/050_0001.djvu
JĘZYK POLSKI
XXIX. 2
.50
Ale zanim przejdziemy do nauki, przypatrzmy się jeszcze dwu in-
nym już wspomnianym słowom, jej słowiańskim do pewnego stopnia sy-
nonimom. Oba są nie tylko ogólnosłowiallskie, ale też indoeuropejskie.
Wiedza, wiedzieć - to krewne staroindyjskiego perfectum-praesens v
da
(por. też Wedy 'objawione księgi święte Indów'), greckie o[oOG (ojda), st.
cerk.-sl. vedi!, niem. (ich) ivei{J, z czym w związku łac. video, pol. widzę;
znaĆ - to gr. lllVó):JXElV (gignoskejn, por. też gnozę, swoisty rodzaj reli-
gijnej filozofii), łac. noscere, ang. (to) know (pewnemu rodzajowi i.-e. g
odpowiada' słowo z). Znaczenie ich bliskie, ale nieidentyczne, np. w polskim
poznajemy i znamy najpierw zewnętrznie, wiemy zaś wewnętrznie, grun-
towniej. Ale nie we wszystkich słowiałlskich językach oba te rdzenie
w jednakowej występują sile: wiem na wschodzie i na południu tylko
w pewnych stałych zachowaly się zwrotach, pełnię użycia zatrzymując
na zachodzie; st
d w XIX wieku niem. łVissenschaft Ozesi przetłuma-
czyli przez veda, Chorwaci przez znanost (wzorem byly tu chyba niemieckie
wissenschaftliche Gesellschaften, nie ich łacińskie urzędowe odpowiedniki:
societates scientiarum ani francuska Acadbnie des sciences, choćby dlatego,
że francuskie sciences to tyle, co nauki matematyczno-przyr<;>dnicze, .
a lettres to humanistyczne, gdy Wissenschaften, vedy, znanoffti obejmują
jedne i drugie.
Inną, chyba lepszą drogą poszły języki polski i rosyjski, na tę tak
zdobywczą w ostat,nich stuleciach dziedzinę myśli rozszerzając wyraz
nattka. Rdzeń tego słowa: uk-, występuje też w postaci wyk-: mamy na-
wyki i zwyczaje, czyli to, czegośmy się nauczyli, do czegośmy przywykli. Nie
wyraża to nieruchomego stanu wiedzenia, znania - jesteśmy w prądzie
dziania się, nal?ywariia wiedzy, Przez dlugie wieki wiedzy tradycyjnej,
mniej więcej dogmatycznej, uczyła się tylko młodzież, bardzo przeważnie
biernie - od paruset lat uczą się też profesorowie, już nie, jak pierwotnie,
'wyznawcy' (łac. profiteor 'wyznaję'), ale wszyscy lepsi,. badacze. Dociekanie
to też nauka, :mianowicie ztczenie się rzeczy nowych, nie powtarzanych za
innymi. Nie ma potrzeby zastępowania wyrazu uczony, czy nowszego nau-
kowiec, przez -badacz, idzie tylko o jasne
danie sobie' sprawy, że nauka
to co innego niż bierna wiedza i niż umienie 'potrafienie wykonania czego'.
Odczuwali to założyciele rosyjskiej Akademii Nauk, a w Polsce założyciele
Towarzystw Naukowych czy Towarzystw Przyjaciół Nauk.
Dlaczego zmieniono to 76 lat temu przy przeobrażaniu Towarzystwa
Naukowego w Akademię Umiejętności? Odpowiedź wymagalaby uprzed-
niego szczegółowego wżycia się w ówczesnq polszczyznę. Jeśli się weźmie
pod uwagę, że spory szły wtedy m, i. o zachowanie charakteru populary-'
zujących «przyjaciół nauk" czy oddanie się bezinteresownym badaniom,
to nasuwa się pytanie, czy nie chciano zaznaczyć, że Akademia nie ma
być uczącą szkołą wyższą (iluż ludzi do dziś to słabo rozróżnia!), ale to-
/051_0001.djvu
XXIX. 2
JĘ
YK POLSKI
51
warzystwem badawczym. Nieraz się 'też w ówczesnych pismach czyta
o umiejętnym badaniu, co już będzie zrozumiałe: wyrainie szło o badanie
nie dyletanckie (ileż tego wtedy było!), ale prowadzone przez ludzi, którzy
je prowadzić umieją. Słowem, przyczyny jakieś były, i to na pewno. nie-
powierzchowne. Ale koniec końców tytuł niezbyt się udaJ: i przeczy faktom,
przeczy temu, że. dz
ś Polska Akademia Umiejętności jest do szpiku kości
akademią nauk, a nie akademią umiejętności technicznych czy w ogóle
stosowanych. Ozy więc nie powinna swej nazwy' zmienić? Oczywiście nie.
VV ostatnich czasach co raz pojawiają się wiadomości, i to już pół-
oficjalne, że rząd zamierza utworzyć nową 'Akademię Nauk. Nie jest rze-
czą artykułu językowego wchodzić tu w istotę rzeczy: idzie mi o nazwę
i jej stosunek do treści. Otoż jedną z istotnych cech tej nowej akademii-
mogłoby ich być. więcej niż jedna, o różnych zakresach, jak jest we
Włoszech, w Jugosławii - byłby silniejszy nacisk położony na związek
z życiem. Wprawdzie dla nikogo po chwili zastanowienia nie może
niegać wa"tpliwości, że każqa bez wyjątku nauka związana jest z życiem
i jakiś wpływ na życie wywiera, 'ale z drugiej strony jest jasne, że idzie
tu o niezwykle dziś silny zakres wpływu bezpośredniego, widoczny w za-
stosowaniu do życia olbrzymich postępów fizyki czy biologii; w tym np.
kierunku nastawiona jest radziećka Akademia Nauk, 'nie tak silnie bądź
co bądź uprawiająca humanistykę. Ohoćby się ną.wet wydzieliło Akademię
Nauk Technicznych, to i tak nowa Akademia Nauk będzie się znacznie
więcej zajmować nauką stosowaną czyli umie}f}tnościami, niż Polska Aka-
demia Umiejętności, która się bezpośrednimi zastosowaniami zajmuje mniej.
A wtedy mogłoby dojść do tego, że Akademia ściślej naukowa nazywałaby
się Akademią Umie}ętno.ści, a Akademia na,ukowych umiejętności Akademią
Nauk! Jakkolwiek w rozwoju języka mamy sporo przykładów zmiany
znaczenia wyrazów, nawet na znaczenie pierwotnemu wprost przeciwne,
nie wydaje się, by świadome mnożenie takich wypadków było korzystne,
czy to dla języka, czy dla rzeczy samej. Kazimierz Nitsch.
Urzędowe a ludowe nazwy miejscowości w powiecie
bocheńskim i okolicy
I
Zdawać by się mogło, że sprawa nazw miejscowości jest aktualna
dzisiaj tylko na Ziemiach Odzyskanych, gdzie nie
tóre ohecnie jeszcze
nie całkiem ustalone nazwy' wywołują nieraz polemiczne artykuły zarówno
w prasie codziennej jak w czasopismach naukowych. Tymczasem także
w centralnej Polsce, na przykład w powiecie bocheńskim, spotykają się
nazwy miejscowości o niezupełnie jeszcze nstalonej formie, albo też nazwy
urzędowe są inna, niż ich lud używa. Na nie to pragnę tu zwr
cić uwagę.
4*
/052_0001.djvu
JĘZYK POLSKI
XXIX. 2.
52
Zacznę od Niewiarowa. J eat. t.o nazwa wylącznie urzędowa, albowiem
okoliczne" wsie - i .t.o w dużym promieniu - używają t.ylko nazwy Świ-
dów!;a. W przeszłości byly to dwie odrębne osady. Długosz podaje, że
w Niewiarowie 1) jest. dwór, lan kmiecy należący do dworu, czterech za-
grodników i mlyn, natomiast. w Świdówce 2) mieszkają tylko kmiecie i soUys.
Takie stosunki utrzymaly się do k011ca XIX w. Na ,mapie bowiem kata-
st.ralnej z r. 1896, nosząąej napis: Niewiarów I, jest. jeszcze wyraźny po-
dział tej wsi na dwie części: jedna, od strony zachodniej, obejmująca par-
cele gruntowe nr 1- 245, to Świdówka; druga zaś, nieco większa, z par-
celami grunt. nr 246-467, nosząca napis Pańska; to wlaściwy Niewiarów.
rru jest. zaznaczony dwór i cztery zagrody jak za czasów Długosza 3). Ten
to Niewiarów został w r. 1907 rozparcelowany między gospodarzy chlop-
skiej Świd6wki - zwanej też Wsią - i od tego czasu dawny dworski
Niewiarów stał się jej częścią.
Przed ut.worzeniem w r. 1933 gmin zbiorowych wójtowie Świdówki
Niewiarowa mieli pieczęć urzędową z napis.em Świdówka, co najlepiej
-świadczy, że taka była jej urzędowa nazwa. Potwierdza to również takaż
nazwa w księgach urodzeń w parafii niegowickiej 4), do której Świdówka
należy. Dopiero po powstaniu gmin zbiorowych wprowadzono na jej
miejsce - niewiad6mo d.laczego - nazwę Niewiarów. Władze admini-
stracyjne, uwzględniając. istotny st.an rzeczy, winny by usunąć nazwę
Niewiarów, a na jej miejsce przywrócić odwieczną Świdówkę i w ten
sposób raz na zawsze usunąć. zamieszanie, tym bardziej, że na austriackich
mapach wojskowych sprzed I wojny - na «specjalnej» 1:75.000 i na
«generalnej}} 1:200.000 - jako też na polskiej «setce» istJolieje tylko
Świdówka.
Podobnie należałoby postąpić ze Świnia rami, które od pewnego czasu
władze nazywają Świ1źiarowem. 8winiary była to niewątpliwie osada słu-
żebna,
ająca za obowiązek wypas świń w poblIskich lasach, podobni9
jak sąsiadujące z nimi Niedary 5) miały dostarczać na stół książęcy miodu.
") Liber bę-neficiorum I 115-6 in villa Nyewarow.... In qua unus laneus cmetho-
nalis, ,quem colit ..curla.... quatuor hortulaniae et unum molendinum.... ltem curia ibi
militaris....
2) tamże I 101 in villa Swydowka... In qua sunt septem lanei cmethonales...
Non. est autem ibi curia, neque agri praediales, sed est scultetus, habens agros proprios.
3) Za umożliwienie mi wglądu do map k'atastralnych składam serdeczne po-
dziękowanie p. inż. K. Dziurzyckiemu.
') Wiadomość o tym zawdzięczam uprzejmości ks. dziek. K. Buzały; proboszcza
w Niegowici.
o) Dzisiejsze Niedary to, dawne Miodary (Kodeks dypl. Małopolski III, r. 1370,
nr 836 Modaryj IV, r. 1427, nr 1244 Miedary. Pawiński, Małopolska III 58, r. 1581
Niedari. Przejście mie:d:nie jest takie samo jak miedźwiedź
niedźwjedź. Por.
u Długosza LB II 47 formy oboczne Myedzwyedz, Nyedzwyedz. Podobnie wieś
Nieszkowice, Wielkie nazywają Mieskou"icami, a Wolę Nieszkowską- Wolą Miiskoską.
/053_0001.djvu
JĘZYK POLSKI
53
XXIX. 2
Lecz mieszkańcy Świniar wol
, by ich miejscowość nazywano Świniarowem,
mimo że cala okoliqa wyl
cznie nazwy Świniary używa. Świniarów utrzy-
muje się także dzięki temu, że w tej formie podaj
go mapy wojskowe
austriackie, za którymi po szla także polska setka z r. 1938, nie uwzglę-
dniaj
c jedynie usprawiedliwionej i powszechnie wśród ludu używanej
nazwy Świniary.
Przy ustalaniu nazw należaloby również przYJ
c nazwę w L poj.
Klęczana (gwar. Klęcana II Klycana). W prawdzie formy L mn. Klęczany
używają wladze bocheńskie, a na polskiej setce, podobnie jak na mapach
wojsk.' austriackich, s
również podane- Klęczany, lecz' ludność okolicznych
wsi zna jedynie Klęczaną i przed wprowadzeniem gmin zbiorowych na
pieczęci gminnej widnial napis Klęczana, co winno być najlepszym do-
wodem wlaściwej nazwy tej wsi. Forma Klęczana występuje też w prze-
szlości, mianowicie w w. XVI), co również bardziej j
zaleca niż Klę-
czany. - Zamieszanie w nomenklaturze wprowadzily bez w
tpienia nazwy
na mapach austriackich, przeniesione nieraz bez należytego sprawdzenia
na mapy wojskowe polskie. Widoczne to i w naszym wypadku 2).
00 do pisowni wsi Czyżów w pow. bocheliskim, to nawi
zując do
formy, jak
podaje Dlugosz (LB II 22 Czyrzow, I 90 Czerzow 3), i opie-
raj
c się na dzisiejszej wymowie gwarowaj - nie *Cyzówale Cyżów, przy-
miotnik cyżoski, mieszkańcy cyżowianie - należałoby wprowadzić pisownię
Czyrzów.
Z tego samego powodu należy zmienić Cyżyckę (przysiolek wsi
Gierczyc) na polskiej setce na Czyrzyck ę , bo to ludowa Cyżycka 4), a pod-
krakowskie Czyżyny na Czyrzyny, bo taka jest ich forma dokumentarna
).
Natomiast Bieżanów, stacja kolejowa na linii Kraków-Bochnia, błędnie
jest zapisany na polskiej setce jako Bierzanów, 'czego dowodz
stare
formy 6) i gwarowy Biezanów.
Kilka domów w Marszowicach, leżących na pólIlOc od szosy Bochnia-
Gdów nosi nazwę Lassowe Chałupy II Lascowe Chałupy 7). Wobec tego z pol-
skiej setki winna by zniknąć całkiem blędna nazwa Łazowie.
t) Dl. LB I in Clyaczana,' II 117 Clanczana.
2) Również w sąsiadującym z Klęczaną Kobylcu z mapy austriackiej do pol-
skiej przeniesiono nazwę części wsi Jakubowska zamiast Jakub6wka.
3) także Pawiński MP III 64, r. 1581 Czerzow.
4) Istnieje też inna Cźyrzycka, gw. Cy
ycka, nazwa lasu w Gruszowie w pow.
myślenickim. Obie te Czyrzycki pozostają niewątpliwie w związku ze Szczyrzycem,
gwar. ,CYTZYC, o którym niżej.
6) Dluf!oSZ LB II 34 Czyrzyny, III 382-3 Czirzini.
6) Długosz LB I 151-3 ByezalZOw (kilkakrotnie).
') Obie formy: z przedłużonym ss i z dysymilacją na sc - typowo malopolskie.
/054_0001.djvu
JĘZYK POLSKI
XXIX. 2
54
Mszczęcin, na pol!3kiej setce błędnie .1lfszęcin, obecnie przysiółek Nie-
połomic, przed wiekami już samodzielna 1) osada nad Wisłą, to lud. Mściecin II
i I Mieściecin 2).
Zachodnia część Kłaja (1. przyp. KM}), mająca na pol. setce nazwę
Gradowice, jest lud. Gradowicią II Gradobicią.Ta
statnia powstala oczy-
, wiście przez adideację do gradobicia i u tamtejszych mieszkańców uchodzi
za właściwą. Prof'. J. Rozwadowski S) łączył tę nazwę ze starym imieniem'
Gradowit, podobnie jak niedaleką Niegowić 4 ) (lud. Niegowyć) ż imieniem
Niegowit.
Piękny przykład poszanowariia starej a zarazem gwarowej nazwy
dal zarząd miasteczka Uście Solne. Mając w dokumencie erekcyjnym
miasteczka z r. 1360 nazwę Uście Ó) i opierając się na fakcie, że cala oko-
lica wyłącznie tej nazwy używa, zwrócił się po I wojnie do władz woje-
wódzkich o prawo jej używania w miejsce dotychczasowej urzędowej
Ujście. Urząd wojewódzki przychylił się do wniosku uścian i uznał nazwę
Uście Solne jako wyłącznie obowiązującą. Jest to jedyny w tutejszym
powiecie wypadek, że urzędowa nazwa ustąpiła miejsca. historycznej
i gwarowej 6). '
Z kolei omOWH
miejscowości, których urzęd'owa nazwa rOZll1 się
wprawdzie od ludowej," lecz różnica nie jest aż taka, by zachodziła po-
trzeba zmian.
Wieś Słomkę nazywają mieszkańcy dalszych miejscowości, jak Rze-'
zawy, J odlówk
, U ścia, Słonką, a mieszkańcy Bratucic także Cłonką 7).
Raz nawet powstał spór między uścianami a mieszkańcami Słomki o właściwą
nazwę: Słomka czy Słonka. Że starszą formą jest Słonka, świadczy Slonka
wymieniona razem z sąsiednim Gawłowem w spisie z r. 1490 8 ). Wska-
zuje też na to przymiotnik. słoński, oraz starsza nazwa mieszkańców
1) Kod. dypl. MP II, nr 421, r. 1242 Mschecinno; tamże III, nr 692, r. 1349
Msczencin, nr 704, r. .1354 Mscecin, nr 772, r. 1374 1Ylsczancin. Długosz LB II 164
Msczancftyn. PaWiński MP III 63, r. i581 Jl,lsczeczin.
2) Mścięcin w Ziemi 'Lubuskiej wymienia Stan. Kozierowski w Słowniczku
nazw miejscowych, zeszyt II s. 17, Poznali 1945.
3) Kilka uwag o narzeczu gradowickim. MPKJ II 329.
4) Kod. katedry kra:k. I 85, r. 1262 Negouecz, Dł. LB II 116-7 N'yegowyecz,
tamże III 143 Nyegowydz.
5) Kod. dyp. MP III, nr 738, r. 1360 Usczie. Podobnie u Długosza, LB I 77
Usczye, II 157 Uscze, III 10 Uszcze. Również w XVI w. Usczie (Pawiński, MP III
58, r. 1581). .
6) Także na polskiej setce z r. 1938 znajduje się Uście Solne, podczas gdy na
mapach austriackich z r. 1906 widniało Ujście Solne.
7) Co do oboczności sl U cl por. zaslonić gw. zaclonić.
8) Pawiński, MP I V 445.
/055_0001.djvu
,XXIX. 2
JĘZYK POLSKI
fi5
łoniaki II słonianie obok nowszej słomcanie II słomkowianie 1). Zmiana to
podobna do zmiany pierwotnej nazwy ptaka słąki (od krzywego dzióba)
na słomkę (od cienkości tego dzióba). '
Okztlice nazywaly się przed wiekami Ukolice 2) i w tej formie utrzy-
maly się w w. XIII i' XIV. Dopiero w XV w. pojawiają się Oku lice II
II Okolice 3). Dzisiejsza ludowa forma Ukulice II Okolice jest więc kontynuacją
form dawnych. Widoczne to także, w wyrazach: ukolski 'okulicki',
'ltkolscanie 'okuliczanie'.
Nadrabskie Majkowice to ludowe Mojkowice (przym. mojkoski), które
bez zmiany kontynuują stare l}lojkowice 4) utworzone od imienia lWojek II
,II Mojko ó). Skutkiem hiperpóprawnej wymowy przeszly ił1ofkowice poprzez
jJ;Iafkowice na 1l1ajkowice. ,
Krakuszowice. W gwarowej ich postaci Krakosowice . żyją średnio-
wieczne KrakoszfJwice 6).
Drwinia jest urzędową nazwą ludowej Drwieni, która ,także w od-
leglej przeszlości taką miała formę 7). Dzisiejsza Drwinia jest niewątpliwie
rezultatem wymowy pochylonego e jako i. ,
Tarnawę nazywają Tar1zawką mieszkańcy parafii Gruszowa i Ra-
ciechowic. Gwarowa Tarnowa II Tarnawa (dop. Tarnowe II TarnawJj), przym.
tarnoski II tarnaski, kontynuuje formy dawniejsze 8).
ŁapczJjca dlugo figurowala na różnych mapach jako ŁapczJjce 9). Tak
jeszcze na mapie austr. z 1906 r., natomiast na polskiej setce poprawnie
ŁapczJjca., Gwarowa ŁapsJjca, rzadziej Łapcyca, jest kontynuacją form
dawnych Łapsz}lca II Łapczyca 10). Przymiotnik łabecki oraz nazwa mieszkań-
1) Analogicz,ne przejście n -" m widać w nazwie rzeczki Słomki, wpadającej
do Dunajca powyżej Podegrodzia, która w XIII w. nosila nazwę Słonc, (Kod. dypl.
MP II, nr 479, 1'.'1273 iń fluvi?, qui vulgariter Slona nuncupatur).
') Kod. dypl. tyniecki nr I r. 1105 Vkolici; CVI r. 1392 Vcolicze, Ucolicze.
3) m. LB II 126 Okolycze, III 214 Wkulyczej Kod. tyn. CCXIX r. 1456 Oku-
lyczej Pawiliski, MP III 58, r. 1581 Okolicze.
4) Kod. dypl. MP I r. 1363, s. 317 Moykowiczj Pawiński, MP IV 446, r. 1490
Moykowycze. .
, o) Taszycki, Najdawniejsze polskie imiona osobowe s. 83.
6) Kod. d. MP IV, r. 1438, s. 326 Cmcossoviczej Długosz, Lib. ben. I 90 Krako-
schowycze; Pawiński, MP III 61, r. 1581 Kmkoszowice.
7) Kod. d. MP I, r. 1270, 'nr 80 Druena, r. 1351, nr 344 Drwena; Dl. LB III
77 Drewnya; Pawiński, MP III 59, r. 1581 Drwiena.
8) Ptaśnik, Mon. Pol. Vat. I, r. 1325-7 Tarnowaj Dl. LB I 37 Tharnawa,
II 131 Tarnowa, I 143 Tharnowa.
9) O dwoistości form Łapczyca II Łapczyce por. uwagi J. Serugi w l'ozprawie:
Kościól Narodzenia Najśw. Marii Panny w Łapczycy. Kraków 1917, s. 7. (Odbitka
z X t. Sprawozdań Komisji Hist. Sztuki P. A. U.).
10) Ptaśnik, Mon. Pol. Vat. I, w. XIV, s. 124 'Lapssitia, B. 369 Lapcicia, s. 379
Lapscicia j u Długosza w Lib. ben. kilkanaście razy formy z sz: Lapschycza II Lap-
schycze, a tylko raz z cz: Lapczycze (III 221) j Pawiński, MP III 59, r. 1581 Lapczica.
/056_0001.djvu
56
JĘZYK POLSKI
KXIX. 2
!!J
ców labiaki popieraj
słuszność zdania prof. St. Rosponda, który op.ieraj
c
się na naj starszej zapisanej formie Labscicia. 1 ) przyjmuje jako dawniejsz
formę ŁabczJjca(e) i kwestionuje jej zwi
zek z rumuńskim lapus 2).
Również DobczJjce w pow. myślenickim maj
gwarow
formę Dob-
sJjce, przym. dobsJjcki, dobsycanie II dobsycaki
/057_0001.djvu
JĘZYK POLSKI
57
XXIX. 2
II Górniewieś l), dop. Górniewsi, mieszkańcy górzanie, podobnie Lipnica Dolna,
lud. Lipnica Dólnill II Dólniewieś, dop. Dólniewsi, jej mieszkańcy dólanie.
Kunice, część Łąkty Górnej, oraz wieś kolo Gdowa 2), wymawia lud
jako Kłonice. Jest to to samo przej ście un
on, co przy sluńce
słońce
)'
Lubomierz (u Dlugosza LB III
78 Lubomirz) wymawiają starsi mie-
szkańcy okolicznych wsi jako Libomierz. Widoczna tu znana oboczność
u II i, zachowana ponadto w kilku ludowych nazwach miejscowości: Za-
kUczyn, gw. Zaklucyn kolo Czchowa (lud. Ćków) i Dobczyc, Klikuszowa,
gwar. Klztkosowa 4 ) na Podhalu, Lubogoszcz, gw. Libogosc (góra nad Mszaną),
Lztbań, gw. LUDań II LiMń fJ ) (góra nad Krościenkiem), Libichowa, dawno Lttbi-
chowa.. 6) (część Trzciany), Libertów I
dawno Lubertów 7) (kolo Skawiny).
O ludowych formach kilku miejscowości pow. bochellskiego wspomi-
nalem już w JP XXIII 13-4 zaznaczając, że ró
nią się one od nazw
urzędowych rodzajem jak: Bytomsko, gw. Bytomska (r. żeń), Połom (r. m.),
gw. Wielga Połom, skróceniem lub uproszczeniem nazwy: Kierlikówka,
gw. Kierkówka, ]Jfikluszowice, gw. Mikusowice II Miksowice, Książnice, gw.
Ksiąnice II Ksiąźnice, Świątniki, gw. ŚWiąniki, Bełdno, gw. Belne II Bełno,
starszą postacią: Królówka, dawna i gw. Królewka. Tu dodam jeszcze:
Jodłówka, gw. Jedłówka, Brzozowa, gw. Brzezowa, Borówna, gw. Borowna.
Obok osad, których urzędowa nazwa różni się od ludowej, należy
wymienić także na
wę najwyższej góry w pow. bocheńskim. Na mapach
austriackich i na polskiej setce oznaczona jest jako Kamionna. Ludność
parafii trzclańskiej, tarnawskiej, lapanowskiej, królewieckiej nazywa ją
Kamionną II Kamieńską Górą II Kamijską Górą od wsi Kami onny 8), do któ-
rej należy póInocne jej zbocze. Natomiast mieszkańcy po jej poludniowej
stronie i w dolinie ŁOSIosiny dają jej nazwę Góry lJfakowickiej lub Ma-
1) Takie samo złożenie ma Krasnyg6ra, wzniesienie w Borownie, i Lisig6ra
w Siedlcu, oraz Doln'iewieś oznaczająca Poznachowice Dolne w pow. myślenickim
(por. JP XXIII, 1938, s. 15. ') m. LB n 119 Cunycze.
. 3) Inne przykłady i objaśnienia tego zjawiska u Rozwadowskiego, Historyczna
fonetyka w Gramatyce zbiorowej s. 174.
4) Kod. dypl. :M:P IV, r. 1489, nr 999 Klukoczowa, Długosz LB III 438 Cluc-
coszowa, 443 Clukoszowa.
.
) Z. Stieber, Nazwy miejscowe Gorców. Lud Słowiański III A 239. 'ł:am też
nazwisko Luberda 1\ Liberda.
6) Ptaśnik, Mon. Pol. Vat. I, r. 1325-7, s. 119 Lubichowa ; Dł. LB I 101 Lu-
byechowa, 126 Trzczyana alias Lubyechowa.
. 7) Dl. LB In 192 Luberthow, 194 Lztbyertow. Podobna oboczność u II i istniala
także w jęz. lacińskim, zwłaszcza przed spólgloekami wargowymi, np. lubido IIlibiao
'żądza', clupeus II clipeus 'tarcza', Zob. Gramatyka historyczna języka łacińskiego,
część I, opracowali Jan Otr
bski i Jan Safarewicz,W arszawa 1937 s. 64, gdzie po-
dano też inne przyklady i próbę wyjaśnienia.
8) Star. Pr. Pol. Pomno n nr 1100, r. 1405 Kamona, DługoszLB II 178 Kamyona
alias Ossykowa. '
/058_0001.djvu
JĘZYK POLSKI
XXIX. 2,
{)8
kowicy od wsi tej samej nazwy, na której ,terenie jej szczyt się wznosi.
Sam szczyt g?ry nazywaj
także Patry ją od wysokiej wieży drewnianej,
wystawionej tam przez wojskowość dla celów mierniczych. Przed kilku-
dziesięciu laty nazywal się szczyt góry: na Jesionkach, Ale naj ciekawsza jest
nazwa Jeziernik II Jeziornik, nadawana tej górze przez ludność kilku oko-
licznych wsi:Rozdziela, Żegociny, Beldna, Ł
kty Górnej, Bytomska, Rajbrotu
i Laskowej, której pIn.-zach. część nazywa się: Pod J ezie1'nikiem. 'Jest to stą.ra
nazwa, zapisana już w r. 1262 l), a pochodzi od jeziora, które, niegdyś
istnialo 'poniżej szczytu w kierunku zach., gdzie jeszcze dzisiaj spoty-
kamy znaczne zag
ębienie, na polskiej mapie wojskowej zaznaczone jako
staw. Jeziąrem nazywaj
to miejsce jeszcze teraz mieszkańcy wsi Ka-
mionny, Kierlikówki i Trzciany. Od tego jeziora otrzymal nazwę również
potok Jeziornica, mający swe źródIa w glębokiej debrzy Jeziernej II Ję-
ziornej, podcho
zącej prawie pod samo jezioro.
Także ś p o z a p o w. b o c h e ii s k i e g o pragnę przytoczyć na raZIe
kilkanaście miejscowości, których nazwa urzędowa różni się mniej lub
więcej od gwarowej. I tak w pow. myślenickim Zagórzany 2) to ludowe
Zagof'zany, Zręczyce 3) zaś to lud. Źręcice. Starą Wolę 4) - tak na polskiej
setce - nazywaj
W ólką II Wólką Źręcicką. Kwapinka fi) zmieniIa się
w Kłapinkę zapewne pod wpIywem wyrazu kłapać,
omorniki nazywaj
powszechnie Kumornikami.
Kornatka zatrzymała w ustach ludu star
formę Kzwnatka 6), Bur-
1) Kod. dypl. katedry krak. i: nr 63, r. 1262 ad finem montis Ieziel'nik. Wy-
dawca kodeksu Fr. Piekosiński, nie mogąc znaleźć Jeziernika, wyraził przypuszczenie,
że on ema oznaczać zapewne dzisiejszą miejscowość Jaworznę... po drugiej stronie
rzeki Łososiny». Tymczasem z tekstu dokumentu wynika, że Jeziernik musi leżeć
między Rozdzielem a Bel:dnem (Bedlnem).
a) DL LB I 115 Zagorzany. a) tamże in Srzanczicze maiori sive superiori...
in minOl'i Srzancziczej tamże II 11& Szrzanczycze Maior... Szrzanczycze Minor. .
4) Długosz LB I 115 nazywa ją też Stara Wolya, natomiast w St. P. P. P. II nr
40, r. 1397 Chuda, Wola. '
5) Dł. LB I 232 Quappina Wolya, Pawiński, MP IV 447, r. 1490 Quapinka.
Długosz tam podaje, że 'któryś z przodków a zarazem imiennik naszego Mikółaja
Reja posiadał ją jako
osag wniesiony IDU przez żonę «cuius haeres ratione uxoris
Nicolaus Rey de Naglowicze.. Na przykładzie Kwapinki widać, że gdy opuszczano
wyraz Wola przy nazwie miejscowości, dodawano do :nazwy właściciela przyrostek
dzierżawczy -ka. Podobnie ma się rzecz z sąsiednią Kędzierzynką, która u Długosza
LE I 232 występuje raz jako Kandzerzyna Wolya, a tamże II 119 znów jako Kan-
derzynkaj ,również u Pawińskiego, M:P IV 447, r. 1490 Kądzyerzynka. Podobnie Dłu-
gosz LB I 45 Czechowa Wolya alias Czechowka.
6) Kurnatka powstała z formy Kunradka skutkiem przestawienia głosek, jak
wskazuje Cunrathka w Kod. dypl. MP IV r. 1390, s. 31 i tamże r. 1439 s.342, na-
zwana tak od Kunrada b Konrada.
/059_0001.djvu
JĘZYK POLSKI
59
XXIX. 2
letkęl) wymawiają jako Burlitkę, Trzemesznię jako Trzomaśną2). Czechówka 3 )
jest zapisana w starszych księgach parafialnych w Zakliczynie koło
Do.bczyc jako Ciechówka i tak j
tez wymawiają tamtejsi mieszkańcy.
Koźmice JJ/ale (Długosz LB I 116 parva Koszmycze) nazywają w okolicy
Koźmickatni 4) w odróżnieniu od Koźmic Wielkich (Dl. tamże: in maiori
Kosmycze), zwanych Koźmicami.
Rzeszotary to lud. Rzeszótary, a w szybkiej wymowie Zesztary, przy-
miotnik rzeszótaszki II zesztaszki 5). Na polskiej setce za przykładem map
austriackich jest błędnie podane przedmieście Wi
liczki Klasno zam.
Klasna,. bo gwar. Klasna, z Klasny II Klasne, na Klasny. . Również Klasna
jest. w Elenchus cleri archidioeceseos Cracoviensis 1937, s. 14';. - Pod-
krakowski Prokocim nazywa lud Krokocimem, która to forma powstała
dzięki asymilacji wstecznej. Tak też zapisał go raz Długosz 6).
Również z pow. limanowskiego chcę zanotować kilka miejscowości.
I tak Skrzydlna, lud. Skrzylna, była do XV w. Krzydlną 7) i dzisiaj
jeszcze slyszy się czasem tę formę w połączeniu z przyimkiem: w Krzylny II
II we Skrzy lny, z Krzylne II ze Skrzylne 8). Górale podhalańscy nazywają ją
Krzcielną II Krzc'ilną. - Szczyrzyc, lud. Oyrz./jc, był Czyrzycem do końca
XV w., jak to wykazał prof. Rospond 9).
') Burletka pochodzi od wyrazu burlyta 'płytka misa, płytka woda', znanego mi
z Pogrzebienia, pow. rybnicki na Śląsku. Wyraz ten wskazuje na, nierówność terenu
Burletki,.jak jest istotnie. W Słowno gwar Karłowicza nie jest on zanot'owany. Por.
Kod, MP IV 342, 1', 1439 BurletJlka i tamże r. 1390 s. 31 Burlethca, tamże III 180,
r. 1364 Bucleta gora.
') Kod. dypl. MP III 180, 1'.1364 Crzemessna. Przejście em '-:>. om jest naturalne,
gdyż Trzomaśna leży na obszarze z jedną nosówką.
3) Helcel, St. P. P. P. II nr 3984, r. 1469 Czyechowa Volya' alias Czyechowka,
co niewątpliwie należy czytać jako Ciechowa 'Wola, Ciechów!fa. m. LB 145 Czechowa
Wolya alias Czechowka, tamże s. 215 Czechowska alias Wolya, tamże II 131 Czechowka.
4) W tej też formie podaje je Pawiński, MP IV 52a, r. 1675 Koźmiczki. Po-
dobnie }vIocUnica Wielka nazywa się Modlnicą, a Modlnica Mała - lVlodlniczką
(Fr. Blljak, Studia nad osadnictwem Małopolski. KrakÓw 1905, s. 323), a Miechowice
Wielkie i Miechowice Małe (pow. Dąbrowa tarnowska) s<\, w ustach ludu Miecho-
wicami i J}fiechowickami.
5) Wiadomości o Koźmicach i Rzeszotarach udzielił mi łaskawie ks. J. Kmiecik,
.proboszcz w Tarnawie, rodem z Janowic pod Wieliczką.
6) LB II 23 Krokocin, natomiast I 153 prokoczyn, Pl'okoczym, II 24 Prokocin.
Również Helcel, St. P. P. P. II nr 368, r. 1398 Prococin.
7) Ptaśnik, Mon. Pol. Vat. 1124, r. 1325-7 de Cridlna seu antiquo Rudel. Kod.
dypl. MP IV r. 1440, s. 359 Skrzydlna. Dł. LB II 129--30 Krzi"dlna, Krzydlna, Crzidlna,
tamże III 275-6 C1'zidlna, Skrzydlna. Pawiński, MP IV 44-8, r. 14-90 Skrzydlna.
8) Podobna to obocznosć jak Krzynka II Skrzynka. Por. J. Rozwadowski, Hist.
fonet. w Gramatyce zbiorowej s., 198.
9) Polskie toponomastyczne patronymica. Lud Słowiański IV A 25. Nie godził-
bym si
jednak z autorem, który przyjmuje przejście Szczyt.zyce .....:::. Szczyrzyc. Przy-
/060_0001.djvu
60
JĘZYK POLSKp;\
XXIX. 2
Sąsiadująca ze Skrzydlną Wierzbanowa, lud. Wiyrzbl1nowa, nie ma
żadnego związku z wierzbqj jest to dawna Jerzmanowa 1 ) od imienia nie-
mieckiego Herman 2), zapisana w Kod. dyp!. MP I 329, r. 1365 jako He:z-
manowka.
Rupniów byl w przeszlości Rztpnowem 3) i tak go też dzisiaj nazy-
wają w calej okolicy, a jego mieszkańców rttpnowiakami.
Ckyżówki na pId. od Dobrej to raczej Ckyszówki 4), bo w gwarze
Chysówki. Ozęściowo na obszarze Ckyszówek wznosi się góra Mogielica
(1171 m). Nazwa to wlaściwie wielkiej hali od strony poludniowej poniżej
szczytu l1fogielicy, który tam nazywają Kopą. Potwierdza to .również
toczone bowiem na s. 24 przyklady pozwalają przyjąć pierwotny Czyrzyc, a póź-
niejsze przejście Szczy-rzyc -'-::' Szczyrzyce mogło nastąpić przez asymilację do licznych
w tamtej okolicy nazw patronimicznych na -ice jak: Zeroslawice gwar. Zyroslawice
(Dl. LB III 278 Syroslawycze), Lasocice, Bojanczyce, gwar. Bojańcyce, przym. boja-
necki (Dł. 1. c. Boyanczyce), Zegartowice, gw. Zyga-rtowice (Dl. 1. c. Szygarthowycze),
Kwasowice. Krzeslawice, Abramowice, gw. Jabrąmowice (Dl. L c. Abramowicze),
Janowice, gw. Jąnowice (Dl. LB III 275 Janowycze), Poznachowice (Dl. LB II 132:
Poznachowycze), Racie,chowice (Dl. tamże Raczechowycze). Na możliwość takiego
wplywu jednych nazw na drugie wskazał Fr. Bujak, Studia nad osadnictwem Malo-
polski, s. 254. Por. też wyżej uwagę o dwoistości form Łapczyca II Łapczyce.
Ta wyspowa grupa nazw patronimicznych na -ice, jaka tam zwarcie występuje.
na malej stosunkowo przestrzeni w obrębie dawnych granic parafii Góry św. Jana-
z wyjątkiem nieco dalszych Poznachowic i Raciechowic - musi uderzyć -każdego,
co się tą spraw
interesuje, a można ją wyjaśnić chyba tylko zależnośpią pier-
wotnego osadnictwa rodowego od urodzajności gleby. co ostatnio podkreślił prof. St.
Rospond (JP XXVI 1946 s. 52). Widać to szczególnie na żyznych lei/Bach Wyżyny
Małopolskiej, gdzie mlzwy patron. na -ice występują tak licznie, i w okolicy Krakowa;
w obrębie zaś pow. bocheńskiego nazwy te (jest ich 26 na 138 miejscowości) trzy-
mają się przede wszystkim urodzajnej doliny nadrabskiej, wąska bowiem dolina
Stradomki nie gra tu prawie żadnej roli. 'Wystarczy zaś r2lucić tylko okiem na mapę
doliny Dunajca, aby się przekonać, jak one się w niej licznie skupiły. Otóż i w pa-
górkowatej okolicy Szczyrzyca, a zwlaszcza w bezleśnej parafii Góry św. Jana. gleba
swą urodzajnością góruje nad całą okolicą, Co w tamtych stronach każdemu wiadomo: .
Już Potkańskiego uderzyło, że tu urywają się osady patronimiczne, mimo że w do-
linie Dunajca sięgają dalej na południe aż poza Sącz, lecz kwestii tej bliżej nie tłu-
maczył (K: Potkański, Pisma pośmiertne I, Kr. 1922, s. 302 i 304).
') Dl. LB II 183 Irzmanowa, tamże III 443 Yrzmanowaj K. D. MP IV 34-2,
r. 1439 Irzmanowkaj również u Pawińskiego, ::\fP IV 449, r. 1490 Irzmanowka.
2) ,Por. Bruckner, Slownik etymologiczny s. 111, oraz L. Malinowski, Studyja'
nad etymologiją ludową, \Varszawa 1891, s. 46.
3) Helcel, St. P. P. P. II nr 3004-, r.1441 Rupnów, tamże nr 3738, r. 1464 Rup-
nów; tamże nr 4-546, r, 1004 Ruppnow; natomiast nr 3011, r. 1441 Rupnyow. Pawiń-
ski, MP IV 450, r. 1490 Rupnow. Również ;W. Potocki w Przedmowie do Wojny
chocimskiej w. 28 (wyd. Bibl. Nar.): Tu Rupnów i Stadniki...
4) W tej postaci podaje je Rocznik diecezji tarnowskiej r. 1938, B. 237, na któ-
rym można polegać, jeśli chod
i o nomenklaturę podanych w nim mi6jscowości. Por.
Pawiński MP IV 54a, r. 1674 Hyszówka.
/061_0001.djvu
XXIX. 2
JĘZYK POLSKI
61
informacja prof. L. Węgrzynowicza, znawcy tamtejszych okolic, udzielona
prof. Z. Stieberowi j). Że zaś nie tylko sama hala, ale i cala góra nosi
nazwę Mogielica, stwierdziłem to niejednokrotnie zarówno we wsiach oko-
licznych, jak i nieco dalszych. Góra ta bowiem jest dość szeroko znana,
zwlaszcza na pólnoc od linii kolejowej Dobra- rrymbark, gdyż mieszkal'LCY
tych stron jeździli na 3fogielicę, mianowicie do Białego po jej pld.-wsch.
strpnie, po drzewo buk
we2). I tak: w Chyszówkach, Jurkowie (ad
Dobra), Porąbce, Stróży (ad Dobra), Tymbarku, Łososinie Górnej, Kosza-
rach, Jaworznej (ad Limanowa), Rdzawie (pow. bocheński) nazywają ją
Mogielicą, w Półrzeczkach zaś i Slopnicach Królewskich 1J1ągielicą. W tej
ostatniej formie widać wplyw spółgloski nosowej m, dzięki której o -.::. ą.
Jest to jeszcze jeden więcej przyklad nosowości do podanych przez
prof. H. Ulaszyna S), a wyjaśnionych przez prof. Wl. Kuraszkiewicza4).
lIfogielica jest formą gwarową, a powstała z 3fof/ilica fi) i tak też nazywa
ją E. Romer na jednej ze swoich przedwojennych map. 'Wobec tego, że
na mapach i w przewodnikach turystycznych należy uwzględlliać nazwy
ludowe, forma Mogielica winna wyrugować dotychczasową l110gielnicę 6).
') Z. Stieber, Nazwy miejscowe Gorców. Lud Słowiański III A 262.
2) Ciekawe, że bardziej widoczna i bliższa góra Łopień nad Tymbarkiem nie
ma w Rdzawie, (pow. bocheński) osobnej naz'wy, lecz nazywaja ją Górą Tymbaszką.
") W artykule: O pewnej kategorii wtórnej nazalizacji w języku polskim. Sym-
bolae grammaticae in honorem Ioannis Rozwadowski, vol. II, Cracoviae 1928, s.397-406.
4) W pracy: O wargowej ,artykulacji polskich samogłosek nosowych. Lud Sło-
wjański III A, s. 12-4-6. Por. tamże artykuł St. Bunca, O genezie wtórnej naza-
lizacji w języku polskim s. 151-9.
o) Skutkiem przejścia il -.::. el, nierzadkiego w gwarach, zwłaszcza w podhalańskiej:
famielija, kadzielttica L--- lwdzidlnica, bel. piel, Tobie!. Por. J. Rozwadowski, Hist.
fonet. s. 167-170 w zbiorowej Gramatyce języka polskiego, KI', 1923. Tamże K.
Nitsch, Dialekty jęz. polsko S. 429. J. Łoś, Gramatyka polska, cz. I, Głosownia
historyczna, KI', 1922, s. 18.
'W Lubomierzu (pow. bocheński) jest stara nazwa miejscowa jJ[ogielany z czy-
stym o, chociaż nie brak tu przykładów wtórnej nazalizacji: pomiętać IIpomiP.tać 'po-
ronić' (o krowie), mętttal 'me da!', nu,}tttalik 'medalik', mętttel 'motyl' (tylko naj starsi),
mętttryka 'metryka', mf}ł, męłła 'meł, mel'ła', nę, nęści 'bierz', ttęz wam 'bierzcie, weź-
cie', ttą, aną 'tak', nąze 'prędzej', ttąze go kijem 'daj że mu kijem', tąniec, tąttiec-
ttik, tąttiecttica 'taniec, tanecznik, tanecznica', stęmttować 'stebnowsć" attgrys 'agrest',
trzęśnia 'trześnia', tęsknota ale steśnić sie za kim 'stęsknić się', kwattdra 'kwadra
księżyca', kwattdrac 'kwadrans', kręt 'kret', pądólll pąttdół 'wądół', sCf}bel 'szczebel',
nadto stale en -.::. ęn np. pszęttica, nllsięttie, zęnie
żenie, gna, pędzi', gergąttija 'geor-
ginia' i inne. Tu też m usuwa nosowość z następującej nosówki: miyso 'mięso', miysić
chleb, pamiyć lIpamięć, pamiytać.
oJ Prof. KazimierzjSosnowski zarówno w swym dawniejszym .Przewodniku po
Beskidach Zach"dnich i Pieninach-, wyd. TIr, Kraków 1930, s. 231, jak i w najnow-
8zym «Ziemia Krakowska., cz. II, Pogórze Karpackie, Kraków 1948 używa tylko
nazwy Mogielttica, opierając się na aktach dworskich w Dobrej. Gdyby się był tu
kierował formą gwarową, jak to czyni stale przy nazwach miejscowych, byłby mu-
/062_0001.djvu
62
JĘZYK POLSKI
XXIX. 2
Z różnych przytoczonych przykła
ó" dowodnie widać, że obecne
nazwy ludowe kontynuują bardzo często
ne formy i dlatego zasługują;
w pełni na poszanowanie i na uwzględnienie wszędzie tam, gdzie by ,
przyszło do wyboru między nimi a nową nazwą;. Szczególnie duże usługi
_ może na tym polu oddać Wojskowy: .Instytut Geograficzny, albowiem
dzięki jego mapom najłatwiej się szerzą nazwy miejscowe. Ohodzi tylko
o. to, żeby one byly zawsze' właściwe i zgodne z istotnym stanem rzeczy.
Bochnia. Piotr Galas.
Dlaczego w wyrazach rodzimych wszędzie jednakowo
oznaczamy samogłoski nosowe i co stąd wynika? .
\¥ wyczerpującym omówieniu mojej pracy pt. "Dawność tzw. ma-
zurzenia w języku polskim» (\¥-arsza:va 1948), pomieszczonym w 1. tego-
rocznym zeszycie Języka Polskiego, s. 14-22, wspomnial prof. Z, Kle-
mensiewicz calkiem zresztą ubocznie o samogloskach nosowych jako argu-
mencie mającym przemawiać za wielkopolskim pochodzeniem języka lite-
rackiego. Celem ostatecznym wymienionej rozprawy o mazurzeniu bylo
wykazanie, że jest ono, zjawiskiem późnym, wobec czego jego brak w ję-
zyku literackim nie może slużyć za dowód, że się język literackizrodzil
w nie mazurzącej do dziś dnia 'Wielkopolsce. Wywody moje na temat
dziejów mazurzenia niezupelnie przekonaly prof. Klemensiewicza. Z tym
wszystkim stara się wniknąć w sytuację, jaka by w sporze o kolebkę
literackiej polszczyzny zaistniała, gdyby się jednak okazało, że z nieobec-
ności mazurzenia w języku literackim nie można ukuć broni przeciw
twierdzeniu, iż język literaoki z malopolskiego gruntu wyrósł. Gdyby na-
wet tak się stalo, rozumuje prof. Klemensiewicz, to jeszcze nie całkiem
jego małopolskość dowiedziona, bo ... samogloski nosowe. O cóż tu idzie?
Ozy rozwój samogłosek nosowych w języku literackim istotnie przema-
wia za niemalopolskim, tzn. wielkopolskim początkiem języka litera
kiego?
Ozy w ogóle '6dgrywają one jakąś rolę w długotrwałych bojach o jego
pochodzenie? Odpowiedzieć na te pytania postara.m się w niniejszym arty-
kule, przy czym ograniczę się głó
nie do sprawy ich rezonansu no-
sowego 1).
siał użyć formy Jfogielica, którą przytacza też Seb. Flizak: Z życia owczarzy gor-
czariskich. 'Wierchy XIV 1936, s. 79, oraz L. Węgrzynowicz: Sz;:\lasy w limanowskim
Beskidzie Wyspowym. Sprawozdania PAU XLIX (1948), nr 2, s. 102-3. .
. ') Na zastrzeżenia pro£. Klemensiewicza dotyczące stanowiska zajętego przeze
mnie w sprawie chronologii mazurzenia, jak również na niegroźny atak pro£. Rosponda
przeciw moim poglądom skierowany odpowiem osobno. Wówczas też zajmę się dopi-
skiem prof. Nitscha do artykulu pro£. Klemensiewicza dodanym.
/063_0001.djvu
XXIX. 2
JĘZYK POLSKI
63
Pisownia samogłosek nosowych w dających się ściśle umiejscowić-
średniowiecznych zabytkach języka polskiego (dokumenty, roty przysiąg
sądowych) pozwala
twierdzić, że jm w średniowieczu inaczej do pew-
nego stopnia nosówki wymawiano w Wielkopolsce, inaczej zaś w Mało-
polsce i na Mazowszu. W Małopolsce mianowicie i na Mazowszu brzmiaJy
one w każdym wypadku czysto nosowo, w Wielkopolsce natomiast przed
następującymi spólgłoskami zwartymi i zwarto-szczelinowymi przeobra-
ziły ;;ię w połączenie odpowiedniej samogloski ustnej i spólgłoski noso-
wej, przed innymi zaś spółgłoskami i na kOIicu wyrazu zatrzymały no-
sowoŚĆ bez zmiany. Wykrycie tego stanu rzeczy jest zasługą prof. T. Lehra-
Spławińskiego, jego uzasadnienie zawdzięczamy prof. W. Kuraszkiewi-
czowi. Prof. Lehr-Spławiński odnośne swoje spostrzeżenie zwięźle przed-
stawił w artykule pt. "Problem pochodzenia polskiego języka literackiego»'
(Przegląd Wspólczesny V, 1926, nr 53, s. 323-33)1), szczególowo je opra-
cował prof. Kuraszkiewicz w precyzyjnych i szeroko potraktowanych
"Studiach nad polskimi samogłoskami nosowy
i (Rezonans :nosowy)>> (Roz-
prawy Wydz. Filolog. Pol. Akad. Um. LXIII, nr 3, Kraków 1932). Od
razu zaznaClJiam, że w dalszym ciągu zajmować się będę prawie wyłącz-
nie samogłoskami nosowymi, mającymi w bezpośrednim po sobie sflisiedz-
twie spółgłoskę zwartą, zwarto-szczelinową lub szczelinową, samogłoskom
nosowym na końcu wyrazu oraz przed spólgloskami l, l zaledwie wzmiankę
poświęcę, pozycje to bowiem oboj
tne dla naszych tutaj rozważań.
Właściwość rozszczepiania samogłosek nosowych :na samogłoskę
ustnfli i spółgłoskę nosową przed spółgłoskami zwartymi i zwarto-szcze-
linowymi zachowalydialekty wielkopolskie po dziś dzieli, stąd powszechna
w nich wymowa: trómba, meśónc, dr.ó1Jk, gymba, vyncy, mY1Jka itd. Przed
spółgłoskami szczelinowymi istnieją obecnie samogłoski nosowe (9, y.: kś(/ska,
vy.x) jedynie w północnej Wielkopolsce, w południowej zatraciły w tym
położeniu nospwość (na tym terenie mówi się zatem kśuska, vyx) 2). W współ-
czesnych nam gwarach małopolskich i mazowieckich stosunki w obrębie
samogłosek nosowych są o wieje bardziej skomplikowane. Dotyczy to
zarówno ich wartości ustnej, jak siły nosowości. Wnikać w nie nie bę-
dziemy. Zadowolimy się' przypomnieniem, że miejscami jednak, na więk-
szych lub mniejszych obszarach, rezona
s nosowy utrzymaJ po staremu
swój wokaliczny charakter bez względu na to, jaka się spółgłoska znaj-
duje po samogłosce nosowej 3). Język literacki podob
ie jak dialekt wiel-
') Przedruk w książce: Szkice z dziejów rozwoju i kultury języka' polskiego.
Lwów 1938, s. 46-63.
2) A. Tomaszewski; Mowa ludu wielkopolskiego. Poznań 1934, s. 24.
3) K. Nitsch, Dialekty języka polskiego, akademicka Gramatyka języka pol-
skiego. Kraków 1923, s. 440. .
/064_0001.djvu
JĘZYK POLSKI
XXIX. 2
64-
ko'polski i w tych samych co on warunka , a więc przed spólgloskami
zwartymi i zwarto-szczelinowymi, zmieni ezonans nosowy w spólgloskę
nosowfh nie naruszając pierwotnej .jego wokalicznej postaci przed spól-
gloskami szczelinowymi.
Zasadniczo jednakowe traktowanie rezonansu nosowego w dialekcie
wielkopolskim i w języku literackim, co w różnych swoich pracach prof.
K. Nitsch wielokrotnie podkreślał, w połączeniu z odkrytym niedawno fak-
tem, że już w średniowieczu na wielkopolskim gruncie rezonans nosowy p:r.ze-
ksztatcal się w spółgloskę nosową przed spółgloskami zwartymi i zwarto-
szczelinowymi, skłoniło prof. Lehra-Splawińskiego do uznania tego zjawiska
za dowód pochodzenia języka literackiego z Wielkopolski. "Zgodność wy-
mowy literackiej [w roztrząsanej dziedzinie] 1) Z wymową gwarową wielko-
. polską (w przeciwieństwie do gwar malopolskich) uważać trzeba za ważną
wskazówkę, dowodzącą związku genetycznego, jaki lączy język literacki
z obszarem gwarowym wielkopolskim» - oto jego w tej sprawie stano-
wisko 2). Przypuszczalnie to przede wszystkim mial na myśli prof. Kle-
mensiewicz, gdy napomykał osamogloskach nosowych przy opisanej wy-
żej sposobności.
Wiemy już, o co prawdopodobnie szło prof. Klemensiewiczowi w pierw-
szym rzędzie. Zobaczmyż teraz, czy istotnie nie dająca się zaprzeczyć zbież-
ność w traktowaniu rezonansu nosowego w dialekcie wielkopolskim i w ję-
zyku literackim przemawia za wielkopolskością literackiej polszczyzny. Naj-
{)gólniej wyraziłem co do tego wątpliwości już w sprawozdaniu pt. «Spory
o pochodzenie polskiego języka Jiterackiego» (Przegląd Humanistyczny V,
1930, s. 32{)-6). Przyznałem wówczas, że spostrzeżenie prof. Lehra-Spła-
wińskiego, o czym była wyżej mOW;1, ma wielkie znaczenie dla historii
/065_0001.djvu
XXIX. 2
JĘZYK POLSKI
65
nie zjawiska, ktÓrym się zajmujemy, gotów jest wszakże w literackim
rozlożeniu samoglosek nosowych przed spółgloskami zwartymI i zwarto-
.szczelinowymi w om, on, em, en itp. widzieć wplyw, ale tylko wplyw dia-
lektu wielkopol!':kiego (1. c. 25).
Przyjmijmy na chwilę, że stanowisko zajęte przez prof. Lehra-Spła
wińskiego i prof. Kuraszkiewicza w poruszanej sprawie jest słuszne, że
zgodnie z ich twierdzeniem zjawisko rozszczepienia nosówek z Wielko-
polski się wywodzi. Gdyby tak 'rzeczywjście bylo, należałoby oczekiwać,
że uzewnętrznienie wymowy samoglosek nosowych w języku literackim
będzie takie samo, jak w pisanych przez rdzennych Wielkopolan średnio-
wiecznych dokumentach i rotach przysiąg sądowych. Znaczy to, że tak,
. jak to w zasadzie oni czynili, inaczej powinni byśmy je w piśmie. wy-
rażać przed spólgloskami zwartymi i zwarto-szczelinowymi, a inaczej
przed spólgloskami szczelinowymi;...)Tę dwoistość wymawiania i oznacza-
nia nosówek we wspomnianych zabytkach wielkopolskich unaoczniają do-
skonale zestawienia ich pisowni, jakie znajdujemy w rozprawie pro£. Ku-
ras.
kiewicza. Oczywista nie trzeba sobie wyobrażać, by ta dwoistość ozna-
czania samoglosek nosowych od charak.teru następującej spólgloski zależna
byla z calą konsekwencją przeprowadzona. Odchylenia od dających się
wyraźnie dostrzec dwu sposobów grafiqznych używanych do utrwalenia
w piśmie samoglosek nosowych, innego przed spólgłoskami zwartymi
i zwarto-szczelinowymi, a innego przed spólgloskami szczelinowymi, wcale
,są częste, nie do tego jednak stopnia, by w całości swojej pisownia nó-
sówek sprawia la wrażenie chaosu, wobec którego żadnych wniosków na
ich oznaczaniu nie można budować.
Dla zobrazowania "tych dwu sposobów pisania nosówek wybieram.
po kilka odpowiednich przykladów z rozprawy prof. Kuraszkiewicza,
ukIadając je w dwie kolumny, z których pierwsza przedstawia nosówki
przed spólgloskami zwartymi i zwarto-szczelinowymi, druga zaś przed
spóigłoskami szczelinowymi:
1'ambil trąbił'
tampicz 'tępić'
poczantkem 'początkiem'
dzesszancz 'dziesięć'
lanka 'ląka'
- przisangl 'przysiągł'
szOr/mti 'święty'
sZr/Jndal 'żądał'
przii;ncz 'przyjąC' itd.
węzal 'wiązał'
częsty 'częsty'
męsz i masz 'mąż'
częscz i czascz 'część'
Swachna 'Święchna' itd.
W przeciwieństwie do pisarzy wielkopolskich pisarze małopolscy
i mazowieccy zgodnie z wlasną' wymową nosówek te same dla nich sto-
5
/066_0001.djvu
66
JĘZYK )OLSKI
" . .
sowali znaki w każdym położeniu. Zestawienia prof. Kuraszkiewicza do-
wodnie () tym pouczają.
, W języku literackim oznaczamy samog!oski nosowe wszędzie jedna-
kowo, choć je dziś różnie wymawiamy. Jeżeli dzisiejsza ich literacka' wy-
mowa - jak zaklada prof. Lehr-Spławiński - jest odwieczna, jeżeli
.
jak tenże sam uczony utrzymuje - stoi ona w genetycznym związku
z dialektem wielkopolskim, skądże się wziął w takim razie jednaki w każ-
dym wypadku znak dla ich wyrażenia w piśmie. Odpowiedź na to nasu-
wające się samo przez się pytanie zwięzłą i dobitną daje prof. Nitsch
w następujących słowach: «Piszemy strzęp, kąt, żądza... dlatego, że tak
się wymawiało przy pierwszym zasadniczym ustalaniu naszej ortografii
w ",:. XV czy X V 1. 'Wtedy byla to więc pisownia fonetyczna, dziś jest histo-
ryczna, tradycyjna...» 1). 'Godzę się w całej rozciągłości z tym ujęciem sprawy.
Dane historycznojęzykowe w calej rozciągłości jego słuszność popierają.
Spróbujmy obecnie wejść głębiej w wypowiedź prof. Nitscha na
temat pisowni samogłosek nosowych i szerzej ją zanalizować. Piszemy
strzęp, kąt, żądza (a nie strzemp, kont, żondza), ponieważ - powtarzam za
prof. Nitschem - «tak się wymaw:iało przy pierwszym zasadniczym u
ta-
laniu naszej 0rtografii». To «tak» znaczy: czysto nosoWO w każdym po-
łożeniu. A więc w średniowiecznym polskim środowisku odczuwającym
potrzebę słowa pisanego i strawy duchowej ówczesnemu człowiekowi wy-
starczającej (kazania, Pismo święte, żywoty świętych itp.) wymawiano
samogłos
ę nosową, jak dlugo tylko jedna samogloska nosowa w języku
polskim istniala, zawsze wokalicznie i dlatego oznaczano ją zrazu zawsze
tym samym znakiem (<>, 16, ą, a itd.); później, gdy się dwie nosówki rozwi-
. nęły, oznaczano je dwoma literami, mianowicie ą albo ę, znowuż nie. za -
leżnie od charakteru następującej spółgloski. Wymawiano zaś samogłoski
nosowe czysto nosowo przed każdą spółgłoską na Mazowszu i w Mało-
polsce. Z tych dwu dzielnic przy tworzeniu zrębów naszej kultury du-
chowej, piśmiennictwa w języku narodowym i dialektu kulturahiego,
z którego następnie nasz język literacki powstał, przemożną rol
ode-
grała w średniowieczu i w w. XVI Malopolska. Na jej terenie leżał Kra-
ków stanowiący w owych czasach ośrodek polskiego życia umysłowego
naj przedniej szy. Toteż z dialektu jego okolic szeroko pojętych wyrosło
narzecze kulturalne i język literacki. Język tej części Polski jest fundamentem
zasobów gramatycznych i słownikowych zarówno jednego, jak drugięgo sta-
dium rozwojowego języka ogólnopolskiego w jego mówionej i pisanej postaci. '
Pisownia samogłosek nosowych z wynikającymi z niej wnioskami natury
fonetycznej także na Małopolskę wskazuje jako .na jego kolebkę.
W samogloskach nosowych języka literackiego stosunkowo wcześnie
wyodrębnił się rezonans nosowy przed spólg1o.skami zwartymi i zwarto-
XXIX. 2
1) Pisownia polska. Lwów, Książnica-Atlas, 1936, s. 6.
/067_0001.djvu
XXIX. 2
JĘZYK POLSKI
67
szczelinowymi w spółgłoskę mllib n. Dokonało się to - są po temu' nie-
jakie poszlaki - może już w w. XVI, bez współdziałania dialektu wielko-
polskiego, w wyniku samodzielnego, niezawisłego rozwoju. Zgodność, jaka
w tej mi
rze zachodzi między językiem literackim a dialektem wielko-
polskim, bynajmniej. nie świadczy, jakoby z Wielkopol
ki wyniósł język
literacki tę właściwość. Pod względem chronologicznym nie idzie w parze,
wielkppolskie rozszczepienie nosówek na samogłoskę ustną i spółgłoskę
nOS9wą przed następuj ącymi spółgloskami zwartymi i zwarto-szczelino-
wymi z analogicznym zjawiskiem w języku literackim obserwowanym.
Nie ma więc i w tym zakresie związku genetycznego między literacką
. . '-.
polszczyzną a dialektem wielkopolskim.
N a zakończenie wspomnieć się godzi, że pisząc ę na końcu wyra-
Zó.w, zaś ą i ę przed spółgłoskami l oraz ł, jakkolwiek w tych położe-
niach dzisiaj nosówek nie wymawiamy, czynimy to tradycyjnie, bo i tutaj
były ongiś nosowo nosówki wymawiane, jeszcze "przy pierwszym zasad-
niczym ustalaniu naszej ortografii» 1). .J ednym słowem, rzecz ujmując
w całość, «przy pierwszym zasadniczym ustalaniu naszej ortografii»
wszędzie, w każdej pozycji wokalicznie brzmialy samogloski nosowe
w dialekcie kulturalnym, który powoli do godności języka literackiego
doszedł.
I jeszcze jedn-o. Biorąc pochop z napomknięcia prof. Klemensiewicza
o samogłoskach nosowych jako argumencie mającym pr.zemawiać za wiel-
kopolskim pochodzeniem języka literackiego, rozpisałem się o rezonansie
nosowym. Ale prof. Klemensiewicz mógł ostatecznie mieć na myśli także
wartość ustną samogłosek nosowych w języku literackim, bo i w niej
chciano widzieć odblask wielkopolskiego początku literackiej polszczyzny.
By więc i wobec tej ewentualności zająć stanowisko, by z ograniczenia
się w tym artykule do rezonansu nosowego przypadkiem się nie wyda-
wało, że wartość ustną samogłosek nosowych z tej czy innej przyczyny
wolę przemilczeć, zaznaczam, iż moim zdaniem świadczy ona w tym sa-
mym stopniu za wielkopolskim, co) za małopolskim pochodzeniem języka
literackiego. Czyli przeciwnie, aniżeli zjawisko rezonansu nosowego, nie
może ona być brana pod uwagę w roztrząsaniach zmierzających do wy-
jaśnienia, gdzie, no i kiedy zrodził się polski język literacki, względnie
wcześniejsze jego stadium: narzecze kulturalne. Dla tych dociekań sprawa
wartości ustnej samogłosek nosowych nie ma żadnego znaczfJnia 2 ).
Witold Taszycki.
') K. Nitsch, 1. c. 6.
0) Nie chcąc na razie ,wchodzić w szczegóły, nadmieniam, że patrzę ńa to zagad-
nienie w zasadzie podobnie jak prof. Szober 1. c. 8-14. W przyszłości postaram się
pogląd prof. Szobera i swój wlasny dokładnie uzasadnić.
5.
/068_0001.djvu
68
JĘZYK POLSKI
XXIX. 2
Uwaga do artykułu prof. Taszyckiego
Skoro prof. Taszyckijedno moje zdanie,które jako wypowiedziane w kró-
ciutkim
s
ępie do praktyczn
orto
rafii nie
oglo wcho
zi
w szczególy,
uznal za Jeden z walnych arl
mentow w zawIlym zagadmemu naukowym,
muszę rzecz cboć w kilku slowach wyjaśnić.
. Zwracam uwagę, że to
pierwsze zasadnicze ustalanie (nie ustąlenie)
naszej ortografii» umieścilem już w XV wieku, czyli epoce, gdy nąwet
w Wielkopolsce nosówki przed zwartymi i zwarto-szczelinowymi dopiero
się zaczynaly rozszczepiać; bq że to rozszczepienie nie bylo \odwieczne», jak
wedlug Taszyckiego zaklada Lehr-Splawiński, tego dowodzi nie tylko gra-
matyka porównawcza, ale i fakty' filologiczne, jak Kazania gnieźnieIlskie
czy wielkopolskie roty sądowe z kOllca XIV wieku ze swą pisownią za-
równo czt)sto jak sVt)ty 'święty'. To bylo
pierwsze ,ustalenie samogloski
nosowej jako glos ki, występujące czasem jeszcze w najpierwszych' drukach
(Powieść o papieżu Urbanie z r. 1514). Gdy w niej zaczęto odróżniać dwie
głoski, szlo najpierw tylko o dwie barwy samogloskowe: ę (4) i Q (4), nie
o różną nosowość, czego śladem są choćby roty poznańskie z r. 1397 ze
swymi bt)dze (dziś bendzie) obok chanszebno ('chąziebną, gdzie w wymowie
przed ż nigdy n nie bylo). Tradycja jednego znaku utrzymala się nawet,
gdy w Wielkopolsce i w języku kulturalnym ustalil się już w wymowie
rozdzial: świenty
częsty, bo fonologiczna identyczność trwala dalej: świento-
świont mialo nadal tę samą alternację, co część-cząstka,mięso-miąs, a nie
jakąś świento-*świent, jakby bylo, gdyby tu poczuwano samogloskę e, jak
w chleba-chleb. To ta konstrukcyjna identyczność odpowiedniej pary'
glosek, niezależnie od polożenia przed zwartą czy szczelinową, byla obok
tradycji przyczyną utrzymania się jednolitych (nie złożonych) znaków;
fonologia, nie fonetyka.
Inna rzecz, że ją mogla podtrzymać malopolska i mazowiecka nie-
rozlożona wymowa nosówek. Ale bardzo jestem ciekaw dowodów twier-
dzenia, że' ol!lawiane rozszczepienie rozwinęlo się w języku literackim
niezależnie od wyinowy wielkopolskiej. Jakże się to mialo stao? Dlaczego
by kulturalni Malopolanie mieli zmieniać nierozlożoną wymowę" swych
okolic, i to zmieniać ją, przypadkiem, na taką, jaka już panowala w Wiel-
kopolsce? Natomiast latwo się zgodzić na zdanie Van Wijka, że się to
stalo p od w p l y we m Wielkopolski, ty'lko że takie ujęcie to już blisko
uznania wielkopolskich początków dialektu kulturalnego.
Jest to wplyw narzecza wielkopolskiego nie tylko na dialekt kul-
turalny, ale też na ludowy dialekt malopolski. Jakem o tym już pisał
(Z historii narzecza malopolskiego, Symbolae in honorem J oannis Roz-
wadowski,-II, 1928), nosówki wielkopolskie szerzyly się na wschód, ku
Sandomierzowi, z większą deformacją, bo z zatratą nosowości, a na pd.-
/069_0001.djvu
JĘZYK POLSKI
69
XXIX. 2
wschód w czystej ,swej postaci, niedaleko jednak poza Kraków zaszedłszy;
już w Lubomierzu na pd. od Bochni mamy pierwotne samogłoski nosowe
we wszystkich położeniach: zęby, gęsi, widzę, bez wielkopolskiego noso-
wego rozkładu i .bez tamtejszego zwężania ę ku, Y-; na pn. od Bochni już
pn.-małopolski brak nosowości (Zo.p, zeby), na pn.-zachód od Lubomierza
wielkopolskie zymby; a od Lubomierza na pd.-wschód już ten pierwotny
typ małopolski, zachowany najlepiej w sądeckiej wymowie jJ&,ta, własną
małopolską drogą rozwij
jący się w limanowskie jednonosówkowe, a wreszcie
zdenazalizowane t/ata, za p, zaby. (Jak mi tuż przed wojną pokazywał śp: Wła-
dyslaw Semkowicz na swoich mapach, uwzględniających dawne warunki fizjo-
graficzne, Kraków, Sandomierz i Sącz to były 3 pierwotne centra zaludnienia
Małopolski; dialektologia pokazuje, że z nich tylko najdalsza ziemia są-
decka nie uległa wpływowi wielkopolskiemu. I nie ma to być dialekto-
logia historyczna ?).
Jeszcze jedna z tym łączy się sprawa. Jak wykazałem w artykule
«Przejście -ttk- W -'lIk- w związku z genezą polskiego języka literackiego»
(Biuletyn Polskiego Towarzystwa Językoznawczego, IV, 1934, z mapką),
typ pańe'llka, jJa'IJka, powstały tam, gdzie istniało 'li, jak w wielkopolskich
mO'llka, re'llka, posunął się też daleko ku Sandomierzowi (gdzie jednak nie
zwyciężył nad mazowieckim wpływem na tamte okolice) i opanował oko-
lice Krakowa wraz z jego klasą kulturalną, ale nie posunął się dalej, nie
ma go już np. w Lubomierzu.
Ale i to jeszcze nie wszystko: nie można mówić o samej tylko no-
sowej wartości samogłosek nosowych nie przyjrzawszy się ich wartości
ustnej, ściśle się łączącej z nosową. Prof. Taszycki mówi wprawdzie, że
nie chce tej strony przemilczać, ale cóż z tego, kiedy wypowiada
tylko swą gołą opinię, nie dając żadnego argumentu. Sprawa zaś
jest poważna. Jak wynika z przyjrzenia się polskim gwarom, przed zwar-
tymi czystą samogłoską nosową bywa tylko ą, podczas gdy przy wymo-
wie wyższej powstaje tu zaraz wyodrębnienie nosowości: zasadniczymi
typami są ząby i zymby, właściwe ę stoi na p
graniczu, zależy od tego,
czy się chyli ku &, czy ku y,. I to jest w zgodzie z ogólnie znanym fak-
tem fonetycznym, że czysta nosowość łączy się łatwo z samogłoskami
szerokimi, t'rudno z wąskimi; żeby nie powtarzać powszechnie znanych
przykładów romallskich, jak przejście vin w vę a dent w dą, przypomnę
przejście pol. inszy w jęszy, pd.-śląskie powiedzenie: z gujJi śe ńe dogodo,
a ze smarkatę śe ńe' naiy, itp. Na tym tle trudno przypuścić, żeby pod-
stawowe małopolskie ąT bez zmiany, wartości ustnej przeszło waNT,
natomiast łatwo, że za nie przejęto wielkopolskie gNT z jego wymową
tak nosową, jak i ustną.
W
eszcie nie można zapominać, że środkowa Wielkopolska jest na
całym pierwotnym obszarze Polski jedyną krainą, w której dziś me ma
/070_0001.djvu
70
JĘZYK POLSKI
XXIX. 2
""id!'{
śladów dawniejszej wymowy ą; nie wchodzą przecie w grę kresowe oko-
lice poł
dniowego Śląska, Podhala, dalszego Mazowsza itp. Skoro więc
ze wszystkich dawniejszych centrów Wielkopolska jest tą, w której naj-
pierw powstała wymowa ę (inna rzecz samo zjawisko, niezwykle ciekawe),
to czy można bez gruntownego rozprawienia się z tym faktem odmawiać
tamtejszego pochodzenia dialektu kulturalnego? Można piać hymny na
cześć wysokiej XIV-i XV-wiecznej kultury Małopolski i Krakowa, można
nieje
no powiedzieć za małopolskim powstaniem j ę z Y k a l i t e r a c k i e g o,
ale musi się przyjąć, że ci kulturalni Małopolanie już poprzednio uznali swą
codzienną mowę typu w ząbak (nosowe a, nie (J) za gorszą, a za ogólnie polski
d i a l e k t k u l t u r a l n y wymowę wielkopolską z jej typem w zębach.
K. Nitsch.
Zjawisko leksykalizacji na wybranych przykładach
z «Pana Tadeusza»
Należałoby zacząć od wyjaśnienia terminu «leksykalizacja». Leksy-
kalny to tyle, co słownikowy, pozycja leksykaląa to tyle, co pozycja
słownikowa. Leksykalizacja znaczyloby więc «usłÓwnikowianie się., pro-
ściej: stawanie się pozycją słownikową J). Tu wyraźnie widać, że w ip.tencji
terminu leży uchwycenie pewnego ,procesu, pewnej czynności, pewnego
stawania się językowego. Uprzedzając fakty można by zaznaczyć, że bę-
dzie tu chodziło o pewne procesy z pogranicza słowotwórczo-znaczenio-
wego 2 ), procesy dotyczące kOllcowej fazy przemian słowotwórczo-znacze-
niowych. «... ostatecznym stadium, do jakiego może dojść nazwa pierwot-
nie zależnie dwuczłonowa jest lliezależna, a b s o l u t n i e j e d n o l i t a,
syntetyczna forma» i dalej «tak samo rozwijają się i nazwy pier-
wotnie niezależnie dwuczłonowe: każda taka nazwa z biegiem czasu staje,
się absolutnie j e d n o l i t Y m, s Y n t e t y c z n y m w y k la d n i k i e m, a od-
bywa się to albo przez wchłonięcie cechy utożsamiającej albo przez
powolne zrastanie się obu, części' wyrazu i ścieranie się drugiejodpowia-
dającej utożsamieniu 3)>>. Tyle Rozwadowski. Slowa te można by odnieść
do omawianego zagadnienia Jeksykalizacji. .
Zagadnieniem tym szczegółowiej zajmował się prof. Doroszewski,
który za' końcową chronologicznie fazę przemian słowotwórczych uważa
. '
1) Termiri «pozycja słownikowa» będzie tu dotyczył pewnych faktów słowo-
twórczych, jego właściwe znaczenie wyjaśni się dopiero w' dalszych rozważaniach.
aj Obie te dziedziny ściśle się łączą w niero7-erwalną całoś6: "Wortbildungs-
und Bedeutungsvorgange bilden eine vollstandige in ihrem gegenscitigen Verhaltnis
klare Einheit. (J. Rozwadowski, \Vortbtldung und Wortbedeutung. str 51) «Bez
opracowań słowotwórczych nie ma uporządkowanej semantyki. (W. Doroszewski,
Studium języka a studium literatury, LóH 1939, Prace, Polonistyczne, seria III).
3J J. Rozwadowski, Semazjologia, Lwów 1905, str. 89.
/071_0001.djvu
XXIX. 2
JĘZYK POLSKI
71
leksykalizację, będącą przejawem zamierania wyrazistości strukturalnej wy-
razów. Żywa formacja slowotwórcza uprawnia wedlug niego do wielora-
kichkonkretyzacji realnoznaczeniowych. Mnogość znaczeń znajdując opar-
{;ie w podstawowym stosunku formantu do tematu jest tylko dowodem
zachowanej jeszcze żywotności słowotwórczej wyrazu.
Zamieranie wyrazistości strukturainej, ży
otności słowotwórczej
wyrazów przejawia się w niezdolności do ogarniania nowych pokładów
znaczeniowych, w zwężaniu dotychczasowych, aż do ostatecznego usta-
lenia na jednej z realnoznaczeniowych konkretyzacji. W ten sposób pier-
wotnie żywa formacja śtaje się' jednolitym znakiem pewnej treści realno-
znaczeniowej, staje' się wyrazem zrozumiałym nie dzięki wyrazistości
swei budowy, ale tylko pod odpowiednim hasłem słownikowym podają-
{;ym jego zpaczenie, czyli staje się li tylko pozycją słownikową, l e k s y-
k a l i z u j e s i ę 1).
Leksykalizacja - to wiecznie działający proces językowy. Obserwacja
wszelkich pl'ocesów językowych możliwa jest jedynie w jakiejś perspek-
tywie czasowej czy przestrzennej. Sto z górą lat dzielących nas od pow-
stal.\ia Pana Tadeusza stanowi na płaszczyźnie językC\wej perspektywę
niemal że niedostrzegalną. Mimo to w dziedzinie slowotwórczo-znacze-
niowej daje się i na tym niewielkim odcinku czasowym zaobserwować
pewne przemiany.
Zgrupowane poniżej przykłady, wyjęte z Pana Tadeusza, mają po-
służyć za ilustrację omawianego zagadnienia leksykalizacji. Praca języ-
kowa polega na zestawieniu, zgrupowaniu i klasyfikacji form odbiegają-
{;ych od dzisiejszych zwyczajów językowych. W dziale leksykalizacji
znajdą się wi
c formy całkowicie lub częściowo nie zleksykalizowane,
a pozostające w sprzeczności, w kontraście z formami dziś miłkowicie
lub częściowo zleksykalizowanymi. 'Wynika z tego, że material Pana Ta-
deusza posłuży tu jako tło uwydatniające prawdziwą barwę pewnych wspól-.
()ze
nych nam form, czyli inaczej: material Pana Tadeusza pozwoli na
zrekonstruowanie wcześniejszej fazy znaczeniowej pewnych wspólczesnych
nam form.
Reprezentatywną ilustracją zjawiska leksykalizacji na terenie Pana
Tadeusza jest owa sławna Zosina bielizna: "Po&rodku szla dziewczyna
w bieliznę ubrana, W majowej zieloności tonąc po kolana» II, 431. W tym
kontekście użyty wyraz bielizna świadczy o całkowicie jeszcze zachowa-
nej żywotności formacji slowotwórczej: bielizna 'to, co jest biaIe', w tym
wypadku ubranie biale, obok innych możliwych. Popatrzmy do słowników.
W. Slowniku warszawskim czytamy o bieliźnie w drzewie, pod wierzchnią
') iN. Doroszewski, Kilka uwag o semantyce, Biuletyn P. T. J., 1931, zesz. 3,
str. 112: - Tenże, Kategorie słowotwórcze, Spraw. PAU 194-5, str. 46. .
. ,
/072_0001.djvu
72
J Fł
1P POLSKI
XXIX. 2
skórą, o bialych rybkach zwanych bielizną itd. Dziś już obserwujemy
całkowitą leksykalizację wyrazu, skoro słyszymy o kolorowej bieliźnie.
Wyraz stal się jednolitym. znakiem pewnej treści realnoznaczeniowej.
Inny przykład: sklep, wyraz powstały w wyniku derywacji wstecz-
nej od czasownika sklepiać (tzw. formacja postwerbalna;. Struktura wyrazu
upoważnia do mnogości konkretyzacji realnoznaczeniowych. Pod sklepem
może się mieścić wszystko to, co jest w jakiś sposób sklepione. 'V Panu
Tadeuszu czytamy w jednym miejscu o sklepie z liści i galęzi: «Wicher
kędyś nad sklepem szalał nieruchomym» IV, 53, zaś w innym o sklepionej
piwnicy: «Kazał sobie trzy podać od kontuszów pasy, Na nich ze sklepu
karczmy beczki wydobywa» VII, 532. VV słownikach znalazłoby się jeszcze
wiele innych znaczeń sklepów (sklepiki = komórki w mózgu, słownik Lin-
dego itd.). Dziś prawie wyłącznie. mówimy o sklepach galanteryjnych,
przydzialowych, spóldzielczych, rozdzieiczych i innych l).
Może na drodze do leksykalizaQji znajduje się dziś wyraz mieszkanie.
Jeszcze za czasów Skargi formacja ta posiadala całkowicie wyrazisty,
silny charakter czynnościowy: «nie chcę między małżeństwem zlego mie-
szkania być okazją» Skarga (Linde). W tekście Pana Tadeusza przeja-
wiają się pewne jeszcze refleksy czynnościowego charakteru mieszkania
'faktu, że się mieszka, czynności mieszkania': «W jednej z izb pustych obrał
mieszkanie dla siebie» II, 181. «W tej komnacie mieszkanie kobiece» I,
76. Dziś JUż formacja wyraźnie się skonkretyzowala w nomen loci i prze-
jawia już pewne tendencje do leksykalizacji w wypadku, gdy mówimy
np. «mieszkanie, któreśmy po panu X odzied.ziczyli,. bylo przez długi .czas
niezamieszkale», albo «to mieszkanie przeznaczone jest na biuro handlowe»2).
Nieraz zabójstwem dla przejrzystości slowotwórczej wyrazu staje
się użycie go w funkcji przenośnej; przeważnie wtedy ginię jego zna-
czenie konkretne, stosunek, nowego, przenośnego znaczenia do budowy
wyrazu staje się niezrozumiały, w konsekwencji budowa traci na wyra-
zistości, wyraz się leksykalizuje. Fakt ten daje się prześledzić na całym
szeregu przykładow z Pana Tadeusza, gdzie wyraz występuje jeszcze
w formie nie zleksy kalizową.nej.
«Jak szczupak, gdy mu oścień skroś piersi przekole, Pluska się
l nurtuje» V, 238. Dziś tylko myśli przykre nztrtz
ją nasze umysly.
'«Fortuny szczodroty Objaśniają wrodzone wdzięki i przymioty» I,
406. Dziś, objaśniając trudny tekst łaciński, nie zdajemy sobie sprawy
z tego, że czynimy go jasnym i przez to nigdy byśmy nie powiedzieli:
«objaśnianie ulic miasta» (cytata u Lindego z Pam. Polit. Hist.).
,
') Przynajmniej tak na Mazowszu i w Małopolsce. W \Vielkopolsce Wilnie
trzymał się do ostatnich czasów sklep w znaczeniu 'piwnicy'
J) O mieszkaniu w nowym znaczeniu p. niżej artykulik na str, 75.
/073_0001.djvu
XXIX. 2
JĘZYK POLSKI
73-
"Posażna [mowa o Wojszczance], bo oprócz swej . dziedzicznej wioski
Sumką z daru Sędziego powiększała wnioski» XI, 672. Dziś wnioski to to, co
wnosimy z rozumowania, tu wnioskiem jest wieś, jaką wnosi Wojszczanka
swemu przyszłemu mężowi.
Proces leksykalizacji bardzo wyraziście uwydatnia się na materiale
przymiotnikowym. 'Wydaje sięl że w ramach kategorii slowotwórczyc4
prof. Doroszewskiego opracowanych na materiale rzeczownikowym da
się pomieścić i fonnacje przymiotnikowe. Weżmy dla pr.zykładu przy-
miotniki odrzeczownikowe typu cud-ny (typ analogiczny do formacji odrze-
czownikowych typu: wiatr-ak); nie zatarta wyrazistość strukturalna tego typu
przymiotników upoważnia do szerokiej stosowalności realnoznaczeniowej.
Cudny: c Ja też powiem \Vasżeci rzecz, choć nie tak cudną Jak ów
omen l a przecież do pojęcia trudną» XI, 382. Tu przymiotnik cZldny wy- ,
stępuje w znaczeniu bliższym strukturalnego, etymologicznego, w zna-
czeniu bardziej opartym na związku z pniem cud. 'fu cudny - to dziwnYt
nadzwyczajny, a właśnie cud jest dziwem, nadzwyczajnością. Taka for-
macja przymiotnikowa od pnia cudo, oznaczającego jakieś zjawisko wy-
.chodzące ponad naturalny porządek, może się rozwijać znaczeniowo w róż-
nych kierunkach, może oznaczać jakąś cechę w dawce ponadnormalnej,
a więc coś bardzo pięknego staje się cudnym: «Piękną byłaś śpiącal lecz
teraz cudną illi się zdajesz» Niemcewicz. Ooś bardzo miłego staje się
cudnym: «drzewo oczom cudne, a ku wejrzeniu rozkoszne» Leopolita.
Bardzo grzeczny staje się cudnym: «Milczeć młodemu cudniej niźli wiele
gadać» (Knapski, przykłady ze słownika Lindegob
Inny przykład, owocny: «Był sad. Drzewa owocne zasadzone w rzędy»
II, 403. Formacja dziś używana w funkcji przenośnej, a konkretną, po-
sesywną funkcję przejął sufiks -owy. Dawniej było inaczej: «Owocny
sklad» (Knapski). «Owocne i kuchenne ogrody'; (Świtkowski). «Drzewa
owocne» (Troc). Materiał ze Słownika warszawskiego.
,Jeszcze inny przykład, zalotny: "Niech się inaczej spór nasz zalotny
rozstrzygnie
X, 362. Dziś mówiąc o zalotnej dziewczynie o wiele bar-
dziej utraciliśmy kontakt z właściwymi zalotami, niż w zacytowanym
przykladzie. Tu w funkcji strukturalnej tyle samo, co dotyczący zalotów.
Dziś obserwujemy już całkowitą niemal leksykalizację wyrazu. Mówiąc
o zalotnej dziewczynie myślimy o pewnej
kreślonej cesze kokieterii,
pustoty itp., a bardzo mało, lub wcale o właściwych zalotach.
Wreszcie ostatni przykład tego typu formacji przymiotnikowych:
światły. «Aż rozlśniło się jako krysztal przezroczyste [mowa o SłOlicu t g
Potem jak brylant śWJatle» XI, 179, «kilka puklów światłychl.rozwitych
warkoczy» II, 437, «,Już ten wzrok jako księżyc światły, a bez ciepła»
V, 394. Dziś mówimy o światłych ludziach, a nie o światłych warkoczach.
Przyklad ten wydałoby się, że świadczy o niezwykle -silnym wyczuciu
/074_0001.djvu
74
JĘZYK POLSKI
XXIX. 2
językowym i poetyckiej oryginalnoś
i. Wystarczy zajrzeć do słowników,
aby się przekonać, że wyraz światły dziś dopiero na tyle się zleksykali-
zowal, że nie pozwala na użycie g;
i'Jf'Powyższych funkcjach: «światła mąka».
«Mąż stanął przede mną w ubiorze światłym» (Budny). Przykłady z Lindego.
,Reasumując: formacje tego typu w okresie wyrazistości struktural-
nej oznaczają przynależność do pnia, pochodzenie od pnia, posiadanie
pnia itp. Nie daloby się tu wyczerpać wszystkich ,możliwości związków
formacji z pniem, po prostu jest to typ formacji w jakimś bliskim sto-
sunku z pniem pozostających, dających się zastąpić takim czy inny
zwrotem: zalotny 'dotyczący zalotów', cudny 'nadzwyczajny, coś z cudem
mający wspólnego', owocny 'posiadający owoce, owocujący'.
Stopniowe zlewanie się pnia z sufiksem doprowadza do wytworzenia
,swoistej cechy. Wyraz przestaje służyć na każde zawołanie, staje się
jednolitym znakiem jakiejś specyficznej cechy, leksykalizuje się: zalotny
/075_0001.djvu
XXIX. 2
JĘZYK POLSKI
75
użyciu tego przymiotnika przejaw wielkiej subtelności językowej twórcy.
A wtedy: "Konew bezdenna nic w sobie zatrzymać nie może» (Linde).
.T ednak z tego jednego przykladu trudno wiedzieć, czy za c
asów Mic-
kiewicza wyraz byl jeszcze nie zleksykalizowany, czy też poeta wtórnie
powolał go do życia. Mimo to w większości wypadków poprawna analiza
językowa pozwala wyśledzić prawdziwą barwę użytych przez autora form.
11/aria Brodowska.
Mieszkanie, izba
\Varto zaznaczyć, że gwarowo mie..z-
kanie oznacza jedną izbę. Tak np. na )fa-
zowszu pod Ciechanowem toczy się roz-
prawa sądowa. «1. świadek: Byuo owa
mnięskania... 2. świadek: tam nie byuo
dwa mnięskania, tyjko jedno. Oskarżony
..
Tam byuo dwa mnięskania, bo my niędzy
siebie p6'dzielili. 2. świadek: \V kuntrak-
.cie stoi,;prose wysokego sądu, co je tyjko
jedno rrinięskanie.. (p. w moim Wyborze
polskich tekstów gwarowych nr 228).
Oczywiście w kontrakci!, było o jednym
mieszkaniu, widocznie dwuizbowym, ale
dla potrzeb i w pojęciu dworskich pa-
robków były dwie przestrzenie do oddziel-
nego pomieszczenia się. Tak samo u sa-
modzielnych chlopów pod Tarnobrzegiem.
.Ale. nie tylko na wsi. Coś podobnego
uwidoczniło się na początku tego roku
i w mieście przy ustalaniu stosunków
mieszkaniowych według nowych przepi-
sów. W krakowskim magistracie byłem
dwa razy świadkiem nieporozumień mię-
dzy urzędnikami li stronami, nieinteligenc-
kimi: nie można było dojść do. ładu, czy
strona mówi o trzech mieszkaniach 'kom-
pletach mieszkaniowych, złożony
h z pew-
nej ilości pokoi, kuchni itd.', czy wobrę-
bie jedn!'go mieszkania o trzech izbach,
rozdzielonycb między niezależne partie.
Mieszkanie to był odpowiednik izby. Ale
w dzisiejszej powojennej biedzie mieszka-
niowej także inteligent może powiedzieć:
«no, przecie zdobyłem mieszkanie>, w zna-
czeniu jednego ale «własnego> pokoju.
Że takie było pierwsze skonkretyzo-
wanie tego wyrazu jako nomen loci, wi-
dać z Pamiętników z życia Ewy Fe1iń-
ski ej (Wilno 1856, III 334,), opisujących
tu «eksdywizję> lla Litwie w r. 1811:
. \Vsz.ystkie mieszkania jakie tylko były
we dworze pod różnemi nazwami zostały
zajęte, a komu się dostała stancyjka
musiał zaraz przyjmować kolegów ile
się zmieściło.. Mybyśmy tu powiedzieli:
«wszystkie pomieszczenia..
\V związku z tym jest zapytanie p. J. G.
co do poprawności takich różnic: wg niego'
w b. Kongresówce ubikacja to galic.yjeki
ustęp 'wychodek', fi w b. Galicji to izba.
Dziś ministerialne rozporządzenie miesz-
kaniowe dzieli lokal na pokoje mieszkaltte
i intte pomieszczenia, jak kuchnie, hole,
przedpokoje, łazienki, klozety itp., ale
przy podatkach bd lokali lub przy opła-
tach za .elektryczność itp. izba'mi nazywa
się pokoje mieszkalne i kuchnie. \V ten spo-
sób izba zyskała niejako urzędowe określ(;j-
nie, inne niż miała pierwotnie. gdy była sy-
nonimem chlopskiej cha lupy (do dziś to
nieraz na wsi) albo, w mieście, gdzie izba
(lub stancja) to nie był kulturalniejszy po-
kój, ale prymitywniejsze cpomieszczenie>
mieszkalno-kuchenne. .
Do dziś istniejący wychodek to stary
wychód, np. u Kochanowskiego we Fra-
szkach: .Szeląg dam od wychodu, nie
zjem jeno jaje, Drożej s... niźli jadam;
złe to obyczaje>. Nowoczesny język 'to-
warzyski nawet to zdrobnienie uznal za
nieprzyjemne, uciekał się więc do ustępu,
ubikacji i innych, aż ,stanął na klozecie
(choćby nie wodnym), co oczywiście też
się wydaje pojęciem-wyrazem niesalono-
wym i wywołuje różne opisania lub choć-
by skróty, np. nięodmienne klo.
Ale czy ubikacja przez to zginie?
K.N.
/076_0001.djvu
76
JĘZYK P
/077_0001.djvu
XXIX, 2
JĘZYK POLSKI
77 '
et plus buvable. Dziś 'qu'on peut boire':
Ce vin n' est pas buvable. Zaprzecz.: im-
buvable (od XVI w.): Le vin se l'end im-
buvable. - Obok tego zadomowionego
przymiotnika pojawia się inny derywat:
potable (łac:potabililf), początkowo jako
termin alchemiczny: or potable (XV _
XVI w.), potem 'bon a boire': De l'eau
potable. W nżyciu współczesnym (La-
rousse 1929) wyraz ten nabiera swoistego
pobłażliwego zabarwienia 'znośny, moż-
liwy (do picia)', 'non parfait, mais dont
on peut se contenter': Vin potable, wkra-
czając także do sfer literackiej metafory
zawodowej jako vers potables 'znośne
wiersze'. Charakterystyczne, że studenci
polscy w Paryżu, obracając się w kręgu
wyrażeń mangeable, buvable, potable, ura-
biali żartobliwą makaroniczną formę pol-
ską pijab(e (o winie), wymawianą pijlabl.
W angielskim spotykamy tę samą co
w polskim parę wyrazów, o wiele bardziej
jednak rozbudowaną: Webster's Collegiate
Dictionary (wyd. 5) zawiera n'aBtępujące
szeregi:
1. Legible (śrłac. legibilis) 1) Capable of
being read or deciphered; plain 2) Easy
to read. Zaprzeczony: illegible - not le-
gible, obok: II. Readable I) Legible as
handwriting 2) Easy to read, because m-
teresting. Zaprzecz.: um'eadable.
I. Edible (śrłac. edibilis) 1) Fi!' to be
eaten as food, eatable, esculent. Użyte rze-
czownikowo: Anything edible. Zaprzecz.:
inedible, obok: II. Eatable 1) Capable of
being 01' fit to be eaten. Użyte rzeczow-
nikow.o: Something eatable, zwłaszcza
w l. mn. eatables =things to eat. Zaprzecz.:
uneatable.
Mgr Olgierd W ojtasiewicz, od którego
otrzymałam pominięte u Web stera zna-
czeniaprzymiotników utteatable: 1) nie
slużący do jedzenia, 2) niesmaczny, źle
przyrządzony; unreadable 1) nie dający
się odczytać, 2) nudny do czytania, uzu-
pełnił pary inedible - uneatable, illegible-
unreaclable ciekawą informacją, że jak-
kolwiek obu szeregom naszych dwu wy-
razów przysługują w zasadzie oba roz-
szczepione znaczenia, to w praktyce ine-
dible, illegible oznaczają 'nie służący do
jedzenia', 'nie dający się odczytać', zaś
uneatable, ttlzreadable rezerwują sobie
nowy odcień znaczeniowy 'niesmaczny,
źle przyrządzony', 'nudny do czytania'.
Obserwujemy zatem w języku angiel-
skim przymiotniki typu jadalny, czytel-
ny, występujące w układzie podwojonym
wskutek użycia rdzeni romal1sklch (ed-,
leg-) i germańskich (eat-, read-), pJ:zy czym
zróżnićowanie znaczeniowe od konkret-
nego do przenośniowo - wartościującego
rozkładać się zaczyna w formacjach za-
przeczonych wedlug odmiennych szere-
gów etymologiczny'
h.
Przyklady z jęz. francuskiego i angiel-
skiego ilustrują bal'azo przejrzyście, jak
przy całej pozornej równoległości roz-
szczepienia znaczeniowego naszej kate-
gorii zjawisko przebiega w każdym języku
z różnym natężeniem zarówno ilościowy
jak jakościowym. Żywość i produktyw-
ność typu w zakresie pokrewnych skoja-
rzeń (jedzenia, picia) w języku francuskim,
specjalizacja i symetria formacyj w an-
gielskim... A język polski? :Mam wraż
-
nie, że w tym wypadku wybrał rolę .pta-
ków niebieskich" i... zapożyczył się ze
śpichrzów językowych literatury zachod-
niej. Ta, sądzę, byłaby najbardziej praw-
dopodobna przyczyna, że nowe znaczenie
zwrotów mal'o czyteltty, ttieczytelny, ttie-
jadalny zapuszcza u nas korzenie względ-
nie późno, raczej w języku intelektualnym
mówionym niż. w pisanym, utwierdza-
jąc się, podobnie jak w językach zachod-
nio-europejskich, przede wszystkim w for-
mach zaprzeczonych i ograniczając 11 nas
zakres posługiwania się nimi do określo-
nych środowisk zawodowych - pracow-
ników ;pióra - mających styczność ze
słownictwem i piśmiennictwem Europy
Zachodniej.
A.Obrębska-Jablońska.
Jak się szerzą nowe, przenośne znacze-
nia czytelności, przykładem dwa na tej
sameJ stronie 10 nru 16/17 (z 17-24 IV 49)
Stolicy pomieszczone artykuły. B. Guer-
quin pisze, że «w piwnicach zburzonego
/078_0001.djvu
.78
J
ZYK POLSKI
XXIX. 2
domu przy uJ. Nowomiejskiej nr 16 zna-
lazły się w czytelttym stanie pozostałe
fragmenty mostu gotyckiego., a 'VI. Tom-
kiewicz o szczątkach fresków gotyckich,
.dziś jeszcze trudnych do całkowitego
odczytattia., a dalej: «Gdyby [ten fresk]
był bardziej czytelny, chcielibyśmy w nim
widzieć dzieło Lenza z Kitzingen. i -Do-
piero żmudna praca konserwatorów ułatwi
" nam możność należytego odczytattia i skla-
syfikowania tej frapującej polichromii..
Przenośnie to najzupełniej normalne, czy-
telny więc nie tylkó o języku, ale i o in-
nych sposobach wypowiadania się zdo-
bywa prawo obywatelstwa i utrzyma się
pomimo rażących niezręczności, trafiają-
cych się polującym na nowości drugo-
rzędnym stylistom. K. N.
o nazwach, nazwiskach i przezwiskach w Wąchocku
(Świętokrzyskie)
Stare miasteczko 'Wąchock leży w po-
wiecie iłżeckim nad rzeką Kamienną na
trakcie bitym i kolejowym, wiodącym
z Sandomierza na północ. Siedziba nie-
gdyś cystersów. w r. 1454 Wąchock
uzyskał przywileje miejskie, ale nie zdołał
się rozwinąć szerzej. Ludność, której dzi-
siaj jest około 4.000, żyła 'głównie z rol-
nictwa, później też z rzemios)a, przewozów
i handlu, wreszcie z pracy w staracho-
wickich zakładach przemysłowych oraz
'w warsztatach kolejowych w Skarżysku-
Kamiennej.
Pod wpływem uprzemysłowienia zmie-
niają się warunki i stosunki. Dlatego warto
może zanotować pewne rzeczy z dziedziny
języ kowej, bo za kilka czy kilkanaście
lat inaczej już prawdopodobnie wszystko
będzie wyglądało.
Np. sama nazwa miejscowości. Że się
nazwy na -sko i -sk 'wahały, wiemy
z pracy St. Rosponda (Lud Słowiański, II
'A, 1931, zwłaszcza s. 137 i 152-3). Wg
niego postać Wąchock mamy w doku-
mentach z lat 1218 do 1329 7 razy, Wą-
chocko (typ szerzący się z \Vielkopolski)
z lat 1354-1571 5 razy. To -cko utrzy-
mało się u starych ludzi do 2. dziesiątka
lat bieżącego wieku j dziś się już tego
końc.owego '-o nie słyszy.
Nazwiska ,w Wąchocku mają 'charakter
typowo mieszczański, tzn. nie widzi się
wśród starych rodów ttltejszych nazwisk
pochodzenia szlacheckiego lub chłop-
skiego. Są Wieczorscy, Kaczmarscy, Ka- ,
rykowscy, Naglowscy, Banaczkowscy,
ŁyżwillSCY, G1'zywaczewscy, TVoskowicze
Fiutowscy, Kowalscy, Zimkiewicz e, W 1'oń-
scy, Rybiccy, Markiewicze, Marczewscy
itp.
Formy żeńskie nazwisk-kobiece i dziew-
częce - a także formy chłopięce są dotąd
w języku potocznym rozróżniane i prze-
strzegane. A więc np. n ieczorski i Wie-
czorska - to małżonkowie j ich córka-
to 1Vieczo1'szczattka, a syn - Wieczo1'sz-
czyk. Na żonę Zimkiewicza lubPawel-
czyka nie można powiedzieć pani Zim-
kiewicz lub pani Pawelczyk, w poczuciu
tutejszego ogółu brzmiałoby to śmiesznie.
Zimkiewicz, Pawełczyk-to może być tyl-
ko mężczyzna, kobieta - Zimkiewiczowa,
Pawelczykowa, dziewczyna albo bardziej
urzędowo Zimkiewicz6wtta, Pawelczy-
kówna, albo po prostu Zimkiewiczka,
Pawełczyczka 1). Dziś urzędy w całej
Polsce nie rozróżniają już w oficjalnych
wystąpieniach przy nazwiskach, nie koń-
czących się na ski i ck i, mężczy
y od
kobiety. Za aktami urzędowymi zaś idzie
prasa i szkoła oraz język ludzi miejskich,
a dalej - miasteczka i wsie.
Do niedawna występowało jeszcze zja-
wisko zastępowania niektórych nazwisk
imionami, zwłaszcza, gdy o tym samym
nazwisku było kilka rodzin, a imię było
1) Jeden z przybyszów z którejś wsi
okolicznych nazywał się Kuźdup j żonę
jego zwano Kuźdupowa, syna Kużdupek,
córkę Kuźdupka. Zasada jest zasadą;
w Wąchocku -ka było cechą nazwisk
córek, nie żon.
/079_0001.djvu
xxix. 2
JĘZYK POLSKI
7
rzadko używane. Oto np. dwie rodziny
Wieczorskich: głową jednej był Bonawen-
tura, drugiej:"" Zachariasz. Pierwszego
więc zwano pospolicie Bottek, jego żonę-
Bonkowa, syna -'- Botteczek, córkę - Bott-
kówna (Bottkówka); wszystkich bez sto-
sowania, nazwiska. Drugi był znany po-
wszechnie jako Zachej, żona-Zachejowa,
syn- Zachejek, córka - Zachejówna(Za-
"chejka). Wśród kilku Naglowskich je-
dnemu było JJIariattj zwano go w:ęc Ma-'
riattek, jego żonę-Mariankowa, syna-
Marianeczek, córkę-:- Mariankówtta (JJIa-
riatteczka). Jednemu z Karykowskich -
_7I1.ateusz; został Matusem, żona - Mćdu-
sową itd. Był młynarz o nazwisku F1'y-
drych, trudnym do zapamiętania i wyma-
wiania; a że nosił imię Tomasz, był dla
wszystkich Tomkiem i tylko w urzędo-
wych papierach figurował jako Frydrych.
Inne rozróżnianie os6b o tym samym
nazwisku czyniło się przez dodawanie za:'
wodu albo miejsca zamieszkania lub wady.
organicznej, czy wreszcie imienia albo
przezwiska. Był więc Karykowski Szewcj
Kowalski Zza Rzeki, Kowalski Kulawy
i Kowalski Wicek; był Nagłowski, prze-
zwany Kimlem, drugi-jak wyżej-Ma-
riattek, trzeci Wojtekj jednego z Wosko-
wiczów ochrzczono Jackiem (choć mu było
Antoni), inny był Stolarz, jeszcze inny
Z Ryttku; był Gizowski Ślepy, a jeden
z Banaczkowskich - Wicuchtta. '
Przezwiska, jak Kimel, Jacek albo Ro-
sica (jeden' z Fiutowskich), Klupa (jeden
z Siewierskich), 'Watówka (jeden z Ko-
walskich), Kopystka (jeden z Grzywa-
czewskich), Bieda (jeden z Gładyszów),
Ittdiattitt (jeden z Zimkiewiczów), Kusy
(jeden z Erbelów), Bródka (jeden z No-
wakowskich), Czerkies (jeden z Perche-
lów), Karuzela (Wójcik) uważano za
ubliżające. Tak samo niektóre skróty na-
zwisk, ale tylko niektóre. Ni" godziło się
np. na Kartasińskiego mówić przy nim
Kartaś, na Banaczkowskiego - Battak
czy na Badowskiego Bados. Nie raziło
natomiast używanie zamiast Grzybow-
skiego Grzyb (Grzybowa, Grzybek, Grzy-
bówna) albo zamiast Bzinkowskiego-
Bzinek (Bzinkowa, Bzineczek, Bzin-
kówtta).
Odiniana takich nazwisk, jak yY'róbel,
Stępień, Kozieł czy Dąb, odbywała się
i odbywa. w sposób naturalny: Wróbla,
Stępttia, Ko zla , Dęba; Wróblowi, Dębo-
wi - podczas gdy dziś w urzędach i wśród
tzw. inteligencji miejskiej widzi się coraz
częściej skłonność do mówienia i pisania:
Wróbela, .stępieniu, Kozieła, Dąba, co
w wąchockim społeczeństwie wyśmiano by
i wyszydzono jako dziwactwo. Rów
ież
w sposób normalny odmieniało się tutej-
sze nazwisko Wy pchlo : byłem u Wy-'
pchły, pożyczyłem pieniędzy ,1Vypchle,
rozmawiałem. z Wypchłą; żona Wypchly
to była vVypchlowa, córka- vVypchlattka.
'IV Warszawie zaś nie uchodzi za błędne
nieodmienianie nazwisk na -o r).
W swoisty sposób okreśJano też da-
wniej nazwy niektórych uJic. Tę, co pro-
wadzi w stronę Starachowic, zwano ku
Starachowicom, co w stronę Rataj - ku
Ratajom, w stronę Mirca - ,ku Mircu,
w stronę cmentarza ku cmentarzowi itd.
Poza tym była ulicfl Tatarska, Świńska
(gdzie były jarmarki na świnie), ul. Ku-
rza. Dziś jest ul. Starachowicka, Sattdo-
mierska, Lattgiewicza, Kolejowa, Wiel-
kowiejska, Cmenfarna i in.; nie ma już
ul. Świńskiej ani Kurzej, nie ma Tatar-
skiej.
Jedno z przedmieść nosi prastarą i nie-
jasną nazwę Bugaj. Za Bugajem, w po-
bliżu dzisiejszego lasu, są Kozaki, co po-
chodzi od pewnego gatunku grzybów,
Inne przedmieście nazywa się Wygoda
1) Spotkałem, niedawno na korytarzu
pewnego warszawskiego biura znajomego
i pytam, co tu robi. '
_
zukam znajomej, która tu gdzieś
pracuJ e.
_ A jak się nazywa? Może będę wie-
dział,' w którym pokoju siedzi.
_ Cudtta. Nie - Cudtty, Zofia Cudtty.
Jeśli to cudne nazwisko ma brzmieć
w żeńskiej formie w ten sposób, to np.
żona prof. W. Borowego powinna by się
nazywać Borowy, podpisuje się zaś Bo-
rou'Ja. W Wąchocku natomiast nazywano
by ją Borowitta, bo na 'żonę gajowego'
mówią tam gajowitta.
/080_0001.djvu
130
. JĘZYK POLSKI
XXIX. 2
i leży przy trakcie od strony Staracho-
wic; był tu zajazd, nazwany Wygodą.
J edn? z pastwisk, położone tuż pod.
miasteczkiem, nazywa się N owe Miasto, co
się chyba wywodzi stąd, że próbowano
tu (może za czasów Staszica) urządzić
jakiś zakład hutniczo-przemysłowy, na co
wskal':ywałyby resztki żużlu po bokach
pastwiska. Drugie pastwisko, na wzgó-
rzach przy szosie ku Starachowicom, nosi
nazwę Winne Góry; prawdopodobnie
cyętersi hodowali tu kiedyś winną lato-
rośl dla swoich potrzeb. Trzecie zwie się
Gadki, a obejmuje duże stosunkowo roz-
doliska
krzakami, w których pleniły się
zapewne różne małe gady. Łąki nad
rzeką nazywają ludzie w jednym miejscu
Łęg; w innym - Pod Cegielttią (z której
dziś nie ma ani śladu); w trzecim-Kąty
{jako że w samym kącie, tuż pod Stara-
chowicami się znajdują); w czwartym-
W Kępistej (chy ba z powodu krecich kęp);
w piątym W Grabiu. Poza tym są jesz-
.cze (już nie nad rzeką) Settte Łąki, na-
zwane tak może dlatego, że dawały setną
paszę, która i dziś uchodzi za najlepszą.
'Ważniejsze nazwy pól: 1) Pulattki,
powstałe z dawnych łanów i półłanków;
2) Dąbrowa - po wykarczowanym lesie
z dębiną, należącym kiedyś do cystersów,
z którego do d,iś drobny szczątek tylko
został pod mianem Księ
ej Kępy; 3) Li-
pie; 4) Grodzisko; 5) W Strugach - od
płynących tu strumyków wody źró-
dIanej; 6) Za Leszczyttami, gdzie do dziś
są jeszcze resztki krzaków leszczyny; 7)
Na Krzemietticy - nazwa od spotyka-
nego tu drobnego kamienia krzemiennego;
8) W Kobylu. Itp.
W takich nazwach, jakDąbrowa, Księ-
a Kępa, Lipie, Grabie, Leszczytty, Ko-
zaki, widać ślady o wiele bogatszego nie-
gdyś zalesienia tutejszej okolicy. W na-
zwach Wąchocko, Bugaj, Grodzisko-
ślady bardzo dawnego osadnictwa. W sto-
sowanych do dziś formach nazwiskowych-
przykład zacho
ania rodzimego stylu
w mowie i tego, co by można w pewnym
sensie nazwać .właściwą melodią> języka
polskiego.
Piot.r Battaczkowski.
Dodatki do dawniejszych artykułów
w sprawie miejscownika typu że autorka ta stale używa formy w Uz-
Sapiezie, Sapiesze... oby po raz ttozie, m. i. w tytule V rozdziału t. I
ostatni .Pobyt mój w Uzttozie». I to jest zro-
Ta pasjonująca sprawa została już w po- zumiałe, skoro pisze ona też: do Czy
a-
przednim roczniku tak gruntownie roz- chy - w Czyżasie II 338 wg wzoru na
patrzona, że nie podnosilby'm jej, gdyby blasie, w pończosie, obowiązującego tam
nie zaszla potrzeba skorygowania pew- nie tylko za czasów jej i Mickiewicza,
nego jednostronnie oświetlonego szcze- ale i za naszych. Nawet co do Sapiehy,
gółu. Oto w JP XX 94-5 napisałem: skoro jeszcze wr.1887 J(ózef) Krz(ywicki)
«Gdyśmy się [co do miejsca urodzenia w Słowniku geograficznym IX 208 b, pod
Ewy Felińskiej, autorki «Pamiętników Przydrujsk, mógł napisać, że «Janowa
Z życia»] wahali między papierowym Dziewoczyna ...wespół ze swym mężem
w Uztto
e a ... Uznosze, nawinął się znany sprzedają Druję 11 stycznia 1611 r. Lwowi
znawca bialoruszczyzny dr Leszek 08- Sapiezie.. Kwestia w tym, jak objaśnić
sowski [obecnie profesor Uniwersytetu formę ponaną przez prof. Ossowskiego.
'Wrocławskiego], pochodzący spod Słucka, Prawdopodobnie tak, że sto lat temu tam-
i poinformował nas, że zna UZttohę od tej si Polacy mówili bardziej odruchowo,bar-
dziecka i że tamtejsi Polacy mówią dziej się poddając wplywom białoruskiego
w Uznodze». Tymczasem, po wielu latach otoczenia, gdy w XX wieku przynajmniej
czytając znów te jedne z naj piękniejszych niektórzy zdają sobie sprawę z językowych
pamiętników (Wilno 1856) spostrzegam, odpowiedników biatorusko-polskich.
/081_0001.djvu
XX.IX. 2
JĘZYK POLSKi1
81
I jeszcze dodatek do- J,P XXVIII 139.
Prof. W. Doroszewski powiedział mi, że
w podtatrzańskiej Bukowinie miejscow-
nik do wyrazu cucha nie brzmi w cuze
ani w cuse, ale w cuchie, wyraźny wpływ
słowackiego typu v ruke, v ttohe.
.K.N.
PrzechwaJ:ki
Na str. 129 poprzedniego rocznika JP
-pro£. Konrad Górski wyjaśnia dziwny dla
na9 na pierwszy rzut oka zwrot z Pana
Tadeusza, że Sędzia wnosi przeciw Hra-
biemu i Gerwazemu skargę o przechwałki:
wyraz ten oznaczał 'pogróżki', ale raczej
lJa Wołyniu, gdy w Statucie Litewskim
i litewskich aktach sądowych badacz zna-
lazł w tym znaczeniu tylko pochwałki.
()tóż'w epoce Mickiewicza używano
w Wielkim Księstwie Litewskim także
przechw'al:ek, jak' świadczy następujący
ustęp ,Pamiętników z życia Ewy Feliń-
skiej. (Wilno 1856) II 349: ,Wspomniaw-
szy asesor ile te nędzne wierszy ki łez
mu wycisnęły, ile do nich przykleił roz-
maitych zmian i pomyślności, czuł się
nadzwyczaj upokorzonym i bardzo się
p.rzechwalał na N., który go wystrych-
nął na dudka, wyuczając nieszczęsnych
wierszydeł» .
Wprawdzie Feliliska pisała swe pamięt-
niki na Wołyniu, «w sześćdziesięciu le-
ciach» n 299, tj. ok. 1', 1855, w 40 lat po
opuszczeniu okolic KIecka, gdzie się wy- '
chowała, ale nie może ulegać wątpliwo-
ści, że panuje w nich język jej okolic
rodzinnych, tak bliskich okolicom rodzin-
nym Mickiewicza, że więc jej. Pamiętniki
są ilustracją do Pana Tadeusza nie tylko
obyczajowo - co wiadome -, ale i ję-
zykowo. Prof. Górski na pewno to wie,
ależ trudno mu było mieć własny słow-
nik do. tego dzieła, którego - rzecz bar-
dzo dziwna-nie włączyli do swych źró-
deł inicjatorzy Słownika warszawskiego,
włączając pisma Felińskiej syna, arcy-
biskupa' Zygmunta, człowieka wielkiej
wartości, ale którego język daleki jest
od swoistego bogactwa języka. jego matki.
Nie ma więc w SW przecl,walattia się tta
kogoś 'odgrażania się', a tylko przechwa-
lanie się czym, l czego albo z czym.
K.N.
Recenzje i sprawozdania
J. R o z wad o w s k i, Studia nad na-
.zwami wód słowiańskich. Kraków 1948,
s. XXI, 344, z mapą; wydawnictwo :Pol-
skiej Akademii Umiej
tności, Prace Ono-
mastyczne nr 1.
Dzieło to otwiera nową serię prac, wy-
-dawanych przez Komisję Językową PAU:
obok ,Prac Komisji Językowej» mają się
-orltąd ukazywać także «Prace Onoma-
styczne », zawierające rozpraw.y i mate-
riały z zakresu nazw geograficznych
i imion osobowych.
Nazwy geograficzne - miejscowości za-
mie
zkałych i składników natury, jak gór,
rzek itd. - obchodzą nie tylko języko-
znawców, ale także historyków, a za
nimi i szerszy ogół. Niejeden zapytuje,
-dlaczego się jakaś rzeka czy jakieś mia-
sto tak lub inaczej nazywa. Odpowiedź
na to pytanie należy właściwie do histo-
rii, bo informacji nie nasuwających wąt-
pliwości dostarczyć może tylko zapis w ja-
kimś dokumencie, który wskaże, kto i jak
llilzwał dany obiekt. Przeważnie jednak
takim źródłem nie rozporządzamy, zwła-
szcza zaś nazwy rzek są na ogół starsze
niż naj dawniejsze zapisane dokumenty.
W tym więc wypadku uciekamy się do
.domysłów.
Niestety, badanie pochodzenia nazw
rzek jest trudniejsze niż etymologizowa-
nie imion pospolitych (apelatywów), w wy-
padku rzeczowników pospolitych znacze-
nie jest znan
, tru'dności zaś ograniczają
się do objaśnienia elementów języko-
wych samej nazwy; przy nazwach rzek
natomiast nie znana jest nie tylko gama
budowa wyrazu, ale i jego znaczenie.
6
/082_0001.djvu
82
JĘZYK POLSKI
XXIX. 2
Wobec tyla niewiadomych interpretacja
może Ly
często bardzo dowolna, toteż
od dawnych już czasów mnożyly się we
wszystkich krajach najbardziej fanta-
styczne wywody różnych nazw rzecz-
nych.
Językoznawstwo stara się wprowadzić
w te badania porządek i zastosować ści-
słą metodę naukową. 'Wydana ostatnio
praca .J. Rozwadowskicgo jest taką nau-
kową próbą objaśnienia szeregu nazw
rzecznych na ziemiach zamieszkałych
przez Słowian. Obejmuje ona 71 artyku-
łów, z których każdy poświęcony jest
osobnej rodzinie nazw rzecznych, oprócl
tego dołączono tu obszerny art y kul Roz-
wadowskiego pt. .
azwy Wisły i jej do-
rzecza., wydany w r. 1921 w dziele zbio-
rowym «Monografia Wisły..
Nad .Studiami> t.ymi pracowa;ł autor
od dawna. Z przedmowy napisanej przez
prof. T. Lehra-Spławińskiego wynika, że
już w 1'. 1901 wygłosił Rozwadowski
w Akademii referat pt. .Studia nad na-
zwami rzek słowiańskich, I. Dorzecze
Wisły': w r. 1909 praca, prawie całko-
wicie wykoJiczona, została przedstawiona
tejże Akademii, ale jej do druku i wtedy
autor nie skierował. Główne tylko wyniki
opublikował Rozwadowski w Roczniku
Slawistycznym, t. VI, 1913, s. 39-73,
w.artykule .Kilka uwag do przedhisto-
rycznych stosunków wschodniej Europy
i praojczyzny iudoeuropejskiej na pod-
stawie nazw wód.; we wspomnianej «Mo-
nografii Wisły' znalazły się również frag-
menty tej rozprawy. Po śmierci Rozwa-
dowskiego w r. '1935 pozostałym rękopi-
sem zaopiekowała się Polska Akademia
Umiejętności i ona to wreszcie, z końcem
roku ubiegłego, wydała całe dzieło w tej
postaci, jsk je pozostawił zmarły autor,
tj. nie całkowicie wykończone.
Wartość pracy jest wieloraka. Przede
wszystkim zgromadzono w niej mnóstwo
materiałów toponomastycznych umiejęt-
nie zebranych, filologicznie skontrolowa-
nych i w należyty sposób sklasyfikowa-
nych. \V zasadzie interesował się Rozwa-
dowski ziemiami s.łowiańskimi, ale dla
zbadania pochodzenia tych nazw rzecz-
nych slowiańskich trzeba było wciągnąć
w rozważania również i nazwy z innych
części Europy, jeżeli się wiązały etymo-
logicznie z badanymi.
Po wtóre, przy sposobności rozważań
etymologicznych nad nazwami rzek prze-
prowadził Rozwadowski wiele badań nad
wyrazami pospolitymi, których et.ymolo-
gię w ciągu rozprawy tu i ówdzie kory-
guje albo zmienia.
Głównym jednak zadaniem, jakie sobie
z pewnością stawiał autor, gdy tę pracę
pisal, było rozwiązanie zagadnienia na-
tury raczej historycznej: chodziło o zba-
danie, jakie wnioski o praojczyźnie Sło-
wian i dalej o praojczyźnie ludów mó-
wiących językami indoeuropejskimi moż-
na wydobyć z nazw rzecznych. Zagad-
nienie to bardzo skomplikowane, bo cho-
ciaż przeważnie można odróżniĆ nazwy
pochodzenia indoeuropejskiego od niein-
doeuropejskich, to jednak w obrębie ro-
dziny językowej indoeuropejskiej zwią-
zanie nazwy z jedną jakąś gałęzią tej
rodziny (np. słowiallską, czy germańską,
czy celtycką itd.) nasuwa już bardzo
znaczne tl'udności. Być może, właśnie
wynikające stąd wątpliwości powstrzy-
mywały Rozwadowskiego od opubliko-
wania swego dzieła. 'Vnioski swoje w tym
zakresie przedstawił on w sposób zdecy-
dowany w artykule o nazwach Wisły:
zdaniem jego «w kraju między Wisłą.
, Kiemnem, Dnieprem i Karpatami nie ma
dla Slowian w drugim i pierwszym ty-
siącu lat przed Chrystusem miejsca.
(s. 303), jakkolwiek przyznaje, że nazwa
Wisły «pochodzi ostatecznie prawdopo-
dobnie od Słowian, może nawet w szcze-
gólności c¥l Słowian lechickich. Nie jest
jednak wykluczone, że ta nazwa nakryła
dawniejszą. pokrewną i podobną nazwę
celtycko-germańską, jaką tu ci Słowianie
zastali». Uważał więc Rozwadowski Sło-
wian w dorzeczu \Visły
a przybyszów,
którz.r się tu jednak osiedlili dość wcze-
śnie: w pierwszych wiekach chrześcij ań-
skich. Oni też głównie nadali nazwy rze-
kom południowej części dorzecza Wisły.
/083_0001.djvu
XXIX. 2
JĘZYK PQLSKI
83
aż do Narwi i Bzury: Przemsza ('pły-
nąca przez mchy'), Skawa (od skattia
'kręcenia', bo to kręta rzeka), Wieprz
(rwące rzeki nazywano nieraz imionami
samców: byka, knura, wilka itp.), Wilga
(z tym samym rdzeniem co w wilgoci),
Brawa, Śreniawa (w związku.z szronem,
śronem, śrzonem), Poprad ('głośno grzmią-
ca rzeka'), Il
a (pierwiastek ten, co w 11
-
y, kałuży), Por (por. pol. porę ?), Ty-
śmienica (zapewne w związku ze stęch-
nąć i z tęs'ić, tysić) i inne jeszcze są to
nazwy _nieraz prastare, ale przejrzyste
i zrozumiałe na podstawie materiału sło-
wiańskiego». Z drugiej jednak strony są
tu też ślady niesłowiańskiego systemu
nazw, mianowicie celtyckiego: takie po-
chodzenie upatruj e Rozwadowski dla Nidy
z Nidzicą, pewno też d]a BreltttY, Soly,
Raby, Uszwi, Isly. \Yskazuje to, «że tu
siedziała ludność słowiańska wprawdzie
już w pierwszych wiekach chrześcijań-
skich, ale nie od czasów niepamiętnych
przed Narodzeniem Chrystusa.. Zwraca
też uwagę na związek słowiańskich nazw
dorzecza wiślanego z nazwami dorzecza
Dniepru wraz z dorzeczem górnej Oki:
Śreniawa - w dorzeczu Oki Seretta
z grodem Sereńskj -w dorzeczu górnej
\Vorskły i górnego Sejmu powtarzają się'
kilka razy nazwy Wisłok, Dunajec, Sa-
nok, i Sanica, J3u
f)k, a w dorzeczu gór-
nego Dniepru i Desny i na pólnocnym
Polesiu mamy znów
Vislę, W'isI6wkę,
Dl
najec i D/maj, Bużok i Sanę>. Widać,
że skłonny jest z tamtych stron wypro-
wadzać Słowian nadwiślańskich.
Północna natomiast część dorzecza Wi-
sły ma jegp zdaniem nazwy pochodzenia
raczej celtyckiego (Nida, Mroga, lIJień,
Drwęca, Dbra tj. dzisiejsza Brda,Lutryna),
germańskiego (Elbląg, Druzno) i bałtyc-
kiego (Nereśl, ])ybła, Pis (i) a, Rozoga,
Orzyc, Wkra, Szpęgawa, Żulawy itd.).
Stanowiska swego w tym względzie
Rozwadowski nie zmienił i później, jak-
kolwiek nigdy nie podal w sposób pozy-
tywny swej hipotezy. Po raz ostatni za-
brał głos w referacie na zjeździe histo-
ryków w \Varszawip 1'.1928 (<
/084_0001.djvu
84
JĘZYK POLSKI
XXIX. 2
użyciu takich środków językowych, które
odpowiadają osobowości psychicznej wy-
powiadającego się w mowie lub piśmie..
J ak widać, autor idzie za ujęciem .idea-
listów», którzy w stylu widzą sumę cech
indywidualnych w sposobie wyrażania się
jednostki (por. T. Milewski, O zakresie
i przedmiocie badań stylistycznych, JP
XXIV, 1939, s. 33 i n.).
Pożyteczna jest charakterystyka po-
szczególnych języków specjalnych podana
w rozdziale: Języki rodzajowe (s. 30-6).
'V skazano tu okoliczności IJowstawania
języka naukowego, filozoficznego, tech-
nicznego, techniki spolecznej (wychowaw-
'CÓW), języka obrotu prawnego, języków
zawodowych, środowiskowych. Nie należy
jednak sądzić, by zebrane tam uwagi wy-
czerpywały przedmiot j w szczególności
język potoczny nie został scharakteryzo-
wany w sposób wystarczający: .jego
właściwością jest ubóstwo wyrażeń oraz
ich wieloznaczność. - pisze autor (s. 30);
uwaga słuszna, ale pomija ona inne
ważne cechy, jak np. obrazowość języka
potocznego i jego liczne składniki emo-
ejonalne. Na usprawiedliwienie autora na-
leży zaznaczyć, że dot!lid nie mamy nau-
kowego opracowania języka potocznego
polskiego (ze względu na metodę badań
można 0:Jesł2,ć czytelników do dobrego
ujęcia potocznego języka łaciriskiego
w książce J. B. Hofmanna: Lateinische
Umgangssprache, 1926, wyd. 2. 1936).
J. S.
Sprll.wozdanią. z ... P08iedzeń Pol-
1!kiej Akademii UmiEljętności.
Ze Sprawozdań za w r z e s i e ń 1948'
pominięto w poprzednim zeszycie refe-
rat miany na Komisji historii literatury
polskiej przez J. Janowa pt. «Resztki
biblioteki królowej Jadwigi?» (s. 345--50).
Mowa tu o mocno zniszczonej resztce ko-
deksu z przełomu XIV i XV w., ocalałej
w fotografii, wla'sności pro£. Taszyckiego.
Autor daje podobi7.llę kolumny B 2, a nadto
tekst kolumny A2, który tu w dzisiejszej
ortografii podajemy (w nawiasach miejsca
niewyrllźne): wiecznego boga syn a csu
ku człowiecstwu albo człowieczemu po-
koleniu był jest porodzou z krolewskiego
plemienill tako jako bog i jako człowiek był
jest kroI !lad krolmi i pan nad paumi bo
on jest prawda (prawa) i żywot. Bo o BO-
bie sam mowi mowa twoja jest prawda
syn ...jest molwa albo słowo boże oć,cowo
boga wszemogącego. Jimia
nieprzemo-
żoną moc bo przezeń wszytko jest uczy-
niono a przez ('bez') niego (nics) jest uczy-
niono. Jimiał osobną dobrotę.
Listopad 1948, posied7.enie Komisji
językowej.
J. Kur Y ł o w i c z: «Zagadnienie kla-
syfikacji przypadków» (s. 475-9). Sub-
telna dyskusja z najlJowszymi poglądami
na stare zagadnienie podziału przypad-
ków na gramatyczne i konkretne, na
składniową i znaczeniową rolę końcówek
deklinacyjnych i przyimków; przykłady
łacińskie i polskie. Wątpliwości nasuwa
twierdzenie, że tradycyjnie uznaje się przy-
imki jako samodzielne części mowy,
że .przyimki zachowują w polskim i w ję-
zykach pokrewnych względną swobodę
miejsca,... np. ad Rhodani ripam», bo
po polsku typ w brata domu jest nowszy,
starszy tylko w domu brata.
P. Zwoliński: «Przejście l
1:.l W ję-
zyku polskim» (s. 479-81). Niewątpliwe
przykłady tego tzw. "wałczenia. poja-
wiają się dopiero od XVII w., wg autora
najwcześniej w .Małopolsce; następnie na
::'.fazowszu, a na samym końcu w 'Vielko-
polsce. Wobec małej ilości przy kładów
chronologia ta dość kruche ma podstawy.
Uwagi językowe o książkach
L li C j a n R u d n i c k i, Stare i nowe.
'Warszawa, 1948, wyd. 1., s. 211), PaństwDwy
Instytut Wydawniczy.
Nie jest łatwo podjąć się uwag języ-
kowych o tej właśnie książce. Jej treść
dana jest czyteln
kowi w, tak żywym,
/085_0001.djvu
XXIX. 2
JĘZYK POLSKI
85
bezpośrednim toku opowiadania., tak na
przemiany wzrusza, wychowuje, budzi do
śmiechu i krzepi, że trudno się zdobyć na
oddzielanie «bohatera. od autora, na roz-
graniczenie fabuły od jej tworzywa. A prze-
cie to językowe tworzywo jest, jest takie
a nie inne i walory autora czy utworu
w nim i poprzez nie trafiają do nas, mas
czytelniczych. Spróbujmy, się zatem zdo-
być na fachowy dystans wobec książki,
dystans, którego sam autor w swej bez-
pośredniości nam tak wspaniałomyślnie
oszczędził, i zastanowić się, na czym po-
lega istotność stylu Lucjana Rudnickiego.
że trafia, pochłania i zdonywa.
Ma on sposób pisania naturalny, niewy-
muszony; język swobodny, więcej nawet,
potoczny, kolokwialny, tj. ten, z którym
się spotka.my w niekontrolowanym, nie"
oficjalnym mówieniu, prawie nigdy w piś-
miennym języku literackim. W czym się
to wyraża? Przede wszystkim uderza bu-
dowa zdania. Autor pisze zdaniami krót-
kimi. Dłuższe okresy, nadrzędnie i pod-,
rzędnie konstruowane zdania złożone,
ustępują miejsca zdaniom prostym, o wią-
zaniu równorzędnym, bez pedantycznego
czynienia zadość dyktaturze podmiotów
i orzeczeń, ale też i bez hołdowania la-
konizmowi składniowe.mu, owym notqwa-
niom strzępków myślenia, tak częstym
i ekspresywnym w poezji i prozie wieku
XX. Inna rzecz, że te1TIpo narracji, rytm
prozy, a stąd i bud<;>wa zdania w książce
Rudnickie?;o silnie się zespala z treścią
i stosunkiem autora do treści. Jak poto-
czyste i długookresowe jest jego wspom-
nienie dziecinnych zmagań z otoczeniem
o osobiste prawa dziecka (47), jak drama-
tycznie, zwięźle, zwycięsko dźwięczy
w końcowych slowach książki.
Czy to jest styl bojownika o wolność
klasy robotniczej? Sądzę, że tak. Że
właśnie w posługiwaniu się słowem jako
narzędziem budzącym, uświadamiającym,
poruszającym towarzyszy pracy kształto-
wać się musiał sposób mówienia jasnego,
prostego, przyswaj anego bez wysiłku przez
vvszystkich. A podobnie jak budowa zdań,
nagina się do tego celu i słownik autora.
Wyraz ma trafić do czytelnika i wydobyć
zamierzone wrażenie bliskości, niemal do-
tykalnej prawdziwości wydarzeń. Pospo-
litość i nie wymyślność tych zdarzeń, mimo
nuty wzruszenia i uroku wspomnień, od-
dana 'zostaje przez równoważne im w co-
dzienności i niewyszukaności wyrazy.
I tu znów łapię się na tym, jak bardzo
niełatwo jest ustosunkować się do słow-
nika L. Rudnickiego. Sami piszemy okre-
ślonym językiem. Podlegamy normom ję-
zykowym, dyktowanym nie tylko zwy-
czajami zawodowego piśmiennictwa, ale
i pewnego cenzusu towarzyskiego, czy śro-
dowiskowego. Gdybyśmy chcieli mierzyć
słownictwo Rudnickiego miarą «dobrze
wychowanych> osób «z towarzystwa., czy
matek dbałych o .przyzwoitość» języka
własnych dzieci, czy po prostu osób wy-
sławiających się -starannie» i na «pozio-
mie...., -Stare i nowe» nie doczekałoby
się 3. wydania. Ale słownictwo Rudnic-
kiego to rzecz bardziej skomplikowana,
niż' zaobserwowanie pseudowulgaryzmów
(mówię .pseudo>, bo to jest względne,
zależne od środowiska i od... zamierzonego
celu) czy wynotowanie form dialektycz-
nych.
Poprzez karty tej książki, ponad całe
mnóstwo zagadnień społecznych wsi, mia-
steczka, z jego mozaiką zróżniczkowań
i uprzedzeń socjalnych, przepływa nowa,
niwelująca właściwości gwarowe proble-
matyka miasta, fabryki, ruchu robotni-
czego, wykluwającego się" w najwcześ-
niejszym zarodku z samouctwa i błądzą-
cego po omacku czytelnictwa. A nad tym
wszystkim dominuje współczesny bezpo-
średni język autora, nieudawany język na
codzień, pełen skrótów, żartobliwych, do-
sadnych przenośni czy cudzysłowów my-
ślowych, jakimi rozporządzamy na bieżący
użytek w życiu koleżeńskim, szeroko po-
jętego koleżeństwa w pracy, poglądach,
dążeniach i ".-alce.
Lucjan Rudnicki tkwi mocno we 'wszyst-
kich środowiskach językowych, w których
Bię obraca. Jego radosn" chłonność, która,
jak to uwydatnił Stawa, w swej pięknej
przedmowie do książki, zespala się ze
/086_0001.djvu
M
JĘZYK POLSKI
xxIx. 2
zdobywczym świeżym poozuciem młodej
klasy do równych praw w życiu, a wypływa
z optymistycznej wobec życia postawy,
pozwala mu czerpać swobodną ręką z za-
sobów języka otoczenia. Dokumentarność
językowa nie wypada u niego pedantycz-
nie. Próżno byśmy się silili rekonstruo-
wać na zasadzie dialogów i wtrąconych
wyrażeń pełny system fleksyjny czy gło-
sowy mieszkańców Sulejowa. Rudnicki
notuje gwarowość mimochodem: zwężone
o w kÓJi, kónia (47), ón (93)jpochylone
a w «dziolków» (97), «chojoki» (50), «siol>
(51); mazurzenie: «Zeby mu tam, z
by
mu tam» (37), «Cholera was nie u.tluce>
(93); raz jeden przytacza własną pd.-zach.-
pol. fonety kę międzywyrazową w «jezdem»
(108); niekiedy wychwytuje odnosowione
ę w bedzie, bedziesz (93), «kocie» (154).
Zresztą przerzucanie się od języka zasie-
działej schłopiałej .ślachty' sulejowskiej
do cech wymowy napływowej chłopskiej
ludności wyrobniczej prawie zawsze. da
się rozgraniczyć. W tych migawkach dia-
logów przemknie przed nami poza cechami
małopolskiej gwary Sulejowa i pd.-zach.-
małopolskie k za ch, w wypowiedzi ja-
kiegoś parobka wiejskiego w obozie jeń-
ców cywilnych w Hawelbergu ....kal.tofli
miolek ilek kcioł, ale mi świnie siecką
kazali paść!» (82), i mazowieckie J'edlenie
(93) i świłlmy (101), to wszystko u osób
o rodowodzie nie zidentyfikowanym.
Ale wrażliwość Rudnickiego na właści-
wości języka o.dbija się w całej pełni, po-
wiedziałabym nawet precyzji, w zróżnico-
waniach społecznych czy sytuacyjnych
w języku. Od typowej dla całej północy
i środka Polski końcówki czasownikowej
1. mn. -ta zam. -cie, jedynej może cechy
konsekwentnie stosowanej przez autora:
uczta się (59), przynie
ta (68), . Jagusi po-
malowaliśta, Ignacowiśta pomalowali,
Anieliśta nie pomalowali> (37) itd., wy-
raźnie odbija pluralna kOlicówka uszano-
wania -de (przeciwstawia się ona w tym
zakresie zwykłej pluralnej na całym ob-
szarze z panującą formą 1. mn. -ta) w u-
stach matki autora do męża: .Ko, Woj-
ciechu, zatkajcie sobie gębę kiszką> (55).
I dalej mamy podobny plnralis uszano-
wania w czasie przeszłym: .0, ,\;Vojciech
się już rozgadali. (56), mimo że zanosi
się na gorący spór z heretyckim '\V ojcie-
chem o misje katolickie wśród dzikJCh.
Życie miejskie, rozluźnienie wiejskich
związków sąsiedzkich, pomnożenie kon-
taktów różnych środowisk robotniczych
i różnych' płci wyrazi się stosowaniem
opisowej formy 3. os. rozkaźnika zamiast
2.: «Zaraz, zaraz niech no poczeka... jak
to jest? (144). «Nie musi go słuchać -
doradzał mi Przybył - on ma fogla>
(ptaszki w głowie; (138). A rozbudzenie
świadomosci klasowej robotnika i poczu-
cie godności każe Rudnickiemu ując się
za lekceważąco potraktowaną koleżanką:
.Szef Zakrzewski ....wobec mężczyzn za-
chowywał się dość poprawnie... ale kole-
żanki starsze i młodsze, wszystkie dość
inteligentne (praca tego wymagała), trak-
towal lekceważąco, jak niegdyś służbę
dworską lub nawet ulicznice.
. - PrzełÓŻ no panna ten materiał!
Słowo 'panna» wypowiedziane było
w szczególnej tonacji.
- Panna Władyslawa - podkreśli-
łem - sklada go pod moją rękę.
- A wy tu co robicie? !... Aha.
Pan szef poszedł dalej» (206).
W ówczesnym przeżyciu tej sceny
obraźliwa była dla Rudnickiego int
nacja
wyrazu 'panna», w dzisiejszym poczuciu
językowym cała składnia tego wyrażenia,
rozkaźnik 2. os. 1. poj. z mianownikiem
w roli wołacza pantta, uchodzi za zwrot
lekceważąco-poufały, nie dość grzeczny,
podobnie Jak równie poufałe. choć nie tak
rażące i jeszcze zdarzające się w mowie po-
tocznej są zwroty siadaj pani! czekaj pan!
Ten typ zwrotu, pospolity w ciągu XIX w.,
w w. XX rozkwitał jeszcze w polszczyźnie
Żydów galicyjskich. Losy jego zdają się
być przesądzone wobec upowszechniają-
cego się niech pan, pani i o wiele słab-
S2 ego, choć tradycyjnego ze związków,
organizacji społecznych i życia politycz-
nego wy.
A oto inny przykład trafnie podchwy-
conej akomodacji słowa, przewartoś
io-
/087_0001.djvu
X:X,IX. ''2
JĘZYK POLSKI
87
wanego wedle swych materialnych odpo:
wiedników: «Zbierał ksiądz proboszcz,
.dziękując w imieniu kościoła zależnie qd
datku: «UmpIać, Bóg zapłać, Panie Bo
e
zaplać,Panie Bo
e Wielki zapłać». Właśnie
otrzymawszy swoje «umplać. i słysząc
na przemianę to mniej, to więcej pełne
podziękowanie różnym tonem wypowia-
dane, przyjrzałem się zbiórce i zrozumia-
łem skalę podziękowań...» (126). Ksiądz
.zresztą umiał dojrzeć miarę intencji
w ofierze, Zazna} tego sam Rudnicki, gdy
w momencie podniosłego nastroju, wyni-
kłego z lektury «Ksiąg pielgrzymstwa»
i zapału do szerzenia ich wśród towarzy-
szy .Dał(em) szóstkę na ofiarę i uśmiech-
nął(em) się na głośne: «Pattie Bo
e 'Wielki
zaplad!>, które normalnie było podzięką
co najmniej za srebrną czterdziestkę.
Cezcił ksiądz prałat grosz biedaka!.
{145).
Własne związki z językiem wsi i przy-
zwyczajenia gwarowe Rndnicki uświado-
mia sobie w pełni i mówi o nich swo-
bodnie: ....jeszcze dziś rżnę językiem
mej matki, a to, im starszy jestem,
tym częściej ml się' przydarza. Gdy
myśl zajęta treścią, piszę mechanicznie
ctrumbiom., «chodzum., a nawet «bełem..
(125). Ale przeżył gorycz wyśmiewania
jego języka przez cioteczne' rodzeństwo.
w «Łodzimieście», aż musiał się brolllć
wygarniając .diabla Belzebubem» czyli
mówiąc (77
8):
szadzące, hiperpoprawne cz w obezasach,
czebratce jest trafnie podpatrzone u wios-
kowych .wysferzeńców». Stanowczo, Ru-
dnicki jest wrażliwym i czujnym obser"
watorem mowy.
Gdyby się chciało szczegółowo oma-
wiać stronę językową w «Starym i no-
wym., trzeba by niemal całą ksiąźkę cy-
tować. Ale tyle jest jeszcze przynajmniej
do nadmienienia!
Caly, specjalny rozdział o szkole z na-
uką obcego języka rOQyjskiego. Remini-
scencje wolnQściowe drzemią głęboko,
ujęte w kluby milczenia po powstaniowej
klęsce, subtelnie tylko dotykane w dekla-
macjach czy żartobliwo-smętnych majufe-
/088_0001.djvu
88
JĘZYK POLSKI
XXIX. 2
Bach, śpiewanych przez pozornego , gdy «nawet
pan naucżyciel nie mówił «sziło» lecz
«szyło»» 'szydło' (84). Z tej to szkoły,
wspoIIlnierl. o niej, zahaczonych w pamięci
wyrażeń, nasuwa się na rozdzial o szkole
pokost rosyjskich wtrętów, które później-
sze życie (pobyt w Łodzimieście) redukuje
do kilku klasycznych, prosperujących i dzi-
siaj, cytacji: «w trymiga» (159), -kudy.,
(160) «ciut-ciut>. ,
Nie moi1.na pominąć milczeniem całego
epizodu z czytaniem polskim. Nieprzeni-
knioność polskiej «azbuki. uczonej po ro-
syjsku, przestarzaloś6 metod sylabizowa-
nia, dających w praktyce w 2. roku nauki
recytowanie przez dzieci tekstu na pamięć,
i wreszcie... oJ śnienie, przełamanie, nie-
wyrozumowane, bezsensu połączeń de 'i a:
dea, wu i i: wui i triumfalne rozszyfro-
wanie całej litanijn':!j inwokacji Wieżo
Dawidowa! (67) - to niezapomniany do-
kument z historii nauczania języka ojczy-
stego, z historii :metod nauczania, zanim
czytankę o Xerxesie. i Xantypie zastą-
piły elementarze Promyka i, znacznie
później, Fajskiego.
Albo jeszcze. jedna migawka ze świata
książki i pisma: na dnie tajemniczej skrzyni
babki Okrasiliskiej przechowy..yana stara
«księga vV skórzanej oprawie z mosięż-
nymi klamrami, większa niż mszał: Pismo
święte po ttiemiecku drukowatte, ale kto
się nauczył, to czytał po polsku. Miałem
to wielkie i piękne dzieło z kolorowymi lite-
rami dwa razy w swych rękach. Odczytałem
nawet ku zdziwieniu babki kilka wierszy
po polsku, zapaliłem 8i
do dalszego czy-
tania, ale babka odbierała drogocenność
z mych drżących rąk, zawiązywała sta-
rannie w kolorową chustkę i kładła d()
skarbca:
- Nie dla ciebie, moje dziecko. (120).
Nie tylko pamiątka rodzinna, XVI- lub
XVII-wieczna, sądząc z gotyckiego druku,
była zakazaną lekturą dla dziecka, była nią
i «Chata wuja Toma. (51) jako mącąca
surowe nakazy nie kończącej się pracy
w obejściu domowym. Podobnie krytycznie
opinia rodzinna piętnowała ojca Rudnic-
kiego, że «siedzi w talmudzie. czyli spę-
dza wieczory na czytaniu figli migli; jak
Kraszewski czy Sienkiewicz (5:1-).
Wyrażenia f'igle migle czy «talmud»
wprowadzają nas w leksykalne podmalowa-
nie środowiska, które zmienną wstęgą roz-
tacza przed nami autor. Będzie to po sule-
jowsku« sztergły. 'martwy' Żyd (33), czy
ręce na «padołku. (46), czy sąsiedzkie po-
grzeby i ckonselacje» (:26), czy - domowo-
-rodzinny może - «niszczerz» 'niszczyciel'
(58). I przez całą gamę terminów specj alnych
jak -trynkowanie», «kajfasz», rajbować,
rajbetka (104) przy mularce czy stolarskie
«zegi., «ajzy. i «Cf}gi. (108) stawia nas
autor na progu nowej sfery słownictwa,
otartego o rosnący przemysł miejski, gdzie
sulejowskie pospólstwo wyjeżdża do «Ło-
dziiniasta» na .fabrykatttów. (115), gdzie
«stattcyjarze» (154) cisną się po kilku jako
dodatkowe źródło dochodu w izbach rodzin
'robotniczych, a zawodowe terminy fabrycz-
ne «blich. (129), «wiekielmaszyna» (131),
«auskierzy. (128) luzują wiejską lodrę
'sieczkarnię' (76), oborttik czy sadzettiaki
(183).
Budzący się konspiracyjny ruch socja-
listyczny vynosi nową terminologię: «ga-
zetki. (155), «bibuła», .koza» (190, poprzez
neologizmy życia partyjnego i różnicują-
cych się odłamów politycznych wprowa-
dzają nas w wyrażenia nierozdziejnie zespo-
lone z autorem - nie bohaterem, ale twórcą
swej książki: mnożą się określenia nau-
kowców, objawieniowców (157), awattgar-
dowcy (11)8), masowcy (177), rozłamow-
/089_0001.djvu
XXIX. 2
JĘZYK POLSKI
89
cy (805),' zacofańcy, niezadowoleńcy i pe-
symiści (1ó6).
To już nie przytaezane w cudzysłowie
z dystansem autorskim wyrażenia, ale
zwroty, gdzie brak cudzysłowu ma zazna-
czyć niejako różnicę między tamtym przed-
miotowym a podmIotowym tutaj kształ-
towaniem formy językowej w .Starym
i nowym». Różnica ta. jednak jest mało.
istotna. Język literacki Rudnickiego wra-
sta głęboko we wszystkie podglebia jego
rozwoju i działalności, a najwięcej może
w to najtrwalsze, najwcześniejsze. Stąd mo-
że nawet nie uświadamia sobie prowincjo-
Dalizmówwrodzaj udomyśliwałem się(148),
p1'zeciągła (zam. przeciągnęła) (98), stąd
pełn3 świeżości terenowe określenie jak
podole (38) albo staroświecki kierkut cho-
leryczny (92) zamiast znanego mi jedynie
kirkutu. '\Viejski kaszkiet (133) dubluje
ogólniejszą czapkę, by się dopiero w mie-
ście wymienić na kapelusz czy «dęciak>
(210). To zatarcie dystansu między autorem
a bohattłrem wspomnień wprowadza sze-
reg form świeżęzych niż zbladłe literac-
kie jak obdlu
ny (133) 'przydługi' czy
urzucić (75) 'odrzucić.', ale też w najpo-
wszedniejszych zjawiskach codzienńego
życia zaleje czytelnika szeroką falą war-
chlaków 'prosiąt', buc-iorów (54), trzewi-
ków noszonych na oklep (75), hec 'awan-
tur' (43, 44) i innych dyrdymalek (147),
cymbalów (207), matolów (50). Niewyszu-
kaność wyrażeń: gęba mi płonie (67),pytlo-
wał im takie historie (51), na zbity łeb (79)
wprowadza nastrój bezceremonialnej na-
turalności. Stąd nie rażą dosadne porów-
nania -jak mucha po g.... (93) czy roz-
brajający pies uwolniony z uwięzi, «który
chce wszystko ttaraz obsikać. (187). Prze-
zwiska bękart (25), zas1'aniec (41) na młod-
sze rodzeństwo nie kłócą się z savoi.r
vivre'm środowiska małego miasteczka.
Wyrazy prawdziwie «nieprzystojne» znaj-
dą i tu swoje .jak przystoi. wykropko-
wanie. Nauczyciel karci najcięższych prze-
stępców «na pokladankę» w golą. ... (80), ale
matka ma troskę nielada, jak . ogacić naj-
bardziej ogolocone tylki» (96), których
potencjał znaczeniowy i fmzeologiczny
w języku wsi odpowiada literackim po-
śladkom.
Ostatni zwrot, związany z przenośnym
'gaceniem» obdartego potomstwa, wpro-
waQ!i\a nas w świat tropów stylistycznych,
jakimi się posługuje Rudnicki. Nie nad-
używa on efektów z tego zakresu, a wa-
lorem ich jest, że jak cała książka nie
trącą literackością. Jeśli natrafimy na nie-
które, nawet dość liczne, zaczerpnięte
z literatury klasycznej, to są one po-
wierzchowną patyną bez istotniejszej wagi
w silnynl nurcie rodzimych asocjacji. Te
zaś brane są z życia powszedniego, ze
skojarzeń prozaicznych przedmiotów czy
obrazów, z własl'lych humorem podszytych
komicznych zestawień. wreszcie z osobi-
stych doznań surowego,fizycznego wysiłku:
:Mały Michaś, «kt6rego nawet pieprz nie
mógł oderwać odmatczynej piersi.,« ...przed
spaniem marudzil i trzeba go było co naj-
mniej pól godziny nosić, a ciężki był jak
brukar'ski taranek. (68); .Bractwo obser-
wowało mój występ, jak faktorzy próbny
zaprząg na targowisku końskim. (93) t
.Najadalem się st'racht
a «Kwiatek» so-
czystej trawy do zupelttego nasycenia.
Matka będzie zadowolona. (91); .....za-
pomniałem o przebytej orce, lecz twarde
posłanie... i chropowata koldra miały ja-
kąś urzekającą moc nade mną. Były tak
pociągające, jak cień mendla io skwarny
dzień po kilktmastogodzinnym wiązaniu
snopków, jak mech pod drbem na pola-
nie w czasie obiadt
po póldziennym spusz-
czaniu chojaków na po'rębie, jak trawa
w rowie przydrożnym dla tlllkacza, gdy
mit nogi do ctta zdrętwieją, a wycze.rpane
palce ttie zaciskają się autumatycznie na
trzonku młotka. (98).
Wymowa takich porównań nie znajdzie
oddźwięku w świecie kręcącym się wokół
osi wyobraźni w oderwaniu od rzeczywi-
stego trudu i prawdziwego potu. To trzeba
przeżyć samemu. Z tego i dla tego rze-
czywistego, realnego świata pracy książka
powstała. W nim się formował jej język.
I na tym się. zasadza jej' wartość' i jej
rola w życiu współczesnym. .
A. Obrębska-Jablońska.
/090_0001.djvu
90
JĘZYK POLSKI
",XXIX. 2
_ W Drze 41 (110) .Kuźnicy> wyczytałem,
; tym bardziej tta Wilno
może znaczyć tylko przez Wilno, bo
/091_0001.djvu
xxix. 2
JĘZYK POLSKI
91
przy miastach tta w znaczeniu do nigdy
się nie używało. Na Rumunię mogło
powstać' przez asocjację do stal'ego tta Wo-
loszczyzttf}, ale razi, bo kiedy w w. XIX
zamiast dawnej Wołoszczyzny weszła
w życie nazwa Rumuttia, zaczęto też
mówić do Rumunii. Kto się w tych trochę
już historycznych subtelnościach nie orien-
tuje, lepiej by używał wszędzie form
nowych, także do Wf}gier, co zupełnie
dopuszczalne, gdy rozszer,r,anie archaizmu
na nowe pojęcia dopuszczalne nie jest.
O połączeniu tta Litwf} pisał obszernie
St. Westfal w JP XXI (1936) 65 nn..
i 105 nn. A do Niemc6w zam. do Nie-
miec nie tylko razi, ale i wywołuje nie-
porozumienie, bo tutaj musi oznaczać nie
kraj, ale niemieckie władze okupacyjne
w Polsce.
Dobrze po polsku mOWl się wytrzesz-
czyć oczy, gdy wystaw'ić oczy mógłby
chyba ślimak; nowość ta zupełnie nie-
potrzebna, bo wytrzeszczanie jest dotąd
pełne malowniczości i ekspresji.
Bieżeńcy zam. uchodicy to oczywisty
rusycyzm, dopuszczalny tylko w czyichś
ustach albo w cudzysłowie. Z rosyjska
brzmi też «ugniot czołgów>, a. jeszcze
bardziej kochal siedzieć zam. lubil. N a-
tomiast germanizmem jest . zaintereso-
wanie dla życia> zam. życiem, może też
-głód i tyfus plamisty zbijaly ich liczbę
o 30 proc. miesięcznie. (48).
Nienaturalnie brzmią: siekać cienko
zam. krajać cienko albo siekać drobtto,
obejmować sif} ciasno zam. silnie,
«'J#eprzystawalność amatorów» zam. nie-
dostosowanie sif}, niezrf}czność. Tu też
należy .ci, którzy nie chcieli», jakby
urzędowe czy naukowe, zam. normalnego
potocznego czy poetyckiego «ci, co nie
chcieli».
Już z banalizowanymi nowotworami są:
rozladowatte oczy, rozbudowane uczucia,
zwłaszcza, że trudno zrozumieć przeciwień-
stwo rozbudowywaniaiwyplacania uczuć.
Bardzo dziwne i nieskuteczne stylistycz-
nie są zwroty: . nieszczęście pf}klo», bo
nie wiadomo, czy się zaczęło czy skoń-
czyło; o kobiecości, która ttie zahacza
chyba zam. ttie pociąga, 'nie nf}ci j napu-
czony kot (s. 40) - napuszony? j co za.
cel ma dośmierttty pTezes (s. 34) zam.
dożywotni? - chyba humorystyczny.
N ato miast nie widzimy nic złego w bu-
rościach zmierzchu, w słowach bez pokry-
cia (jak weksle), wstawiattiu koni do pałacu,
nastawianiusif}tta coś, w nieczytelnościach
(o których wyżej na s. 76 nn.).
O języ ku dawnej powieści Adolfa Rudnic-
kiego p. t. ,Żołnierze» były uwagi w rocz-
niku XVIII (1933) 98-9. Red.
Kronika
W pierwszym tegorocznym numerze
Problemów (s. 15-6) prof. W. Święto-
s ł a w s k i zamieścił artykuł zatytułowany
Sekret cudzoziemskiego akcentu. Zain-
teresowało go mianowicie zagadnienie, dla-
czego nawet, po dłuższym pobycie w ob-
cym kraju trudno jest się pozbyć t. zw.
.cudzoziemskie
o akcentu. Oparł się tu na
własnych doświadczeniach, g-dyż po sie-
dmiu latach pobytu w Stanach Zjedno-
czonych wciąż jeszcze natrafiał na tru-
dności w wymawianiu wyrazów angiel-
skich. Aby sobie to wytłumaczyć, udał
się do specjalisty lekarza, znającego sku-
teczne środki do usuwania defektów mowy.
a'. wy kładaj ącego na wyd,r,iale medycznym
uniwersytetu w lowa. Ów lekarz dał mu
następujące objaśnienie. Stwierdził naj-
pierw, że «trudności prawidłowego wy-
mawiania nie wynikały wcale z braku
słuchu czy pamięci muzycznej ». Następnie
wskazał, że «każda mowa wymaga
wyrobienia mięśni głosowych. Przycho-
dzi to łatwo dziecku, nie jest wcale
trudne dla młodzieży do lat 15, a czasem
nawet 20. Staje się natomiast coraz
trudniejsze w miarę dojścia do wieku doj-
rzałego. Na starość zadanie to staje się
niemożliwe do wykonania». .po wyrobie-
niu swoich organów głosowych nie mo-
/092_0001.djvu
92
JĘZYK POLSKI
XXIX. 2'
żemy zmienić swego sposobu wymawia-
nia, nawet w naszym rodowitym ję-
zyku..
W końcu artykułu pro£. Świętosławski
stawia następujące pytania: «l) czy mo-
żna nauczyć dziecko kilku naraz języ-
ków cudzoziemskich z tym, aby wyma-
wiało ono wyrazy poprawnie, bez cudzo-
ziemskiego akcentu? 2) czy byłoby mo-
żliwe' nauczenie człowieka w podeszłym
wieku wymawiania wyrazów w języku
obcym bez tegoż cudzoziemskiego akcentu?
3) Czy można wykształcić organa głoso-
we tak, aby usuwać według woli uczącego
i nauczanego odrębności wymowy «kre-
sowej» czy też dzielnicowej, i to w do-
wolnym wieku nauczanego?
Na zapytania pro£. Ś. nie łatwo dać
krótką odpowiedź. Pierwsze z poruszo-
nych zagadnień,' tj. sprawa rozwoju mowy
u dzieci w społeczeństwach dwujęzycz-
nych, jest przedmiotem badań bardzo
rozległych; istnieje bogata literatura temu
poświęcona. Ogólny wniosek jest ten, że
dziecko się m o ż e uczyć mówić dwu
językami: takie wypadki zachodzą nieraz,
zwłaszcza na pograniczu germańsko-ro-
mańskim (Belgia, Luksemburg); wysiłek
jednak, skierowany ku opanowaniu dwu
jęz'yków naraz, odbija się często na pe-
wnym (niezbyt wielkim zresztą) opóźnie-
niu rozwoju psychicznego dziecka w in-
nych dziedzinacb.
Pytanie drugie, dotyczące wyszkoleni!\
w obcej wymowie osób starszych, zna-
lazło już odpowiedź w wywodach owego
lekarza amerykańskiego, na którego się
prof. Ś. powołlJje. Trzeba tylko dodać,
że trudności z tyin związane są w znacz-
nym stopniu natury psychicznej: cZYJ;mości
narządów służących do mówienia są z je-
dnej strony dość skomplikowane, tj. uza-
leżnione od współdziałania wielu narzą-
dów naraz, z drugiej zaś strony są one
prawie całkowicie zautomatyzowane 'wsku-
tek ciągłego ich powtarzania. Zmiana
sposobu wymawiania polega 7.atem na
przekształceniu czynności zautomatyzo-
wanych, co zawsze nasuwa ogromne,
czasemnawetnieprzez wy ciężone trl1 dności.
Odpowiedź na pytanie trzecie wynika
w znacznym stopniu z odpowiedzi po-
przedniej: nie chodzi w danym wypadku
tylko o ogólne wyćwiczenie narządów
mowy, ale ponadto o zdobycie pewnych
przyzwyczajeń, o zautomatyzowanie pe-
wnych czy
ności. Nie znamy dotąd środ-
ków na to, by w ciągu krótkiego czasu
nabyć biegłości w czynnościach automa-
tycznych, a więc również, by nabyć «ak-
centu» właściwego jakiemuś obcemu ję-
zykowi. Można tę trudność porównać
z uczeniem się gry na różnych instru-
mentach muzycznych: kto gra na forte-
pianie, ma oczywiście rozwinięte w pe-
wien sposób mięśnie palców i rąk, ale ten
rodzaj rozwoju mięśni nie daje możności
gry np. na skrzypcach; w tym wypadku,
jak i przy nabywaniu obcego «akcentu»,
trudność polega na zdobyciu zautomaty-
zowania odpowiednich czynności. J. S.
Oso bna tego czasopisma rubry ka «Groch
z kapustą, panoptikum i archiwum kul-
tury., zbierana przez Juliana Tuwima,
daje też w każdym numerze «osobliwości..
językowe. Oto np. w numerze 4 dowcip,
będący pełnym dowcipem tylko dla niezu-
pełnie władających polszczyzną: odmie-
niajmy czas teraźniejszy słowa jeść łącz-
nie z zaimkiem osobowym, a dostaniemy
jajem od jajo, tyjesz od tyć, myjemy od
myć, wyjecie od wyć, wreszcie (już bez
zaimka) «jedzą od ...jechać (my jedziemy,
wy jedziecie, oni ...jeązą)', Ciekawa rzecz,
czy autor żartu zdawał sobie sprawę, że
ta jego niejako «wzorowa. koniugacja by-
łaby właśnie niereguJarna, bo do jedziemy,
jedziecie 3. osoba jadą jest regularna
(teoretycznie regularnie mogłoby też być
"'jadą, por. wg I koniugacJi wiedziemy,
wiedziecie, wiodą); na odwrót zaś do je-
dzą «regularne> dwie poprzednie formy
brzmiałyby "jedzimy, *jedzicie, pOl'. sie-
dzimy, siedzicie, siedzą lub brodzicie,
brodzą. To już o wi ele lepiej 'powtarzał
sobie pewien chłopczyk przy zabawie
zjeżdżania po poręczy schodów: jadf},
jadf} ... zjadlem, bo to było dokładnie wg
wzoru: bodf}, bodlem.
/093_0001.djvu
XXIX. 2
JĘZYK POL
Kl
93
A w nrze 4 mamy: zdanie-potwór na
całą szpaltę, naj dłuższe wyrazy, jak
przetotalizatorowalibyście sir;, uczniowski
dowcip napisania polskiego zdania niby po
łacinie: Animi'sal cani. Ep. oda. ierum. U.
/094_0001.djvu
94
JĘZYK POLSKI
XXIX. 2
ciekań. Czeskie źródla historyczne dobrze
to imię znają i tylko w postaci z jednym
-n-o Forma Bożenna (przez dwa -n-), z jaką
się było można dawniej spotkać w tzw.
kalendarzach imion słowiańskich, jest jego
zniekształceniem, dokonanym prawdopo-
dobnie pod wplywem imion w rodzaju
Marianna. Imię Bozena może być zdrob-
nieniem pełnych imion kobiecych Bogu-
miła, Bogusława, Boguwola itp. W Cze-
chach poczytywano je za odpowiednik
chrześcijańskiego imienia Beatrix.
2. Czeslaw należy do imion najzupeł-
niej regularnych, zn;tkomicie poświadczo-
nych w średniowiecznych naszych źró-
dłach historycznych. Związek pierwszego
członu tego imienia (Cze-) z rzeczowni-
kiem cześć nie budzi żadnych wątpliwości.
Jednym z jego wcześniejszych stadiów
rozwojowych musiała być forma *Czest-
sław, która po uproszczeniu ,grupy spół-
głoskowej -sts-
-s- przeszła w Czesław.
Jakiekolwiek inne kombinacje na ten te-
mat są nie dopuszczalne.
3. Wśród autentycznych imion staro-
polskich Wieslawa nie znajdujemy. Jest
to bowiem sztuczny płód literacki (jak
np. Gra
yna). Spopularyzował go K. Bro-
dziński swoim «Wiesławem>. Nie Bro-
dziński jednak jest imienia tego rodzicem,
stworzył je rówieśny Brodzińskiemu poeta
Wincenty Reklewski (1786-1812). Trzeba
z uznaniem stwierdzić, że nowotwór Wie-
slaw doskonale pod każdym względem
naśladuje dawne rodzime imiona. To wy-
raz-imię z prawdziwego zdarzenia.
4. 1Hf}claw jest nowszą postacią auten-
tycznego staropolskiego imienia Wif}ce-
sław. Imieniu Wif}ce-slaw na gruncie ru-
skim odpowiada wiernie Wiacze-slaw, na
czeskim Vdce-slav. Późniejsza czeska for-
ma Vaclav ma się do starszej formy V d-
ceslav zupełnie tak samo, jak Wif}claw:
Wif}ceslaw. Skrócenie to tego typu, co
Kaźmierz na miejscu i obok Kazimier".
W członie pierwszym imienia Więclaw -
Wif}ceslaw (Vaclav - Vaceslav, Wiacze-
slaw) tkwi ten sam pierwiastek, co w for-
mach wilJk-szy, stpol. wif}c-szy oraz więce-j.
Dziś tego imienia używamy w czeskiej
postaci 1Vaclaw. Przy sposobności nie-
zawadzi przypomnieć, że św. Wacław,
patron Czech, u nas katedry krakowskiej,
nazywa się po łacinie Venceslaus. Za jego
bowiem życia w języku czeskim istniały
jeszcze samogłoski nosowe. W. T.
Wyjaśnienia
'V związku z moim artykułem pt. «Golensizi=*Gołężycy?» wSIavii Occidentalis
XIX, 378, zwłaszcza zaś słowami: _Taki lub podobny sposób. pOiltępowania nie od-
powiada naszemu poczuciu honoru» oświadczam, że nie mIałem zamiaru w najmniej-
szej mierze podawać w wątpliwość pełni honoru członków Komitetu Redakcyjnego
Języka Polskiego: K. Nitscha, Z. Klemensiewicza, T. Lehra-Spławińskiego, A. Obręb-
skiej-Jabłońskjej, J. Safarewicza i St. ' Urbańczyka. By'łoby mi bardzo przykro, gdyby
ktokolwiek interprefował moje slowa w sposób uwłaczający w jakiejkolwiek mierze
dla wymienionych osób, o których się zresztą w dalszym ci,ągu tego ustępu wyraziłem
z całym uznaniem.
Poznań, 23 marca 1949. (-) Prof. nr Mikolaj Rudnicki.
Na s. 378 t. XVIII Slavii Occidentalis prof. Mikołaj Rudnicki zarzuca całemu
po nazwiskach wymienionemu Komitetowi redakcyjnemu Języka Polskiego, że na
s. 38 rocznika XXVIII w artykule St. Rosponda .dopuścih odczytanie u Geografa
Bawarskiego wyrazu Golensizi jako * Gołf}życy, chociaż on, M. Rudnicki, już w r.
1929 wykazał, że jedynym naukowo możJiwym jest odczytamie tej formy jako *Go-
lęsici [idzie o l, nie l, bo s czy ż jest rzeczą sporną] j we francuskim resume na s.
534 pisze nawet: .la forme *GołlJżyce don t se servait Język Polski 28, 39, atteste
seulement que la litterature scientifique polonaise n'est pas connue par les savants
/095_0001.djvu
XXIX. 2
JĘZYK POLSKI
9:>
polonais eux memes.> Wobec tego stwierdzamy, że formy *Gołę
yce nie użył żaden
z wymienionych członków Komitetu redakcyjnego JP, ale St. Rospond, a według
powszechnie przyjętych zasad komitet redakcyjny nigdzie nie odpowiada za ujęcia.
naukowe przez autora podpisane, że więc p. M. Rudnicki wbrew tej zasadzie opinię
naukową St. Rosponda przypisał sześciu innym osc bom.
Prof. Rudnicki bierze z tego asumpt do rozprawienia się z zarzutem wielkiego
niedbalstwa korektorskiego, wysuniętym przeciw redakcji tomu XVIII Slavii Occi-
dentalis w Języku Polskim XXVIII 56, l'rzy czym w zdaniu, że «wystawiono wobec
zllgranicy bardzo złe świadectwo mająceJ właśnie dotąd i pod tym względem [tj. pod-
względem staranności korektorskiej - jak jasno wynika z kontekstu] dobrą opinię
polskiej lingwistyce> opuścił, wykropkowawszy je tylko, wyrazy «mającej właśnie
dotąd i pod tym względem dobrą opinię>. \Vskutek tego zarzut niedbalstwa wypadł
wbrew tekstowi Języka Polskiego jako zarzut małej wartości naukowej.
Korrzitet redakcyjtty Języka Polskieyo.
Do całej tej sprawy nie przywiązuję większej wagi. Uważam cały zespół
redakcyjny .Języka Polskiego> za swych bliższych lub dalszych pl:zyjaciół, prof.
T. Lehra-Spławińskiego za swego bliskiego kolegę jako lIc:-:nia i współkolegę docenta
Uno Jagiell. i jako profesora Un. Pozn., a prof. K. Nitscha za swego dobrodzieja,
który miał ze mną pewne kłopoty już w gimnazjum. '
Zachodzi pewna różnica zdań w pojmowaniu obowiązków redakcyjnych. Jestem
mianowicie zdania, że redakcja nie może dopuszczać do wypowiedzi, które są widocz-
nie niezgodne ze wspólczesnym stanem wiedzy. Dlatego wlaśnie posiada zau
anie
czytelników. Kolega St. Rospond powtórzył za innymi postać *Gofężycy (za W. Ta-
'szyckim, który ją znowu powtórzył za Arnoldem; mógł ją także powtórzyć za kimś
innym nie wdając się w bliższę jej rozpatrzenie).
Od tego właśnie jest kontrola redakcyjna, aby na to zwrócić uwagę. Co się
tym
y błędów drukarskich w SO XVIII, komitet redakcyjny sprostował je w tymże
tomie, dał odpowiednią ilość nadbitek autorowi. przepraszając go za te niedokładności,
wynikłe zresztą "skutkiem niedociągnięć, powstałych na skutek okupacji niemiecko-
hitlerowskiej, która rozbiła zupełnie skład osobowy drukarni U. P. Uważam błędy
drukarskie za mniejsze zło od błędów rzeczowych.
Nadmieniam w końcu, że mi w głowie nie powstało w jakiśkolwiek sposób
'kwestionować honor zespołu redakcyjnego Języka Polskiego, czemu zresztą dałem
wyraz w swoim artykule w SO XIX podkreślając, że naz
iska członków tegoż
zespołu zachowują dla mnie
/096_0001.djvu
96
JĘZYK POLSKI
XXIX.. 2
Sprawozdania Kół:
Koł o Krak o w s k i e liczyło 133 członków. Urządzono 2 zebrania:
102. 18. I. K. Nitsch: W 50-lecie śmierci Lucjana Malinowskiego.
103. 14. III. K. Nitsch: Nowa kategoria spójników i przysłówków.
Koł o Ł ó d z k i e liczyło 103 członków. Urządzono 8 zebrań:
13. II. Z. Stieber: Z problematyki tłumaczeń literackich.
16. III. H. Ulaszyn: Z dziedziny poprawności językowej.
27. III. Cz. Kudzinowski: Homonimy, synonimy, enantionimy.
18. V. St. Michalski: O języku Piotra Skargi.
17. VI. St. Wyrębski : Pisownią łączna i oddzielna.
3. VII. H. Ułaszyn: Homosa Bieś et caetera.
22. X. H. Ułaszyn: Z najnowszej literatury poprawnościowej.
9. XII. P. Smoczyński: Eufemizmy w języku polskim.
K o l o W l' o c ł a w s k i e liczyło 83 członków. Urządzono 2 zebrania:
18. VI. W. Kuraszkiewicz: Jak odmieniać wyrazy kresowe Sapieha i duha?
10. XII. St. Rospond: Zagadnienie genezy Psałterza floriańskiego.
Wal n e Z g l' o m a d z e n i e Towarzystwa, które zgodnie z zapowiedzią od-
było się w Krakowie 27 marca 1949, zatwierdziło na wniosek Komisji rewizyjnej
poniższe zamknięcie rachunkowe za r. 1948:
Dochód:
Pozostałość z r. 1947 . . . . . . . . . . . . . . .
2 zasiłki Ministerstwa Oświaty . . . . . . . . . .
Wkładki członków i prenumeraty Języka Polskiego
Sprzedaż wydawnictw ..............
zł 226.374
" 600.000
" 250.503
" 97668
zł 1,174.545
zł 526.981
" 1.600
" 133.849
" 31.400
" 19.000
" 41.463
zł 754-.293
Razem.
Rozchód:
Druk 8 zeszytów JP (2 z r. 1947) i jednego tomiku Biblioteczki "
Klisze . . . . .. .
Honoraria autorskie
Papier . . . . . .
Administrator. . .
.Wydatki administracyjne, głównie poczta
Ra,zem.
Dochód .
Rozchód
Pozostałość.
zł 1,174.545
754.293
420.252
"
zł
Wybory do Zarządu głównego dały wynik następujący: z Krakowa:
Tadeusz Estreicher, Adam Kleczkowski, Zenon Klemensiewicz, Tadeusz Lehr-Spła-
wiński, Kazimierz Nitsch, Franciszek Sławskij z Łodzi: Henryk Ułaszynj z Poznania:
Stanisław Urbańc:>:ykj z Warszawy: Antonina Obrębska-Jabłońska; z Wrocławia:
Stanisław Rospond. Zarząd ukonstytnował się wybierając prezesem K. Nitscha;
a wiceprezesem T. Lehra-Spławińskiego, sekretarzem Z. Klemensiewicza, skarbnikiem
Fr. Sławskiego.
Skład K o Hl i s j i l' e w i z Y j n ej: Helena Czerska, Tadeusz Stanisław Gra-
bowski, Jan Safarewicz.