/049_0001.djvu

			XXIX 


Marzec-Kwiecień 1949 


2. 


JĘZYK 


p O LS KI 


Nauka a umiejętność 


Aby mądrości nabyć, niedość mieć poję
ność, 
Niedość uczyć się; mądrość nie jest umiey'ętność: 
Ta pragnie z teoryi praktykę wyciągnąć, 
A tamta teoryję praktyką osiągnąć. 


Znane zdanie Mickiewicza 1) jasno określa pojęcie ltmie.iętności jako 
wyci
gaj
cej z teorii praktykę. Odpowiada to też etymologicznemu zna- 
czeniu slowa, ale w rzeczywistości częstemu ulega pomieszaniu z nauką, 
'czego najwybitniejszym przykładem jest tytuł naszej najwyższej instytucji 
naukowej: "Polska Akademia Umie.jętności». Przyzwyczailiśmy się do niego 
tak, że ogół uważa go za zupełnie odpowiedni, naturalny, choć istnieje 
dopiero, od trzech ćwierci wieku, kiedy ta instytucja powstala jako roz- 
szerzenie i pogłębienie krakowskiego «Towarzystwa Naukowego». Zro- 
śliśmy się z t
 nazwą, ale czasem wywołuje ona jednak jakby protesty, 
czego przykładem, że znakomity polski lingwista i świetny stylista Jan 
Rozwadowski, w latach 1925-9 prezes P. A. D., nawet w publicznych 
przemówieniach czasem j
 nazywal «Akademią Nduk». 
Nieporozumienie wywołuje ten tytuł u innych Slowian, zwlaszcza 
zachodnich i południowych: "Oeska Akademie ved a umeni»; chorwacka 
«Jugoslavenska Akademija znanosti i umjetnosth>, a za nimi po wojnie 
slo wacka i slow81iska, slusznie się tak nazywają, bo mają one także osobne 
wydziały sztuk pięknych, a umenź czy umjetnost (po górnołużycku, wg 
slownika Rezaka, wumielstwo) - to u nich sztuka, na co znów w Polsce 
i Rosji inne ustaliły się wyrazy: po rosyjsku iskusstwo od czasownika 
kusi(: 'próbować', praslowiańskiego zapożyczenia z germańskiego, po polsku 
. niemiecka sztltka, niezbyt piękna i z powodu wieloznaczności niezbyt 
zręczna, ale o jasnym historycznym rozwoju od rzemieślniczej sztuki 
'egzemplarza wyrobu', jaki mial wykonać wyzwalający się na mistrza 
czeladnik. Związek umienia z artyzmem jest jasny, bo ogólno-słowiallskie 
umieć to nie 	
			

/050_0001.djvu

			JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2 


.50 


Ale zanim przejdziemy do nauki, przypatrzmy się jeszcze dwu in- 
nym już wspomnianym słowom, jej słowiańskim do pewnego stopnia sy- 
nonimom. Oba są nie tylko ogólnosłowiallskie, ale też indoeuropejskie. 
Wiedza, wiedzieć - to krewne staroindyjskiego perfectum-praesens v
da 
(por. też Wedy 'objawione księgi święte Indów'), greckie o[oOG (ojda), st.
 
cerk.-sl. vedi!, niem. (ich) ivei{J, z czym w związku łac. video, pol. widzę; 
znaĆ - to gr. lllVó):JXElV (gignoskejn, por. też gnozę, swoisty rodzaj reli- 
gijnej filozofii), łac. noscere, ang. (to) know (pewnemu rodzajowi i.-e. g 
odpowiada' słowo z). Znaczenie ich bliskie, ale nieidentyczne, np. w polskim 
poznajemy i znamy najpierw zewnętrznie, wiemy zaś wewnętrznie, grun- 
towniej. Ale nie we wszystkich słowiałlskich językach oba te rdzenie 
w jednakowej występują sile: wiem na wschodzie i na południu tylko 
w pewnych stałych zachowaly się zwrotach, pełnię użycia zatrzymując 
na zachodzie; st
d w XIX wieku niem. łVissenschaft Ozesi przetłuma- 
czyli przez veda, Chorwaci przez znanost (wzorem byly tu chyba niemieckie 
wissenschaftliche Gesellschaften, nie ich łacińskie urzędowe odpowiedniki: 
societates scientiarum ani francuska Acadbnie des sciences, choćby dlatego, 
że francuskie sciences to tyle, co nauki matematyczno-przyr<;>dnicze, . 
a lettres to humanistyczne, gdy Wissenschaften, vedy, znanoffti obejmują 
jedne i drugie. 
Inną, chyba lepszą drogą poszły języki polski i rosyjski, na tę tak 
zdobywczą w ostat,nich stuleciach dziedzinę myśli rozszerzając wyraz 
nattka. Rdzeń tego słowa: uk-, występuje też w postaci wyk-: mamy na- 
wyki i zwyczaje, czyli to, czegośmy się nauczyli, do czegośmy przywykli. Nie 
wyraża to nieruchomego stanu wiedzenia, znania - jesteśmy w prądzie 
dziania się, nal?ywariia wiedzy, Przez dlugie wieki wiedzy tradycyjnej, 
mniej więcej dogmatycznej, uczyła się tylko młodzież, bardzo przeważnie 
biernie - od paruset lat uczą się też profesorowie, już nie, jak pierwotnie, 
'wyznawcy' (łac. profiteor 'wyznaję'), ale wszyscy lepsi,. badacze. Dociekanie 
to też nauka, :mianowicie ztczenie się rzeczy nowych, nie powtarzanych za 
innymi. Nie ma potrzeby zastępowania wyrazu uczony, czy nowszego nau- 
kowiec, przez -badacz, idzie tylko o jasne 
danie sobie' sprawy, że nauka 
to co innego niż bierna wiedza i niż umienie 'potrafienie wykonania czego'. 
Odczuwali to założyciele rosyjskiej Akademii Nauk, a w Polsce założyciele 
Towarzystw Naukowych czy Towarzystw Przyjaciół Nauk. 
Dlaczego zmieniono to 76 lat temu przy przeobrażaniu Towarzystwa 
Naukowego w Akademię Umiejętności? Odpowiedź wymagalaby uprzed- 
niego szczegółowego wżycia się w ówczesnq polszczyznę. Jeśli się weźmie 
pod uwagę, że spory szły wtedy m, i. o zachowanie charakteru populary-' 
zujących «przyjaciół nauk" czy oddanie się bezinteresownym badaniom, 
to nasuwa się pytanie, czy nie chciano zaznaczyć, że Akademia nie ma 
być uczącą szkołą wyższą (iluż ludzi do dziś to słabo rozróżnia!), ale to-
		

/051_0001.djvu

			XXIX. 2 


JĘ
YK POLSKI 


51 


warzystwem badawczym. Nieraz się 'też w ówczesnych pismach czyta 
o umiejętnym badaniu, co już będzie zrozumiałe: wyrainie szło o badanie 
nie dyletanckie (ileż tego wtedy było!), ale prowadzone przez ludzi, którzy 
je prowadzić umieją. Słowem, przyczyny jakieś były, i to na pewno. nie- 
powierzchowne. Ale koniec końców tytuł niezbyt się udaJ: i przeczy faktom, 
przeczy temu, że. dz
ś Polska Akademia Umiejętności jest do szpiku kości 
akademią nauk, a nie akademią umiejętności technicznych czy w ogóle 
stosowanych. Ozy więc nie powinna swej nazwy' zmienić? Oczywiście nie. 
VV ostatnich czasach co raz pojawiają się wiadomości, i to już pół- 
oficjalne, że rząd zamierza utworzyć nową 'Akademię Nauk. Nie jest rze- 
czą artykułu językowego wchodzić tu w istotę rzeczy: idzie mi o nazwę 
i jej stosunek do treści. Otoż jedną z istotnych cech tej nowej akademii- 
mogłoby ich być. więcej niż jedna, o różnych zakresach, jak jest we 
Włoszech, w Jugosławii - byłby silniejszy nacisk położony na związek 
z życiem. Wprawdzie dla nikogo po chwili zastanowienia nie może 
niegać wa"tpliwości, że każqa bez wyjątku nauka związana jest z życiem 
i jakiś wpływ na życie wywiera, 'ale z drugiej strony jest jasne, że idzie 
tu o niezwykle dziś silny zakres wpływu bezpośredniego, widoczny w za- 
stosowaniu do życia olbrzymich postępów fizyki czy biologii; w tym np. 
kierunku nastawiona jest radziećka Akademia Nauk, 'nie tak silnie bądź 
co bądź uprawiająca humanistykę. Ohoćby się ną.wet wydzieliło Akademię 
Nauk Technicznych, to i tak nowa Akademia Nauk będzie się znacznie 
więcej zajmować nauką stosowaną czyli umie}f}tnościami, niż Polska Aka- 
demia Umiejętności, która się bezpośrednimi zastosowaniami zajmuje mniej. 
A wtedy mogłoby dojść do tego, że Akademia ściślej naukowa nazywałaby 
się Akademią Umie}ętno.ści, a Akademia na,ukowych umiejętności Akademią 
Nauk! Jakkolwiek w rozwoju języka mamy sporo przykładów zmiany 
znaczenia wyrazów, nawet na znaczenie pierwotnemu wprost przeciwne, 
nie wydaje się, by świadome mnożenie takich wypadków było korzystne, 
czy to dla języka, czy dla rzeczy samej. Kazimierz Nitsch. 


Urzędowe a ludowe nazwy miejscowości w powiecie 
bocheńskim i okolicy 


I 
Zdawać by się mogło, że sprawa nazw miejscowości jest aktualna 
dzisiaj tylko na Ziemiach Odzyskanych, gdzie nie
tóre ohecnie jeszcze 
nie całkiem ustalone nazwy' wywołują nieraz polemiczne artykuły zarówno 
w prasie codziennej jak w czasopismach naukowych. Tymczasem także 
w centralnej Polsce, na przykład w powiecie bocheńskim, spotykają się 
nazwy miejscowości o niezupełnie jeszcze nstalonej formie, albo też nazwy 
urzędowe są inna, niż ich lud używa. Na nie to pragnę tu zwr
cić uwagę. 
4*
		

/052_0001.djvu

			JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2. 


52 


Zacznę od Niewiarowa. J eat. t.o nazwa wylącznie urzędowa, albowiem 
okoliczne" wsie - i .t.o w dużym promieniu - używają t.ylko nazwy Świ- 
dów!;a. W przeszłości byly to dwie odrębne osady. Długosz podaje, że 
w Niewiarowie 1) jest. dwór, lan kmiecy należący do dworu, czterech za- 
grodników i mlyn, natomiast. w Świdówce 2) mieszkają tylko kmiecie i soUys. 
Takie stosunki utrzymaly się do k011ca XIX w. Na ,mapie bowiem kata- 
st.ralnej z r. 1896, nosząąej napis: Niewiarów I, jest. jeszcze wyraźny po- 
dział tej wsi na dwie części: jedna, od strony zachodniej, obejmująca par- 
cele gruntowe nr 1- 245, to Świdówka; druga zaś, nieco większa, z par- 
celami grunt. nr 246-467, nosząca napis Pańska; to wlaściwy Niewiarów. 
rru jest. zaznaczony dwór i cztery zagrody jak za czasów Długosza 3). Ten 
to Niewiarów został w r. 1907 rozparcelowany między gospodarzy chlop- 
skiej Świd6wki - zwanej też Wsią - i od tego czasu dawny dworski 
Niewiarów stał się jej częścią. 
Przed ut.worzeniem w r. 1933 gmin zbiorowych wójtowie Świdówki
 
Niewiarowa mieli pieczęć urzędową z napis.em Świdówka, co najlepiej 
-świadczy, że taka była jej urzędowa nazwa. Potwierdza to również takaż 
nazwa w księgach urodzeń w parafii niegowickiej 4), do której Świdówka 
należy. Dopiero po powstaniu gmin zbiorowych wprowadzono na jej 
miejsce - niewiad6mo d.laczego - nazwę Niewiarów. Władze admini- 
stracyjne, uwzględniając. istotny st.an rzeczy, winny by usunąć nazwę 
Niewiarów, a na jej miejsce przywrócić odwieczną Świdówkę i w ten 
sposób raz na zawsze usunąć. zamieszanie, tym bardziej, że na austriackich 
mapach wojskowych sprzed I wojny - na «specjalnej» 1:75.000 i na 
«generalnej}} 1:200.000 - jako też na polskiej «setce» istJolieje tylko 
Świdówka. 
Podobnie należałoby postąpić ze Świnia rami, które od pewnego czasu 
władze nazywają Świ1źiarowem. 8winiary była to niewątpliwie osada słu- 
żebna, 
ająca za obowiązek wypas świń w poblIskich lasach, podobni9 
jak sąsiadujące z nimi Niedary 5) miały dostarczać na stół książęcy miodu. 
") Liber bę-neficiorum I 115-6 in villa Nyewarow.... In qua unus laneus cmetho- 
nalis, ,quem colit ..curla.... quatuor hortulaniae et unum molendinum.... ltem curia ibi 
militaris.... 
2) tamże I 101 in villa Swydowka... In qua sunt septem lanei cmethonales... 
Non. est autem ibi curia, neque agri praediales, sed est scultetus, habens agros proprios. 
3) Za umożliwienie mi wglądu do map k'atastralnych składam serdeczne po- 
dziękowanie p. inż. K. Dziurzyckiemu. 
') Wiadomość o tym zawdzięczam uprzejmości ks. dziek. K. Buzały; proboszcza 
w Niegowici. 
o) Dzisiejsze Niedary to, dawne Miodary (Kodeks dypl. Małopolski III, r. 1370, 
nr 836 Modaryj IV, r. 1427, nr 1244 Miedary. Pawiński, Małopolska III 58, r. 1581 
Niedari. Przejście mie:d:nie jest takie samo jak miedźwiedź
niedźwjedź. Por. 
u Długosza LB II 47 formy oboczne Myedzwyedz, Nyedzwyedz. Podobnie wieś 
Nieszkowice, Wielkie nazywają Mieskou"icami, a Wolę Nieszkowską- Wolą Miiskoską.
		

/053_0001.djvu

			JĘZYK POLSKI 


53 


XXIX. 2 


Lecz mieszkańcy Świniar wol
, by ich miejscowość nazywano Świniarowem, 
mimo że cala okoliqa wyl
cznie nazwy Świniary używa. Świniarów utrzy- 
muje się także dzięki temu, że w tej formie podaj
 go mapy wojskowe 
austriackie, za którymi po szla także polska setka z r. 1938, nie uwzglę- 
dniaj
c jedynie usprawiedliwionej i powszechnie wśród ludu używanej 
nazwy Świniary. 
Przy ustalaniu nazw należaloby również przYJ
c nazwę w L poj. 
Klęczana (gwar. Klęcana II Klycana). W prawdzie formy L mn. Klęczany 
używają wladze bocheńskie, a na polskiej setce, podobnie jak na mapach 
wojsk.' austriackich, s
 również podane- Klęczany, lecz' ludność okolicznych 
wsi zna jedynie Klęczaną i przed wprowadzeniem gmin zbiorowych na 
pieczęci gminnej widnial napis Klęczana, co winno być najlepszym do- 
wodem wlaściwej nazwy tej wsi. Forma Klęczana występuje też w prze- 
szlości, mianowicie w w. XVI), co również bardziej j
 zaleca niż Klę- 
czany. - Zamieszanie w nomenklaturze wprowadzily bez w
tpienia nazwy 
na mapach austriackich, przeniesione nieraz bez należytego sprawdzenia 
na mapy wojskowe polskie. Widoczne to i w naszym wypadku 2). 
00 do pisowni wsi Czyżów w pow. bocheliskim, to nawi
zując do 
formy, jak
 podaje Dlugosz (LB II 22 Czyrzow, I 90 Czerzow 3), i opie- 
raj
c się na dzisiejszej wymowie gwarowaj - nie *Cyzówale Cyżów, przy- 
miotnik cyżoski, mieszkańcy cyżowianie - należałoby wprowadzić pisownię 
Czyrzów. 
Z tego samego powodu należy zmienić Cyżyckę (przysiolek wsi 
Gierczyc) na polskiej setce na Czyrzyck ę , bo to ludowa Cyżycka 4), a pod- 
krakowskie Czyżyny na Czyrzyny, bo taka jest ich forma dokumentarna 
). 
Natomiast Bieżanów, stacja kolejowa na linii Kraków-Bochnia, błędnie 
jest zapisany na polskiej setce jako Bierzanów, 'czego dowodz
 stare 
formy 6) i gwarowy Biezanów. 
Kilka domów w Marszowicach, leżących na pólIlOc od szosy Bochnia- 
Gdów nosi nazwę Lassowe Chałupy II Lascowe Chałupy 7). Wobec tego z pol- 
skiej setki winna by zniknąć całkiem blędna nazwa Łazowie. 


t) Dl. LB I in Clyaczana,' II 117 Clanczana. 
2) Również w sąsiadującym z Klęczaną Kobylcu z mapy austriackiej do pol- 
skiej przeniesiono nazwę części wsi Jakubowska zamiast Jakub6wka. 
3) także Pawiński MP III 64, r. 1581 Czerzow. 
4) Istnieje też inna Cźyrzycka, gw. Cy
ycka, nazwa lasu w Gruszowie w pow. 
myślenickim. Obie te Czyrzycki pozostają niewątpliwie w związku ze Szczyrzycem, 
gwar. ,CYTZYC, o którym niżej. 
6) Dluf!oSZ LB II 34 Czyrzyny, III 382-3 Czirzini. 
6) Długosz LB I 151-3 ByezalZOw (kilkakrotnie). 
') Obie formy: z przedłużonym ss i z dysymilacją na sc - typowo malopolskie.
		

/054_0001.djvu

			JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2 


54 


Mszczęcin, na pol!3kiej setce błędnie .1lfszęcin, obecnie przysiółek Nie- 
połomic, przed wiekami już samodzielna 1) osada nad Wisłą, to lud. Mściecin II 
i I Mieściecin 2). 
Zachodnia część Kłaja (1. przyp. KM}), mająca na pol. setce nazwę 
Gradowice, jest lud. Gradowicią II Gradobicią.Ta 
statnia powstala oczy- 
, wiście przez adideację do gradobicia i u tamtejszych mieszkańców uchodzi 
za właściwą. Prof'. J. Rozwadowski S) łączył tę nazwę ze starym imieniem' 
Gradowit, podobnie jak niedaleką Niegowić 4 ) (lud. Niegowyć) ż imieniem 
Niegowit. 
Piękny przykład poszanowariia starej a zarazem gwarowej nazwy 
dal zarząd miasteczka Uście Solne. Mając w dokumencie erekcyjnym 
miasteczka z r. 1360 nazwę Uście Ó) i opierając się na fakcie, że cala oko- 
lica wyłącznie tej nazwy używa, zwrócił się po I wojnie do władz woje- 
wódzkich o prawo jej używania w miejsce dotychczasowej urzędowej 
Ujście. Urząd wojewódzki przychylił się do wniosku uścian i uznał nazwę 
Uście Solne jako wyłącznie obowiązującą. Jest to jedyny w tutejszym 
powiecie wypadek, że urzędowa nazwa ustąpiła miejsca. historycznej 
i gwarowej 6). ' 


Z kolei omOWH
 miejscowości, których urzęd'owa nazwa rOZll1 się 
wprawdzie od ludowej," lecz różnica nie jest aż taka, by zachodziła po- 
trzeba zmian. 
Wieś Słomkę nazywają mieszkańcy dalszych miejscowości, jak Rze-' 
zawy, J odlówk
, U ścia, Słonką, a mieszkańcy Bratucic także Cłonką 7). 
Raz nawet powstał spór między uścianami a mieszkańcami Słomki o właściwą 
nazwę: Słomka czy Słonka. Że starszą formą jest Słonka, świadczy Slonka 
wymieniona razem z sąsiednim Gawłowem w spisie z r. 1490 8 ). Wska- 
zuje też na to przymiotnik. słoński, oraz starsza nazwa mieszkańców 


1) Kod. dypl. MP II, nr 421, r. 1242 Mschecinno; tamże III, nr 692, r. 1349 
Msczencin, nr 704, r. .1354 Mscecin, nr 772, r. 1374 1Ylsczancin. Długosz LB II 164 
Msczancftyn. PaWiński MP III 63, r. i581 Jl,lsczeczin. 
2) Mścięcin w Ziemi 'Lubuskiej wymienia Stan. Kozierowski w Słowniczku 
nazw miejscowych, zeszyt II s. 17, Poznali 1945. 
3) Kilka uwag o narzeczu gradowickim. MPKJ II 329. 
4) Kod. katedry kra:k. I 85, r. 1262 Negouecz, Dł. LB II 116-7 N'yegowyecz, 
tamże III 143 Nyegowydz. 
5) Kod. dyp. MP III, nr 738, r. 1360 Usczie. Podobnie u Długosza, LB I 77 
Usczye, II 157 Uscze, III 10 Uszcze. Również w XVI w. Usczie (Pawiński, MP III 
58, r. 1581). . 
6) Także na polskiej setce z r. 1938 znajduje się Uście Solne, podczas gdy na 
mapach austriackich z r. 1906 widniało Ujście Solne. 
7) Co do oboczności sl U cl por. zaslonić gw. zaclonić. 
8) Pawiński, MP I V 445.
		

/055_0001.djvu

			,XXIX. 2 


JĘZYK POLSKI 


fi5 



łoniaki II słonianie obok nowszej słomcanie II słomkowianie 1). Zmiana to 
podobna do zmiany pierwotnej nazwy ptaka słąki (od krzywego dzióba) 
na słomkę (od cienkości tego dzióba). ' 
Okztlice nazywaly się przed wiekami Ukolice 2) i w tej formie utrzy- 
maly się w w. XIII i' XIV. Dopiero w XV w. pojawiają się Oku lice II 
II Okolice 3). Dzisiejsza ludowa forma Ukulice II Okolice jest więc kontynuacją 
form dawnych. Widoczne to także, w wyrazach: ukolski 'okulicki', 
'ltkolscanie 'okuliczanie'. 
Nadrabskie Majkowice to ludowe Mojkowice (przym. mojkoski), które 
bez zmiany kontynuują stare l}lojkowice 4) utworzone od imienia lWojek II 
,II Mojko ó). Skutkiem hiperpóprawnej wymowy przeszly ił1ofkowice poprzez 
jJ;Iafkowice na 1l1ajkowice. , 
Krakuszowice. W gwarowej ich postaci Krakosowice . żyją średnio- 
wieczne KrakoszfJwice 6). 
Drwinia jest urzędową nazwą ludowej Drwieni, która ,także w od- 
leglej przeszlości taką miała formę 7). Dzisiejsza Drwinia jest niewątpliwie 
rezultatem wymowy pochylonego e jako i. , 
Tarnawę nazywają Tar1zawką mieszkańcy parafii Gruszowa i Ra- 
ciechowic. Gwarowa Tarnowa II Tarnawa (dop. Tarnowe II TarnawJj), przym. 
tarnoski II tarnaski, kontynuuje formy dawniejsze 8). 
ŁapczJjca dlugo figurowala na różnych mapach jako ŁapczJjce 9). Tak 
jeszcze na mapie austr. z 1906 r., natomiast na polskiej setce poprawnie 
ŁapczJjca., Gwarowa ŁapsJjca, rzadziej Łapcyca, jest kontynuacją form 
dawnych Łapsz}lca II Łapczyca 10). Przymiotnik łabecki oraz nazwa mieszkań- 


1) Analogicz,ne przejście n -" m widać w nazwie rzeczki Słomki, wpadającej 
do Dunajca powyżej Podegrodzia, która w XIII w. nosila nazwę Słonc, (Kod. dypl. 
MP II, nr 479, 1'.'1273 iń fluvi?, qui vulgariter Slona nuncupatur). 
') Kod. dypl. tyniecki nr I r. 1105 Vkolici; CVI r. 1392 Vcolicze, Ucolicze. 
3) m. LB II 126 Okolycze, III 214 Wkulyczej Kod. tyn. CCXIX r. 1456 Oku- 
lyczej Pawiliski, MP III 58, r. 1581 Okolicze. 
4) Kod. dypl. MP I r. 1363, s. 317 Moykowiczj Pawiński, MP IV 446, r. 1490 
Moykowycze. . 
, o) Taszycki, Najdawniejsze polskie imiona osobowe s. 83. 
6) Kod. d. MP IV, r. 1438, s. 326 Cmcossoviczej Długosz, Lib. ben. I 90 Krako- 
schowycze; Pawiński, MP III 61, r. 1581 Kmkoszowice. 
7) Kod. d. MP I, r. 1270, 'nr 80 Druena, r. 1351, nr 344 Drwena; Dl. LB III 
77 Drewnya; Pawiński, MP III 59, r. 1581 Drwiena. 
8) Ptaśnik, Mon. Pol. Vat. I, r. 1325-7 Tarnowaj Dl. LB I 37 Tharnawa, 
II 131 Tarnowa, I 143 Tharnowa. 
9) O dwoistości form Łapczyca II Łapczyce por. uwagi J. Serugi w l'ozprawie: 
Kościól Narodzenia Najśw. Marii Panny w Łapczycy. Kraków 1917, s. 7. (Odbitka 
z X t. Sprawozdań Komisji Hist. Sztuki P. A. U.). 
10) Ptaśnik, Mon. Pol. Vat. I, w. XIV, s. 124 'Lapssitia, B. 369 Lapcicia, s. 379 
Lapscicia j u Długosza w Lib. ben. kilkanaście razy formy z sz: Lapschycza II Lap- 
schycze, a tylko raz z cz: Lapczycze (III 221) j Pawiński, MP III 59, r. 1581 Lapczica.
		

/056_0001.djvu

			56 


JĘZYK POLSKI 


KXIX. 2 


!!J 


ców labiaki popieraj
 słuszność zdania prof. St. Rosponda, który op.ieraj
c 
się na naj starszej zapisanej formie Labscicia. 1 ) przyjmuje jako dawniejsz
 
formę ŁabczJjca(e) i kwestionuje jej zwi
zek z rumuńskim lapus 2). 
Również DobczJjce w pow. myślenickim maj
 gwarow
 formę Dob- 
sJjce, przym. dobsJjcki, dobsycanie II dobsycaki	
			

/057_0001.djvu

			JĘZYK POLSKI 


57 


XXIX. 2 


II Górniewieś l), dop. Górniewsi, mieszkańcy górzanie, podobnie Lipnica Dolna, 
lud. Lipnica Dólnill II Dólniewieś, dop. Dólniewsi, jej mieszkańcy dólanie. 
Kunice, część Łąkty Górnej, oraz wieś kolo Gdowa 2), wymawia lud 
jako Kłonice. Jest to to samo przej ście un 
 on, co przy sluńce 
 słońce 
)' 
Lubomierz (u Dlugosza LB III 
78 Lubomirz) wymawiają starsi mie- 
szkańcy okolicznych wsi jako Libomierz. Widoczna tu znana oboczność 
u II i, zachowana ponadto w kilku ludowych nazwach miejscowości: Za- 
kUczyn, gw. Zaklucyn kolo Czchowa (lud. Ćków) i Dobczyc, Klikuszowa, 
gwar. Klztkosowa 4 ) na Podhalu, Lubogoszcz, gw. Libogosc (góra nad Mszaną), 
Lztbań, gw. LUDań II LiMń fJ ) (góra nad Krościenkiem), Libichowa, dawno Lttbi- 
chowa.. 6) (część Trzciany), Libertów I
 dawno Lubertów 7) (kolo Skawiny). 
O ludowych formach kilku miejscowości pow. bochellskiego wspomi- 
nalem już w JP XXIII 13-4 zaznaczając, że ró
nią się one od nazw 
urzędowych rodzajem jak: Bytomsko, gw. Bytomska (r. żeń), Połom (r. m.), 
gw. Wielga Połom, skróceniem lub uproszczeniem nazwy: Kierlikówka, 
gw. Kierkówka, ]Jfikluszowice, gw. Mikusowice II Miksowice, Książnice, gw. 
Ksiąnice II Ksiąźnice, Świątniki, gw. ŚWiąniki, Bełdno, gw. Belne II Bełno, 
starszą postacią: Królówka, dawna i gw. Królewka. Tu dodam jeszcze: 
Jodłówka, gw. Jedłówka, Brzozowa, gw. Brzezowa, Borówna, gw. Borowna. 
Obok osad, których urzędowa nazwa różni się od ludowej, należy 
wymienić także na
wę najwyższej góry w pow. bocheńskim. Na mapach 
austriackich i na polskiej setce oznaczona jest jako Kamionna. Ludność 
parafii trzclańskiej, tarnawskiej, lapanowskiej, królewieckiej nazywa ją 
Kamionną II Kamieńską Górą II Kamijską Górą od wsi Kami onny 8), do któ- 
rej należy póInocne jej zbocze. Natomiast mieszkańcy po jej poludniowej 
stronie i w dolinie ŁOSIosiny dają jej nazwę Góry lJfakowickiej lub Ma- 


1) Takie samo złożenie ma Krasnyg6ra, wzniesienie w Borownie, i Lisig6ra 
w Siedlcu, oraz Doln'iewieś oznaczająca Poznachowice Dolne w pow. myślenickim 
(por. JP XXIII, 1938, s. 15. ') m. LB n 119 Cunycze. 
. 3) Inne przykłady i objaśnienia tego zjawiska u Rozwadowskiego, Historyczna 
fonetyka w Gramatyce zbiorowej s. 174. 
4) Kod. dypl. :M:P IV, r. 1489, nr 999 Klukoczowa, Długosz LB III 438 Cluc- 
coszowa, 443 Clukoszowa. 
. 
) Z. Stieber, Nazwy miejscowe Gorców. Lud Słowiański III A 239. 'ł:am też 
nazwisko Luberda 1\ Liberda. 
6) Ptaśnik, Mon. Pol. Vat. I, r. 1325-7, s. 119 Lubichowa ; Dł. LB I 101 Lu- 
byechowa, 126 Trzczyana alias Lubyechowa. 
. 7) Dl. LB In 192 Luberthow, 194 Lztbyertow. Podobna oboczność u II i istniala 
także w jęz. lacińskim, zwłaszcza przed spólgloekami wargowymi, np. lubido IIlibiao 
'żądza', clupeus II clipeus 'tarcza', Zob. Gramatyka historyczna języka łacińskiego, 
część I, opracowali Jan Otr
bski i Jan Safarewicz,W arszawa 1937 s. 64, gdzie po- 
dano też inne przyklady i próbę wyjaśnienia. 
8) Star. Pr. Pol. Pomno n nr 1100, r. 1405 Kamona, DługoszLB II 178 Kamyona 
alias Ossykowa. '
		

/058_0001.djvu

			JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2, 


{)8 


kowicy od wsi tej samej nazwy, na której ,terenie jej szczyt się wznosi. 
Sam szczyt g?ry nazywaj
 także Patry ją od wysokiej wieży drewnianej, 
wystawionej tam przez wojskowość dla celów mierniczych. Przed kilku- 
dziesięciu laty nazywal się szczyt góry: na Jesionkach, Ale naj ciekawsza jest 
nazwa Jeziernik II Jeziornik, nadawana tej górze przez ludność kilku oko- 
licznych wsi:Rozdziela, Żegociny, Beldna, Ł
kty Górnej, Bytomska, Rajbrotu 
i Laskowej, której pIn.-zach. część nazywa się: Pod J ezie1'nikiem. 'Jest to stą.ra 
nazwa, zapisana już w r. 1262 l), a pochodzi od jeziora, które, niegdyś 
istnialo 'poniżej szczytu w kierunku zach., gdzie jeszcze dzisiaj spoty- 
kamy znaczne zag
ębienie, na polskiej mapie wojskowej zaznaczone jako 
staw. Jeziąrem nazywaj
 to miejsce jeszcze teraz mieszkańcy wsi Ka- 
mionny, Kierlikówki i Trzciany. Od tego jeziora otrzymal nazwę również 
potok Jeziornica, mający swe źródIa w glębokiej debrzy Jeziernej II Ję- 
ziornej, podcho
zącej prawie pod samo jezioro. 


Także ś p o z a p o w. b o c h e ii s k i e g o pragnę przytoczyć na raZIe 
kilkanaście miejscowości, których nazwa urzędowa różni się mniej lub 
więcej od gwarowej. I tak w pow. myślenickim Zagórzany 2) to ludowe 
Zagof'zany, Zręczyce 3) zaś to lud. Źręcice. Starą Wolę 4) - tak na polskiej 
setce - nazywaj
 W ólką II Wólką Źręcicką. Kwapinka fi) zmieniIa się 
w Kłapinkę zapewne pod wpIywem wyrazu kłapać, 
omorniki nazywaj
 
powszechnie Kumornikami. 
Kornatka zatrzymała w ustach ludu star
 formę Kzwnatka 6), Bur- 


1) Kod. dypl. katedry krak. i: nr 63, r. 1262 ad finem montis Ieziel'nik. Wy- 
dawca kodeksu Fr. Piekosiński, nie mogąc znaleźć Jeziernika, wyraził przypuszczenie, 
że on ema oznaczać zapewne dzisiejszą miejscowość Jaworznę... po drugiej stronie 
rzeki Łososiny». Tymczasem z tekstu dokumentu wynika, że Jeziernik musi leżeć 
między Rozdzielem a Bel:dnem (Bedlnem). 
a) DL LB I 115 Zagorzany. a) tamże in Srzanczicze maiori sive superiori... 
in minOl'i Srzancziczej tamże II 11& Szrzanczycze Maior... Szrzanczycze Minor. . 
4) Długosz LB I 115 nazywa ją też Stara Wolya, natomiast w St. P. P. P. II nr 
40, r. 1397 Chuda, Wola. ' 
5) Dł. LB I 232 Quappina Wolya, Pawiński, MP IV 447, r. 1490 Quapinka. 
Długosz tam podaje, że 'któryś z przodków a zarazem imiennik naszego Mikółaja 
Reja posiadał ją jako 
osag wniesiony IDU przez żonę «cuius haeres ratione uxoris 
Nicolaus Rey de Naglowicze.. Na przykładzie Kwapinki widać, że gdy opuszczano 
wyraz Wola przy nazwie miejscowości, dodawano do :nazwy właściciela przyrostek 
dzierżawczy -ka. Podobnie ma się rzecz z sąsiednią Kędzierzynką, która u Długosza 
LE I 232 występuje raz jako Kandzerzyna Wolya, a tamże II 119 znów jako Kan- 
derzynkaj ,również u Pawińskiego, M:P IV 447, r. 1490 Kądzyerzynka. Podobnie Dłu- 
gosz LB I 45 Czechowa Wolya alias Czechowka. 
6) Kurnatka powstała z formy Kunradka skutkiem przestawienia głosek, jak 
wskazuje Cunrathka w Kod. dypl. MP IV r. 1390, s. 31 i tamże r. 1439 s.342, na- 
zwana tak od Kunrada b Konrada.
		

/059_0001.djvu

			JĘZYK POLSKI 


59 


XXIX. 2 


letkęl) wymawiają jako Burlitkę, Trzemesznię jako Trzomaśną2). Czechówka 3 ) 
jest zapisana w starszych księgach parafialnych w Zakliczynie koło 
Do.bczyc jako Ciechówka i tak j
 tez wymawiają tamtejsi mieszkańcy. 
Koźmice JJ/ale (Długosz LB I 116 parva Koszmycze) nazywają w okolicy 
Koźmickatni 4) w odróżnieniu od Koźmic Wielkich (Dl. tamże: in maiori 
Kosmycze), zwanych Koźmicami. 
Rzeszotary to lud. Rzeszótary, a w szybkiej wymowie Zesztary, przy- 
miotnik rzeszótaszki II zesztaszki 5). Na polskiej setce za przykładem map 
austriackich jest błędnie podane przedmieście Wi
liczki Klasno zam. 
Klasna,. bo gwar. Klasna, z Klasny II Klasne, na Klasny. . Również Klasna 
jest. w Elenchus cleri archidioeceseos Cracoviensis 1937, s. 14';. - Pod- 
krakowski Prokocim nazywa lud Krokocimem, która to forma powstała 
dzięki asymilacji wstecznej. Tak też zapisał go raz Długosz 6). 
Również z pow. limanowskiego chcę zanotować kilka miejscowości. 
I tak Skrzydlna, lud. Skrzylna, była do XV w. Krzydlną 7) i dzisiaj 
jeszcze slyszy się czasem tę formę w połączeniu z przyimkiem: w Krzylny II 
II we Skrzy lny, z Krzylne II ze Skrzylne 8). Górale podhalańscy nazywają ją 
Krzcielną II Krzc'ilną. - Szczyrzyc, lud. Oyrz./jc, był Czyrzycem do końca 
XV w., jak to wykazał prof. Rospond 9). 


') Burletka pochodzi od wyrazu burlyta 'płytka misa, płytka woda', znanego mi 
z Pogrzebienia, pow. rybnicki na Śląsku. Wyraz ten wskazuje na, nierówność terenu 
Burletki,.jak jest istotnie. W Słowno gwar Karłowicza nie jest on zanot'owany. Por. 
Kod, MP IV 342, 1', 1439 BurletJlka i tamże r. 1390 s. 31 Burlethca, tamże III 180, 
r. 1364 Bucleta gora. 
') Kod. dypl. MP III 180, 1'.1364 Crzemessna. Przejście em '-:>. om jest naturalne, 
gdyż Trzomaśna leży na obszarze z jedną nosówką. 
3) Helcel, St. P. P. P. II nr 3984, r. 1469 Czyechowa Volya' alias Czyechowka, 
co niewątpliwie należy czytać jako Ciechowa 'Wola, Ciechów!fa. m. LB 145 Czechowa 
Wolya alias Czechowka, tamże s. 215 Czechowska alias Wolya, tamże II 131 Czechowka. 
4) W tej też formie podaje je Pawiński, MP IV 52a, r. 1675 Koźmiczki. Po- 
dobnie }vIocUnica Wielka nazywa się Modlnicą, a Modlnica Mała - lVlodlniczką 
(Fr. Blljak, Studia nad osadnictwem Małopolski. KrakÓw 1905, s. 323), a Miechowice 
Wielkie i Miechowice Małe (pow. Dąbrowa tarnowska) s<\, w ustach ludu Miecho- 
wicami i J}fiechowickami. 
5) Wiadomości o Koźmicach i Rzeszotarach udzielił mi łaskawie ks. J. Kmiecik, 
.proboszcz w Tarnawie, rodem z Janowic pod Wieliczką. 
6) LB II 23 Krokocin, natomiast I 153 prokoczyn, Pl'okoczym, II 24 Prokocin. 
Również Helcel, St. P. P. P. II nr 368, r. 1398 Prococin. 
7) Ptaśnik, Mon. Pol. Vat. 1124, r. 1325-7 de Cridlna seu antiquo Rudel. Kod. 
dypl. MP IV r. 1440, s. 359 Skrzydlna. Dł. LB II 129--30 Krzi"dlna, Krzydlna, Crzidlna, 
tamże III 275-6 C1'zidlna, Skrzydlna. Pawiński, MP IV 44-8, r. 14-90 Skrzydlna. 
8) Podobna to obocznosć jak Krzynka II Skrzynka. Por. J. Rozwadowski, Hist. 
fonet. w Gramatyce zbiorowej s., 198. 
9) Polskie toponomastyczne patronymica. Lud Słowiański IV A 25. Nie godził- 
bym si
 jednak z autorem, który przyjmuje przejście Szczyt.zyce .....:::. Szczyrzyc. Przy-
		

/060_0001.djvu

			60 


JĘZYK POLSKp;\ 


XXIX. 2 



 


Sąsiadująca ze Skrzydlną Wierzbanowa, lud. Wiyrzbl1nowa, nie ma 
żadnego związku z wierzbqj jest to dawna Jerzmanowa 1 ) od imienia nie- 
mieckiego Herman 2), zapisana w Kod. dyp!. MP I 329, r. 1365 jako He:z- 
manowka. 
Rupniów byl w przeszlości Rztpnowem 3) i tak go też dzisiaj nazy- 
wają w calej okolicy, a jego mieszkańców rttpnowiakami. 
Ckyżówki na pId. od Dobrej to raczej Ckyszówki 4), bo w gwarze 
Chysówki. Ozęściowo na obszarze Ckyszówek wznosi się góra Mogielica 
(1171 m). Nazwa to wlaściwie wielkiej hali od strony poludniowej poniżej 
szczytu l1fogielicy, który tam nazywają Kopą. Potwierdza to .również 


toczone bowiem na s. 24 przyklady pozwalają przyjąć pierwotny Czyrzyc, a póź- 
niejsze przejście Szczy-rzyc -'-::' Szczyrzyce mogło nastąpić przez asymilację do licznych 
w tamtej okolicy nazw patronimicznych na -ice jak: Zeroslawice gwar. Zyroslawice 
(Dl. LB III 278 Syroslawycze), Lasocice, Bojanczyce, gwar. Bojańcyce, przym. boja- 
necki (Dł. 1. c. Boyanczyce), Zegartowice, gw. Zyga-rtowice (Dl. 1. c. Szygarthowycze), 
Kwasowice. Krzeslawice, Abramowice, gw. Jabrąmowice (Dl. L c. Abramowicze), 
Janowice, gw. Jąnowice (Dl. LB III 275 Janowycze), Poznachowice (Dl. LB II 132: 
Poznachowycze), Racie,chowice (Dl. tamże Raczechowycze). Na możliwość takiego 
wplywu jednych nazw na drugie wskazał Fr. Bujak, Studia nad osadnictwem Malo- 
polski, s. 254. Por. też wyżej uwagę o dwoistości form Łapczyca II Łapczyce. 
Ta wyspowa grupa nazw patronimicznych na -ice, jaka tam zwarcie występuje. 
na malej stosunkowo przestrzeni w obrębie dawnych granic parafii Góry św. Jana- 
z wyjątkiem nieco dalszych Poznachowic i Raciechowic - musi uderzyć -każdego, 
co się tą spraw
 interesuje, a można ją wyjaśnić chyba tylko zależnośpią pier- 
wotnego osadnictwa rodowego od urodzajności gleby. co ostatnio podkreślił prof. St. 
Rospond (JP XXVI 1946 s. 52). Widać to szczególnie na żyznych lei/Bach Wyżyny 
Małopolskiej, gdzie mlzwy patron. na -ice występują tak licznie, i w okolicy Krakowa; 
w obrębie zaś pow. bocheńskiego nazwy te (jest ich 26 na 138 miejscowości) trzy- 
mają się przede wszystkim urodzajnej doliny nadrabskiej, wąska bowiem dolina 
Stradomki nie gra tu prawie żadnej roli. 'Wystarczy zaś r2lucić tylko okiem na mapę 
doliny Dunajca, aby się przekonać, jak one się w niej licznie skupiły. Otóż i w pa- 
górkowatej okolicy Szczyrzyca, a zwlaszcza w bezleśnej parafii Góry św. Jana. gleba 
swą urodzajnością góruje nad całą okolicą, Co w tamtych stronach każdemu wiadomo: . 
Już Potkańskiego uderzyło, że tu urywają się osady patronimiczne, mimo że w do- 
linie Dunajca sięgają dalej na południe aż poza Sącz, lecz kwestii tej bliżej nie tłu- 
maczył (K: Potkański, Pisma pośmiertne I, Kr. 1922, s. 302 i 304). 
') Dl. LB II 183 Irzmanowa, tamże III 443 Yrzmanowaj K. D. MP IV 34-2, 
r. 1439 Irzmanowkaj również u Pawińskiego, ::\fP IV 449, r. 1490 Irzmanowka. 
2) ,Por. Bruckner, Slownik etymologiczny s. 111, oraz L. Malinowski, Studyja' 
nad etymologiją ludową, \Varszawa 1891, s. 46. 
3) Helcel, St. P. P. P. II nr 3004-, r.1441 Rupnów, tamże nr 3738, r. 1464 Rup- 
nów; tamże nr 4-546, r, 1004 Ruppnow; natomiast nr 3011, r. 1441 Rupnyow. Pawiń- 
ski, MP IV 450, r. 1490 Rupnow. Również ;W. Potocki w Przedmowie do Wojny 
chocimskiej w. 28 (wyd. Bibl. Nar.): Tu Rupnów i Stadniki... 
4) W tej postaci podaje je Rocznik diecezji tarnowskiej r. 1938, B. 237, na któ- 
rym można polegać, jeśli chod
i o nomenklaturę podanych w nim mi6jscowości. Por. 
Pawiński MP IV 54a, r. 1674 Hyszówka.
		

/061_0001.djvu

			XXIX. 2 


JĘZYK POLSKI 


61 


informacja prof. L. Węgrzynowicza, znawcy tamtejszych okolic, udzielona 
prof. Z. Stieberowi j). Że zaś nie tylko sama hala, ale i cala góra nosi 
nazwę Mogielica, stwierdziłem to niejednokrotnie zarówno we wsiach oko- 
licznych, jak i nieco dalszych. Góra ta bowiem jest dość szeroko znana, 
zwlaszcza na pólnoc od linii kolejowej Dobra- rrymbark, gdyż mieszkal'LCY 
tych stron jeździli na 3fogielicę, mianowicie do Białego po jej pld.-wsch. 
strpnie, po drzewo buk
we2). I tak: w Chyszówkach, Jurkowie (ad 
Dobra), Porąbce, Stróży (ad Dobra), Tymbarku, Łososinie Górnej, Kosza- 
rach, Jaworznej (ad Limanowa), Rdzawie (pow. bocheński) nazywają ją 
Mogielicą, w Półrzeczkach zaś i Slopnicach Królewskich 1J1ągielicą. W tej 
ostatniej formie widać wplyw spółgloski nosowej m, dzięki której o -.::. ą. 
Jest to jeszcze jeden więcej przyklad nosowości do podanych przez 
prof. H. Ulaszyna S), a wyjaśnionych przez prof. Wl. Kuraszkiewicza4). 
lIfogielica jest formą gwarową, a powstała z 3fof/ilica fi) i tak też nazywa 
ją E. Romer na jednej ze swoich przedwojennych map. 'Wobec tego, że 
na mapach i w przewodnikach turystycznych należy uwzględlliać nazwy 
ludowe, forma Mogielica winna wyrugować dotychczasową l110gielnicę 6). 


') Z. Stieber, Nazwy miejscowe Gorców. Lud Słowiański III A 262. 
2) Ciekawe, że bardziej widoczna i bliższa góra Łopień nad Tymbarkiem nie 
ma w Rdzawie, (pow. bocheński) osobnej naz'wy, lecz nazywaja ją Górą Tymbaszką. 
") W artykule: O pewnej kategorii wtórnej nazalizacji w języku polskim. Sym- 
bolae grammaticae in honorem Ioannis Rozwadowski, vol. II, Cracoviae 1928, s.397-406. 
4) W pracy: O wargowej ,artykulacji polskich samogłosek nosowych. Lud Sło- 
wjański III A, s. 12-4-6. Por. tamże artykuł St. Bunca, O genezie wtórnej naza- 
lizacji w języku polskim s. 151-9. 
o) Skutkiem przejścia il -.::. el, nierzadkiego w gwarach, zwłaszcza w podhalańskiej: 
famielija, kadzielttica L--- lwdzidlnica, bel. piel, Tobie!. Por. J. Rozwadowski, Hist. 
fonet. s. 167-170 w zbiorowej Gramatyce języka polskiego, KI', 1923. Tamże K. 
Nitsch, Dialekty jęz. polsko S. 429. J. Łoś, Gramatyka polska, cz. I, Głosownia 
historyczna, KI', 1922, s. 18. 
'W Lubomierzu (pow. bocheński) jest stara nazwa miejscowa jJ[ogielany z czy- 
stym o, chociaż nie brak tu przykładów wtórnej nazalizacji: pomiętać IIpomiP.tać 'po- 
ronić' (o krowie), mętttal 'me da!', nu,}tttalik 'medalik', mętttel 'motyl' (tylko naj starsi), 
mętttryka 'metryka', mf}ł, męłła 'meł, mel'ła', nę, nęści 'bierz', ttęz wam 'bierzcie, weź- 
cie', ttą, aną 'tak', nąze 'prędzej', ttąze go kijem 'daj że mu kijem', tąniec, tąttiec- 
ttik, tąttiecttica 'taniec, tanecznik, tanecznica', stęmttować 'stebnowsć" attgrys 'agrest', 
trzęśnia 'trześnia', tęsknota ale steśnić sie za kim 'stęsknić się', kwattdra 'kwadra 
księżyca', kwattdrac 'kwadrans', kręt 'kret', pądólll pąttdół 'wądół', sCf}bel 'szczebel', 
nadto stale en -.::. ęn np. pszęttica, nllsięttie, zęnie 
żenie, gna, pędzi', gergąttija 'geor- 
ginia' i inne. Tu też m usuwa nosowość z następującej nosówki: miyso 'mięso', miysić 
chleb, pamiyć lIpamięć, pamiytać. 
oJ Prof. KazimierzjSosnowski zarówno w swym dawniejszym .Przewodniku po 
Beskidach Zach"dnich i Pieninach-, wyd. TIr, Kraków 1930, s. 231, jak i w najnow- 
8zym «Ziemia Krakowska., cz. II, Pogórze Karpackie, Kraków 1948 używa tylko 
nazwy Mogielttica, opierając się na aktach dworskich w Dobrej. Gdyby się był tu 
kierował formą gwarową, jak to czyni stale przy nazwach miejscowych, byłby mu-
		

/062_0001.djvu

			62 


JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2 


Z różnych przytoczonych przykła
ó" dowodnie widać, że obecne 
nazwy ludowe kontynuują bardzo często 
ne formy i dlatego zasługują; 
w pełni na poszanowanie i na uwzględnienie wszędzie tam, gdzie by , 
przyszło do wyboru między nimi a nową nazwą;. Szczególnie duże usługi 
_ może na tym polu oddać Wojskowy: .Instytut Geograficzny, albowiem 
dzięki jego mapom najłatwiej się szerzą nazwy miejscowe. Ohodzi tylko 
o. to, żeby one byly zawsze' właściwe i zgodne z istotnym stanem rzeczy. 
Bochnia. Piotr Galas. 


Dlaczego w wyrazach rodzimych wszędzie jednakowo 
oznaczamy samogłoski nosowe i co stąd wynika? . 
\¥ wyczerpującym omówieniu mojej pracy pt. "Dawność tzw. ma- 
zurzenia w języku polskim» (\¥-arsza:va 1948), pomieszczonym w 1. tego- 
rocznym zeszycie Języka Polskiego, s. 14-22, wspomnial prof. Z, Kle- 
mensiewicz calkiem zresztą ubocznie o samogloskach nosowych jako argu- 
mencie mającym przemawiać za wielkopolskim pochodzeniem języka lite- 
rackiego. Celem ostatecznym wymienionej rozprawy o mazurzeniu bylo 
wykazanie, że jest ono, zjawiskiem późnym, wobec czego jego brak w ję- 
zyku literackim nie może slużyć za dowód, że się język literackizrodzil 
w nie mazurzącej do dziś dnia 'Wielkopolsce. Wywody moje na temat 
dziejów mazurzenia niezupelnie przekonaly prof. Klemensiewicza. Z tym 
wszystkim stara się wniknąć w sytuację, jaka by w sporze o kolebkę 
literackiej polszczyzny zaistniała, gdyby się jednak okazało, że z nieobec- 
ności mazurzenia w języku literackim nie można ukuć broni przeciw 
twierdzeniu, iż język literaoki z malopolskiego gruntu wyrósł. Gdyby na- 
wet tak się stalo, rozumuje prof. Klemensiewicz, to jeszcze nie całkiem 
jego małopolskość dowiedziona, bo ... samogloski nosowe. O cóż tu idzie? 
Ozy rozwój samogłosek nosowych w języku literackim istotnie przema- 
wia za niemalopolskim, tzn. wielkopolskim początkiem języka litera
kiego? 
Ozy w ogóle '6dgrywają one jakąś rolę w długotrwałych bojach o jego 
pochodzenie? Odpowiedzieć na te pytania postara.m się w niniejszym arty- 
kule, przy czym ograniczę się głó
nie do sprawy ich rezonansu no- 
sowego 1). 


siał użyć formy Jfogielica, którą przytacza też Seb. Flizak: Z życia owczarzy gor- 
czariskich. 'Wierchy XIV 1936, s. 79, oraz L. Węgrzynowicz: Sz;:\lasy w limanowskim 
Beskidzie Wyspowym. Sprawozdania PAU XLIX (1948), nr 2, s. 102-3. . 
. ') Na zastrzeżenia pro£. Klemensiewicza dotyczące stanowiska zajętego przeze 
mnie w sprawie chronologii mazurzenia, jak również na niegroźny atak pro£. Rosponda 
przeciw moim poglądom skierowany odpowiem osobno. Wówczas też zajmę się dopi- 
skiem prof. Nitscha do artykulu pro£. Klemensiewicza dodanym.
		

/063_0001.djvu

			XXIX. 2 


JĘZYK POLSKI 


63 


Pisownia samogłosek nosowych w dających się ściśle umiejscowić- 
średniowiecznych zabytkach języka polskiego (dokumenty, roty przysiąg 
sądowych) pozwala 
twierdzić, że jm w średniowieczu inaczej do pew- 
nego stopnia nosówki wymawiano w Wielkopolsce, inaczej zaś w Mało- 
polsce i na Mazowszu. W Małopolsce mianowicie i na Mazowszu brzmiaJy 
one w każdym wypadku czysto nosowo, w Wielkopolsce natomiast przed 
następującymi spólgłoskami zwartymi i zwarto-szczelinowymi przeobra- 
ziły ;;ię w połączenie odpowiedniej samogloski ustnej i spólgłoski noso- 
wej, przed innymi zaś spółgłoskami i na kOIicu wyrazu zatrzymały no- 
sowoŚĆ bez zmiany. Wykrycie tego stanu rzeczy jest zasługą prof. T. Lehra- 
Spławińskiego, jego uzasadnienie zawdzięczamy prof. W. Kuraszkiewi- 
czowi. Prof. Lehr-Spławiński odnośne swoje spostrzeżenie zwięźle przed- 
stawił w artykule pt. "Problem pochodzenia polskiego języka literackiego»' 
(Przegląd Wspólczesny V, 1926, nr 53, s. 323-33)1), szczególowo je opra- 
cował prof. Kuraszkiewicz w precyzyjnych i szeroko potraktowanych 
"Studiach nad polskimi samogłoskami nosowy
i (Rezonans :nosowy)>> (Roz- 
prawy Wydz. Filolog. Pol. Akad. Um. LXIII, nr 3, Kraków 1932). Od 
razu zaznaClJiam, że w dalszym ciągu zajmować się będę prawie wyłącz- 
nie samogłoskami nosowymi, mającymi w bezpośrednim po sobie sflisiedz- 
twie spółgłoskę zwartą, zwarto-szczelinową lub szczelinową, samogłoskom 
nosowym na końcu wyrazu oraz przed spólgloskami l, l zaledwie wzmiankę 
poświęcę, pozycje to bowiem oboj
tne dla naszych tutaj rozważań. 
Właściwość rozszczepiania samogłosek nosowych :na samogłoskę 
ustnfli i spółgłoskę nosową przed spółgłoskami zwartymi i zwarto-szcze- 
linowymi zachowalydialekty wielkopolskie po dziś dzieli, stąd powszechna 
w nich wymowa: trómba, meśónc, dr.ó1Jk, gymba, vyncy, mY1Jka itd. Przed 
spółgłoskami szczelinowymi istnieją obecnie samogłoski nosowe (9, y.: kś(/ska, 
vy.x) jedynie w północnej Wielkopolsce, w południowej zatraciły w tym 
położeniu nospwość (na tym terenie mówi się zatem kśuska, vyx) 2). W współ- 
czesnych nam gwarach małopolskich i mazowieckich stosunki w obrębie 
samogłosek nosowych są o wieje bardziej skomplikowane. Dotyczy to 
zarówno ich wartości ustnej, jak siły nosowości. Wnikać w nie nie bę- 
dziemy. Zadowolimy się' przypomnieniem, że miejscami jednak, na więk- 
szych lub mniejszych obszarach, rezona
s nosowy utrzymaJ po staremu 
swój wokaliczny charakter bez względu na to, jaka się spółgłoska znaj- 
duje po samogłosce nosowej 3). Język literacki podob
ie jak dialekt wiel- 


') Przedruk w książce: Szkice z dziejów rozwoju i kultury języka' polskiego. 
Lwów 1938, s. 46-63. 
2) A. Tomaszewski; Mowa ludu wielkopolskiego. Poznań 1934, s. 24. 
3) K. Nitsch, Dialekty języka polskiego, akademicka Gramatyka języka pol- 
skiego. Kraków 1923, s. 440. .
		

/064_0001.djvu

			JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2 


64- 


ko'polski i w tych samych co on warunka , a więc przed spólgloskami 
zwartymi i zwarto-szczelinowymi, zmieni ezonans nosowy w spólgloskę 
nosowfh nie naruszając pierwotnej .jego wokalicznej postaci przed spól- 
gloskami szczelinowymi. 
Zasadniczo jednakowe traktowanie rezonansu nosowego w dialekcie 
wielkopolskim i w języku literackim, co w różnych swoich pracach prof. 
K. Nitsch wielokrotnie podkreślał, w połączeniu z odkrytym niedawno fak- 
tem, że już w średniowieczu na wielkopolskim gruncie rezonans nosowy p:r.ze- 
ksztatcal się w spółgloskę nosową przed spółgloskami zwartymi i zwarto- 
szczelinowymi, skłoniło prof. Lehra-Splawińskiego do uznania tego zjawiska 
za dowód pochodzenia języka literackiego z Wielkopolski. "Zgodność wy- 
mowy literackiej [w roztrząsanej dziedzinie] 1) Z wymową gwarową wielko- 
. polską (w przeciwieństwie do gwar malopolskich) uważać trzeba za ważną 
wskazówkę, dowodzącą związku genetycznego, jaki lączy język literacki 
z obszarem gwarowym wielkopolskim» - oto jego w tej sprawie stano- 
wisko 2). Przypuszczalnie to przede wszystkim mial na myśli prof. Kle- 
mensiewicz, gdy napomykał osamogloskach nosowych przy opisanej wy- 
żej sposobności. 
Wiemy już, o co prawdopodobnie szło prof. Klemensiewiczowi w pierw- 
szym rzędzie. Zobaczmyż teraz, czy istotnie nie dająca się zaprzeczyć zbież- 
ność w traktowaniu rezonansu nosowego w dialekcie wielkopolskim i w ję- 
zyku literackim przemawia za wielkopolskością literackiej polszczyzny. Naj- 
{)gólniej wyraziłem co do tego wątpliwości już w sprawozdaniu pt. «Spory 
o pochodzenie polskiego języka Jiterackiego» (Przegląd Humanistyczny V, 
1930, s. 32{)-6). Przyznałem wówczas, że spostrzeżenie prof. Lehra-Spła- 
wińskiego, o czym była wyżej mOW;1, ma wielkie znaczenie dla historii 
	
			

/065_0001.djvu

			XXIX. 2 


JĘZYK POLSKI 


65 


nie zjawiska, ktÓrym się zajmujemy, gotów jest wszakże w literackim 
rozlożeniu samoglosek nosowych przed spółgloskami zwartymI i zwarto- 
.szczelinowymi w om, on, em, en itp. widzieć wplyw, ale tylko wplyw dia- 
lektu wielkopol!':kiego (1. c. 25). 
Przyjmijmy na chwilę, że stanowisko zajęte przez prof. Lehra-Spła
 
wińskiego i prof. Kuraszkiewicza w poruszanej sprawie jest słuszne, że 
zgodnie z ich twierdzeniem zjawisko rozszczepienia nosówek z Wielko- 
polski się wywodzi. Gdyby tak 'rzeczywjście bylo, należałoby oczekiwać, 
że uzewnętrznienie wymowy samoglosek nosowych w języku literackim 
będzie takie samo, jak w pisanych przez rdzennych Wielkopolan średnio- 
wiecznych dokumentach i rotach przysiąg sądowych. Znaczy to, że tak, 
. jak to w zasadzie oni czynili, inaczej powinni byśmy je w piśmie. wy- 
rażać przed spólgloskami zwartymi i zwarto-szczelinowymi, a inaczej 
przed spólgloskami szczelinowymi;...)Tę dwoistość wymawiania i oznacza- 
nia nosówek we wspomnianych zabytkach wielkopolskich unaoczniają do- 
skonale zestawienia ich pisowni, jakie znajdujemy w rozprawie pro£. Ku- 
ras.
kiewicza. Oczywista nie trzeba sobie wyobrażać, by ta dwoistość ozna- 
czania samoglosek nosowych od charak.teru następującej spólgloski zależna 
byla z calą konsekwencją przeprowadzona. Odchylenia od dających się 
wyraźnie dostrzec dwu sposobów grafiqznych używanych do utrwalenia 
w piśmie samoglosek nosowych, innego przed spólgłoskami zwartymi 
i zwarto-szczelinowymi, a innego przed spólgloskami szczelinowymi, wcale 
,są częste, nie do tego jednak stopnia, by w całości swojej pisownia nó- 
sówek sprawia la wrażenie chaosu, wobec którego żadnych wniosków na 
ich oznaczaniu nie można budować. 
Dla zobrazowania "tych dwu sposobów pisania nosówek wybieram. 
po kilka odpowiednich przykladów z rozprawy prof. Kuraszkiewicza, 
ukIadając je w dwie kolumny, z których pierwsza przedstawia nosówki 
przed spólgloskami zwartymi i zwarto-szczelinowymi, druga zaś przed 
spóigłoskami szczelinowymi: 
1'ambil trąbił' 
tampicz 'tępić' 
poczantkem 'początkiem' 
dzesszancz 'dziesięć' 
lanka 'ląka' 
- przisangl 'przysiągł' 
szOr/mti 'święty' 
sZr/Jndal 'żądał' 
przii;ncz 'przyjąC' itd. 


węzal 'wiązał' 
częsty 'częsty' 
męsz i masz 'mąż' 
częscz i czascz 'część' 
Swachna 'Święchna' itd. 


W przeciwieństwie do pisarzy wielkopolskich pisarze małopolscy 
i mazowieccy zgodnie z wlasną' wymową nosówek te same dla nich sto- 
5
		

/066_0001.djvu

			66 


JĘZYK )OLSKI 
" . . 
sowali znaki w każdym położeniu. Zestawienia prof. Kuraszkiewicza do- 
wodnie () tym pouczają. 
, W języku literackim oznaczamy samog!oski nosowe wszędzie jedna- 
kowo, choć je dziś różnie wymawiamy. Jeżeli dzisiejsza ich literacka' wy- 
mowa - jak zaklada prof. Lehr-Spławiński - jest odwieczna, jeżeli 
. 
jak tenże sam uczony utrzymuje - stoi ona w genetycznym związku 
z dialektem wielkopolskim, skądże się wziął w takim razie jednaki w każ- 
dym wypadku znak dla ich wyrażenia w piśmie. Odpowiedź na to nasu- 
wające się samo przez się pytanie zwięzłą i dobitną daje prof. Nitsch 
w następujących słowach: «Piszemy strzęp, kąt, żądza... dlatego, że tak 
się wymawiało przy pierwszym zasadniczym ustalaniu naszej ortografii 
w ",:. XV czy X V 1. 'Wtedy byla to więc pisownia fonetyczna, dziś jest histo- 
ryczna, tradycyjna...» 1). 'Godzę się w całej rozciągłości z tym ujęciem sprawy. 
Dane historycznojęzykowe w calej rozciągłości jego słuszność popierają. 
Spróbujmy obecnie wejść głębiej w wypowiedź prof. Nitscha na 
temat pisowni samogłosek nosowych i szerzej ją zanalizować. Piszemy 
strzęp, kąt, żądza (a nie strzemp, kont, żondza), ponieważ - powtarzam za 
prof. Nitschem - «tak się wymaw:iało przy pierwszym zasadniczym u
ta- 
laniu naszej 0rtografii». To «tak» znaczy: czysto nosoWO w każdym po- 
łożeniu. A więc w średniowiecznym polskim środowisku odczuwającym 
potrzebę słowa pisanego i strawy duchowej ówczesnemu człowiekowi wy- 
starczającej (kazania, Pismo święte, żywoty świętych itp.) wymawiano 
samogłos
ę nosową, jak dlugo tylko jedna samogloska nosowa w języku 
polskim istniala, zawsze wokalicznie i dlatego oznaczano ją zrazu zawsze 
tym samym znakiem (<>, 16, ą, a itd.); później, gdy się dwie nosówki rozwi- 
. nęły, oznaczano je dwoma literami, mianowicie ą albo ę, znowuż nie. za - 
leżnie od charakteru następującej spółgloski. Wymawiano zaś samogłoski 
nosowe czysto nosowo przed każdą spółgłoską na Mazowszu i w Mało- 
polsce. Z tych dwu dzielnic przy tworzeniu zrębów naszej kultury du- 
chowej, piśmiennictwa w języku narodowym i dialektu kulturahiego, 
z którego następnie nasz język literacki powstał, przemożną rol
 ode- 
grała w średniowieczu i w w. XVI Malopolska. Na jej terenie leżał Kra- 
ków stanowiący w owych czasach ośrodek polskiego życia umysłowego 
naj przedniej szy. Toteż z dialektu jego okolic szeroko pojętych wyrosło 
narzecze kulturalne i język literacki. Język tej części Polski jest fundamentem 
zasobów gramatycznych i słownikowych zarówno jednego, jak drugięgo sta- 
dium rozwojowego języka ogólnopolskiego w jego mówionej i pisanej postaci. ' 
Pisownia samogłosek nosowych z wynikającymi z niej wnioskami natury 
fonetycznej także na Małopolskę wskazuje jako .na jego kolebkę. 
W samogloskach nosowych języka literackiego stosunkowo wcześnie 
wyodrębnił się rezonans nosowy przed spólg1o.skami zwartymi i zwarto- 


XXIX. 2 


1) Pisownia polska. Lwów, Książnica-Atlas, 1936, s. 6.
		

/067_0001.djvu

			XXIX. 2 


JĘZYK POLSKI 


67 


szczelinowymi w spółgłoskę mllib n. Dokonało się to - są po temu' nie- 
jakie poszlaki - może już w w. XVI, bez współdziałania dialektu wielko- 
polskiego, w wyniku samodzielnego, niezawisłego rozwoju. Zgodność, jaka 
w tej mi
rze zachodzi między językiem literackim a dialektem wielko- 
polskim, bynajmniej. nie świadczy, jakoby z Wielkopol
ki wyniósł język 
literacki tę właściwość. Pod względem chronologicznym nie idzie w parze, 
wielkppolskie rozszczepienie nosówek na samogłoskę ustną i spółgłoskę 
nOS9wą przed następuj ącymi spółgloskami zwartymi i zwarto-szczelino- 
wymi z analogicznym zjawiskiem w języku literackim obserwowanym. 
Nie ma więc i w tym zakresie związku genetycznego między literacką 
. . '-. 
polszczyzną a dialektem wielkopolskim. 
N a zakończenie wspomnieć się godzi, że pisząc ę na końcu wyra- 
Zó.w, zaś ą i ę przed spółgłoskami l oraz ł, jakkolwiek w tych położe- 
niach dzisiaj nosówek nie wymawiamy, czynimy to tradycyjnie, bo i tutaj 
były ongiś nosowo nosówki wymawiane, jeszcze "przy pierwszym zasad- 
niczym ustalaniu naszej ortografii» 1). .J ednym słowem, rzecz ujmując 
w całość, «przy pierwszym zasadniczym ustalaniu naszej ortografii» 
wszędzie, w każdej pozycji wokalicznie brzmialy samogloski nosowe 
w dialekcie kulturalnym, który powoli do godności języka literackiego 
doszedł. 
I jeszcze jedn-o. Biorąc pochop z napomknięcia prof. Klemensiewicza 
o samogłoskach nosowych jako argumencie mającym pr.zemawiać za wiel- 
kopolskim pochodzeniem języka literackiego, rozpisałem się o rezonansie 
nosowym. Ale prof. Klemensiewicz mógł ostatecznie mieć na myśli także 
wartość ustną samogłosek nosowych w języku literackim, bo i w niej 
chciano widzieć odblask wielkopolskiego początku literackiej polszczyzny. 
By więc i wobec tej ewentualności zająć stanowisko, by z ograniczenia 
się w tym artykule do rezonansu nosowego przypadkiem się nie wyda- 
wało, że wartość ustną samogłosek nosowych z tej czy innej przyczyny 
wolę przemilczeć, zaznaczam, iż moim zdaniem świadczy ona w tym sa- 
mym stopniu za wielkopolskim, co) za małopolskim pochodzeniem języka 
literackiego. Czyli przeciwnie, aniżeli zjawisko rezonansu nosowego, nie 
może ona być brana pod uwagę w roztrząsaniach zmierzających do wy- 
jaśnienia, gdzie, no i kiedy zrodził się polski język literacki, względnie 
wcześniejsze jego stadium: narzecze kulturalne. Dla tych dociekań sprawa 
wartości ustnej samogłosek nosowych nie ma żadnego znaczfJnia 2 ). 
Witold Taszycki. 


') K. Nitsch, 1. c. 6. 
0) Nie chcąc na razie ,wchodzić w szczegóły, nadmieniam, że patrzę ńa to zagad- 
nienie w zasadzie podobnie jak prof. Szober 1. c. 8-14. W przyszłości postaram się 
pogląd prof. Szobera i swój wlasny dokładnie uzasadnić. 


5.
		

/068_0001.djvu

			68 


JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2 


Uwaga do artykułu prof. Taszyckiego 


Skoro prof. Taszyckijedno moje zdanie,które jako wypowiedziane w kró- 
ciutkim 
s
ępie do praktyczn
 orto
rafii nie 
oglo wcho
zi
 w szczególy, 
uznal za Jeden z walnych arl
mentow w zawIlym zagadmemu naukowym, 
muszę rzecz cboć w kilku slowach wyjaśnić. 
. Zwracam uwagę, że to 
pierwsze zasadnicze ustalanie (nie ustąlenie) 
naszej ortografii» umieścilem już w XV wieku, czyli epoce, gdy nąwet 
w Wielkopolsce nosówki przed zwartymi i zwarto-szczelinowymi dopiero 
się zaczynaly rozszczepiać; bq że to rozszczepienie nie bylo \odwieczne», jak 
wedlug Taszyckiego zaklada Lehr-Splawiński, tego dowodzi nie tylko gra- 
matyka porównawcza, ale i fakty' filologiczne, jak Kazania gnieźnieIlskie 
czy wielkopolskie roty sądowe z kOllca XIV wieku ze swą pisownią za- 
równo czt)sto jak sVt)ty 'święty'. To bylo 
 pierwsze ,ustalenie samogloski 
nosowej jako glos ki, występujące czasem jeszcze w najpierwszych' drukach 
(Powieść o papieżu Urbanie z r. 1514). Gdy w niej zaczęto odróżniać dwie 
głoski, szlo najpierw tylko o dwie barwy samogloskowe: ę (4) i Q (4), nie 
o różną nosowość, czego śladem są choćby roty poznańskie z r. 1397 ze 
swymi bt)dze (dziś bendzie) obok chanszebno ('chąziebną, gdzie w wymowie 
przed ż nigdy n nie bylo). Tradycja jednego znaku utrzymala się nawet, 
gdy w Wielkopolsce i w języku kulturalnym ustalil się już w wymowie 
rozdzial: świenty
częsty, bo fonologiczna identyczność trwala dalej: świento- 
świont mialo nadal tę samą alternację, co część-cząstka,mięso-miąs, a nie 
jakąś świento-*świent, jakby bylo, gdyby tu poczuwano samogloskę e, jak 
w chleba-chleb. To ta konstrukcyjna identyczność odpowiedniej pary' 
glosek, niezależnie od polożenia przed zwartą czy szczelinową, byla obok 
tradycji przyczyną utrzymania się jednolitych (nie złożonych) znaków; 
fonologia, nie fonetyka. 
Inna rzecz, że ją mogla podtrzymać malopolska i mazowiecka nie- 
rozlożona wymowa nosówek. Ale bardzo jestem ciekaw dowodów twier- 
dzenia, że' ol!lawiane rozszczepienie rozwinęlo się w języku literackim 
niezależnie od wyinowy wielkopolskiej. Jakże się to mialo stao? Dlaczego 
by kulturalni Malopolanie mieli zmieniać nierozlożoną wymowę" swych 
okolic, i to zmieniać ją, przypadkiem, na taką, jaka już panowala w Wiel- 
kopolsce? Natomiast latwo się zgodzić na zdanie Van Wijka, że się to 
stalo p od w p l y we m Wielkopolski, ty'lko że takie ujęcie to już blisko 
uznania wielkopolskich początków dialektu kulturalnego. 
Jest to wplyw narzecza wielkopolskiego nie tylko na dialekt kul- 
turalny, ale też na ludowy dialekt malopolski. Jakem o tym już pisał 
(Z historii narzecza malopolskiego, Symbolae in honorem J oannis Roz- 
wadowski,-II, 1928), nosówki wielkopolskie szerzyly się na wschód, ku 
Sandomierzowi, z większą deformacją, bo z zatratą nosowości, a na pd.-
		

/069_0001.djvu

			JĘZYK POLSKI 


69 


XXIX. 2 


wschód w czystej ,swej postaci, niedaleko jednak poza Kraków zaszedłszy; 
już w Lubomierzu na pd. od Bochni mamy pierwotne samogłoski nosowe 
we wszystkich położeniach: zęby, gęsi, widzę, bez wielkopolskiego noso- 
wego rozkładu i .bez tamtejszego zwężania ę ku, Y-; na pn. od Bochni już 
pn.-małopolski brak nosowości (Zo.p, zeby), na pn.-zachód od Lubomierza 
wielkopolskie zymby; a od Lubomierza na pd.-wschód już ten pierwotny 
typ małopolski, zachowany najlepiej w sądeckiej wymowie jJ&,ta, własną 
małopolską drogą rozwij
jący się w limanowskie jednonosówkowe, a wreszcie 
zdenazalizowane t/ata, za p, zaby. (Jak mi tuż przed wojną pokazywał śp: Wła- 
dyslaw Semkowicz na swoich mapach, uwzględniających dawne warunki fizjo- 
graficzne, Kraków, Sandomierz i Sącz to były 3 pierwotne centra zaludnienia 
Małopolski; dialektologia pokazuje, że z nich tylko najdalsza ziemia są- 
decka nie uległa wpływowi wielkopolskiemu. I nie ma to być dialekto- 
logia historyczna ?). 
Jeszcze jedna z tym łączy się sprawa. Jak wykazałem w artykule 
«Przejście -ttk- W -'lIk- w związku z genezą polskiego języka literackiego» 
(Biuletyn Polskiego Towarzystwa Językoznawczego, IV, 1934, z mapką), 
typ pańe'llka, jJa'IJka, powstały tam, gdzie istniało 'li, jak w wielkopolskich 
mO'llka, re'llka, posunął się też daleko ku Sandomierzowi (gdzie jednak nie 
zwyciężył nad mazowieckim wpływem na tamte okolice) i opanował oko- 
lice Krakowa wraz z jego klasą kulturalną, ale nie posunął się dalej, nie 
ma go już np. w Lubomierzu. 
Ale i to jeszcze nie wszystko: nie można mówić o samej tylko no- 
sowej wartości samogłosek nosowych nie przyjrzawszy się ich wartości 
ustnej, ściśle się łączącej z nosową. Prof. Taszycki mówi wprawdzie, że 
nie chce tej strony przemilczać, ale cóż z tego, kiedy wypowiada 
tylko swą gołą opinię, nie dając żadnego argumentu. Sprawa zaś 
jest poważna. Jak wynika z przyjrzenia się polskim gwarom, przed zwar- 
tymi czystą samogłoską nosową bywa tylko ą, podczas gdy przy wymo- 
wie wyższej powstaje tu zaraz wyodrębnienie nosowości: zasadniczymi 
typami są ząby i zymby, właściwe ę stoi na p
graniczu, zależy od tego, 
czy się chyli ku &, czy ku y,. I to jest w zgodzie z ogólnie znanym fak- 
tem fonetycznym, że czysta nosowość łączy się łatwo z samogłoskami 
szerokimi, t'rudno z wąskimi; żeby nie powtarzać powszechnie znanych 
przykładów romallskich, jak przejście vin w vę a dent w dą, przypomnę 
przejście pol. inszy w jęszy, pd.-śląskie powiedzenie: z gujJi śe ńe dogodo, 
a ze smarkatę śe ńe' naiy, itp. Na tym tle trudno przypuścić, żeby pod- 
stawowe małopolskie ąT bez zmiany, wartości ustnej przeszło waNT, 
natomiast łatwo, że za nie przejęto wielkopolskie gNT z jego wymową 
tak nosową, jak i ustną. 
W
eszcie nie można zapominać, że środkowa Wielkopolska jest na 
całym pierwotnym obszarze Polski jedyną krainą, w której dziś me ma
		

/070_0001.djvu

			70 


JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2 


""id!'{
 


śladów dawniejszej wymowy ą; nie wchodzą przecie w grę kresowe oko- 
lice poł
dniowego Śląska, Podhala, dalszego Mazowsza itp. Skoro więc 
ze wszystkich dawniejszych centrów Wielkopolska jest tą, w której naj- 
pierw powstała wymowa ę (inna rzecz samo zjawisko, niezwykle ciekawe), 
to czy można bez gruntownego rozprawienia się z tym faktem odmawiać 
tamtejszego pochodzenia dialektu kulturalnego? Można piać hymny na 
cześć wysokiej XIV-i XV-wiecznej kultury Małopolski i Krakowa, można 
nieje
no powiedzieć za małopolskim powstaniem j ę z Y k a l i t e r a c k i e g o, 
ale musi się przyjąć, że ci kulturalni Małopolanie już poprzednio uznali swą 
codzienną mowę typu w ząbak (nosowe a, nie (J) za gorszą, a za ogólnie polski 
d i a l e k t k u l t u r a l n y wymowę wielkopolską z jej typem w zębach. 
K. Nitsch. 


Zjawisko leksykalizacji na wybranych przykładach 
z «Pana Tadeusza» 
Należałoby zacząć od wyjaśnienia terminu «leksykalizacja». Leksy- 
kalny to tyle, co słownikowy, pozycja leksykaląa to tyle, co pozycja 
słownikowa. Leksykalizacja znaczyloby więc «usłÓwnikowianie się., pro- 
ściej: stawanie się pozycją słownikową J). Tu wyraźnie widać, że w ip.tencji 
terminu leży uchwycenie pewnego ,procesu, pewnej czynności, pewnego 
stawania się językowego. Uprzedzając fakty można by zaznaczyć, że bę- 
dzie tu chodziło o pewne procesy z pogranicza słowotwórczo-znaczenio- 
wego 2 ), procesy dotyczące kOllcowej fazy przemian słowotwórczo-znacze- 
niowych. «... ostatecznym stadium, do jakiego może dojść nazwa pierwot- 
nie zależnie dwuczłonowa jest lliezależna, a b s o l u t n i e j e d n o l i t a, 
syntetyczna forma» i dalej «tak samo rozwijają się i nazwy pier- 
wotnie niezależnie dwuczłonowe: każda taka nazwa z biegiem czasu staje, 
się absolutnie j e d n o l i t Y m, s Y n t e t y c z n y m w y k la d n i k i e m, a od- 
bywa się to albo przez wchłonięcie cechy utożsamiającej albo przez 
powolne zrastanie się obu, części' wyrazu i ścieranie się drugiejodpowia- 
dającej utożsamieniu 3)>>. Tyle Rozwadowski. Slowa te można by odnieść 
do omawianego zagadnienia Jeksykalizacji. . 
Zagadnieniem tym szczegółowiej zajmował się prof. Doroszewski, 
który za' końcową chronologicznie fazę przemian słowotwórczych uważa 
. ' 


1) Termiri «pozycja słownikowa» będzie tu dotyczył pewnych faktów słowo- 
twórczych, jego właściwe znaczenie wyjaśni się dopiero w' dalszych rozważaniach. 
aj Obie te dziedziny ściśle się łączą w niero7-erwalną całoś6: "Wortbildungs- 
und Bedeutungsvorgange bilden eine vollstandige in ihrem gegenscitigen Verhaltnis 
klare Einheit. (J. Rozwadowski, \Vortbtldung und Wortbedeutung. str 51) «Bez 
opracowań słowotwórczych nie ma uporządkowanej semantyki. (W. Doroszewski, 
Studium języka a studium literatury, LóH 1939, Prace, Polonistyczne, seria III). 
3J J. Rozwadowski, Semazjologia, Lwów 1905, str. 89.
		

/071_0001.djvu

			XXIX. 2 


JĘZYK POLSKI 


71 


leksykalizację, będącą przejawem zamierania wyrazistości strukturalnej wy- 
razów. Żywa formacja slowotwórcza uprawnia wedlug niego do wielora- 
kichkonkretyzacji realnoznaczeniowych. Mnogość znaczeń znajdując opar- 
{;ie w podstawowym stosunku formantu do tematu jest tylko dowodem 
zachowanej jeszcze żywotności słowotwórczej wyrazu. 
Zamieranie wyrazistości strukturainej, ży
otności słowotwórczej 
wyrazów przejawia się w niezdolności do ogarniania nowych pokładów 
znaczeniowych, w zwężaniu dotychczasowych, aż do ostatecznego usta- 
lenia na jednej z realnoznaczeniowych konkretyzacji. W ten sposób pier- 
wotnie żywa formacja śtaje się' jednolitym znakiem pewnej treści realno- 
znaczeniowej, staje' się wyrazem zrozumiałym nie dzięki wyrazistości 
swei budowy, ale tylko pod odpowiednim hasłem słownikowym podają- 
{;ym jego zpaczenie, czyli staje się li tylko pozycją słownikową, l e k s y- 
k a l i z u j e s i ę 1). 
Leksykalizacja - to wiecznie działający proces językowy. Obserwacja 
wszelkich pl'ocesów językowych możliwa jest jedynie w jakiejś perspek- 
tywie czasowej czy przestrzennej. Sto z górą lat dzielących nas od pow- 
stal.\ia Pana Tadeusza stanowi na płaszczyźnie językC\wej perspektywę 
niemal że niedostrzegalną. Mimo to w dziedzinie slowotwórczo-znacze- 
niowej daje się i na tym niewielkim odcinku czasowym zaobserwować 
pewne przemiany. 
Zgrupowane poniżej przykłady, wyjęte z Pana Tadeusza, mają po- 
służyć za ilustrację omawianego zagadnienia leksykalizacji. Praca języ- 
kowa polega na zestawieniu, zgrupowaniu i klasyfikacji form odbiegają- 
{;ych od dzisiejszych zwyczajów językowych. W dziale leksykalizacji 
znajdą się wi
c formy całkowicie lub częściowo nie zleksykalizowane, 
a pozostające w sprzeczności, w kontraście z formami dziś miłkowicie 
lub częściowo zleksykalizowanymi. 'Wynika z tego, że material Pana Ta- 
deusza posłuży tu jako tło uwydatniające prawdziwą barwę pewnych wspól-. 
()ze
nych nam form, czyli inaczej: material Pana Tadeusza pozwoli na 
zrekonstruowanie wcześniejszej fazy znaczeniowej pewnych wspólczesnych 
nam form. 
Reprezentatywną ilustracją zjawiska leksykalizacji na terenie Pana 
Tadeusza jest owa sławna Zosina bielizna: "Po&rodku szla dziewczyna 
w bieliznę ubrana, W majowej zieloności tonąc po kolana» II, 431. W tym 
kontekście użyty wyraz bielizna świadczy o całkowicie jeszcze zachowa- 
nej żywotności formacji slowotwórczej: bielizna 'to, co jest biaIe', w tym 
wypadku ubranie biale, obok innych możliwych. Popatrzmy do słowników. 
W. Slowniku warszawskim czytamy o bieliźnie w drzewie, pod wierzchnią 


') iN. Doroszewski, Kilka uwag o semantyce, Biuletyn P. T. J., 1931, zesz. 3, 
str. 112: - Tenże, Kategorie słowotwórcze, Spraw. PAU 194-5, str. 46. . 
. ,
		

/072_0001.djvu

			72 


J Fł

1P POLSKI 


XXIX. 2 


skórą, o bialych rybkach zwanych bielizną itd. Dziś już obserwujemy 
całkowitą leksykalizację wyrazu, skoro słyszymy o kolorowej bieliźnie. 
Wyraz stal się jednolitym. znakiem pewnej treści realnoznaczeniowej. 
Inny przykład: sklep, wyraz powstały w wyniku derywacji wstecz- 
nej od czasownika sklepiać (tzw. formacja postwerbalna;. Struktura wyrazu 
upoważnia do mnogości konkretyzacji realnoznaczeniowych. Pod sklepem 
może się mieścić wszystko to, co jest w jakiś sposób sklepione. 'V Panu 
Tadeuszu czytamy w jednym miejscu o sklepie z liści i galęzi: «Wicher 
kędyś nad sklepem szalał nieruchomym» IV, 53, zaś w innym o sklepionej 
piwnicy: «Kazał sobie trzy podać od kontuszów pasy, Na nich ze sklepu 
karczmy beczki wydobywa» VII, 532. VV słownikach znalazłoby się jeszcze 
wiele innych znaczeń sklepów (sklepiki = komórki w mózgu, słownik Lin- 
dego itd.). Dziś prawie wyłącznie. mówimy o sklepach galanteryjnych, 
przydzialowych, spóldzielczych, rozdzieiczych i innych l). 
Może na drodze do leksykalizaQji znajduje się dziś wyraz mieszkanie. 
Jeszcze za czasów Skargi formacja ta posiadala całkowicie wyrazisty, 
silny charakter czynnościowy: «nie chcę między małżeństwem zlego mie- 
szkania być okazją» Skarga (Linde). W tekście Pana Tadeusza przeja- 
wiają się pewne jeszcze refleksy czynnościowego charakteru mieszkania 
'faktu, że się mieszka, czynności mieszkania': «W jednej z izb pustych obrał 
mieszkanie dla siebie» II, 181. «W tej komnacie mieszkanie kobiece» I, 
76. Dziś JUż formacja wyraźnie się skonkretyzowala w nomen loci i prze- 
jawia już pewne tendencje do leksykalizacji w wypadku, gdy mówimy 
np. «mieszkanie, któreśmy po panu X odzied.ziczyli,. bylo przez długi .czas 
niezamieszkale», albo «to mieszkanie przeznaczone jest na biuro handlowe»2). 
Nieraz zabójstwem dla przejrzystości slowotwórczej wyrazu staje 
się użycie go w funkcji przenośnej; przeważnie wtedy ginię jego zna- 
czenie konkretne, stosunek, nowego, przenośnego znaczenia do budowy 
wyrazu staje się niezrozumiały, w konsekwencji budowa traci na wyra- 
zistości, wyraz się leksykalizuje. Fakt ten daje się prześledzić na całym 
szeregu przykładow z Pana Tadeusza, gdzie wyraz występuje jeszcze 
w formie nie zleksy kalizową.nej. 
«Jak szczupak, gdy mu oścień skroś piersi przekole, Pluska się 
l nurtuje» V, 238. Dziś tylko myśli przykre nztrtz
ją nasze umysly. 
'«Fortuny szczodroty Objaśniają wrodzone wdzięki i przymioty» I, 
406. Dziś, objaśniając trudny tekst łaciński, nie zdajemy sobie sprawy 
z tego, że czynimy go jasnym i przez to nigdy byśmy nie powiedzieli: 
«objaśnianie ulic miasta» (cytata u Lindego z Pam. Polit. Hist.). 


, 
') Przynajmniej tak na Mazowszu i w Małopolsce. W \Vielkopolsce Wilnie 
trzymał się do ostatnich czasów sklep w znaczeniu 'piwnicy' 
J) O mieszkaniu w nowym znaczeniu p. niżej artykulik na str, 75.
		

/073_0001.djvu

			XXIX. 2 


JĘZYK POLSKI 


73- 


"Posażna [mowa o Wojszczance], bo oprócz swej . dziedzicznej wioski 
Sumką z daru Sędziego powiększała wnioski» XI, 672. Dziś wnioski to to, co 
wnosimy z rozumowania, tu wnioskiem jest wieś, jaką wnosi Wojszczanka 
swemu przyszłemu mężowi. 
Proces leksykalizacji bardzo wyraziście uwydatnia się na materiale 
przymiotnikowym. 'Wydaje sięl że w ramach kategorii slowotwórczyc4 
prof. Doroszewskiego opracowanych na materiale rzeczownikowym da 
się pomieścić i fonnacje przymiotnikowe. Weżmy dla pr.zykładu przy- 
miotniki odrzeczownikowe typu cud-ny (typ analogiczny do formacji odrze- 
czownikowych typu: wiatr-ak); nie zatarta wyrazistość strukturalna tego typu 
przymiotników upoważnia do szerokiej stosowalności realnoznaczeniowej. 
Cudny: c Ja też powiem \Vasżeci rzecz, choć nie tak cudną Jak ów 
omen l a przecież do pojęcia trudną» XI, 382. Tu przymiotnik cZldny wy- , 
stępuje w znaczeniu bliższym strukturalnego, etymologicznego, w zna- 
czeniu bardziej opartym na związku z pniem cud. 'fu cudny - to dziwnYt 
nadzwyczajny, a właśnie cud jest dziwem, nadzwyczajnością. Taka for- 
macja przymiotnikowa od pnia cudo, oznaczającego jakieś zjawisko wy- 
.chodzące ponad naturalny porządek, może się rozwijać znaczeniowo w róż- 
nych kierunkach, może oznaczać jakąś cechę w dawce ponadnormalnej, 
a więc coś bardzo pięknego staje się cudnym: «Piękną byłaś śpiącal lecz 
teraz cudną illi się zdajesz» Niemcewicz. Ooś bardzo miłego staje się 
cudnym: «drzewo oczom cudne, a ku wejrzeniu rozkoszne» Leopolita. 
Bardzo grzeczny staje się cudnym: «Milczeć młodemu cudniej niźli wiele 
gadać» (Knapski, przykłady ze słownika Lindegob 
Inny przykład, owocny: «Był sad. Drzewa owocne zasadzone w rzędy» 
II, 403. Formacja dziś używana w funkcji przenośnej, a konkretną, po- 
sesywną funkcję przejął sufiks -owy. Dawniej było inaczej: «Owocny 
sklad» (Knapski). «Owocne i kuchenne ogrody'; (Świtkowski). «Drzewa 
owocne» (Troc). Materiał ze Słownika warszawskiego. 
,Jeszcze inny przykład, zalotny: "Niech się inaczej spór nasz zalotny 
rozstrzygnie
 X, 362. Dziś mówiąc o zalotnej dziewczynie o wiele bar- 
dziej utraciliśmy kontakt z właściwymi zalotami, niż w zacytowanym 
przykladzie. Tu w funkcji strukturalnej tyle samo, co dotyczący zalotów. 
Dziś obserwujemy już całkowitą niemal leksykalizację wyrazu. Mówiąc 
o zalotnej dziewczynie myślimy o pewnej 
kreślonej cesze kokieterii, 
pustoty itp., a bardzo mało, lub wcale o właściwych zalotach. 
Wreszcie ostatni przykład tego typu formacji przymiotnikowych: 
światły. «Aż rozlśniło się jako krysztal przezroczyste [mowa o SłOlicu t g 
Potem jak brylant śWJatle» XI, 179, «kilka puklów światłychl.rozwitych 
warkoczy» II, 437, «,Już ten wzrok jako księżyc światły, a bez ciepła» 
V, 394. Dziś mówimy o światłych ludziach, a nie o światłych warkoczach. 
Przyklad ten wydałoby się, że świadczy o niezwykle -silnym wyczuciu
		

/074_0001.djvu

			74 


JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2 


językowym i poetyckiej oryginalnoś
i. Wystarczy zajrzeć do słowników, 
aby się przekonać, że wyraz światły dziś dopiero na tyle się zleksykali- 
zowal, że nie pozwala na użycie g;

i'Jf'Powyższych funkcjach: «światła mąka». 
«Mąż stanął przede mną w ubiorze światłym» (Budny). Przykłady z Lindego. 
,Reasumując: formacje tego typu w okresie wyrazistości struktural- 
nej oznaczają przynależność do pnia, pochodzenie od pnia, posiadanie 
pnia itp. Nie daloby się tu wyczerpać wszystkich ,możliwości związków 
formacji z pniem, po prostu jest to typ formacji w jakimś bliskim sto- 
sunku z pniem pozostających, dających się zastąpić takim czy inny
 
zwrotem: zalotny 'dotyczący zalotów', cudny 'nadzwyczajny, coś z cudem 
mający wspólnego', owocny 'posiadający owoce, owocujący'. 
Stopniowe zlewanie się pnia z sufiksem doprowadza do wytworzenia 
,swoistej cechy. Wyraz przestaje służyć na każde zawołanie, staje się 
jednolitym znakiem jakiejś specyficznej cechy, leksykalizuje się: zalotny 
	
			

/075_0001.djvu

			XXIX. 2 


JĘZYK POLSKI 


75 


użyciu tego przymiotnika przejaw wielkiej subtelności językowej twórcy. 
A wtedy: "Konew bezdenna nic w sobie zatrzymać nie może» (Linde). 
.T ednak z tego jednego przykladu trudno wiedzieć, czy za c
asów Mic- 
kiewicza wyraz byl jeszcze nie zleksykalizowany, czy też poeta wtórnie 
powolał go do życia. Mimo to w większości wypadków poprawna analiza 
językowa pozwala wyśledzić prawdziwą barwę użytych przez autora form. 
11/aria Brodowska. 


Mieszkanie, izba 


\Varto zaznaczyć, że gwarowo mie..z- 
kanie oznacza jedną izbę. Tak np. na )fa- 
zowszu pod Ciechanowem toczy się roz- 
prawa sądowa. «1. świadek: Byuo owa 
mnięskania... 2. świadek: tam nie byuo 
dwa mnięskania, tyjko jedno. Oskarżony
.. 
Tam byuo dwa mnięskania, bo my niędzy 
siebie p6'dzielili. 2. świadek: \V kuntrak- 
.cie stoi,;prose wysokego sądu, co je tyjko 
jedno rrinięskanie.. (p. w moim Wyborze 
polskich tekstów gwarowych nr 228). 
Oczywiście w kontrakci!, było o jednym 
mieszkaniu, widocznie dwuizbowym, ale 
dla potrzeb i w pojęciu dworskich pa- 
robków były dwie przestrzenie do oddziel- 
nego pomieszczenia się. Tak samo u sa- 
modzielnych chlopów pod Tarnobrzegiem. 
.Ale. nie tylko na wsi. Coś podobnego 
uwidoczniło się na początku tego roku 
i w mieście przy ustalaniu stosunków 
mieszkaniowych według nowych przepi- 
sów. W krakowskim magistracie byłem 
dwa razy świadkiem nieporozumień mię- 
dzy urzędnikami li stronami, nieinteligenc- 
kimi: nie można było dojść do. ładu, czy 
strona mówi o trzech mieszkaniach 'kom- 
pletach mieszkaniowych, złożony
h z pew- 
nej ilości pokoi, kuchni itd.', czy wobrę- 
bie jedn!'go mieszkania o trzech izbach, 
rozdzielonycb między niezależne partie. 
Mieszkanie to był odpowiednik izby. Ale 
w dzisiejszej powojennej biedzie mieszka- 
niowej także inteligent może powiedzieć: 
«no, przecie zdobyłem mieszkanie>, w zna- 
czeniu jednego ale «własnego> pokoju. 
Że takie było pierwsze skonkretyzo- 
wanie tego wyrazu jako nomen loci, wi- 
dać z Pamiętników z życia Ewy Fe1iń- 
ski ej (Wilno 1856, III 334,), opisujących 


tu «eksdywizję> lla Litwie w r. 1811: 
. \Vsz.ystkie mieszkania jakie tylko były 
we dworze pod różnemi nazwami zostały 
zajęte, a komu się dostała stancyjka 
musiał zaraz przyjmować kolegów ile 
się zmieściło.. Mybyśmy tu powiedzieli: 
«wszystkie pomieszczenia.. 
\V związku z tym jest zapytanie p. J. G. 
co do poprawności takich różnic: wg niego' 
w b. Kongresówce ubikacja to galic.yjeki 
ustęp 'wychodek', fi w b. Galicji to izba. 
Dziś ministerialne rozporządzenie miesz- 
kaniowe dzieli lokal na pokoje mieszkaltte 
i intte pomieszczenia, jak kuchnie, hole, 
przedpokoje, łazienki, klozety itp., ale 
przy podatkach bd lokali lub przy opła- 
tach za .elektryczność itp. izba'mi nazywa 
się pokoje mieszkalne i kuchnie. \V ten spo- 
sób izba zyskała niejako urzędowe określ(;j- 
nie, inne niż miała pierwotnie. gdy była sy- 
nonimem chlopskiej cha lupy (do dziś to 
nieraz na wsi) albo, w mieście, gdzie izba 
(lub stancja) to nie był kulturalniejszy po- 
kój, ale prymitywniejsze cpomieszczenie> 
mieszkalno-kuchenne. . 
Do dziś istniejący wychodek to stary 
wychód, np. u Kochanowskiego we Fra- 
szkach: .Szeląg dam od wychodu, nie 
zjem jeno jaje, Drożej s... niźli jadam; 
złe to obyczaje>. Nowoczesny język 'to- 
warzyski nawet to zdrobnienie uznal za 
nieprzyjemne, uciekał się więc do ustępu, 
ubikacji i innych, aż ,stanął na klozecie 
(choćby nie wodnym), co oczywiście też 
się wydaje pojęciem-wyrazem niesalono- 
wym i wywołuje różne opisania lub choć- 
by skróty, np. nięodmienne klo. 
Ale czy ubikacja przez to zginie? 
K.N.
		

/076_0001.djvu

			76 


JĘZYK P	
			

/077_0001.djvu

			XXIX, 2 


JĘZYK POLSKI 


77 ' 


et plus buvable. Dziś 'qu'on peut boire': 
Ce vin n' est pas buvable. Zaprzecz.: im- 
buvable (od XVI w.): Le vin se l'end im- 
buvable. - Obok tego zadomowionego 
przymiotnika pojawia się inny derywat: 
potable (łac:potabililf), początkowo jako 
termin alchemiczny: or potable (XV _ 
XVI w.), potem 'bon a boire': De l'eau 
potable. W nżyciu współczesnym (La- 
rousse 1929) wyraz ten nabiera swoistego 
pobłażliwego zabarwienia 'znośny, moż- 
liwy (do picia)', 'non parfait, mais dont 
on peut se contenter': Vin potable, wkra- 
czając także do sfer literackiej metafory 
zawodowej jako vers potables 'znośne 
wiersze'. Charakterystyczne, że studenci 
polscy w Paryżu, obracając się w kręgu 
wyrażeń mangeable, buvable, potable, ura- 
biali żartobliwą makaroniczną formę pol- 
ską pijab(e (o winie), wymawianą pijlabl. 
W angielskim spotykamy tę samą co 
w polskim parę wyrazów, o wiele bardziej 
jednak rozbudowaną: Webster's Collegiate 
Dictionary (wyd. 5) zawiera n'aBtępujące 
szeregi: 
1. Legible (śrłac. legibilis) 1) Capable of 
being read or deciphered; plain 2) Easy 
to read. Zaprzeczony: illegible - not le- 
gible, obok: II. Readable I) Legible as 
handwriting 2) Easy to read, because m- 
teresting. Zaprzecz.: um'eadable. 
I. Edible (śrłac. edibilis) 1) Fi!' to be 
eaten as food, eatable, esculent. Użyte rze- 
czownikowo: Anything edible. Zaprzecz.: 
inedible, obok: II. Eatable 1) Capable of 
being 01' fit to be eaten. Użyte rzeczow- 
nikow.o: Something eatable, zwłaszcza 
w l. mn. eatables =things to eat. Zaprzecz.: 
uneatable. 
Mgr Olgierd W ojtasiewicz, od którego 
otrzymałam pominięte u Web stera zna- 
czeniaprzymiotników utteatable: 1) nie 
slużący do jedzenia, 2) niesmaczny, źle 
przyrządzony; unreadable 1) nie dający 
się odczytać, 2) nudny do czytania, uzu- 
pełnił pary inedible - uneatable, illegible- 
unreaclable ciekawą informacją, że jak- 
kolwiek obu szeregom naszych dwu wy- 
razów przysługują w zasadzie oba roz- 
szczepione znaczenia, to w praktyce ine- 


dible, illegible oznaczają 'nie służący do 
jedzenia', 'nie dający się odczytać', zaś 
uneatable, ttlzreadable rezerwują sobie 
nowy odcień znaczeniowy 'niesmaczny, 
źle przyrządzony', 'nudny do czytania'. 
Obserwujemy zatem w języku angiel- 
skim przymiotniki typu jadalny, czytel- 
ny, występujące w układzie podwojonym 
wskutek użycia rdzeni romal1sklch (ed-, 
leg-) i germańskich (eat-, read-), pJ:zy czym 
zróżnićowanie znaczeniowe od konkret- 
nego do przenośniowo - wartościującego 
rozkładać się zaczyna w formacjach za- 
przeczonych wedlug odmiennych szere- 
gów etymologiczny'
h. 
Przyklady z jęz. francuskiego i angiel- 
skiego ilustrują bal'azo przejrzyście, jak 
przy całej pozornej równoległości roz- 
szczepienia znaczeniowego naszej kate- 
gorii zjawisko przebiega w każdym języku 
z różnym natężeniem zarówno ilościowy
 
jak jakościowym. Żywość i produktyw- 
ność typu w zakresie pokrewnych skoja- 
rzeń (jedzenia, picia) w języku francuskim, 
specjalizacja i symetria formacyj w an- 
gielskim... A język polski? :Mam wraż
- 
nie, że w tym wypadku wybrał rolę .pta- 
ków niebieskich" i... zapożyczył się ze 
śpichrzów językowych literatury zachod- 
niej. Ta, sądzę, byłaby najbardziej praw- 
dopodobna przyczyna, że nowe znaczenie 
zwrotów mal'o czyteltty, ttieczytelny, ttie- 
jadalny zapuszcza u nas korzenie względ- 
nie późno, raczej w języku intelektualnym 
mówionym niż. w pisanym, utwierdza- 
jąc się, podobnie jak w językach zachod- 
nio-europejskich, przede wszystkim w for- 
mach zaprzeczonych i ograniczając 11 nas 
zakres posługiwania się nimi do określo- 
nych środowisk zawodowych - pracow- 
ników ;pióra - mających styczność ze 
słownictwem i piśmiennictwem Europy 
Zachodniej. 


A.Obrębska-Jablońska. 


Jak się szerzą nowe, przenośne znacze- 
nia czytelności, przykładem dwa na tej 
sameJ stronie 10 nru 16/17 (z 17-24 IV 49) 
Stolicy pomieszczone artykuły. B. Guer- 
quin pisze, że «w piwnicach zburzonego
		

/078_0001.djvu

			.78 


J
ZYK POLSKI 


XXIX. 2 


domu przy uJ. Nowomiejskiej nr 16 zna- 
lazły się w czytelttym stanie pozostałe 
fragmenty mostu gotyckiego., a 'VI. Tom- 
kiewicz o szczątkach fresków gotyckich, 
.dziś jeszcze trudnych do całkowitego 
odczytattia., a dalej: «Gdyby [ten fresk] 
był bardziej czytelny, chcielibyśmy w nim 
widzieć dzieło Lenza z Kitzingen. i -Do- 
piero żmudna praca konserwatorów ułatwi 


" nam możność należytego odczytattia i skla- 
syfikowania tej frapującej polichromii.. 
Przenośnie to najzupełniej normalne, czy- 
telny więc nie tylkó o języku, ale i o in- 
nych sposobach wypowiadania się zdo- 
bywa prawo obywatelstwa i utrzyma się 
pomimo rażących niezręczności, trafiają- 
cych się polującym na nowości drugo- 
rzędnym stylistom. K. N. 


o nazwach, nazwiskach i przezwiskach w Wąchocku 
(Świętokrzyskie) 


Stare miasteczko 'Wąchock leży w po- 
wiecie iłżeckim nad rzeką Kamienną na 
trakcie bitym i kolejowym, wiodącym 
z Sandomierza na północ. Siedziba nie- 
gdyś cystersów. w r. 1454 Wąchock 
uzyskał przywileje miejskie, ale nie zdołał 
się rozwinąć szerzej. Ludność, której dzi- 
siaj jest około 4.000, żyła 'głównie z rol- 
nictwa, później też z rzemios)a, przewozów 
i handlu, wreszcie z pracy w staracho- 
wickich zakładach przemysłowych oraz 
'w warsztatach kolejowych w Skarżysku- 
Kamiennej. 
Pod wpływem uprzemysłowienia zmie- 
niają się warunki i stosunki. Dlatego warto 
może zanotować pewne rzeczy z dziedziny 
języ kowej, bo za kilka czy kilkanaście 
lat inaczej już prawdopodobnie wszystko 
będzie wyglądało. 
Np. sama nazwa miejscowości. Że się 
nazwy na -sko i -sk 'wahały, wiemy 
z pracy St. Rosponda (Lud Słowiański, II 
'A, 1931, zwłaszcza s. 137 i 152-3). Wg 
niego postać Wąchock mamy w doku- 
mentach z lat 1218 do 1329 7 razy, Wą- 
chocko (typ szerzący się z \Vielkopolski) 
z lat 1354-1571 5 razy. To -cko utrzy- 
mało się u starych ludzi do 2. dziesiątka 
lat bieżącego wieku j dziś się już tego 
końc.owego '-o nie słyszy. 
Nazwiska ,w Wąchocku mają 'charakter 
typowo mieszczański, tzn. nie widzi się 
wśród starych rodów ttltejszych nazwisk 
pochodzenia szlacheckiego lub chłop- 
skiego. Są Wieczorscy, Kaczmarscy, Ka- , 
rykowscy, Naglowscy, Banaczkowscy, 


ŁyżwillSCY, G1'zywaczewscy, TVoskowicze 
Fiutowscy, Kowalscy, Zimkiewicz e, W 1'oń- 
scy, Rybiccy, Markiewicze, Marczewscy 
itp. 
Formy żeńskie nazwisk-kobiece i dziew- 
częce - a także formy chłopięce są dotąd 
w języku potocznym rozróżniane i prze- 
strzegane. A więc np. n ieczorski i Wie- 
czorska - to małżonkowie j ich córka- 
to 1Vieczo1'szczattka, a syn - Wieczo1'sz- 
czyk. Na żonę Zimkiewicza lubPawel- 
czyka nie można powiedzieć pani Zim- 
kiewicz lub pani Pawelczyk, w poczuciu 
tutejszego ogółu brzmiałoby to śmiesznie. 
Zimkiewicz, Pawełczyk-to może być tyl- 
ko mężczyzna, kobieta - Zimkiewiczowa, 
Pawelczykowa, dziewczyna albo bardziej 
urzędowo Zimkiewicz6wtta, Pawelczy- 
kówna, albo po prostu Zimkiewiczka, 
Pawełczyczka 1). Dziś urzędy w całej 
Polsce nie rozróżniają już w oficjalnych 
wystąpieniach przy nazwiskach, nie koń- 
czących się na ski i ck i, mężczy
y od 
kobiety. Za aktami urzędowymi zaś idzie 
prasa i szkoła oraz język ludzi miejskich, 
a dalej - miasteczka i wsie. 
Do niedawna występowało jeszcze zja- 
wisko zastępowania niektórych nazwisk 
imionami, zwłaszcza, gdy o tym samym 
nazwisku było kilka rodzin, a imię było 


1) Jeden z przybyszów z którejś wsi 
okolicznych nazywał się Kuźdup j żonę 
jego zwano Kuźdupowa, syna Kużdupek, 
córkę Kuźdupka. Zasada jest zasadą; 
w Wąchocku -ka było cechą nazwisk 
córek, nie żon.
		

/079_0001.djvu

			xxix. 2 


JĘZYK POLSKI 


7
 


rzadko używane. Oto np. dwie rodziny 
Wieczorskich: głową jednej był Bonawen- 
tura, drugiej:"" Zachariasz. Pierwszego 
więc zwano pospolicie Bottek, jego żonę- 
Bonkowa, syna -'- Botteczek, córkę - Bott- 
kówna (Bottkówka); wszystkich bez sto- 
sowania, nazwiska. Drugi był znany po- 
wszechnie jako Zachej, żona-Zachejowa, 
syn- Zachejek, córka - Zachejówna(Za- 
"chejka). Wśród kilku Naglowskich je- 
dnemu było JJIariattj zwano go w:ęc Ma-' 
riattek, jego żonę-Mariankowa, syna- 
Marianeczek, córkę-:- Mariankówtta (JJIa- 
riatteczka). Jednemu z Karykowskich - 
_7I1.ateusz; został Matusem, żona - Mćdu- 
sową itd. Był młynarz o nazwisku F1'y- 
drych, trudnym do zapamiętania i wyma- 
wiania; a że nosił imię Tomasz, był dla 
wszystkich Tomkiem i tylko w urzędo- 
wych papierach figurował jako Frydrych. 
Inne rozróżnianie os6b o tym samym 
nazwisku czyniło się przez dodawanie za:' 
wodu albo miejsca zamieszkania lub wady. 
organicznej, czy wreszcie imienia albo 
przezwiska. Był więc Karykowski Szewcj 
Kowalski Zza Rzeki, Kowalski Kulawy 
i Kowalski Wicek; był Nagłowski, prze- 
zwany Kimlem, drugi-jak wyżej-Ma- 
riattek, trzeci Wojtekj jednego z Wosko- 
wiczów ochrzczono Jackiem (choć mu było 
Antoni), inny był Stolarz, jeszcze inny 
Z Ryttku; był Gizowski Ślepy, a jeden 
z Banaczkowskich - Wicuchtta. ' 
Przezwiska, jak Kimel, Jacek albo Ro- 
sica (jeden' z Fiutowskich), Klupa (jeden 
z Siewierskich), 'Watówka (jeden z Ko- 
walskich), Kopystka (jeden z Grzywa- 
czewskich), Bieda (jeden z Gładyszów), 
Ittdiattitt (jeden z Zimkiewiczów), Kusy 
(jeden z Erbelów), Bródka (jeden z No- 
wakowskich), Czerkies (jeden z Perche- 
lów), Karuzela (Wójcik) uważano za 
ubliżające. Tak samo niektóre skróty na- 
zwisk, ale tylko niektóre. Ni" godziło się 
np. na Kartasińskiego mówić przy nim 
Kartaś, na Banaczkowskiego - Battak 
czy na Badowskiego Bados. Nie raziło 
natomiast używanie zamiast Grzybow- 
skiego Grzyb (Grzybowa, Grzybek, Grzy- 
bówna) albo zamiast Bzinkowskiego- 


Bzinek (Bzinkowa, Bzineczek, Bzin- 
kówtta). 
Odiniana takich nazwisk, jak yY'róbel, 
Stępień, Kozieł czy Dąb, odbywała się 
i odbywa. w sposób naturalny: Wróbla, 
Stępttia, Ko zla , Dęba; Wróblowi, Dębo- 
wi - podczas gdy dziś w urzędach i wśród 
tzw. inteligencji miejskiej widzi się coraz 
częściej skłonność do mówienia i pisania: 
Wróbela, .stępieniu, Kozieła, Dąba, co 
w wąchockim społeczeństwie wyśmiano by 
i wyszydzono jako dziwactwo. Rów
ież 
w sposób normalny odmieniało się tutej- 
sze nazwisko Wy pchlo : byłem u Wy-' 
pchły, pożyczyłem pieniędzy ,1Vypchle, 
rozmawiałem. z Wypchłą; żona Wypchly 
to była vVypchlowa, córka- vVypchlattka. 
'IV Warszawie zaś nie uchodzi za błędne 
nieodmienianie nazwisk na -o r). 
W swoisty sposób okreśJano też da- 
wniej nazwy niektórych uJic. Tę, co pro- 
wadzi w stronę Starachowic, zwano ku 
Starachowicom, co w stronę Rataj - ku 
Ratajom, w stronę Mirca - ,ku Mircu, 
w stronę cmentarza ku cmentarzowi itd. 
Poza tym była ulicfl Tatarska, Świńska 
(gdzie były jarmarki na świnie), ul. Ku- 
rza. Dziś jest ul. Starachowicka, Sattdo- 
mierska, Lattgiewicza, Kolejowa, Wiel- 
kowiejska, Cmenfarna i in.; nie ma już 
ul. Świńskiej ani Kurzej, nie ma Tatar- 
skiej. 
Jedno z przedmieść nosi prastarą i nie- 
jasną nazwę Bugaj. Za Bugajem, w po- 
bliżu dzisiejszego lasu, są Kozaki, co po- 
chodzi od pewnego gatunku grzybów, 
Inne przedmieście nazywa się Wygoda 


1) Spotkałem, niedawno na korytarzu 
pewnego warszawskiego biura znajomego 
i pytam, co tu robi. ' 
_ 
zukam znajomej, która tu gdzieś 
pracuJ e. 
_ A jak się nazywa? Może będę wie- 
dział,' w którym pokoju siedzi. 
_ Cudtta. Nie - Cudtty, Zofia Cudtty. 
Jeśli to cudne nazwisko ma brzmieć 
w żeńskiej formie w ten sposób, to np. 
żona prof. W. Borowego powinna by się 
nazywać Borowy, podpisuje się zaś Bo- 
rou'Ja. W Wąchocku natomiast nazywano 
by ją Borowitta, bo na 'żonę gajowego' 
mówią tam gajowitta.
		

/080_0001.djvu

			130 


. JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2 


i leży przy trakcie od strony Staracho- 
wic; był tu zajazd, nazwany Wygodą. 
J edn? z pastwisk, położone tuż pod. 
miasteczkiem, nazywa się N owe Miasto, co 
się chyba wywodzi stąd, że próbowano 
tu (może za czasów Staszica) urządzić 
jakiś zakład hutniczo-przemysłowy, na co 
wskal':ywałyby resztki żużlu po bokach 
pastwiska. Drugie pastwisko, na wzgó- 
rzach przy szosie ku Starachowicom, nosi 
nazwę Winne Góry; prawdopodobnie 
cyętersi hodowali tu kiedyś winną lato- 
rośl dla swoich potrzeb. Trzecie zwie się 
Gadki, a obejmuje duże stosunkowo roz- 
doliska 
 krzakami, w których pleniły się 
zapewne różne małe gady. Łąki nad 
rzeką nazywają ludzie w jednym miejscu 
Łęg; w innym - Pod Cegielttią (z której 
dziś nie ma ani śladu); w trzecim-Kąty 
{jako że w samym kącie, tuż pod Stara- 
chowicami się znajdują); w czwartym- 
W Kępistej (chy ba z powodu krecich kęp); 
w piątym W Grabiu. Poza tym są jesz- 
.cze (już nie nad rzeką) Settte Łąki, na- 
zwane tak może dlatego, że dawały setną 
paszę, która i dziś uchodzi za najlepszą. 


'Ważniejsze nazwy pól: 1) Pulattki, 
powstałe z dawnych łanów i półłanków; 
2) Dąbrowa - po wykarczowanym lesie 
z dębiną, należącym kiedyś do cystersów, 
z którego do d,iś drobny szczątek tylko 
został pod mianem Księ
ej Kępy; 3) Li- 
pie; 4) Grodzisko; 5) W Strugach - od 
płynących tu strumyków wody źró- 
dIanej; 6) Za Leszczyttami, gdzie do dziś 
są jeszcze resztki krzaków leszczyny; 7) 
Na Krzemietticy - nazwa od spotyka- 
nego tu drobnego kamienia krzemiennego; 
8) W Kobylu. Itp. 
W takich nazwach, jakDąbrowa, Księ- 

a Kępa, Lipie, Grabie, Leszczytty, Ko- 
zaki, widać ślady o wiele bogatszego nie- 
gdyś zalesienia tutejszej okolicy. W na- 
zwach Wąchocko, Bugaj, Grodzisko- 
ślady bardzo dawnego osadnictwa. W sto- 
sowanych do dziś formach nazwiskowych- 
przykład zacho
ania rodzimego stylu 
w mowie i tego, co by można w pewnym 
sensie nazwać .właściwą melodią> języka 
polskiego. 


Piot.r Battaczkowski. 


Dodatki do dawniejszych artykułów 
w sprawie miejscownika typu że autorka ta stale używa formy w Uz- 
Sapiezie, Sapiesze... oby po raz ttozie, m. i. w tytule V rozdziału t. I 
ostatni .Pobyt mój w Uzttozie». I to jest zro- 
Ta pasjonująca sprawa została już w po- zumiałe, skoro pisze ona też: do Czy
a- 
przednim roczniku tak gruntownie roz- chy - w Czyżasie II 338 wg wzoru na 
patrzona, że nie podnosilby'm jej, gdyby blasie, w pończosie, obowiązującego tam 
nie zaszla potrzeba skorygowania pew- nie tylko za czasów jej i Mickiewicza, 
nego jednostronnie oświetlonego szcze- ale i za naszych. Nawet co do Sapiehy, 
gółu. Oto w JP XX 94-5 napisałem: skoro jeszcze wr.1887 J(ózef) Krz(ywicki) 
«Gdyśmy się [co do miejsca urodzenia w Słowniku geograficznym IX 208 b, pod 
Ewy Felińskiej, autorki «Pamiętników Przydrujsk, mógł napisać, że «Janowa 
Z życia»] wahali między papierowym Dziewoczyna ...wespół ze swym mężem 
w Uztto
e a ... Uznosze, nawinął się znany sprzedają Druję 11 stycznia 1611 r. Lwowi 
znawca bialoruszczyzny dr Leszek 08- Sapiezie.. Kwestia w tym, jak objaśnić 
sowski [obecnie profesor Uniwersytetu formę ponaną przez prof. Ossowskiego. 
'Wrocławskiego], pochodzący spod Słucka, Prawdopodobnie tak, że sto lat temu tam- 
i poinformował nas, że zna UZttohę od tej si Polacy mówili bardziej odruchowo,bar- 
dziecka i że tamtejsi Polacy mówią dziej się poddając wplywom białoruskiego 
w Uznodze». Tymczasem, po wielu latach otoczenia, gdy w XX wieku przynajmniej 
czytając znów te jedne z naj piękniejszych niektórzy zdają sobie sprawę z językowych 
pamiętników (Wilno 1856) spostrzegam, odpowiedników biatorusko-polskich.
		

/081_0001.djvu

			XX.IX. 2 


JĘZYK POLSKi1 


81 


I jeszcze dodatek do- J,P XXVIII 139. 
Prof. W. Doroszewski powiedział mi, że 
w podtatrzańskiej Bukowinie miejscow- 
nik do wyrazu cucha nie brzmi w cuze 
ani w cuse, ale w cuchie, wyraźny wpływ 
słowackiego typu v ruke, v ttohe. 
.K.N. 


PrzechwaJ:ki 
Na str. 129 poprzedniego rocznika JP 
-pro£. Konrad Górski wyjaśnia dziwny dla 
na9 na pierwszy rzut oka zwrot z Pana 
Tadeusza, że Sędzia wnosi przeciw Hra- 
biemu i Gerwazemu skargę o przechwałki: 
wyraz ten oznaczał 'pogróżki', ale raczej 
lJa Wołyniu, gdy w Statucie Litewskim 
i litewskich aktach sądowych badacz zna- 
lazł w tym znaczeniu tylko pochwałki. 
()tóż'w epoce Mickiewicza używano 
w Wielkim Księstwie Litewskim także 
przechw'al:ek, jak' świadczy następujący 
ustęp ,Pamiętników z życia Ewy Feliń- 
skiej. (Wilno 1856) II 349: ,Wspomniaw- 
szy asesor ile te nędzne wierszy ki łez 
mu wycisnęły, ile do nich przykleił roz- 
maitych zmian i pomyślności, czuł się 
nadzwyczaj upokorzonym i bardzo się 


p.rzechwalał na N., który go wystrych- 
nął na dudka, wyuczając nieszczęsnych 
wierszydeł» . 
Wprawdzie Feliliska pisała swe pamięt- 
niki na Wołyniu, «w sześćdziesięciu le- 
ciach» n 299, tj. ok. 1', 1855, w 40 lat po 
opuszczeniu okolic KIecka, gdzie się wy- ' 
chowała, ale nie może ulegać wątpliwo- 
ści, że panuje w nich język jej okolic 
rodzinnych, tak bliskich okolicom rodzin- 
nym Mickiewicza, że więc jej. Pamiętniki 
są ilustracją do Pana Tadeusza nie tylko 
obyczajowo - co wiadome -, ale i ję- 
zykowo. Prof. Górski na pewno to wie, 
ależ trudno mu było mieć własny słow- 
nik do. tego dzieła, którego - rzecz bar- 
dzo dziwna-nie włączyli do swych źró- 
deł inicjatorzy Słownika warszawskiego, 
włączając pisma Felińskiej syna, arcy- 
biskupa' Zygmunta, człowieka wielkiej 
wartości, ale którego język daleki jest 
od swoistego bogactwa języka. jego matki. 
Nie ma więc w SW przecl,walattia się tta 
kogoś 'odgrażania się', a tylko przechwa- 
lanie się czym, l czego albo z czym. 
K.N. 


Recenzje i sprawozdania 


J. R o z wad o w s k i, Studia nad na- 
.zwami wód słowiańskich. Kraków 1948, 
s. XXI, 344, z mapą; wydawnictwo :Pol- 
skiej Akademii Umiej
tności, Prace Ono- 
mastyczne nr 1. 
Dzieło to otwiera nową serię prac, wy- 
-dawanych przez Komisję Językową PAU: 
obok ,Prac Komisji Językowej» mają się 
-orltąd ukazywać także «Prace Onoma- 
styczne », zawierające rozpraw.y i mate- 
riały z zakresu nazw geograficznych 
i imion osobowych. 
Nazwy geograficzne - miejscowości za- 
mie
zkałych i składników natury, jak gór, 
rzek itd. - obchodzą nie tylko języko- 
znawców, ale także historyków, a za 
nimi i szerszy ogół. Niejeden zapytuje, 
-dlaczego się jakaś rzeka czy jakieś mia- 
sto tak lub inaczej nazywa. Odpowiedź 


na to pytanie należy właściwie do histo- 
rii, bo informacji nie nasuwających wąt- 
pliwości dostarczyć może tylko zapis w ja- 
kimś dokumencie, który wskaże, kto i jak 
llilzwał dany obiekt. Przeważnie jednak 
takim źródłem nie rozporządzamy, zwła- 
szcza zaś nazwy rzek są na ogół starsze 
niż naj dawniejsze zapisane dokumenty. 
W tym więc wypadku uciekamy się do 
.domysłów. 
Niestety, badanie pochodzenia nazw 
rzek jest trudniejsze niż etymologizowa- 
nie imion pospolitych (apelatywów), w wy- 
padku rzeczowników pospolitych znacze- 
nie jest znan
, tru'dności zaś ograniczają 
się do objaśnienia elementów języko- 
wych samej nazwy; przy nazwach rzek 
natomiast nie znana jest nie tylko gama 
budowa wyrazu, ale i jego znaczenie. 


6
		

/082_0001.djvu

			82 


JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2 


Wobec tyla niewiadomych interpretacja 
może Ly
 często bardzo dowolna, toteż 
od dawnych już czasów mnożyly się we 
wszystkich krajach najbardziej fanta- 
styczne wywody różnych nazw rzecz- 
nych. 
Językoznawstwo stara się wprowadzić 
w te badania porządek i zastosować ści- 
słą metodę naukową. 'Wydana ostatnio 
praca .J. Rozwadowskicgo jest taką nau- 
kową próbą objaśnienia szeregu nazw 
rzecznych na ziemiach zamieszkałych 
przez Słowian. Obejmuje ona 71 artyku- 
łów, z których każdy poświęcony jest 
osobnej rodzinie nazw rzecznych, oprócl 
tego dołączono tu obszerny art y kul Roz- 
wadowskiego pt. .
azwy Wisły i jej do- 
rzecza., wydany w r. 1921 w dziele zbio- 
rowym «Monografia Wisły.. 
Nad .Studiami> t.ymi pracowa;ł autor 
od dawna. Z przedmowy napisanej przez 
prof. T. Lehra-Spławińskiego wynika, że 
już w 1'. 1901 wygłosił Rozwadowski 
w Akademii referat pt. .Studia nad na- 
zwami rzek słowiańskich, I. Dorzecze 
Wisły': w r. 1909 praca, prawie całko- 
wicie wykoJiczona, została przedstawiona 
tejże Akademii, ale jej do druku i wtedy 
autor nie skierował. Główne tylko wyniki 
opublikował Rozwadowski w Roczniku 
Slawistycznym, t. VI, 1913, s. 39-73, 
w.artykule .Kilka uwag do przedhisto- 
rycznych stosunków wschodniej Europy 
i praojczyzny iudoeuropejskiej na pod- 
stawie nazw wód.; we wspomnianej «Mo- 
nografii Wisły' znalazły się również frag- 
menty tej rozprawy. Po śmierci Rozwa- 
dowskiego w r. '1935 pozostałym rękopi- 
sem zaopiekowała się Polska Akademia 
Umiejętności i ona to wreszcie, z końcem 
roku ubiegłego, wydała całe dzieło w tej 
postaci, jsk je pozostawił zmarły autor, 
tj. nie całkowicie wykończone. 
Wartość pracy jest wieloraka. Przede 
wszystkim zgromadzono w niej mnóstwo 
materiałów toponomastycznych umiejęt- 
nie zebranych, filologicznie skontrolowa- 
nych i w należyty sposób sklasyfikowa- 
nych. \V zasadzie interesował się Rozwa- 
dowski ziemiami s.łowiańskimi, ale dla 


zbadania pochodzenia tych nazw rzecz- 
nych slowiańskich trzeba było wciągnąć 
w rozważania również i nazwy z innych 
części Europy, jeżeli się wiązały etymo- 
logicznie z badanymi. 
Po wtóre, przy sposobności rozważań 
etymologicznych nad nazwami rzek prze- 
prowadził Rozwadowski wiele badań nad 
wyrazami pospolitymi, których et.ymolo- 
gię w ciągu rozprawy tu i ówdzie kory- 
guje albo zmienia. 
Głównym jednak zadaniem, jakie sobie 
z pewnością stawiał autor, gdy tę pracę 
pisal, było rozwiązanie zagadnienia na- 
tury raczej historycznej: chodziło o zba- 
danie, jakie wnioski o praojczyźnie Sło- 
wian i dalej o praojczyźnie ludów mó- 
wiących językami indoeuropejskimi moż- 
na wydobyć z nazw rzecznych. Zagad- 
nienie to bardzo skomplikowane, bo cho- 
ciaż przeważnie można odróżniĆ nazwy 
pochodzenia indoeuropejskiego od niein- 
doeuropejskich, to jednak w obrębie ro- 
dziny językowej indoeuropejskiej zwią- 
zanie nazwy z jedną jakąś gałęzią tej 
rodziny (np. słowiallską, czy germańską, 
czy celtycką itd.) nasuwa już bardzo 
znaczne tl'udności. Być może, właśnie 
wynikające stąd wątpliwości powstrzy- 
mywały Rozwadowskiego od opubliko- 
wania swego dzieła. 'Vnioski swoje w tym 
zakresie przedstawił on w sposób zdecy- 
dowany w artykule o nazwach Wisły: 
zdaniem jego «w kraju między Wisłą. 
, Kiemnem, Dnieprem i Karpatami nie ma 
dla Slowian w drugim i pierwszym ty- 
siącu lat przed Chrystusem miejsca. 
(s. 303), jakkolwiek przyznaje, że nazwa 
Wisły «pochodzi ostatecznie prawdopo- 
dobnie od Słowian, może nawet w szcze- 
gólności c¥l Słowian lechickich. Nie jest 
jednak wykluczone, że ta nazwa nakryła 
dawniejszą. pokrewną i podobną nazwę 
celtycko-germańską, jaką tu ci Słowianie 
zastali». Uważał więc Rozwadowski Sło- 
wian w dorzeczu \Visły 
a przybyszów, 
którz.r się tu jednak osiedlili dość wcze- 
śnie: w pierwszych wiekach chrześcij ań- 
skich. Oni też głównie nadali nazwy rze- 
kom południowej części dorzecza Wisły.
		

/083_0001.djvu

			XXIX. 2 


JĘZYK PQLSKI 


83 


aż do Narwi i Bzury: Przemsza ('pły- 
nąca przez mchy'), Skawa (od skattia 
'kręcenia', bo to kręta rzeka), Wieprz 
(rwące rzeki nazywano nieraz imionami 
samców: byka, knura, wilka itp.), Wilga 
(z tym samym rdzeniem co w wilgoci), 
Brawa, Śreniawa (w związku.z szronem, 
śronem, śrzonem), Poprad ('głośno grzmią- 
ca rzeka'), Il
a (pierwiastek ten, co w 11
- 

y, kałuży), Por (por. pol. porę ?), Ty- 
śmienica (zapewne w związku ze stęch- 
nąć i z tęs'ić, tysić) i inne jeszcze są to 
nazwy _nieraz prastare, ale przejrzyste 
i zrozumiałe na podstawie materiału sło- 
wiańskiego». Z drugiej jednak strony są 
tu też ślady niesłowiańskiego systemu 
nazw, mianowicie celtyckiego: takie po- 
chodzenie upatruj e Rozwadowski dla Nidy 
z Nidzicą, pewno też d]a BreltttY, Soly, 
Raby, Uszwi, Isly. \Yskazuje to, «że tu 
siedziała ludność słowiańska wprawdzie 
już w pierwszych wiekach chrześcijań- 
skich, ale nie od czasów niepamiętnych 
przed Narodzeniem Chrystusa.. Zwraca 
też uwagę na związek słowiańskich nazw 
dorzecza wiślanego z nazwami dorzecza 
Dniepru wraz z dorzeczem górnej Oki: 
Śreniawa - w dorzeczu Oki Seretta 
z grodem Sereńskj -w dorzeczu górnej 
\Vorskły i górnego Sejmu powtarzają się' 
kilka razy nazwy Wisłok, Dunajec, Sa- 
nok, i Sanica, J3u
f)k, a w dorzeczu gór- 
nego Dniepru i Desny i na pólnocnym 
Polesiu mamy znów 
Vislę, W'isI6wkę, 
Dl
najec i D/maj, Bużok i Sanę>. Widać, 
że skłonny jest z tamtych stron wypro- 
wadzać Słowian nadwiślańskich. 
Północna natomiast część dorzecza Wi- 
sły ma jegp zdaniem nazwy pochodzenia 
raczej celtyckiego (Nida, Mroga, lIJień, 
Drwęca, Dbra tj. dzisiejsza Brda,Lutryna), 
germańskiego (Elbląg, Druzno) i bałtyc- 
kiego (Nereśl, ])ybła, Pis (i) a, Rozoga, 
Orzyc, Wkra, Szpęgawa, Żulawy itd.). 
Stanowiska swego w tym względzie 
Rozwadowski nie zmienił i później, jak- 
kolwiek nigdy nie podal w sposób pozy- 
tywny swej hipotezy. Po raz ostatni za- 
brał głos w referacie na zjeździe histo- 
ryków w \Varszawip 1'.1928 (<	
			

/084_0001.djvu

			84 


JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2 


użyciu takich środków językowych, które 
odpowiadają osobowości psychicznej wy- 
powiadającego się w mowie lub piśmie.. 
J ak widać, autor idzie za ujęciem .idea- 
listów», którzy w stylu widzą sumę cech 
indywidualnych w sposobie wyrażania się 
jednostki (por. T. Milewski, O zakresie 
i przedmiocie badań stylistycznych, JP 
XXIV, 1939, s. 33 i n.). 
Pożyteczna jest charakterystyka po- 
szczególnych języków specjalnych podana 
w rozdziale: Języki rodzajowe (s. 30-6). 
'V skazano tu okoliczności IJowstawania 
języka naukowego, filozoficznego, tech- 
nicznego, techniki spolecznej (wychowaw- 
'CÓW), języka obrotu prawnego, języków 
zawodowych, środowiskowych. Nie należy 
jednak sądzić, by zebrane tam uwagi wy- 
czerpywały przedmiot j w szczególności 
język potoczny nie został scharakteryzo- 
wany w sposób wystarczający: .jego 
właściwością jest ubóstwo wyrażeń oraz 
ich wieloznaczność. - pisze autor (s. 30); 
uwaga słuszna, ale pomija ona inne 
ważne cechy, jak np. obrazowość języka 
potocznego i jego liczne składniki emo- 
ejonalne. Na usprawiedliwienie autora na- 
leży zaznaczyć, że dot!lid nie mamy nau- 
kowego opracowania języka potocznego 
polskiego (ze względu na metodę badań 
można 0:Jesł2,ć czytelników do dobrego 
ujęcia potocznego języka łaciriskiego 
w książce J. B. Hofmanna: Lateinische 
Umgangssprache, 1926, wyd. 2. 1936). 
J. S. 


Sprll.wozdanią. z ... P08iedzeń Pol- 
1!kiej Akademii UmiEljętności. 
Ze Sprawozdań za w r z e s i e ń 1948' 
pominięto w poprzednim zeszycie refe- 
rat miany na Komisji historii literatury 
polskiej przez J. Janowa pt. «Resztki 
biblioteki królowej Jadwigi?» (s. 345--50). 


Mowa tu o mocno zniszczonej resztce ko- 
deksu z przełomu XIV i XV w., ocalałej 
w fotografii, wla'sności pro£. Taszyckiego. 
Autor daje podobi7.llę kolumny B 2, a nadto 
tekst kolumny A2, który tu w dzisiejszej 
ortografii podajemy (w nawiasach miejsca 
niewyrllźne): wiecznego boga syn a csu 
ku człowiecstwu albo człowieczemu po- 
koleniu był jest porodzou z krolewskiego 
plemienill tako jako bog i jako człowiek był 
jest kroI !lad krolmi i pan nad paumi bo 
on jest prawda (prawa) i żywot. Bo o BO- 
bie sam mowi mowa twoja jest prawda 
syn ...jest molwa albo słowo boże oć,cowo 
boga wszemogącego. Jimia
 nieprzemo- 
żoną moc bo przezeń wszytko jest uczy- 
niono a przez ('bez') niego (nics) jest uczy- 
niono. Jimiał osobną dobrotę. 
Listopad 1948, posied7.enie Komisji 
językowej. 
J. Kur Y ł o w i c z: «Zagadnienie kla- 
syfikacji przypadków» (s. 475-9). Sub- 
telna dyskusja z najlJowszymi poglądami 
na stare zagadnienie podziału przypad- 
ków na gramatyczne i konkretne, na 
składniową i znaczeniową rolę końcówek 
deklinacyjnych i przyimków; przykłady 
łacińskie i polskie. Wątpliwości nasuwa 
twierdzenie, że tradycyjnie uznaje się przy- 
imki jako samodzielne części mowy, 
że .przyimki zachowują w polskim i w ję- 
zykach pokrewnych względną swobodę 
miejsca,... np. ad Rhodani ripam», bo 
po polsku typ w brata domu jest nowszy, 
starszy tylko w domu brata. 
P. Zwoliński: «Przejście l
1:.l W ję- 
zyku polskim» (s. 479-81). Niewątpliwe 
przykłady tego tzw. "wałczenia. poja- 
wiają się dopiero od XVII w., wg autora 
najwcześniej w .Małopolsce; następnie na 
::'.fazowszu, a na samym końcu w 'Vielko- 
polsce. Wobec małej ilości przy kładów 
chronologia ta dość kruche ma podstawy. 


Uwagi językowe o książkach 


L li C j a n R u d n i c k i, Stare i nowe. 
'Warszawa, 1948, wyd. 1., s. 211), PaństwDwy 
Instytut Wydawniczy. 


Nie jest łatwo podjąć się uwag języ- 
kowych o tej właśnie książce. Jej treść 
dana jest czyteln
kowi w, tak żywym,
		

/085_0001.djvu

			XXIX. 2 


JĘZYK POLSKI 


85 


bezpośrednim toku opowiadania., tak na 
przemiany wzrusza, wychowuje, budzi do 
śmiechu i krzepi, że trudno się zdobyć na 
oddzielanie «bohatera. od autora, na roz- 
graniczenie fabuły od jej tworzywa. A prze- 
cie to językowe tworzywo jest, jest takie 
a nie inne i walory autora czy utworu 
w nim i poprzez nie trafiają do nas, mas 
czytelniczych. Spróbujmy, się zatem zdo- 
być na fachowy dystans wobec książki, 
dystans, którego sam autor w swej bez- 
pośredniości nam tak wspaniałomyślnie 
oszczędził, i zastanowić się, na czym po- 
lega istotność stylu Lucjana Rudnickiego. 
że trafia, pochłania i zdonywa. 
Ma on sposób pisania naturalny, niewy- 
muszony; język swobodny, więcej nawet, 
potoczny, kolokwialny, tj. ten, z którym 
się spotka.my w niekontrolowanym, nie" 
oficjalnym mówieniu, prawie nigdy w piś- 
miennym języku literackim. W czym się 
to wyraża? Przede wszystkim uderza bu- 
dowa zdania. Autor pisze zdaniami krót- 
kimi. Dłuższe okresy, nadrzędnie i pod-, 
rzędnie konstruowane zdania złożone, 
ustępują miejsca zdaniom prostym, o wią- 
zaniu równorzędnym, bez pedantycznego 
czynienia zadość dyktaturze podmiotów 
i orzeczeń, ale też i bez hołdowania la- 
konizmowi składniowe.mu, owym notqwa- 
niom strzępków myślenia, tak częstym 
i ekspresywnym w poezji i prozie wieku 
XX. Inna rzecz, że te1TIpo narracji, rytm 
prozy, a stąd i bud<;>wa zdania w książce 
Rudnickie?;o silnie się zespala z treścią 
i stosunkiem autora do treści. Jak poto- 
czyste i długookresowe jest jego wspom- 
nienie dziecinnych zmagań z otoczeniem 
o osobiste prawa dziecka (47), jak drama- 
tycznie, zwięźle, zwycięsko dźwięczy 
w końcowych slowach książki. 
Czy to jest styl bojownika o wolność 
klasy robotniczej? Sądzę, że tak. Że 
właśnie w posługiwaniu się słowem jako 
narzędziem budzącym, uświadamiającym, 
poruszającym towarzyszy pracy kształto- 
wać się musiał sposób mówienia jasnego, 
prostego, przyswaj anego bez wysiłku przez 
vvszystkich. A podobnie jak budowa zdań, 
nagina się do tego celu i słownik autora. 


Wyraz ma trafić do czytelnika i wydobyć 
zamierzone wrażenie bliskości, niemal do- 
tykalnej prawdziwości wydarzeń. Pospo- 
litość i nie wymyślność tych zdarzeń, mimo 
nuty wzruszenia i uroku wspomnień, od- 
dana 'zostaje przez równoważne im w co- 
dzienności i niewyszukaności wyrazy. 
I tu znów łapię się na tym, jak bardzo 
niełatwo jest ustosunkować się do słow- 
nika L. Rudnickiego. Sami piszemy okre- 
ślonym językiem. Podlegamy normom ję- 
zykowym, dyktowanym nie tylko zwy- 
czajami zawodowego piśmiennictwa, ale 
i pewnego cenzusu towarzyskiego, czy śro- 
dowiskowego. Gdybyśmy chcieli mierzyć 
słownictwo Rudnickiego miarą «dobrze 
wychowanych> osób «z towarzystwa., czy 
matek dbałych o .przyzwoitość» języka 
własnych dzieci, czy po prostu osób wy- 
sławiających się -starannie» i na «pozio- 
mie...., -Stare i nowe» nie doczekałoby 
się 3. wydania. Ale słownictwo Rudnic- 
kiego to rzecz bardziej skomplikowana, 
niż' zaobserwowanie pseudowulgaryzmów 
(mówię .pseudo>, bo to jest względne, 
zależne od środowiska i od... zamierzonego 
celu) czy wynotowanie form dialektycz- 
nych. 
Poprzez karty tej książki, ponad całe 
mnóstwo zagadnień społecznych wsi, mia- 
steczka, z jego mozaiką zróżniczkowań 
i uprzedzeń socjalnych, przepływa nowa, 
niwelująca właściwości gwarowe proble- 
matyka miasta, fabryki, ruchu robotni- 
czego, wykluwającego się" w najwcześ- 
niejszym zarodku z samouctwa i błądzą- 
cego po omacku czytelnictwa. A nad tym 
wszystkim dominuje współczesny bezpo- 
średni język autora, nieudawany język na 
codzień, pełen skrótów, żartobliwych, do- 
sadnych przenośni czy cudzysłowów my- 
ślowych, jakimi rozporządzamy na bieżący 
użytek w życiu koleżeńskim, szeroko po- 
jętego koleżeństwa w pracy, poglądach, 
dążeniach i ".-alce. 
Lucjan Rudnicki tkwi mocno we 'wszyst- 
kich środowiskach językowych, w których 
Bię obraca. Jego radosn" chłonność, która, 
jak to uwydatnił Stawa, w swej pięknej 
przedmowie do książki, zespala się ze
		

/086_0001.djvu

			M 


JĘZYK POLSKI 


xxIx. 2 


zdobywczym świeżym poozuciem młodej 
klasy do równych praw w życiu, a wypływa 
z optymistycznej wobec życia postawy, 
pozwala mu czerpać swobodną ręką z za- 
sobów języka otoczenia. Dokumentarność 
językowa nie wypada u niego pedantycz- 
nie. Próżno byśmy się silili rekonstruo- 
wać na zasadzie dialogów i wtrąconych 
wyrażeń pełny system fleksyjny czy gło- 
sowy mieszkańców Sulejowa. Rudnicki 
notuje gwarowość mimochodem: zwężone 
o w kÓJi, kónia (47), ón (93)jpochylone 
a w «dziolków» (97), «chojoki» (50), «siol> 
(51); mazurzenie: «Zeby mu tam, z
by 
mu tam» (37), «Cholera was nie u.tluce> 
(93); raz jeden przytacza własną pd.-zach.- 
pol. fonety kę międzywyrazową w «jezdem» 
(108); niekiedy wychwytuje odnosowione 
ę w bedzie, bedziesz (93), «kocie» (154). 
Zresztą przerzucanie się od języka zasie- 
działej schłopiałej .ślachty' sulejowskiej 
do cech wymowy napływowej chłopskiej 
ludności wyrobniczej prawie zawsze. da 
się rozgraniczyć. W tych migawkach dia- 
logów przemknie przed nami poza cechami 
małopolskiej gwary Sulejowa i pd.-zach.- 
małopolskie k za ch, w wypowiedzi ja- 
kiegoś parobka wiejskiego w obozie jeń- 
ców cywilnych w Hawelbergu ....kal.tofli 
miolek ilek kcioł, ale mi świnie siecką 
kazali paść!» (82), i mazowieckie J'edlenie 
(93) i świłlmy (101), to wszystko u osób 
o rodowodzie nie zidentyfikowanym. 
Ale wrażliwość Rudnickiego na właści- 
wości języka o.dbija się w całej pełni, po- 
wiedziałabym nawet precyzji, w zróżnico- 
waniach społecznych czy sytuacyjnych 
w języku. Od typowej dla całej północy 
i środka Polski końcówki czasownikowej 
1. mn. -ta zam. -cie, jedynej może cechy 
konsekwentnie stosowanej przez autora: 
uczta się (59), przynie
ta (68), . Jagusi po- 
malowaliśta, Ignacowiśta pomalowali, 
Anieliśta nie pomalowali> (37) itd., wy- 
raźnie odbija pluralna kOlicówka uszano- 
wania -de (przeciwstawia się ona w tym 
zakresie zwykłej pluralnej na całym ob- 
szarze z panującą formą 1. mn. -ta) w u- 
stach matki autora do męża: .Ko, Woj- 
ciechu, zatkajcie sobie gębę kiszką> (55). 


I dalej mamy podobny plnralis uszano- 
wania w czasie przeszłym: .0, ,\;Vojciech 
się już rozgadali. (56), mimo że zanosi 
się na gorący spór z heretyckim '\V ojcie- 
chem o misje katolickie wśród dzikJCh. 
Życie miejskie, rozluźnienie wiejskich 
związków sąsiedzkich, pomnożenie kon- 
taktów różnych środowisk robotniczych 
i różnych' płci wyrazi się stosowaniem 
opisowej formy 3. os. rozkaźnika zamiast 
2.: «Zaraz, zaraz niech no poczeka... jak 
to jest? (144). «Nie musi go słuchać - 
doradzał mi Przybył - on ma fogla> 
(ptaszki w głowie; (138). A rozbudzenie 
świadomosci klasowej robotnika i poczu- 
cie godności każe Rudnickiemu ując się 
za lekceważąco potraktowaną koleżanką: 
.Szef Zakrzewski ....wobec mężczyzn za- 
chowywał się dość poprawnie... ale kole- 
żanki starsze i młodsze, wszystkie dość 
inteligentne (praca tego wymagała), trak- 
towal lekceważąco, jak niegdyś służbę 
dworską lub nawet ulicznice. 
. - PrzełÓŻ no panna ten materiał! 
Słowo 'panna» wypowiedziane było 
w szczególnej tonacji. 
- Panna Władyslawa - podkreśli- 
łem - sklada go pod moją rękę. 
- A wy tu co robicie? !... Aha. 
Pan szef poszedł dalej» (206). 
W ówczesnym przeżyciu tej sceny 
obraźliwa była dla Rudnickiego int
nacja 
wyrazu 'panna», w dzisiejszym poczuciu 
językowym cała składnia tego wyrażenia, 
rozkaźnik 2. os. 1. poj. z mianownikiem 
w roli wołacza pantta, uchodzi za zwrot 
lekceważąco-poufały, nie dość grzeczny, 
podobnie Jak równie poufałe. choć nie tak 
rażące i jeszcze zdarzające się w mowie po- 
tocznej są zwroty siadaj pani! czekaj pan! 
Ten typ zwrotu, pospolity w ciągu XIX w., 
w w. XX rozkwitał jeszcze w polszczyźnie 
Żydów galicyjskich. Losy jego zdają się 
być przesądzone wobec upowszechniają- 
cego się niech pan, pani i o wiele słab- 
S2 ego, choć tradycyjnego ze związków, 
organizacji społecznych i życia politycz- 
nego wy. 
A oto inny przykład trafnie podchwy- 
conej akomodacji słowa, przewartoś
io-
		

/087_0001.djvu

			X:X,IX. ''2 


JĘZYK POLSKI 


87 


wanego wedle swych materialnych odpo: 
wiedników: «Zbierał ksiądz proboszcz, 
.dziękując w imieniu kościoła zależnie qd 
datku: «UmpIać, Bóg zapłać, Panie Bo
e 
zaplać,Panie Bo
e Wielki zapłać». Właśnie 
otrzymawszy swoje «umplać. i słysząc 
na przemianę to mniej, to więcej pełne 
podziękowanie różnym tonem wypowia- 
dane, przyjrzałem się zbiórce i zrozumia- 
łem skalę podziękowań...» (126). Ksiądz 
.zresztą umiał dojrzeć miarę intencji 
w ofierze, Zazna} tego sam Rudnicki, gdy 
w momencie podniosłego nastroju, wyni- 
kłego z lektury «Ksiąg pielgrzymstwa» 
i zapału do szerzenia ich wśród towarzy- 
szy .Dał(em) szóstkę na ofiarę i uśmiech- 
nął(em) się na głośne: «Pattie Bo
e 'Wielki 
zaplad!>, które normalnie było podzięką 
co najmniej za srebrną czterdziestkę. 
Cezcił ksiądz prałat grosz biedaka!. 
{145). 
Własne związki z językiem wsi i przy- 
zwyczajenia gwarowe Rndnicki uświado- 
mia sobie w pełni i mówi o nich swo- 
bodnie: ....jeszcze dziś rżnę językiem 
mej matki, a to, im starszy jestem, 
tym częściej ml się' przydarza. Gdy 
myśl zajęta treścią, piszę mechanicznie 
ctrumbiom., «chodzum., a nawet «bełem.. 
(125). Ale przeżył gorycz wyśmiewania 
jego języka przez cioteczne' rodzeństwo. 
w «Łodzimieście», aż musiał się brolllć 
wygarniając .diabla Belzebubem» czyli 
mówiąc  (77 
8): 
szadzące, hiperpoprawne cz w obezasach, 
czebratce jest trafnie podpatrzone u wios- 
kowych .wysferzeńców». Stanowczo, Ru- 
dnicki jest wrażliwym i czujnym obser" 
watorem mowy. 
Gdyby się chciało szczegółowo oma- 
wiać stronę językową w «Starym i no- 
wym., trzeba by niemal całą ksiąźkę cy- 
tować. Ale tyle jest jeszcze przynajmniej 
do nadmienienia! 
Caly, specjalny rozdział o szkole z na- 
uką obcego języka rOQyjskiego. Remini- 
scencje wolnQściowe drzemią głęboko, 
ujęte w kluby milczenia po powstaniowej 
klęsce, subtelnie tylko dotykane w dekla- 
macjach czy żartobliwo-smętnych majufe-
		

/088_0001.djvu

			88 


JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2 


Bach, śpiewanych przez pozornego , gdy «nawet 
pan naucżyciel nie mówił «sziło» lecz 
«szyło»» 'szydło' (84). Z tej to szkoły, 
wspoIIlnierl. o niej, zahaczonych w pamięci 
wyrażeń, nasuwa się na rozdzial o szkole 
pokost rosyjskich wtrętów, które później- 
sze życie (pobyt w Łodzimieście) redukuje 
do kilku klasycznych, prosperujących i dzi- 
siaj, cytacji: «w trymiga» (159), -kudy., 
(160) «ciut-ciut>. , 
Nie moi1.na pominąć milczeniem całego 
epizodu z czytaniem polskim. Nieprzeni- 
knioność polskiej «azbuki. uczonej po ro- 
syjsku, przestarzaloś6 metod sylabizowa- 
nia, dających w praktyce w 2. roku nauki 
recytowanie przez dzieci tekstu na pamięć, 
i wreszcie... oJ śnienie, przełamanie, nie- 
wyrozumowane, bezsensu połączeń de 'i a: 
dea, wu i i: wui i triumfalne rozszyfro- 
wanie całej litanijn':!j inwokacji Wieżo 
Dawidowa! (67) - to niezapomniany do- 
kument z historii nauczania języka ojczy- 
stego, z historii :metod nauczania, zanim 
czytankę o Xerxesie. i Xantypie zastą- 
piły elementarze Promyka i, znacznie 
później, Fajskiego. 
Albo jeszcze. jedna migawka ze świata 
książki i pisma: na dnie tajemniczej skrzyni 
babki Okrasiliskiej przechowy..yana stara 
«księga vV skórzanej oprawie z mosięż- 
nymi klamrami, większa niż mszał: Pismo 
święte po ttiemiecku drukowatte, ale kto 
się nauczył, to czytał po polsku. Miałem 
to wielkie i piękne dzieło z kolorowymi lite- 
rami dwa razy w swych rękach. Odczytałem 


nawet ku zdziwieniu babki kilka wierszy 
po polsku, zapaliłem 8i
 do dalszego czy- 
tania, ale babka odbierała drogocenność 
z mych drżących rąk, zawiązywała sta- 
rannie w kolorową chustkę i kładła d() 
skarbca: 
- Nie dla ciebie, moje dziecko. (120). 
Nie tylko pamiątka rodzinna, XVI- lub 
XVII-wieczna, sądząc z gotyckiego druku, 
była zakazaną lekturą dla dziecka, była nią 
i «Chata wuja Toma. (51) jako mącąca 
surowe nakazy nie kończącej się pracy 
w obejściu domowym. Podobnie krytycznie 
opinia rodzinna piętnowała ojca Rudnic- 
kiego, że «siedzi w talmudzie. czyli spę- 
dza wieczory na czytaniu figli migli; jak 
Kraszewski czy Sienkiewicz (5:1-). 
Wyrażenia f'igle migle czy «talmud» 
wprowadzają nas w leksykalne podmalowa- 
nie środowiska, które zmienną wstęgą roz- 
tacza przed nami autor. Będzie to po sule- 
jowsku« sztergły. 'martwy' Żyd (33), czy 
ręce na «padołku. (46), czy sąsiedzkie po- 
grzeby i ckonselacje» (:26), czy - domowo- 
-rodzinny może - «niszczerz» 'niszczyciel' 
(58). I przez całą gamę terminów specj alnych 
jak -trynkowanie», «kajfasz», rajbować, 
rajbetka (104) przy mularce czy stolarskie 
«zegi., «ajzy. i «Cf}gi. (108) stawia nas 
autor na progu nowej sfery słownictwa, 
otartego o rosnący przemysł miejski, gdzie 
sulejowskie pospólstwo wyjeżdża do «Ło- 
dziiniasta» na .fabrykatttów. (115), gdzie 
«stattcyjarze» (154) cisną się po kilku jako 
dodatkowe źródło dochodu w izbach rodzin 
'robotniczych, a zawodowe terminy fabrycz- 
ne «blich. (129), «wiekielmaszyna» (131), 
«auskierzy. (128) luzują wiejską lodrę 
'sieczkarnię' (76), oborttik czy sadzettiaki 
(183). 
Budzący się konspiracyjny ruch socja- 
listyczny vynosi nową terminologię: «ga- 
zetki. (155), «bibuła», .koza» (190, poprzez 
neologizmy życia partyjnego i różnicują- 
cych się odłamów politycznych wprowa- 
dzają nas w wyrażenia nierozdziejnie zespo- 
lone z autorem - nie bohaterem, ale twórcą 
swej książki: mnożą się określenia nau- 
kowców, objawieniowców (157), awattgar- 
dowcy (11)8), masowcy (177), rozłamow-
		

/089_0001.djvu

			XXIX. 2 


JĘZYK POLSKI 


89 


cy (805),' zacofańcy, niezadowoleńcy i pe- 
symiści (1ó6). 
To już nie przytaezane w cudzysłowie 
z dystansem autorskim wyrażenia, ale 
zwroty, gdzie brak cudzysłowu ma zazna- 
czyć niejako różnicę między tamtym przed- 
miotowym a podmIotowym tutaj kształ- 
towaniem formy językowej w .Starym 
i nowym». Różnica ta. jednak jest mało. 
istotna. Język literacki Rudnickiego wra- 
sta głęboko we wszystkie podglebia jego 
rozwoju i działalności, a najwięcej może 
w to najtrwalsze, najwcześniejsze. Stąd mo- 
że nawet nie uświadamia sobie prowincjo- 
Dalizmówwrodzaj udomyśliwałem się(148), 
p1'zeciągła (zam. przeciągnęła) (98), stąd 
pełn3 świeżości terenowe określenie jak 
podole (38) albo staroświecki kierkut cho- 
leryczny (92) zamiast znanego mi jedynie 
kirkutu. '\Viejski kaszkiet (133) dubluje 
ogólniejszą czapkę, by się dopiero w mie- 
ście wymienić na kapelusz czy «dęciak> 
(210). To zatarcie dystansu między autorem 
a bohattłrem wspomnień wprowadza sze- 
reg form świeżęzych niż zbladłe literac- 
kie jak obdlu
ny (133) 'przydługi' czy 
urzucić (75) 'odrzucić.', ale też w najpo- 
wszedniejszych zjawiskach codzienńego 
życia zaleje czytelnika szeroką falą war- 
chlaków 'prosiąt', buc-iorów (54), trzewi- 
ków noszonych na oklep (75), hec 'awan- 
tur' (43, 44) i innych dyrdymalek (147), 
cymbalów (207), matolów (50). Niewyszu- 
kaność wyrażeń: gęba mi płonie (67),pytlo- 
wał im takie historie (51), na zbity łeb (79) 
wprowadza nastrój bezceremonialnej na- 
turalności. Stąd nie rażą dosadne porów- 
nania -jak mucha po g.... (93) czy roz- 
brajający pies uwolniony z uwięzi, «który 
chce wszystko ttaraz obsikać. (187). Prze- 
zwiska bękart (25), zas1'aniec (41) na młod- 
sze rodzeństwo nie kłócą się z savoi.r 
vivre'm środowiska małego miasteczka. 
Wyrazy prawdziwie «nieprzystojne» znaj- 
dą i tu swoje .jak przystoi. wykropko- 
wanie. Nauczyciel karci najcięższych prze- 
stępców «na pokladankę» w golą. ... (80), ale 
matka ma troskę nielada, jak . ogacić naj- 
bardziej ogolocone tylki» (96), których 
potencjał znaczeniowy i fmzeologiczny 


w języku wsi odpowiada literackim po- 
śladkom. 
Ostatni zwrot, związany z przenośnym 
'gaceniem» obdartego potomstwa, wpro- 
waQ!i\a nas w świat tropów stylistycznych, 
jakimi się posługuje Rudnicki. Nie nad- 
używa on efektów z tego zakresu, a wa- 
lorem ich jest, że jak cała książka nie 
trącą literackością. Jeśli natrafimy na nie- 
które, nawet dość liczne, zaczerpnięte 
z literatury klasycznej, to są one po- 
wierzchowną patyną bez istotniejszej wagi 
w silnynl nurcie rodzimych asocjacji. Te 
zaś brane są z życia powszedniego, ze 
skojarzeń prozaicznych przedmiotów czy 
obrazów, z własl'lych humorem podszytych 
komicznych zestawień. wreszcie z osobi- 
stych doznań surowego,fizycznego wysiłku: 
:Mały Michaś, «kt6rego nawet pieprz nie 
mógł oderwać odmatczynej piersi.,« ...przed 
spaniem marudzil i trzeba go było co naj- 
mniej pól godziny nosić, a ciężki był jak 
brukar'ski taranek. (68); .Bractwo obser- 
wowało mój występ, jak faktorzy próbny 
zaprząg na targowisku końskim. (93) t 
.Najadalem się st'racht
 a «Kwiatek» so- 
czystej trawy do zupelttego nasycenia. 
Matka będzie zadowolona. (91); .....za- 
pomniałem o przebytej orce, lecz twarde 
posłanie... i chropowata koldra miały ja- 
kąś urzekającą moc nade mną. Były tak 
pociągające, jak cień mendla io skwarny 
dzień po kilktmastogodzinnym wiązaniu 
snopków, jak mech pod drbem na pola- 
nie w czasie obiadt
 po póldziennym spusz- 
czaniu chojaków na po'rębie, jak trawa 
w rowie przydrożnym dla tlllkacza, gdy 
mit nogi do ctta zdrętwieją, a wycze.rpane 
palce ttie zaciskają się autumatycznie na 
trzonku młotka. (98). 
Wymowa takich porównań nie znajdzie 
oddźwięku w świecie kręcącym się wokół 
osi wyobraźni w oderwaniu od rzeczywi- 
stego trudu i prawdziwego potu. To trzeba 
przeżyć samemu. Z tego i dla tego rze- 
czywistego, realnego świata pracy książka 
powstała. W nim się formował jej język. 
I na tym się. zasadza jej' wartość' i jej 
rola w życiu współczesnym. . 
A. Obrębska-Jablońska.
		

/090_0001.djvu

			90 


JĘZYK POLSKI 


",XXIX. 2 


_ W Drze 41 (110) .Kuźnicy> wyczytałem, 
; tym bardziej tta Wilno 
może znaczyć tylko przez Wilno, bo
		

/091_0001.djvu

			xxix. 2 


JĘZYK POLSKI 


91 


przy miastach tta w znaczeniu do nigdy 
się nie używało. Na Rumunię mogło 
powstać' przez asocjację do stal'ego tta Wo- 
loszczyzttf}, ale razi, bo kiedy w w. XIX 
zamiast dawnej Wołoszczyzny weszła 
w życie nazwa Rumuttia, zaczęto też 
mówić do Rumunii. Kto się w tych trochę 
już historycznych subtelnościach nie orien- 
tuje, lepiej by używał wszędzie form 
nowych, także do Wf}gier, co zupełnie 
dopuszczalne, gdy rozszer,r,anie archaizmu 
na nowe pojęcia dopuszczalne nie jest. 
O połączeniu tta Litwf} pisał obszernie 
St. Westfal w JP XXI (1936) 65 nn.. 
i 105 nn. A do Niemc6w zam. do Nie- 
miec nie tylko razi, ale i wywołuje nie- 
porozumienie, bo tutaj musi oznaczać nie 
kraj, ale niemieckie władze okupacyjne 
w Polsce. 
Dobrze po polsku mOWl się wytrzesz- 
czyć oczy, gdy wystaw'ić oczy mógłby 
chyba ślimak; nowość ta zupełnie nie- 
potrzebna, bo wytrzeszczanie jest dotąd 
pełne malowniczości i ekspresji. 
Bieżeńcy zam. uchodicy to oczywisty 
rusycyzm, dopuszczalny tylko w czyichś 
ustach albo w cudzysłowie. Z rosyjska 
brzmi też «ugniot czołgów>, a. jeszcze 
bardziej kochal siedzieć zam. lubil. N a- 
tomiast germanizmem jest . zaintereso- 
wanie dla życia> zam. życiem, może też 


-głód i tyfus plamisty zbijaly ich liczbę 
o 30 proc. miesięcznie. (48). 
Nienaturalnie brzmią: siekać cienko 
zam. krajać cienko albo siekać drobtto, 
obejmować sif} ciasno zam. silnie, 
«'J#eprzystawalność amatorów» zam. nie- 
dostosowanie sif}, niezrf}czność. Tu też 
należy .ci, którzy nie chcieli», jakby 
urzędowe czy naukowe, zam. normalnego 
potocznego czy poetyckiego «ci, co nie 
chcieli». 
Już z banalizowanymi nowotworami są: 
rozladowatte oczy, rozbudowane uczucia, 
zwłaszcza, że trudno zrozumieć przeciwień- 
stwo rozbudowywaniaiwyplacania uczuć. 
Bardzo dziwne i nieskuteczne stylistycz- 
nie są zwroty: . nieszczęście pf}klo», bo 
nie wiadomo, czy się zaczęło czy skoń- 
czyło; o kobiecości, która ttie zahacza 
chyba zam. ttie pociąga, 'nie nf}ci j napu- 
czony kot (s. 40) - napuszony? j co za. 
cel ma dośmierttty pTezes (s. 34) zam. 
dożywotni? - chyba humorystyczny. 
N ato miast nie widzimy nic złego w bu- 
rościach zmierzchu, w słowach bez pokry- 
cia (jak weksle), wstawiattiu koni do pałacu, 
nastawianiusif}tta coś, w nieczytelnościach 
(o których wyżej na s. 76 nn.). 
O języ ku dawnej powieści Adolfa Rudnic- 
kiego p. t. ,Żołnierze» były uwagi w rocz- 
niku XVIII (1933) 98-9. Red. 


Kronika 


W pierwszym tegorocznym numerze 
Problemów (s. 15-6) prof. W. Święto- 
s ł a w s k i zamieścił artykuł zatytułowany 
Sekret cudzoziemskiego akcentu. Zain- 
teresowało go mianowicie zagadnienie, dla- 
czego nawet, po dłuższym pobycie w ob- 
cym kraju trudno jest się pozbyć t. zw. 
.cudzoziemskie
o akcentu. Oparł się tu na 
własnych doświadczeniach, g-dyż po sie- 
dmiu latach pobytu w Stanach Zjedno- 
czonych wciąż jeszcze natrafiał na tru- 
dności w wymawianiu wyrazów angiel- 
skich. Aby sobie to wytłumaczyć, udał 
się do specjalisty lekarza, znającego sku- 
teczne środki do usuwania defektów mowy. 


a'. wy kładaj ącego na wyd,r,iale medycznym 
uniwersytetu w lowa. Ów lekarz dał mu 
następujące objaśnienie. Stwierdził naj- 
pierw, że «trudności prawidłowego wy- 
mawiania nie wynikały wcale z braku 
słuchu czy pamięci muzycznej ». Następnie 
wskazał, że «każda mowa wymaga 
wyrobienia mięśni głosowych. Przycho- 
dzi to łatwo dziecku, nie jest wcale 
trudne dla młodzieży do lat 15, a czasem 
nawet 20. Staje się natomiast coraz 
trudniejsze w miarę dojścia do wieku doj- 
rzałego. Na starość zadanie to staje się 
niemożliwe do wykonania». .po wyrobie- 
niu swoich organów głosowych nie mo-
		

/092_0001.djvu

			92 


JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2' 


żemy zmienić swego sposobu wymawia- 
nia, nawet w naszym rodowitym ję- 
zyku.. 
W końcu artykułu pro£. Świętosławski 
stawia następujące pytania: «l) czy mo- 
żna nauczyć dziecko kilku naraz języ- 
ków cudzoziemskich z tym, aby wyma- 
wiało ono wyrazy poprawnie, bez cudzo- 
ziemskiego akcentu? 2) czy byłoby mo- 
żliwe' nauczenie człowieka w podeszłym 
wieku wymawiania wyrazów w języku 
obcym bez tegoż cudzoziemskiego akcentu? 
3) Czy można wykształcić organa głoso- 
we tak, aby usuwać według woli uczącego 
i nauczanego odrębności wymowy «kre- 
sowej» czy też dzielnicowej, i to w do- 
wolnym wieku nauczanego? 
Na zapytania pro£. Ś. nie łatwo dać 
krótką odpowiedź. Pierwsze z poruszo- 
nych zagadnień,' tj. sprawa rozwoju mowy 
u dzieci w społeczeństwach dwujęzycz- 
nych, jest przedmiotem badań bardzo 
rozległych; istnieje bogata literatura temu 
poświęcona. Ogólny wniosek jest ten, że 
dziecko się m o ż e uczyć mówić dwu 
językami: takie wypadki zachodzą nieraz, 
zwłaszcza na pograniczu germańsko-ro- 
mańskim (Belgia, Luksemburg); wysiłek 
jednak, skierowany ku opanowaniu dwu 
jęz'yków naraz, odbija się często na pe- 
wnym (niezbyt wielkim zresztą) opóźnie- 
niu rozwoju psychicznego dziecka w in- 
nych dziedzinacb. 
Pytanie drugie, dotyczące wyszkoleni!\ 
w obcej wymowie osób starszych, zna- 
lazło już odpowiedź w wywodach owego 
lekarza amerykańskiego, na którego się 
prof. Ś. powołlJje. Trzeba tylko dodać, 
że trudności z tyin związane są w znacz- 
nym stopniu natury psychicznej: cZYJ;mości 
narządów służących do mówienia są z je- 
dnej strony dość skomplikowane, tj. uza- 
leżnione od współdziałania wielu narzą- 
dów naraz, z drugiej zaś strony są one 
prawie całkowicie zautomatyzowane 'wsku- 
tek ciągłego ich powtarzania. Zmiana 
sposobu wymawiania polega 7.atem na 
przekształceniu czynności zautomatyzo- 
wanych, co zawsze nasuwa ogromne, 
czasemnawetnieprzez wy ciężone trl1 dności. 


Odpowiedź na pytanie trzecie wynika 
w znacznym stopniu z odpowiedzi po- 
przedniej: nie chodzi w danym wypadku 
tylko o ogólne wyćwiczenie narządów 
mowy, ale ponadto o zdobycie pewnych 
przyzwyczajeń, o zautomatyzowanie pe- 
wnych czy
ności. Nie znamy dotąd środ- 
ków na to, by w ciągu krótkiego czasu 
nabyć biegłości w czynnościach automa- 
tycznych, a więc również, by nabyć «ak- 
centu» właściwego jakiemuś obcemu ję- 
zykowi. Można tę trudność porównać 
z uczeniem się gry na różnych instru- 
mentach muzycznych: kto gra na forte- 
pianie, ma oczywiście rozwinięte w pe- 
wien sposób mięśnie palców i rąk, ale ten 
rodzaj rozwoju mięśni nie daje możności 
gry np. na skrzypcach; w tym wypadku, 
jak i przy nabywaniu obcego «akcentu», 
trudność polega na zdobyciu zautomaty- 
zowania odpowiednich czynności. J. S. 


Oso bna tego czasopisma rubry ka «Groch 
z kapustą, panoptikum i archiwum kul- 
tury., zbierana przez Juliana Tuwima, 
daje też w każdym numerze «osobliwości.. 
językowe. Oto np. w numerze 4 dowcip, 
będący pełnym dowcipem tylko dla niezu- 
pełnie władających polszczyzną: odmie- 
niajmy czas teraźniejszy słowa jeść łącz- 
nie z zaimkiem osobowym, a dostaniemy 
jajem od jajo, tyjesz od tyć, myjemy od 
myć, wyjecie od wyć, wreszcie (już bez 
zaimka) «jedzą od ...jechać (my jedziemy, 
wy jedziecie, oni ...jeązą)', Ciekawa rzecz, 
czy autor żartu zdawał sobie sprawę, że 
ta jego niejako «wzorowa. koniugacja by- 
łaby właśnie niereguJarna, bo do jedziemy, 
jedziecie 3. osoba jadą jest regularna 
(teoretycznie regularnie mogłoby też być 
"'jadą, por. wg I koniugacJi wiedziemy, 
wiedziecie, wiodą); na odwrót zaś do je- 
dzą «regularne> dwie poprzednie formy 
brzmiałyby "jedzimy, *jedzicie, pOl'. sie- 
dzimy, siedzicie, siedzą lub brodzicie, 
brodzą. To już o wi ele lepiej 'powtarzał 
sobie pewien chłopczyk przy zabawie 
zjeżdżania po poręczy schodów: jadf}, 
jadf} ... zjadlem, bo to było dokładnie wg 
wzoru: bodf}, bodlem.
		

/093_0001.djvu

			XXIX. 2 


JĘZYK POL
Kl 


93 


A w nrze 4 mamy: zdanie-potwór na 
całą szpaltę, naj dłuższe wyrazy, jak 
przetotalizatorowalibyście sir;, uczniowski 
dowcip napisania polskiego zdania niby po 
łacinie: Animi'sal cani. Ep. oda. ierum. U. 
	
			

/094_0001.djvu

			94 


JĘZYK POLSKI 


XXIX. 2 


ciekań. Czeskie źródla historyczne dobrze 
to imię znają i tylko w postaci z jednym 
-n-o Forma Bożenna (przez dwa -n-), z jaką 
się było można dawniej spotkać w tzw. 
kalendarzach imion słowiańskich, jest jego 
zniekształceniem, dokonanym prawdopo- 
dobnie pod wplywem imion w rodzaju 
Marianna. Imię Bozena może być zdrob- 
nieniem pełnych imion kobiecych Bogu- 
miła, Bogusława, Boguwola itp. W Cze- 
chach poczytywano je za odpowiednik 
chrześcijańskiego imienia Beatrix. 
2. Czeslaw należy do imion najzupeł- 
niej regularnych, zn;tkomicie poświadczo- 
nych w średniowiecznych naszych źró- 
dłach historycznych. Związek pierwszego 
członu tego imienia (Cze-) z rzeczowni- 
kiem cześć nie budzi żadnych wątpliwości. 
Jednym z jego wcześniejszych stadiów 
rozwojowych musiała być forma *Czest- 
sław, która po uproszczeniu ,grupy spół- 
głoskowej -sts- 
 -s- przeszła w Czesław. 
Jakiekolwiek inne kombinacje na ten te- 
mat są nie dopuszczalne. 
3. Wśród autentycznych imion staro- 
polskich Wieslawa nie znajdujemy. Jest 
to bowiem sztuczny płód literacki (jak 
np. Gra
yna). Spopularyzował go K. Bro- 


dziński swoim «Wiesławem>. Nie Bro- 
dziński jednak jest imienia tego rodzicem, 
stworzył je rówieśny Brodzińskiemu poeta 
Wincenty Reklewski (1786-1812). Trzeba 
z uznaniem stwierdzić, że nowotwór Wie- 
slaw doskonale pod każdym względem 
naśladuje dawne rodzime imiona. To wy- 
raz-imię z prawdziwego zdarzenia. 
4. 1Hf}claw jest nowszą postacią auten- 
tycznego staropolskiego imienia Wif}ce- 
sław. Imieniu Wif}ce-slaw na gruncie ru- 
skim odpowiada wiernie Wiacze-slaw, na 
czeskim Vdce-slav. Późniejsza czeska for- 
ma Vaclav ma się do starszej formy V d- 
ceslav zupełnie tak samo, jak Wif}claw: 
Wif}ceslaw. Skrócenie to tego typu, co 
Kaźmierz na miejscu i obok Kazimier". 
W członie pierwszym imienia Więclaw - 
Wif}ceslaw (Vaclav - Vaceslav, Wiacze- 
slaw) tkwi ten sam pierwiastek, co w for- 
mach wilJk-szy, stpol. wif}c-szy oraz więce-j. 
Dziś tego imienia używamy w czeskiej 
postaci 1Vaclaw. Przy sposobności nie- 
zawadzi przypomnieć, że św. Wacław, 
patron Czech, u nas katedry krakowskiej, 
nazywa się po łacinie Venceslaus. Za jego 
bowiem życia w języku czeskim istniały 
jeszcze samogłoski nosowe. W. T. 


Wyjaśnienia 


'V związku z moim artykułem pt. «Golensizi=*Gołężycy?» wSIavii Occidentalis 
XIX, 378, zwłaszcza zaś słowami: _Taki lub podobny sposób. pOiltępowania nie od- 
powiada naszemu poczuciu honoru» oświadczam, że nie mIałem zamiaru w najmniej- 
szej mierze podawać w wątpliwość pełni honoru członków Komitetu Redakcyjnego 
Języka Polskiego: K. Nitscha, Z. Klemensiewicza, T. Lehra-Spławińskiego, A. Obręb- 
skiej-Jabłońskjej, J. Safarewicza i St. ' Urbańczyka. By'łoby mi bardzo przykro, gdyby 
ktokolwiek interprefował moje slowa w sposób uwłaczający w jakiejkolwiek mierze 
dla wymienionych osób, o których się zresztą w dalszym ci,ągu tego ustępu wyraziłem 
z całym uznaniem. 
Poznań, 23 marca 1949. (-) Prof. nr Mikolaj Rudnicki. 


Na s. 378 t. XVIII Slavii Occidentalis prof. Mikołaj Rudnicki zarzuca całemu 
po nazwiskach wymienionemu Komitetowi redakcyjnemu Języka Polskiego, że na 
s. 38 rocznika XXVIII w artykule St. Rosponda .dopuścih odczytanie u Geografa 
Bawarskiego wyrazu Golensizi jako * Gołf}życy, chociaż on, M. Rudnicki, już w r. 
1929 wykazał, że jedynym naukowo możJiwym jest odczytamie tej formy jako *Go- 
lęsici [idzie o l, nie l, bo s czy ż jest rzeczą sporną] j we francuskim resume na s. 
534 pisze nawet: .la forme *GołlJżyce don t se servait Język Polski 28, 39, atteste 
seulement que la litterature scientifique polonaise n'est pas connue par les savants
		

/095_0001.djvu

			XXIX. 2 


JĘZYK POLSKI 


9:> 


polonais eux memes.> Wobec tego stwierdzamy, że formy *Gołę
yce nie użył żaden 
z wymienionych członków Komitetu redakcyjnego JP, ale St. Rospond, a według 
powszechnie przyjętych zasad komitet redakcyjny nigdzie nie odpowiada za ujęcia. 
naukowe przez autora podpisane, że więc p. M. Rudnicki wbrew tej zasadzie opinię 
naukową St. Rosponda przypisał sześciu innym osc bom. 
Prof. Rudnicki bierze z tego asumpt do rozprawienia się z zarzutem wielkiego 
niedbalstwa korektorskiego, wysuniętym przeciw redakcji tomu XVIII Slavii Occi- 
dentalis w Języku Polskim XXVIII 56, l'rzy czym w zdaniu, że «wystawiono wobec 
zllgranicy bardzo złe świadectwo mająceJ właśnie dotąd i pod tym względem [tj. pod- 
względem staranności korektorskiej - jak jasno wynika z kontekstu] dobrą opinię 
polskiej lingwistyce> opuścił, wykropkowawszy je tylko, wyrazy «mającej właśnie 
dotąd i pod tym względem dobrą opinię>. \Vskutek tego zarzut niedbalstwa wypadł 
wbrew tekstowi Języka Polskiego jako zarzut małej wartości naukowej. 
Korrzitet redakcyjtty Języka Polskieyo. 


Do całej tej sprawy nie przywiązuję większej wagi. Uważam cały zespół 
redakcyjny .Języka Polskiego> za swych bliższych lub dalszych pl:zyjaciół, prof. 
T. Lehra-Spławińskiego za swego bliskiego kolegę jako lIc:-:nia i współkolegę docenta 
Uno Jagiell. i jako profesora Un. Pozn., a prof. K. Nitscha za swego dobrodzieja, 
który miał ze mną pewne kłopoty już w gimnazjum. ' 
Zachodzi pewna różnica zdań w pojmowaniu obowiązków redakcyjnych. Jestem 
mianowicie zdania, że redakcja nie może dopuszczać do wypowiedzi, które są widocz- 
nie niezgodne ze wspólczesnym stanem wiedzy. Dlatego wlaśnie posiada zau
anie 
czytelników. Kolega St. Rospond powtórzył za innymi postać *Gofężycy (za W. Ta- 
'szyckim, który ją znowu powtórzył za Arnoldem; mógł ją także powtórzyć za kimś 
innym nie wdając się w bliższę jej rozpatrzenie). 
Od tego właśnie jest kontrola redakcyjna, aby na to zwrócić uwagę. Co się 
tym
y błędów drukarskich w SO XVIII, komitet redakcyjny sprostował je w tymże 
tomie, dał odpowiednią ilość nadbitek autorowi. przepraszając go za te niedokładności, 
wynikłe zresztą "skutkiem niedociągnięć, powstałych na skutek okupacji niemiecko- 
hitlerowskiej, która rozbiła zupełnie skład osobowy drukarni U. P. Uważam błędy 
drukarskie za mniejsze zło od błędów rzeczowych. 
Nadmieniam w końcu, że mi w głowie nie powstało w jakiśkolwiek sposób 
'kwestionować honor zespołu redakcyjnego Języka Polskiego, czemu zresztą dałem 
wyraz w swoim artykule w SO XIX podkreślając, że naz
iska członków tegoż 
zespołu zachowują dla mnie 	
			

/096_0001.djvu

			96 


JĘZYK POLSKI 


XXIX.. 2 


Sprawozdania Kół: 
Koł o Krak o w s k i e liczyło 133 członków. Urządzono 2 zebrania: 
102. 18. I. K. Nitsch: W 50-lecie śmierci Lucjana Malinowskiego. 
103. 14. III. K. Nitsch: Nowa kategoria spójników i przysłówków. 
Koł o Ł ó d z k i e liczyło 103 członków. Urządzono 8 zebrań: 
13. II. Z. Stieber: Z problematyki tłumaczeń literackich. 
16. III. H. Ulaszyn: Z dziedziny poprawności językowej. 
27. III. Cz. Kudzinowski: Homonimy, synonimy, enantionimy. 
18. V. St. Michalski: O języku Piotra Skargi. 
17. VI. St. Wyrębski : Pisownią łączna i oddzielna. 
3. VII. H. Ułaszyn: Homosa Bieś et caetera. 
22. X. H. Ułaszyn: Z najnowszej literatury poprawnościowej. 
9. XII. P. Smoczyński: Eufemizmy w języku polskim. 
K o l o W l' o c ł a w s k i e liczyło 83 członków. Urządzono 2 zebrania: 
18. VI. W. Kuraszkiewicz: Jak odmieniać wyrazy kresowe Sapieha i duha? 
10. XII. St. Rospond: Zagadnienie genezy Psałterza floriańskiego. 


Wal n e Z g l' o m a d z e n i e Towarzystwa, które zgodnie z zapowiedzią od- 
było się w Krakowie 27 marca 1949, zatwierdziło na wniosek Komisji rewizyjnej 
poniższe zamknięcie rachunkowe za r. 1948: 
Dochód: 
Pozostałość z r. 1947 . . . . . . . . . . . . . . . 
2 zasiłki Ministerstwa Oświaty . . . . . . . . . . 
Wkładki członków i prenumeraty Języka Polskiego 
Sprzedaż wydawnictw .............. 


zł 226.374 
" 600.000 
" 250.503 
" 97668 
zł 1,174.545 
zł 526.981 
" 1.600 
" 133.849 
" 31.400 
" 19.000 
" 41.463 
zł 754-.293 


Razem. 


Rozchód: 
Druk 8 zeszytów JP (2 z r. 1947) i jednego tomiku Biblioteczki " 
Klisze . . . . .. . 
Honoraria autorskie 
Papier . . . . . . 
Administrator. . . 
.Wydatki administracyjne, głównie poczta 


Ra,zem. 


Dochód . 
Rozchód 
Pozostałość. 


zł 1,174.545 
754.293 
420.252 


" 


zł 


Wybory do Zarządu głównego dały wynik następujący: z Krakowa: 
Tadeusz Estreicher, Adam Kleczkowski, Zenon Klemensiewicz, Tadeusz Lehr-Spła- 
wiński, Kazimierz Nitsch, Franciszek Sławskij z Łodzi: Henryk Ułaszynj z Poznania: 
Stanisław Urbańc:>:ykj z Warszawy: Antonina Obrębska-Jabłońska; z Wrocławia: 
Stanisław Rospond. Zarząd ukonstytnował się wybierając prezesem K. Nitscha; 
a wiceprezesem T. Lehra-Spławińskiego, sekretarzem Z. Klemensiewicza, skarbnikiem 
Fr. Sławskiego. 
Skład K o Hl i s j i l' e w i z Y j n ej: Helena Czerska, Tadeusz Stanisław Gra- 
bowski, Jan Safarewicz.