. me cZ!1Je obawy, f!
zumie pani?, 'on się nie 
bOI, on Dle ma uczueIa, które by nakazywało 
mu powrót, któreby podniosło mu włosy na 
głowie, przyspieszało bicie serca on .wcale 
się nie boi. Czytałem raz nowelkę - mówił 
dalej" Wicek, óśmoklasista, mądrze marszcząc 
czoło - zdaje się tłumaczenie z francuskiego. 
w któr
i bohate
. jakiś inteligent, wstąpił na 
ochotmka do wOjska i bierze udział w bitwie. 
Serce w nim to zamiera aż do omdlenia to 
bije, jak oszalałe. Cały jest pokryty pot
m 
prawie jest nieprzytomny z przerażenia. Tchó' 
rzostw:o, w:rodzone 
c
órzostwo opętało go 
tak, ze me może JUz nad sobą panować. 
Z g
rdła wydzierają mu się ochrypłe krzyki 
pamcznego strachu. Nic w nim niema tylko 
beznadziejny lęk. A jednak, choć ma m
żność 
zostania w okopie, przełamuje w sobie owo 
o?rzyd!iwe uczucie i rzuca się na Niemców. 
biJe SI
 w nocnym szturmie, mając w swej 
duszy meustanne męczące, duszne tchórzostwo 
To jest prawdziwa odwaga: być odważnym tam' 
gdzie się jest tchórzem - skończył swoje wy: 
wody przyszły student, mądry ósmoklasista. 
O.!ea, Zow,ocki. 


Przy 
zaziębien'" 
reumałyźmie 
bólach głowy 
SP IRIN- 
tabletki 


i 
LO
g'n
lne opakowjln. a z czerwon
 anderol,: 
CI :	
			

/123_0001.djvu

			GŁOWA DO GÓRY 
W NIEBO PATRZ! 


Niebo w lutym. 
P IĘKNE jest z
mowe .niebo . gW"iaździ.st
, g
y 
olbrzymi gWlazdozblór OrJona wzmeSle Slę 
wysoko w poludniowej stronie. W tym gwiaz. 
dozbiorze znajduje się znana mglawica, leżą- 
ca pod pasem, złożonym 
 trzech gwiaz.d. W
- 
dać ją nawet golem oklem w postaCi mgh- 
stej plamki, a w luneci? przedsta
ia s.ię, jako 
duża masa mglista, mby dalekI pozar ko. 
smiczny... 
Jest to, jak wiemy, zbiorowisko w prze- 
strzeni materji gazowej. głównie wodoru, 
a poza tem znajduje się tam jeszcze hel 
i w szczególnym stanie tlen i azot. Możliwe, 
źe gazy te stanowią materjal, z którego utwo. 
rząsię globy sloneczne. Odleglość mglawicy prze. 
wyższa kilka miljonów razy odleglość Ziemi 
od Słońca, a rozmiary jej równają się odleg- 
lości najbliższej gwiazdy. Niżej, na prawo, 
świeci jasna gwiazda' tego gwiazdozbioru- 
Rigel. Blask jej 2000 razy przewyższa blask 
naszego słońca!! Jeszcze niżej świeci piękny 
Syrjusz Psa Wielkiego. Silne migotanie gwiaz- 
dy jest spowodowane wplywem naszej atmo- 
sfery. Tempera tura powierzchni tej gwiazdy 
wynosi około 11000 o C, a więc jest prawie 2 ra- 
zy gorętsza od naszego Slońca. Światło bieg- 
nie od tej gwiazdy 8'/, lat, czyli odległość 
gwiazdy wynosi 80 tryljonów km. 
Nad Orjonem mamy Bliznięta i Byka. Dwie 
jasne gwiazdy Blizniąt - to górna Kastor, 
'a dolna - Polluks. KaiStor tworzy aż po. 
czwórny uklad sloneczny. Każda z par tego 
układu obraca się kolo wtl-.pólnego 
rodka 
ciężkości w okresie 250 i 200 '4,at. 
Gwiazdozbiór Byka z piękną' gwiazdą Alde- 
baranem i gromadą Plejad zniża się kll hory- 
zontowi. Bardzo piękny widok przedstawia ta 
gromada w lornetce -' przypomina garść 
brylantów na czarnym aksamicie nieba. Ple- 
jady - to rozległy układ gwiazdowy, ożywio- 
ny wspólnym ruchem w przestrzeni. 
Poniżej Blizniąt widać Procjona Psa Malego. 
W południowej stronie świecą konstelacje 
zwierzyńcowe: Baran, Byk, Bllznięta, Rak i Lew. 
Wysoko nad głowami jaśnieje olbrzymi trój- 
kąt gwiazd - Woinica z piękną Capellą. 
Stronę północną upiększa W. Niedzwiedzica 
Kasjopea i Perseusz. ' 
Jowisz w dalszym ciągu upiększa południo- 
wą stronę nieba, świecąc wysoko wspaniałym 
blaskiem; planeta oddala się od Ziemi. 
Nowoodkryta kometa Wilka oddala się od 
Ziemi, biegnąc ku Slońcu, koło którego prze- 
szła d. 22 stycznia. Można ją obserwować je- 
dynie z pomoca dnżej lunety. 
Przedstawia się w postaci mglistej p1amki 
. ze .śladem ogona. .:iłr. [B. 


Jti7 


KĄCIK 
DOBRYCH ZNAJOMYCłł 


S P r o s t o w a n i e: DZ 45 - Petersburska 
11 m. 10 (a nie Piotrkowska). 
76. Pyrżak Stefan - 19, uniw. - Warsza- 
wa, Piękna, 28 m. 20 - literatura, sztuki 
piękne, krajoznawstwo - V. . 
77. Wiśniewska Marja-16,VI g. - Warszawa, 
Wielka 11 m. 38 - literatura, historja, życie 
szkolne. 
78. Liszewski Leonard -16,Vg. - Radomsko, 
Przedborska 62 - muzyka, harcerstwo, książ- 
ki - II. 
79. Kubicki Ludwik - 18,VIIIg. - Wielicz- 
ka, ul. J. Matejki - krajoznawstwo, przyroda, 
harcerstwo. 
80 Rontalerówna Zofja - 14.IVg. - Warsza- 
wa, Bracka 23 m. 22 - sport, muzyka, języko- 
znawstwo. 
81. Kubacka Halina - VIg. - Kielce, Marsz. 
Focha 32 - książki, sport, życie szkolne. 
82. Elsterówna Anna Ludwika - 10,Ig. 
Lwów, ul. Ochronek 9 II p. - malarstwo, czy- 
tanie, filatelistyka. 
83. Skolis Józef - 22 - Łotwa, Uiga, Dzir- 
nawu iela Nr. 3a dz 14 - korespondencja 
z krajem i zagranicą - III. 
84. Matusiński Stanisław-18,VIIJg.-Chełm. 
no. plac Marsz. Piłsudskiego 1 - literatura, 
muzyka, harcerstwo. . 
85. Kopecki Norbert-17,Vg.-Swiecie n.Wi. 
slą, Konwikt Biskupi, Podgórna 2 - malar- 
stwo, fotograf ja, literatura. . 
86. Szmigielski Jan - 17, VIIg. - Łodz, Lele- 
wela 19 - sport, wycieczki, życie szkolne. 
87. Szmigielska Marja -16,Vg. - Łódz, Lele. 
wela 19 - harcerstwo, wycieczki, czytanie. 
88. Cieśliński Konrad - 16,VIIg. - Rawicz, 
17 stycznia 587-chemja, radjo, fotograf ja-II. 
89. Broda Jan - 18,IV sem. - Ostrzeszów, 
Krakow!!ka 95 - abstynencja, krajoznawstwo, 
literatura. 
90. Kwieciński Józef -18,VIg. - Lublin, Le- 
śna 25 m. 1 - sport, życie szkolne, korespon- 
dencja. 


z ko,e6pondencji je&tem bardzo zadowolony, gdyż 
dala mi prawdziwych p,zyjaciól. 1)Z 2/1929. 


STR 123
		

/okl_1_0001.djvu

			KTÓRE SZKOŁY 


WZIĘŁY DOTĄD NAJ.WIĘCEJ 
. 
Kalendarza Iskier na r. 1930. 


Gim
 państw. m. (dwa) w Kró- 
lewskiej Hucie. . . . . 200 eg z. 
Gimn. państw. ID. w Kaliszu. . 130 " 
Gimn. państw. iin. Marji Magdale- 
ny w Poznaniu. . . . . 120 " 
Konwikt arcybiskupi w RYbniku 105 " 
Gimn. państw. m. im. Stefana Ba- 
torego w Wąrszawie. . . 100 " 
Gimn. państw. w Sremie . . . 98 " 
Gimn. pailstw. klas. w Grudziądzu 90 " 
Sernin. naucz. państw. ID. im. Pira- 
mowicza w Krakowie 
Gimn. państw. ID. w Tarnowskich 
Górach . . . . . . . . 80 " 
Gimn. m. im. Zamoyskiego w War- 
szawie . . . . . . . . 78 " 
Gimn. państw. im. K. Morawskiego 
w Poznaniu " . . . . . 69 " 
Gimn. państw. w Kościanie . . 64 " 


GAZETKA 


Uczyć się trzeha cale życie, choćhy dla przekona- 
nia się W odatku, że nauka jest nieuJyczerpanem źród- 
łem rozkoszy. 
J. l. Kraszewski ..Pamiętnik nieznajomego". 


Z CAŁEJ POLSKI. 
- Państwowa Rada Kolejowa ustaliła plan 
budowy nO\\tych linij kolejowych na najbliż- 
sze dziesięciolecie długości 2500 km. kosztem 
nliljarda złotych. Na pierwsze,ID miejscu pro- 
jektowana jest budowa linji Sląskie Zagłębie 
\Vęglowe - Senkowiee. następnie Warszawa- 
Radom - Miechów - Kraków. 
- W Krakowie zmarł literat, jeden z najstar- 
'szych dziennikarzy polsk ich, ś. p. Kazimierz 
:Bartoszewicz. 
- W Poznańskiem w Kwilczu zmarła 
znana działaczka spo- 
łeczna Jadwiga Fran- 
ciszkowa hr. K wilecka, 
organIzatorka wielu 
instytucyj dobroczyn- 
n y c h, oświatowych 
i społecznych. 
- W Katowicach 
mają być budowane 
wielkie lO-piętrowe 
d o fi y mieszkalne. a 
to z powodu szczupło- 
ści miejsca odpowie- 
dniego na zabudowa- 
nie. 
-.Zarządzono reje- 
stracfę wszystkich bi- 
bljotek w Polsce, prócz 
na u kowych, szkolnych 
i wojskowych, które 
już są spisa n.e. . 
-w początku 
kwietnia odbędą się 
':\
e wszystkich szko- 
łach powszechnych 
i śred ni ch z zarządze- 
n i a M i n i s t e,r s t w a 
Oś
daty dokladne po- "' I 
nliary wzrostu i ,wagi' 
młodzieży s z k oln ej 
celem ustalenia prze- 
ciętnej wagi i wzrostu dziecka polskiego, 
czego dotychczas nie mamy. 
Z ZAGRANICY. 
- W Londynie rozpoczęła się morska kon- 
ferencja rozbrojeniowa, którą otworzył król 
-Jerzy V. Mowa jego była transmitowana na 
całą Europę. . 
- 12 miljonów kobiet amerykańskich pod- 
pisało odezwę w sprawie zmniejszenia zbro- 
je!l. Podobną odezwę podpisują kobiety japoń- 
skie. Odezwy te mają być wręczone konfe- 
rencji flotowej w Londynie. 
- Zwłoki marszałka Focha mają być prze- 
niesione do tumu Inwalidów, gdzie spoczywają 
zwłoki Napoleona. 


- Sowiety przeprowadziły dokoła Europy 
dwa wielkie pancerniki z morza Bałtyckiego 
na morze Czarne. 
- W Sarajewie w Jugosławji wystawiono 
pomnik Gabrjelowi Principowi, który w tern I ' " 
mieście zabił austrjackiego arcyksięcia Fer- 
 
dynanda w 1914 r. i stał się przez to sprawcą 
wybuchu wielkiej wojny. 
- Wspaniałą słynną cerkiew św. IZllaka 
w Petersburgu władze sowieckie przemieniły 
na muzeum antyreligijne, 


POLSKA A OBCY. 
- W Cleveland w Stanach Zjednoczonych 
w Domu Związku Polaków otwarto pierwszy 
sklep z towarami, pochodzącemi wyłącznie 
z Polski. . 
- W wyższych szkołach Stanów Zjednoczo- 
nych zorganizowane będą lekcje języka poL 
skiego. NAUKA I TECHNIKA. 
- W Tatrach spe- 
cjalna ekspedycja na- 
ukowa pod kierun- 
kiem prof. Smoleń- 
skiego prowadzi ba. 
dania nad klimatem 
zimowym naszych gór. 
- Znany poróżnik 
polski, kpt. M. Lepecki, 
udał się w nową po-. 
dróż do Ameryki Po- 
łudniowej. 
- W Palestynie od- 
kryto fragmenty mu- 
rów miasta Jerycho 
z czasów J ozuego. 
- Lotnik francuski 
Lemoigne pobił re- 
kord wysokości wziósł- 
szy się na 11500 ID. 
- W Saksonji w Po- 
ola otwarto pierwszą 
szkołę pilotów samo- 
lotów bezsilnikowych. 
- Główny organi- 
zator wyprawysterow- 
cem do bieguna pół- 
nocnego, zakończonej 
tragicznie, gen. No bi- 
1e, wydał wielkie dzie- 
ło o tej wyprawie 
ŻYCIE GOSPODARCZE. 
. - Gdańska flota handlow3 składa się z 23 
statków o łącznej pojemności 25262 t. 
- Z Polski wysłano pierwszy transport by- 
dła do Włoch. 
RÓŻ N E. 
- W Paryżu po g. 1 w nocy samochody nie 
mogą używać hałaśliwych sygnałów i muszą 
posługiwać się znakami świetlnemi. 
NA OKŁADCE: Skok na nartach. 


80 " 


W 1929 roku wywieziono z Polski zagranicę 
2. 718.981. 12 O jaj.