/100_0001.djvu

			tOO 


JĘZYK POLSKt 


XXVIr. 4 


spiracyjnego i potocznej mowy ludu Warsr.awy. Rzecz jedllak zrozumiała, 
że specyficzne warunki walki I życia w stolicy mu.ialy stworzyó neolo- 
gizmy, jeśli nie słowot,wórcze, to zD8czeniowe. I rzeczywiście jest ich 
kilkanaście. 
Groźna broń niemiecka., sześciolufowe miotacze min otrzymały na 
Starówce i Zo!iborzu. nazwę szaf (przesu,wan.ijch, latających), a w Śród- 
mieBciu i na Mokotowie. krów (r,lICząC(lcA). SłuchoWe wra
onia przy nabijaniu 
miotacza ('przejmujący zgrzyt czy pisk - rzecby można przesuwanego 
meblA« Dobraczyński o, c. 18f); .jakby ktoś 'nakręcał potworny zegar 
albo przesuwal szaf
. K. Z. Zmorski, Tyg. Warsz. 4. 6. 46, str. 3-4) 
czy przy przelocie i wybuchu .(.zaryczala dzisiaj ""owa K. Z. Skierski, 
Tyg. Warsz. 4. 8. 46, str. 4; .wycie krowy. Gaz. Lud. 31. 8. 46, str. 
5) powiązały uazwę mebla czy zwierzęcia domowego z określeniem broni. 
Nabijaoie miotacza llaz3rwano nakręctlł'u'em (nakręca)" A więc krowll
 

szafa nakręcała, ryczala, 1O;
ła, sk,'z.ypiala. Dolatując do celu seria' fi po- 
cisków zaiumuiała, ':""ąbht r wyriłn, pal

ęfa, h
}'upila., {upila w dom. czy 
gromadę ludzi. . 
Skuteczną broń. przeciw czołgom stanowiły butelki samozapalające, 
zapalające, na,bija"ue pośpiesznie przez pirotechników. Ich nosicieli, najcz
- 
ściej mlodocianych, na'ywalo się blttclkowcami, choć byly i' swojej roboty 
wyrzutnie butelek na S'wówce, która ochrzczono katapultami.. Na Starym 
Mie
oie rudosławo'wcom rżolnierzotu »R.adoslawa
' dokuczali niemaJo 
OQlębia'ł'ze 
Niemcy dywersaIJ.ci 1 strze
aj'lcy z dachÓ.wi stryehów J . 
olllierzy" 
starówczan nazwano toż s;;c;;urami ka1iałow!J'I11.i, -ibu i u siebic, i przedzie
 
rając się do Śródmieścia korzystali z !runąlów przechodząc pod Warszawą 
wobec nieudani a sję' prob przebicia się wieTzchenf, górą. 
Rosyjskie kukurużniki na St. Mieście nazywano czasem motorówką, 
na Mokotowie trajkotem, ws?'ystko to (jak i traktor z Podlasia) od h..ta- 
śliwego motoru tegc samolotu. Na Mokotowie mówiono t.eż o bocianic 
przenosząc na dwuplato;'iec rosyjski nazwę"; niemieckiego "dwupłatowca 
Sr.orcha. Pod koniec powstania. gdy wskutek rozgoryczenia ludności gy_ 
wilnej wyraz akowiec nabiera! cza.som. posmaku ironioznego, r;olnier:ay na- 
zywano też złośliwie opaskowiczami (K. Z. Skierski, 'l;yg. Warsz. 
4, 8. 40, str, 4). 
Rabnuek' opuszczonych domów określano złodziejski1!;l terminem 
szabru, podobnie z oogoż złodziejskiego szwargotu podjęto okresIenie 
. szmat, bielizny, gm-doroby szabrow"nej - cżltcky. I te dwa ostatnie wyrazy, 
choć najmniej - a wlaściwie zupelnie nie - z'IViązane z wznioałym zrywem 
walczącej stolicy, przeżyły go, gdy inne wymienione nowotwory wraz 
z wygaśnięciem powstania i jego warunków zamarły. . . 
J. T. Milik. 


'Varszawa.
		

/101_0001.djvu

			JĘZYK POLSKI 


101 


XXVII. 4 


:I< Węźnica 
O znaczeniu i pochodzeniu tego wyrazu pisalo w XlV. roczniku JP 
(192\1) czterech autorów, nie dochodz
c do zgody. I nadal sprawa by/aby 
w zawieszeniu, gdyby,poza naukowymi pomyslami nie wypłyną! nowy. fakt. 
Rzecz' jest z paru względów ciekawa,' ale do jej zrozumienia nie można 
poprzestać na przytoczoniu tego rozstrzygaj
cego faktu - tnazwa pojawia się stale 
w łąozności z nazwami oiężarów, dotyczących l.	
			

/102_0001.djvu

			102 


JĘZYK POLSKI- 


XXVII. 4- 


, 
zeszycie obszerny artykuJ: pomieikoil J.Czubek. Nie godzi się 'na obja- 
snienie e j"k6 denazalizacji z 
, bo tu we wszystkich dokumontach już 
od XIII w, jest e, a tam joszc"e w XVI sławętnu i uezęstnik. Nie godzi 
się na ujęcie przez Ciszewskiego wymiatu i nastat"!! jako obowiązków 
miodowych, natomiast thmaczy je jako jeziorne, rybne, cytują" m. i. 
z 1'. 1348 z zlemi dobrzyńskiej ripnivessmot, co czyta rybny wefun.iot, i etara 
się wy!umaczyć wym.iot jako 'wieJką sieć wymiataną (wyrzucaną') z !odzi 
do wody'; sam zaś obchodzący uaS tu wyraz wywodzi ze śr.-g.-niemiec- 
kiego i.."et.e [i.=.dzis. Eis), co miano etymologią .1udową przerobić na 
wieśnicę, nie pochodz'ICą oczywiscie od wsi. Ten ostatni czlon, 
tymologia, 
jest mocno fantastyczna, ale poprzednie, rzeczowe, wykazują niezwyklą 
erudycję i u starego już .Czuba« bystrość. 
Toteż nie dziw} że 'v następnym zeszycie JP uznał je za t'rafn& 
historyk średniowiecznego gospodarstwa R Grodecki, inaczej jednak 
odczytując i tłumacząc gMwny wyraz. Wg niego jest to więźne lub raczej 
wicill£ 
obowią.zek pilnowania kłQdnika, tj. więźnia, i odstawiania go do 
wiel:g (grodzkiego więzienia', 
Wreszcie znówwnastępnymzeszycie W. Doroszew 
ki zwróciłuwag
t 
że skoroistp..iały jnż wyrazy wwiąż o znaczeniu nazwy czynności i 'lowięble 
na oZDMzewa .op!aty, to uiezrozumiale byloby two
zenie do jednego z nioh 
zupelnego Iłynonimu wwicinica, zwlaszcza że pr
yroBtek -niCll 
mial w staro- 
polszczyźnie -wyra.źne oblicze znaczeniowe (nazwy narzędzia i miejsc
}.:. 
W ten sposób osaczony, Taszycki wycofa! si
 ze swojej hipotazy 
zostawiając na placu Czubkową jeziorną wiefnicę i Grodeckiego rvież1licę, 
(z artyk-uln Dot08zawskiego odrznca tylko twierdzenie, jakoby stp. -nica 
mogla mieć tylko dwa przytoczona przez niego znaczenia). .Ale wkrótc" 
potem BrQeknęr- w .Dziejach kuJtury polskiej. (s. 331) i to hipotezy od- 
rzucił, wracając do starego wywodu Maciejowskiego: ma to być wiei/nica 
'jakaś powinność wiosenna>. . 
Tak stała "prawa blisko lat dziesięć, aż w r. 1938 rozwiązalają Anna K u- 
trzebi anka w pracy. Vesnica-dan4J.a miodowa., pomieszczonej \v VII 
tomie lwowskich Roczników Dziejów Spolecznychi Gospodarczych, s.13-1 0&. 
'.rytu! za cia8Il)-, bo autorka rozpatruje nie tylko' te, ale wszystkie 
daniny miodowe i ich miary; choć więc rozprawa jest z historii gospodar- 
czej, zestawrn te
 obfity materia! językowy. N.. tu jednak obehodzi węinica, 
Przed. wszystkim przytoczony nowy fakt dowodzi, że .ię Taszycki 
co do podsta";'owego ujęci.. tzeczy niepotrzebni& oofn'!,!, bo to istotnie 
danina miodowa.. Mianowicie w doknmenoie 2! r. 13:łS, ni& znanym dotych- 
czasowym badaczom, czytamy, Że wieś Stobnica ma uiszczać ,ducalem solu- 
monem melli. vidolicet metrotam quo vulgo veznh..,a nuncupatur c 'książęcą' 
daninę miodową zwaną pospolicio .eonicza', Z treści wynika jednak; Ż.8 skoro 
oe.nicza była ID i a r II ilości miodu, to nie oznacza!a opiaty za wwią"anj..
		

/103_0001.djvu

			&.xvn. ł 


JĘZYK POLSKI 


103 


się, której zresztą wg slusznei uwagi Czubka nie m'ogli opłacać nie ma- 
ią"y prawa własności chropi. W poszukiwaniu znaczenia wyrazu. plIDi K. 
wpada na należący do terminologii pszczelnej wyraz w({zulub ",ęzu, ozna- 
czaj¥'y 'woskowe wiązanie komórek ula, woskowy susz'. . 
Oto spis danycll O tym wyrazie: Por. 1450 ,mellicium, vqza" .JA XIV 
490; 1466 z Rnsi Czerwonej .attulit ollam cum cer'Volo 'garnek z woskiem' 
alias sz VI!Zą et melIe. AGZ XV 43; 11>32 rpiśmieuny slownik Bartlo- 
mieja z Bydgoszc"y vqzu wyd. Erzepkiego s. 279; w tych zlibytbch 
średniowieczna ortografia nie pozwalala na pewno rozotrzygnąć między 
węzą a wqzą. - 2 druki XVI wieku mają ą: 1ó34 Fa.limirz >wą.eę zakła- 
dają< (wg Rbstafińskiego Symbola II 289) i 1549 Krescencju sza Księgi 
o gospodarstwie (u Lindego 3 przykjady, te same w SW pod nazwiskiem 
rzekomego tłumacza Trzycieskiego),Natomiast najstarazy wielki S!ownik,M..- 
czyń
kiego, ma j11Ż pod cO!nasis pó:i.niejsz.. formę analogiczną do. czasownika 
wil@ac: 7Jw[ąs woskowy albo pi[we wiązanie pszczelne W ulu«. - Słowniki 
XIX-wieczne mają: Mrongowiu1!z 1835 >węza die Wade in Bienenstocke, 
das Gewirk., a S1. WHeński 1861 osob';o: .wąza komórka w plastrze 
wosku, tj, foremne,. sześcioboczne naczyńko, z których le
ących przy 
sobie pIastr' miodowy się skjada., a osobno: .węza pIastr w ulach pszczel- 
nych s"chy bez miodu., rozrMnienie oczywiście uJdadacza slownika, 
sztuczne. Z 
ywego języka ludowego Karlowicz w swym SGP daje węzę 
z polu dnia Poznańskiego i z Kaszub, do czego mo
na dodać i slowit\"k.. 
węsę (Słownik Lorentza). 
Objaśnienie w Slowniku etymologicznym Briicirnera - jak często- 
chaotyczne, bo wę.a czy wąsu to normalny twór rzeczowllikowy równo- 
legły z cza,o,!"nikowymi pierwotnymi wiąi:lf, więzulf - jak np. sąqu obok 
siWa6, łęk obok lęka.	
			

/104_0001.djvu

			104 . 


JĘZYK POLSKI 


XXVII. 4 


.talego niewyrBŻania w tym wyrazie nosowości, oczywiście jeżeli w nim 
ona wtedy jeszcze byŁa. 
Zniknąć zaś mogła z dwu powod6w: albo jak w uceestniku przez 
dysymilację - boć nie we wszystkich wyrazach musiała ona zajść równo- 
cześnie i w mowie mogla się ujawnić wcześniej niż w piśmie -, albo 
niezależnie, w naszym wypadku przede wszystkim przez mieszanie się 
dialektów. Tych spraw au'torka, nielingwistka,' dobrze nie roznmie, przyta- 
czając dOBe bezładnie sporą literaturę, nieraz dawn'l, IIjalo wartościowe" 
a nie uwzględniając najnowszej. Idzie tu O m
ją teorię pn.-malopolskiego 
zaniku nosówek, powstalego przez szerzenie się dialektu wielkopolskiego 
na wsch6d ipost.awioną w r. 1\128 w pracy .Z historu narzecza malopol- 
.kiego« w II t. Symbol-6w in honorem .J. Rozwadowski, a wbrew papie- 
rowym zarzutom Szobera popartą materialami historycznymi przez 'VI. 
Kuraszkiewicza w..Studiach nad poł..kimi samogloskarni nosowymi« (Pol. 
Akad. Um. 1932), o czym teuże autor jeszcze w pracy »Z przeszlości na- 
rZecza zamojskiego« w Pamiętniku Lubelskim 'fow. Przyj. Nauk III, s. 
odbitki 12-6). "ITzeba tu rozważy6 dwie sprawy: geograficzną i histo- 
ryczną. Co do 1. zwracam uwagę na 3.' mapę w. pracy Z. Stiebera pt. 
.Izoglosy gwarowe na obszarze dawnych \ województw łęczyckiego i sie- 
radzkiego« (Pol. Akad. Um. 1933), na której widae resztki beznosówko- 
wego dialektu między Piotrkowem a Sulejowem,' a pośrednio o tymże 
świadcz'lce zjawiska nawet dokola Piotrkowa, czyli w okolicy, b
d'lcej 
niejako kolebką naszych zapisów, a może i samej daniny, na ogól w Polsce, 
przynajmniej pod tą nazw'l, nie znanej. Trochę trudniej z bistorią, bo' 
Kuraszkiewicz małopolską zatratę nosówek datuje dopiero na sam środek 
XVI wieku. Ale to data wystąpienia naszego zjawiska w zapiskach są- 
dowych; w mowie mogło ono wystąpić i wcześniej, zwlaszcza tam, gdzie mogla 
z nim wspóldzialać tendenoja dysymilacyjne. W tytule umieszczam formę 
węźnica, bo gdyby nawet brzmiała ona wtedy we....ica, to z leęf:nicy powstała. 
Nie widzę więc jakiejś zasadniczej przeszkody, która by stala przeciw 
pięknej hipotezie p, Kutrzebianki. K. Nitsch. 


Panta-rka synonimy 
Ani SW ani Briickner (który ten wyraz w ogóle pomija) nie podają, 
że pantarka pochodzi z' fr. pintatle, co znÓw z portugalskiego (czy hi' 
szpan. kiego), gdzię pimada dosłownie znaozy ;pstra, malowana', Ten sam 
wzrokQwy obraz odegrał rol
 i w polszczyźnie, skoro zam. jakiejś *pętadki 
mamy pantarkę, oczywisty, i w inteligenckim wyrazie zupelnie zrozumialy 
wplyw nakrapianej pantery. Natomiast podlaska i wsch.-mazowiecka lu- 
dowa panterka to jńż nie znajomość z panterą, ale normalne tamtejsze 
zjawisko: er zam. ar, jak w fertaka czy w czasach przeszlych typu der, perli.
		

/105_0001.djvu

			AllVll. 4: 


JĘZYK POLSKI 


10.'; 


Ta francuska pantarka jest normallli\ nazw
 W calej b. Galicji, na 
Podoh1 i Ukrainie, czę
tą też w Lubelskiem, natomiast cała chyba reszta 
b. Kongresówki i 'Yileńszczyzna mają wyłącznie perliee, pM'Uezke, oczy- 
wisty przekład z niem. Per/kuk" (i po rosyjsku pierl10waja k1uriea.), Kra- 
kowscy Królewiacy, z różnych okolic prócz Lubelskiego, powiadają, że się 
o pantarce dowiedzieli w Galicji, niektórzy wiedzą tylko tyle, że to 
jaki. ptak. - Tymcżasem ludowy zasięg jest nieco szerszy. SGP podaje 
pa1tter k e z Drohickiego (od Ozarkowskiego) i od Kolberga, Mazowsze V, 
a więc bez bliższego określenia: z Podlasia cd Drohickiego po Augustów 
czy z Łomżyńskiego; panta,,'ke z również nie określonego Lubelskiego (od 
Łopacmskiego), do czego m
gę dodaó lubelski Kurów (b!iżejPulaw). Na- 
tomiast 2 inne wSGp cytaty pantarki z Kongresówki są fałszywe, do- 
wodzą tylko jeszcze raz znanej mechaniczno.ci jego rsdnkcji: w Ohelm. I 295 
nie' odnosi się ten wyra.. do Ohełmszczyzny, ale tylko Kolberg, opisując 
tamtejszy s!rój, od siebie mówi o piórach pawi i pantarek, a Kolberg, jak 
wiadomo, dIugo żył pod Krakowem; w Zb. vn{ 251 łukowieckie, spod 
Garwolina, r..vchajki objnśnia jako 'pantarki kury' Ulanowska, etnografka, 
opisująca twe okolice Krzeszowic. Oba te przykłady pouczają toż, jak 
dalece obcybyl to wyraz dla Karlowicz"., może i dla Łcsia. 
Prawdziwa ludowa jest naZWa kochajka, notcwana prze.. SGP za 
Łopaem.kim (Lubdskie), Matlnkowskim (Ozerskie) i j.w. spcd Garwolina, 
a 'nie zauw!..żcna przezeń z Przasnyskiego (Ohełchowski, ,Visla III 893), 
przy czym wszyscy ci 3 autorzy, rdzenni Krolewiacy, objaśniają ją ja.ko 
pM'lią Dość wielka jednolitość tego zasięgu, od Lublina po Przasnys"" 
nie pozwala przyplLqZCZ"Ć, by to były odoscbnione punkty. - 00. do ety- 
mologii Mat!akowski, Spr. V 134, powiada, że tak nazywają perlicę .przez 
naśladowania jej monotonnego glosu, coś w rodzaju KtJcl;.ajt-koch.ajf«; 
ja znam to objaśnieni6 spod Garwolins , sam natomiast pamiętam,. że za 
mych dziecinnycb lat pantarki wołaly w Krakowie: psia-k,'ewi psia-krew!, 
rzecz uiecbojętua dla subiektywności onomatopei. 
W tym' zwi
zku godzien uwagi ustęp .. Żeromskiego Przedwiośnia 
(1921>, s, ] 53
4): .Panna-pcdlotek, jakaś wysmukla i wiotka gidia pensjo- 
narska... zabrnęła między perliczki... Czym tym afrykankom zawini1a, Oe- 
zary nie spostrzegt Nagle samiec tego hdaśliwego rodu... rzuci! się 1m 
rozlazłej pannie... Przeraźliwy krzyk perlicy, najwyraźniej po polsku przekli- 
nający - psia-krew! psia-h;1"eJv i psia-krew! .:..- ...przerazil dziewoję...., Na- 
tomiast kilkakrotnie mówi O pantarkach podlasiak Sienkiewicz w powieści 
> W pustyni i puszczy', np. na s. 210 wydania Ossolinenm z r.' 1921 
o mnóstwie >pantarek które co chwila zrywaly się spod nóg koni, a pod wieczór 
obsiadeJy ilrzewa....; 'tej też nazwy używa nawet w ostatniej swej powieści 
>Przemiany' pochodzący z Lubelskiego Prus, Pisma, PAL, XXVI 73.
		

/106_0001.djvu

			JĘZYK POLSKI 


XXVII. 4 


lOG 


Geografia i pochodzenie nazw pantarka i perlica każą przypuścić co na- 
stępuje. Ptak znany byl w calej przedrozhiorowe.i Polsce jako francuska pan- 
tarka. W XIX w. zaważy I nad jego hodowlą w Kongresówce wplywniemiecki, 
no i niemiecka (bo wtedy przecie nie rosyjska) nazwa, która jednak nie do- 
tarła od razu na wschód j w Lmbelskie., i OCzywiBoie nie wyrugowala tam 
pierwotnej nazwy z l1st, IndIl. Pierwszy znany przyklad nazwy: o chowie 
»perUc ozyli pantare/
« SW ma z Gawareckiego, \Vincelltego, -;- 1852; ale 
to na pewno pomylka, bo \Vincenty zajmowal się wylącznie historią, 
natomiast autorem prac gospodarczych jest Zygmunt., nr. 1H27, rodem 
z Plockiogo, ale dzia.lający potem w Galicji, czym się też tlumaczy po- 
dwójna u niego nazwa. Najdawniejszy cytat nie pochodÓ wiqc sprzed 
polowy XIX w. Z t.ej też epoki pochodzą pantar.ki u WschodniogaJ.icjaoki 
Waudy Monn6, narzeczonej Grottgera, p, Arthur i \Vanda. I 193. 
[(, Nitsch. 


Szach 'pies' 


Poprzedni roczuikJP (XXVI 19. 22. 114) nmieścil parę srr0'kulów 
o wyrazach orient,a.lnych; nasuwają .one garść dalszych uwag, po części 
krytycznych. Ale zanim do nich przystąpię, podam najpierw należący tu 
wyraz inuy. 
W żadny.m stowniku nie znajdujemy słowa szach t p iC8\ nie uwzględ- 
nil go też BriickuCl' \V SEt ohoć w innym, późniejszym dżiele twierdzi; 
Że nazwa to "powszechna«. Oto caly ów tekst: "Wzywa Mazur lutra do 
kościoła. - Idę do zboru saskicgo_ - '1'0 t.y sa ch , (powszechna nazwa 
psa, szach, sz(ts2ek 'blazen') , , (Dzieje kultury pol. 1930, II 5U;). Przypi- 
sywaua nietolerancJi wyznaniowej Mazurów s.negdota, polegająca na nie- 
udolnej grze slowotwórczej - identyczny przymiotnik od Sas 'protestant' 
i od dialekt. S(wlt 'pies' -, j<>!!t zapewne tylko wymyslem literatury sowi- 
zdrzalskicj, mimo to wzmiankę ową mo
na uznać za dowód, że w XVII y;. 
szach- 'pies' uchodził za rzeczownik pospolity. :\illiej jasne jest znaczenie 
t';go slowa w .Krótkiej r07.prawie. Reja (1543), gdzie go użyto dwu- 
krotnie, ale, zdaje "ię, tylko w funkcji imienia wlasnego, Tak też wv- 
jaśnił rzecz wydawca przedruku (Bib!. Pis, Pol., wyd. Akaa., nr 23): sza
" 
'nazwa psa go!iczego', a więc identycznie jak przy slowach: jJoźar, 
strrl8ia (tamże) l). 


() \V 'P:Nomcnklatllt'"i.e OgA-I'ÓWł Ostr	
			

/107_0001.djvu

			.xvn. 4 


JĘZYK POLSKI 


IQ) 


___ _-----'-_----=='---== ------=_______=_____.o 


Jako rzeczownik pospolity istnial szach także w s
arszej li
craturze 
krail\Bkiej, np. T. Z(i)emka w panegiryku na herb Bałabanów .Korczak., 
odanym do .Leksykonu« Beryndy (1627), m. i. tak pisze pod podobizW], 
erbu: ...A man B '!"lUl!, B 0(r)
D3H'13 ]l n;epKOBHObl'l> TJJ-le, '!)'fiROC;Tb CrpaJliII, 
llX'L ;4,o.uy, QII'IJ.ł::caeT'f> 'c)d1.:re. (A szach w czaszy, w otczyznie i c8r-kownom 
ele iCzujnost straży, w ich domu, opiewaj et smiele). Szach »w czaszy«, a rB.
 
2iej w korczaku- 
pncha,rze 7. nS'ł.:kiem' znajduje się też lla. odpowiedniaj ry.cinie 
Nie.icckiego, k
óry podał m. i. bajeczną hi.torię samego herbu. Inną 
ajkę s
reścił 13riickner (Dzieje kult. l 320), nie wspomniał jednak, ozy 
lowa szach nic użył któryś z naszyoh heraldyków, co ulatwiłoby ewen. 
lalnie interpretację tej nazwy. 
W SE Briickner przytoczył tylkc zdrobnia!ą fcrmę ..asuk 1. 'błazen' 
: czesk.), 2. 'gatunek psa' i wywodzil ją od szachów, bo .blaz'>D nosił 
tę W' szatach różnej barwy,sz..chownicy. (s. 541); tutaj uznsł j,!- już, 
daja 
ię, za zdrohnienie "CJd szach 
pies\ ale pochodzenia tegoż: wcale nil} 
'yjsśnit. Ostatniego wyrazu nie zn..! jeszcze SW, w którym do różnyoh 
doieni znaczeniowych .zasska dołączono pod 3. llazw
 figury szaohowej 
icmtek, jednak bez podania źródla. 
Szach 
pies' należy do pożyczek za 'V scbodu, odpowiada: mu bowiem 
,ehlew. (gr.-pers.) Sitg tpies\ pers. se-g tB., znane też jako zapm
yczeIlie w tur. 
)sm.) sd, (zob. Horn, Neupers. J<:tym. nr 743, Hiibschmaun Pers. Studien 7U. 
78). Choć pochodzenie orientalne nie ulega wątpliwości, to jednak.cisle ozna' 
zeuie ogniw pośrednich, które by po
wa.laly wytlumaczyćróżnioefonetyozne 
ormy polskiej i ukraińskiej od pierwowzoru, jest dosyć trudne. Biorąo 
,od uwagę źródło pehlowijskio, można mówić tylko o bardzo późnym zs, 
,ożyczeniu, brak tu bowiem zmiany a w o (zob. peW. "ar., praslow. vols- 
wlo9" Horn, o. c. nr 908; co do ros. Bopca, ukr. BOpCli'l'IlCa rjeżyć się
 por. 
Ta.mer, Rooz. Sla,w. V 126), z drugiej strony przejście g w X możliwe 
'ylo w ukraińskim tylko w dobi. bardzo wozesnej, przed zmianą g na h, 
. więc okolo X wieku. W IX-X w. gło.k
 g wymswiano prswie jak y, 
j. nie jak krt,aniowq, ale tylIlOjęzykową dźwięczną, co w wyrazie oboym 
aoglo uleo zmieszltuiu z tylnojęzykowym bezdźwięoznym. X (zatrata 
lżwięczności). W dobie późnie.i"zejzmianę podobną mógl, zdaje się, wy- 
.olać jaki. pośreduik turko-tatarski, który dsl też podstawę do przejścia 
-" 3, znaucgo z szeregu innych pożyczek. IV osmański
 wyraz ów na- 
eży do mniej używanych i występuje bodaj tylko w literatnrze (zob, 
;amy-bey ł'mschery, Dict, turc.fran,ai_), gdy normalną nazw'!- psa jest 
'odzimy turecki k6pek 'pies' (stąd może ,vziql Stanisław Augusi naz\vę 
na swego szpica :Kiopka, z którym porównywał się Trembecki; zob. 
)hrzanowBki H. l. p.), ale osm.. sek nie można tn braó w rachubę, gdyż 
)rzejśoie kd X trudniej usprawiedliwić, niż y w X (wyst
pujące zresztą 
lawet w wyrazach słowiańskich, zob. np. EHJ1I'I1I1! > 'literat'; z XI w.j.
		

/108_0001.djvu

			108 


JĘZYK POLSKI 


xxvu. 
 


Ślad tego wyrażenia JIU\my jednak w pożyczce nowszej, w nazwie ko- 
zaków. nadwornych, tzw. semenów (używa jej parokrotnie .np. Pasek; 
przyklady z Sienkiewicza. zob. w SW), kt.ór
 wzi
to z terminologii ja.n- 
czarskiej: segb.n, sejm." (z pers: sagba", zob. Lokotsch, Ętymol. Wort<>rb. 
d. europ. .Worter orient. Ursprungs, nr 17(8); j
zyk rumuński dorobił do 
tego własną form
: se.mea" 'infa.nterzysta' (zob. Til-tin Dic(ionar roman- 
german). Jan Janów. 


Kaszubskie g1'o.jny j sIennik 
Z milym zdziwieniem norować nam przychodzi zainteresowanie ka- 
szubską literaturą regionalną, i to nie tylko w postaci dyskusji nad pi- 
śmiennictwem kaszubskim, czemu dają wyraz bydgoskie >Arkona« i .Jan- 
tar., ale także w samorzutnym czytelnictwie tak swoistych i niebanalnych 
dokumontćw kasznbskiej pnblicystyki regionalnej, jakim jest z Z. polowy 
XIX w. .Skorb KaszebskoslovjnskJ8 mav,,' dra Floriana Cenowy. 
Dowodem tego je"t na.deslane do Redakcji JP przez p. ,J. K. Dmu zakre- 
sowi przenośni
 grać 'parzyć się' w odniesieniu do pta.ctwa (Lorentz, 
SGP Karlowicza) lub 'gonić się' o bydle (aesko-n
m6cky .Iovnik Kotta)_ 
Drogi znaczeniowe grania od 
igrania' (zaba.wiania się' do (igraszek 
mil08nych' są niemal naturalne w uszeregowaniu tych skojarzeń. Metafo- 
ryczne zafiksowanie 'igraszek miłosnych' spotykamy n serboehorwackieh 
pisarzy XVI-XVIII w.: igra 'gaudia amoris, amplexus', igrati se 'faire
		

/109_0001.djvu

			XXVII. 4 


JĘZYK POLSKI 


109 


l'a.mour', a ze źródeł póżniejszyoh' też w pieśniaoh ludowych W uka (igrali 
se) (Rjecnik hrvatskoga ili srpskoga jezika, Zagreb 1880 nn.) 
Ten rodzaj proenośni czy eufemizmu nieobcy był też naszej litera- 
turze osiemnastowiecznej, jak to pokazuje inscenizowana kiedyś przez 
L. Sćhillera w warszawskiej Reducie piosenka o pasterzu, co zwabil pa- 
.sterkę do parowu: 


. Tam całuj e i wychwala. 
Ona mówi: iGrajmy znowu!., 
l zag'J'ali tra-la-Ia,-la.! 


Oczywi
cie powolna jest droga od tej dyskretnej gry słów do .graj- 
nego dzewusac, o którego nifiodwolaInie ujemnym znaczeniu przesądza 
nazwanie dziewczyny sabaką, co w dialekcie słowińskim (znów Lorentz!) 
znaczy wyraźnie: sabiika 
gemeiDes QDziichtige.s Weib' czyli (nędzna, W8ze
 
teozna J) kobieta' i 't. s. o mężozyźnie', czemu odpowiada pospolity u nas 
epitet ."ki dla 'kobiety o nieposkromionym temperamencie': 
Poś
ednich ogniw w rozwoju znaczenio'Y)'m od gra6 'faire I'amour' 
do kasz. grajnll'jurny, rozpustny, rozwiązły' nie znajdujemy w poIsz- 
hzyźnie, ale dostarczy nam ioh .Słownik dolnoserbskeje reoy< Muki, gdzie 
.dolnołużyckie imienne derywaty od deminutywu werbalnego graikaś 'grać', 
jak grajkańe 'dos Taudeln, .l106eSHII'IJim.e', grajka.. 'der Tandler, Spiel- 
matz, BRHlIJtlaRJm;anCH rryCTJlHUMH" a także żenska forma grajkawa 
die Tan- 
dlerin, Spie-llie
e, 33IInMa.IOIII,aHOH :rrycTHItaMll' określajfł osoby,. cechy, czyn- 
ności: żartu, figli, flirtu, niepoważnych zainteresowań, a także guzdralstwa 
i niedbalstwa w praoy. 'Ten szereg, ua który się' składa tak produktywna 
w dolnolużyozyźnie kategoria wyrazów pochodnyoh od grać, pokazuje 
'uam, . jak od żartobliwej przenośni figlów, flirtu, poprzez nieskladny i nie- 
.dbały stosuuek do pracy, a st'ld do żyoia, narasta uintensywniony zespól 
cech O charakterze ujemnego, obelżywego przezwiska (niemieckie odpo- 
wiedniki Spielmatz, Spielliese wyraźnie na to wskazują). 
Oozywiście w dialektach polsko-kaszubsko-słowińskioh rozwój zabar- 
wienia znaczeniowego tej grupy wyrażeń, od neutralnego do pejoratyw- 
nego, mógl iM po innej linii: przeniesienie wyrazu grat O 'parzeniu się' 
'gonieniu' ptactwa, zwierz'lt w sfer
 stosunków ludzkich już jest wystar- 
czaj'lo'l psychologiczną podstawą dla tego procesu.. 
2. Siennik: Zanim zajmiemy się tym wyrazem, warto się przyjrzoo, 
w jakim. kontekśoie występuje on w Skarbie Cenowy: 
Ti kol mórza s'l lóterskj a mają v KrokovJe swoJesennjkj; ti v la- 
sach S'l nabOżni katoMolI a mają swóJe sennjkj v LezónJe (158) 
Wonj mJeszkaJ,\ v parafjJi Starzinsko-MechóvskJ6, lliI kępach: Sva- 
rzevakj, Puckj II Wóxóvakj ['Oksywskiej']; a v PuckU są Jich semtJkj (159). 


1) Już Boy pisl.ł o tym, jak bardzo JllB.roy :ł'biblijoł\łI t
 dziedzin!} frazeologii.
		

/110_0001.djvu

			110 


JĘZYK POLSKI 


XXVII. 4 


V MJoskj, Remski, KJelonskj e Ohvaszczinskj parafjJi mJeszkaJą 
Lesoce; co mają y N ovimmJesce swoJe S"""Jk}. V Strzepskj e SeJ'Inovskj 
['Sia.nowskiej' L- SJano,skj] parafjJi mJeszkaJą Grobkaszebj (POlosze); co 
mają y MJeraohoVJe SWOJe swni".! (ib.). 
\V opisie zgrnpowanyoh w różnych ośrodkRcn wyzJJaniowo-admini- 
stracyjnych (parafiaell) pokoleń czyli rodów kaszllbskich, widzimy, że roz- 
proszone I1Ad morzem, po lasach, na kępach osiedla kaszubskie z regaty 
w innych lriiejĘwowościach miewają swoje sCn'tŹh"-j {= ag.-polskie sienniki). 
Nio chodzi tu naturalnie o dzisiejsze znaczenie SiC1l-'J",ika 
worek do 
spallia wypchany .
omą ew. sianem' (skąd j
go wywód etymologiczllY), 
bo to znaczenie jest późniejsze. Alo że w pewien sposób losy jego zdają' się 
wiązać z sie-rl1tikiem. dawnym, zaCZllę od bliższogo współczesnego terminu. 
N ajwcześniej
ze użycie siennika w d?isiejs7.ym znaczeniu przy tacza- 
Linde z Krasickiego Przypadków Mikołaja Doświadczyrlskiego: ,Nalazłem 
w i2bie sietmik ll30: kszt.ałt materaca", (121), fi. i sam IJinu8 znaczenie sielt-- 
nika podając popra.wia, że raczej winien by się l1a
ywać slomuikiem. (Nie 
w.ie
, czy w tym zracjonalizowaniu nazwy siennika nie wsp6łd
ia,.1al 
u niego niem. St-rahsack 
worok napchali)' 8lomf.

r który był pods
a
 
licznych zapożyczeń i kalk w tym właśnie zna,ezenin w szeregu języ
 
ków i dialektów slowialiskich). 
Przedtem, jeśli już pominiemy zamierzoh!y zwyczaj Rypiania na skó- 
rach i przykrywania si,: nimi, używane hyty do tego celu piet'z1liki, pie- 
rzyny lub piernaty (zarówno jako spodnie posłanie, jak i wierzchnie na- 
krycie). I niekoJlieoznie idąc za ffWą genezą etymologiczną Wypchane by'" 
mialy pieJ'zetll: .Z listków ziela, wroniego ma.
a zwanego, że bardzo mi<:k- 
kucbne, czyniono wezgłowia i 'pierznikic. powiada lHarcina z Urzędowa 
herbarz czyli zielnik z r. ló9[); o »picl'zrl-iku. mchowym
 (z::e- lllchu
 mówi 
Wacław Potoeki, .. że zwyczaj to byl powszechny, potwierdza imlY autor 
XVII w., KrajewRki: »Worek natkany suchym liściem slużyl mi zamiast. 
pi8'f'Znika
. 
Ta niezgodność etymologicznej nazwy pierztlika z przedmiotem, kt.óry' 
oznaczal: workiem wypchanym już nie piel'zem, lecz innym n1ateriulem 
zastępczym, a także mo>ie i potrzeba rozróżnienia terminologiozl1egopo- 
śoieli, na której się aypia, od t.ej, kt,órą .i
 przykrywa 1), spowodowaly za- 
8tąpienie pi,rMika przez derywat od oz,:s,o służącego dla celów spania 
siaJla lub przez nazwę... miejsca, gdzie siano składają. 
I tu docieramy do staropohkiego, wygas
ego dziś znaczenia siennika, 
Poświadcza go Linde, jako żywy jeszcze dla XVII w, (slownik Knapin- 


ł) Dzi
 w czr.sci wi€'rzcłm£cj pościeli dotrwala p,,'ergyna, ,gdy piernat oznacz& . 
lmcnowy miękki ma.terae, a pierz nik (też wymawiany piernik) wyę7.
dł 1.: uŻJcia, 
nie wiem> czy nie jako d\\'uznac:ruy przy alternacji fon
tyczDBj pi::rzJl-'ik H pit!rnik. 

 .. .:piernikiem (toh1rif:lkim) L- .piep.,.;mikiem.
		

/111_0001.djvu

			JĘZYK POLSKi 


111 


XXVI!. 4 


sza z r. 1621 i drukowany w Gdalisku Dasypodius z r. 1642) i będący 
w użyciu na równi z sicnnicq 
foe'ui1e, bróg albo stodoła, gd"zie siano 
s)zcze),. 
a wi
c z typowym slowińskim i p ..-kMznbskim pr7.yrostkiem -;5'cze. Sien- 
nik w języku literackim jako 'foe
ij]e' wyszedł z utycia, a z danyob gwa. 
rowych poświadczają go źródla dla pn'!'"wscbodnich poryferii: mianowicie 
SGP Karlowicza uotuje za Pet,rowem Vi 
arze Polaków litewskiel, sicl!- 
nfk tmie'jfłee gdzie siano składają\ i wr6szc[eiJeiłtl:;
'"f-k


ubskie sien1i-iki, 
zakladane na oddalonych od osiedli kaszub,kich ląkach '), uzui!l, r
i"j ,; .!1.!'trl 


., l) bulg. .C'1HHHK, c'bHH
n, o iiI) mo),na s

dzit' ze znaczenia 'rodzaj ](olib.y ?, li- 
:JClastych gałęzi dla cienia
, etymologicznie \"ywodzilby Rią ł'"a.c
ej 70 oboo
mego do 
"'ten/.. p1:"tlslowiari:skiogo wyra.:-:u 'ł',':
nó 'cień'. 
\I) Por. 
o mówi o. tym T...Qt'6nt
a "Zar.ys ełtl1.ografii ka.SzllbskieJ" w 7.biorowej 
pra.
y pt. ."tKa..szubi, ku1lura ludo\va. ,j j
;l.yk" ('formi ]9i\4): ... ..Da Kas.zubach na ogó1 
br!łk ł",k l TIH.WCt. wi
ksi w!aścicide z.ru.uBo:o.:eni 
ą brl1.ć w lh:ienia:wę h)ki rzaJo\ve i to 
nie.raz doś.ć...znacznie odrln.lone! byle tylko móc zdobyć }1Qtrz6bnr siano" (
tr. 16),
		

/112_0001.djvu

			112 


JĘZYK POLSKI 


XXVII. 4 


t
 archaiczną pozostalość o wi
le pow.z
chniejszego ni
gdy. znaczenia 
siennika. 
Szc;zegółowe etno
geograficzne opracowanie rozmieszczenia. nazw 
i typów schronów dla aiana odkryloby ni
wątpliwie ca1
 mnóstwo nowych 
faktów z geografii językowej, rzucające światlo na proc
s współistnienia 
lub .zastąpienia siennika 'foeniJe' przez inne terminy. 
Tu wróćmy jeszcz
' do dZI.iej.zego siennika do spania: prawdopo- 
dobnie przez wyga.śnięcie wyrazu w znaczeniu 'brogu, miejsca na siano' 
ulatwilo się rozpowszechnienie wyrazu siennik w nowym dzisiejszym zna- 
czeniu. Przy tym wyraz był strukturalnie. dość blady, podatny do wie!o- . 
fu.nkcyjnego zastosowania (por. np. w XVI w. siennik 'kosiarz' w BruD- . 
kuera 81. etym., też ros. cemme 't. s.' U Dala), i ust'lpi! miejsca w dzie- 
dzinie go'podarki ląkowej innym technicznym nazwom. W dawnym Zna- 
czeniu siennik pr2
trwal u Polaków litewskich 'IV oparciu o żywą jeszcze 
na tym obszarze w'polszczyżnie sie,micę, która 
ywotność swą "zerpata 
z sąsiedztwa z brua. cemrnn;a. Zas relikty ka.zubskiego siennika kto wie, 
czy nie mają swego wytłumaczenia w fakcie, że nie jest znany na tym 
obszarze rie"nik 'worek wypchany slomą'. Czyżby kaszubskie sienniki na 
łąkach chrouió mial, wyr
czając ten wyraz w zakresie terminów poście- 
lowych, niemiecki Slrohsack? Ale o tym, tj. zarówtJo o .sienniku do spa- 
nia jak i O 'szlroz(!ku milcz'l zgodnie slowniki, tak kaszubski jak slo- 
wiliski, i dopiero ,Zarys etnografii kaszubskiej < Lorentza (jw.) potwierdzi 
nam wiarygodność ich negatywnego świadectwa: Kaszubi nie znaje, i uie 
używają sienników do spania: .Podściótk
 [w lóżku gospodarskim] two
 
rzy sloma luźna, przykryta bialym -prześcieradtem. (sk 49). Tak zatem 
nie niemiecki ..trozak, lecz struktura kultury materialnej na Kaszubach 
w zakresie sprzętu do spania konserwuje Łąkowe sienniki kaszubskie. 
A. Obrębska-Jablońska. 


o ortogrw'" " ,ej pauzie 
Interpunkcja nie jest te.mat' 

jmuja,cym; dideko - jej do tak pasjo. 
nującej ogól ortografii. c
. - ,ż jest tej ortografii cz
ścią: ortografią' 
zdauia i e.o }-- . . _..
,,
na dyskusja interpu.nkcyjna raz się tylko 
. J ..oJIua rozwinę
, i to ftośó .Iabo, m. i. w krakowskim 
_
..e, gdzie prof. Nitscha sprowokowal Boy twierdzeniem, że >fr4nouski 
przecinek. jest od polskiego naturalniejszy, że jemu przynajmniej sam 
z siebie przychodzi. Zwrócenie uwagi na różnicę na tym punkcie między 
pisowni'l polskc, a francuską bylo zupalnie wskazane w kraju, w który
 
nawet pewien bardzo oczytany we francuskich książkach literat twierdzll 
z początku, że nie ma żadnej. I Boy bodaj dopiero wtedy się dowiedzial, 
że przed zaimkiem względnym (qui, que) także po francusku w pewnych
		

/113_0001.djvu

			:XXVll, 4 


JĘZYK POLSKI 


113 


razach daje si, przecinek (miaJ1owicie jeśli to nie jest zdanie uzupelnia- 
j
ce, ale wyjaśniające: ,'.homine qui m'a vu..., ale fhomme, qui tle PelJt 
savoir. taut,...), i powinien się byl przekonać, 
e przecinek francuski jest 
iogiczniejszy, aJe te
 o wiele !.nlduiejszy, czego dowodem także ,tosowanie 
-powyższej zasady we francuskich książkach, a lekcow.
enie jej w gazetach. 
. W niniejszym anykuliku nie za";;erzam wcale kwestionować pol. 
skich zasad używania pauzy, zasad przecie nie specjalnie polskich i obo. 
wi
zuj'icych od dawna (reforma w r. 1936 nie wprowadziła tu nic nowego, 
. może tylko coś. ściślej ujęla) -idzie mi o zwrócenie uwagi, żo się tych 
starych a slns7.nych zasad nieraz nie stosnje, czy to z powodn ich ni"... 
znajomljści, czy po prostu z niedbalstwa; a skutkiem tego bynajmniej nie 
tylko niechlujstwo zewnętrzne - to już sprawa obojętuości na nią u pi. 
. . szącego i u redakcji 
, ale niejasność wypo\\.;.edzenia się i trudnoŚć zrozu- 
mienia przez 6zyt..j
cego. Zanim to ua przykladzie pokażę. przytoczę 
niektóre z zasad używania pauzy. ....V .Pisowni polskiej- P. A. U z r. 1936 
jest ich na s. 72-4 osiem, ale nie wszystkie nas tu obchodzą. 
I (w ,Pisowui" I. i 2.). Pauzy m o ż n a \lżyć w miejscu domyślnego 
cz]onu zdania, np. CZli.jemy 'UJ tym wS2ystkim e jednej strQ'ny przeidealizo. 
wanie, 
asłania.fące i.ljtoego c2łowi
ka, a z _dJ'ugiej - niedomówienie, nie da- 
jące pdnego obraz" życia. (Szczególem tej ogólnej zasaclY jest częsty typ: 
Dakty'e - ta chleb p"styni, w >Pi.owni- punkt 2.). 
2 I:w >Pisowni. 6.). D wu pauz używa się do wyodrębnienia wtr
- 
conych czlonów, najcz
ściej dlni.szych (krótszo oddziela się przecinkami), 
np. lVszystko to bardzo 'Wzniusłe i pQuc;za;"ące - powie niejeden powierz- 
CMwny obserwator - ale jakaś nuda i powiew stęchłej śmierci 1ł>latuje. od 
tych wzorców cnoty_ 
Te dwa przykłady - to bezpośrednio po sobie następujące zdani... 
w artykule St. Oświecimskiego pt. >Antyczne keep smiling<, pomieszczonym 
w 2. zeszycietegorooznego Meanclra (s. 97). 
3. Tenże autor używa pauzy przed wyrazami niespodziewanymi, na 
1,.!-ArA ,-dwa w ten sposób zwrócid uwagę (w »Pieowni« 5.), np. Jak z tego 
I i w starożyt1wści poeci (zwłaszcza zapewne, jak i dziś, ci - z .uro
 
j..d""U,/ 

araU się nadawać .r;wej 8ylwetce pozór caegoś niezwyklego, natchnionego, 
a to prze';! bladoM ceJ'y, dlllgą fryzurę. ekscentryczny str6j itp. (tami.. e. 106). 
I wreszcie, żeby si
 ograniczyć do 1zajważnie,jszyck, wspomnimy ten, może 
najistotniejszy e/em",u dowcip" - lapidrlrnośd, z której tak sławni. b!fU 
Lacedemończycy (s. 111). 
Z tegoż antora przytoczę jeszcze przykład na stosowanie d\vnhopka 
który - wbrew: uznanym zasadom - niektórzy ograniczają do u
ycia 
przed mechanicznym wyliczaniem lub przytaczaniem. Oto' on: -[Pewnego 
rodzaju teatr] je.st w tym sensie nieżyciowy, '"prost tak mało ludzki: na 
Ue mon"me1ltalnyeh budowli i świqtyń .Fo>'um Romanum«, na tle wznio- 
8
		

/114_0001.djvu

			114. 


JĘZYK POLSKI 


XXVII. 4. 


slega Kapitolu lub bielą lśniącyr." kolUIi'" AMopolu widzimy li ti/lko protil- 
gonistów slaTożNtności: UJ bramowane pl,f,TpU1'ą togi UdraJ101O{
nych SeJlattJTÓW, 
groźnych cłJ.zarów, z triumfahąlch rydwan6w 'dumnie spoglądaiqcyclt iłllpe- 
'ratorów itd. bez jednej pauzy, mimo czego, a raczej wlaśnie wskutek 
.brakn zbytecznych pauz (o czym niżej) l
)-wiergzowe zdanie (s. 96-7) 
jest najzupelniej jasne. 
Jakżeż inaczej w artykule pana J. Ł. pt. »Dziwne lo.y Menandra 
Ateńczyka< w tYluże zes7.ycie Meandra 1)! Już na 1., niepe/uej sl,}'onie 113 
mamy panz - 11, ale przeważuie użytych fałszywie, co utrudni.a zrozu- 
mienie taktego np. zdania: .Nie'wiele s;Jc;:egółólo znanych nam z ,J
go Ź!/cia 
ukazuje teil właśnie tNIJ pisrl'rski l nQwy - w nowej epoce, ];;!Ó1'a oJdna pi- 
sarea l."ntelekt'ltallstę od ludu - aemQsu't czyni to .iedna

 jeszcze W sposób 
utrzlJ1-nu,jącjj dzie-lo pi,<;ayskie jako uJartość stałą - -widz »inteligentnyot ujrzy 
i 'lI,słyszy UJ nim wiece;" niż zl!1"l)Jnadznn8 na 
ęwiąttJCzrlym widoUJiskupo- 
sp61stwo - ale i prosty Chrem8s l Charias m'o2urnir. i wJ/czu,je J że Y,-BCf!J 
któ"ą widzi, jest wa,.ta poklask" ;: i,a,ąmd,1j. Pierwsza z tych pauz bylaby 
tu możliwa jako Oznaczenie początku wstawki, ale pod warunkiem, że 
wstawkę zamknie po demosu druga. pauza, nie przeoinek; pauza między 
lud" a d,e1llMU myJi, bo bierze ją czytelnik jake odpowiednik pierwszej _ 
na miejscu bylby' tu łącznik -; trzecia jest zupeluie bez sensu: spodzi". 
walibyśmy się tu średnika, a na miejscu czwa.rtej przecinka. - J'eszcże 
gorzej jest na. stroni o nn,stępnej ze zdaniem: Cói mufą serie epizodów, 
świetn,ych czasem ale epiz'od()w -- z -wbitą UJ środek sztuki subiektywną UJ.11- 
powiedzią Plt1"abae1J - z cha-rakterami n-ja utrzymującymi konsekwf:.l}cji-- 
2 ję&y/dem. skaczącym od li(ljki do skatologicznego i pornograficznego gl"U. 
bia1istu/u} lOsl'ólnego ,z jednolitą, p,"ecyz!ł.fną, ja.Sllą i dob,"zł3 zbudowaną sfJtuką 
wsp6tcz/Jsuq... Trzy pierw"że bezsensowne pauzy (zamiast przeoinków) wraz 
z brakiem par1ZY po 91"ubiańslwrl uniemożliwiają przy pierwszym czytaniu 

danic sobie sprawYi iż d!l1szynl ciągiem grupy Cóż mają se'rie epizodów 
jes.t dopiero U'sp61'łlegQ e jednolitą.,. sztul
ą. Bo pierwszI
 pauzę normalnie 
pojmie się albo jako opuszczenie jakiegoś wyrazu, albo jako zaznaczającą 
początek wstawki, albo wreszcie jako .ygnaliznjącą jakiś wyraz n;
'r','" 
dziewany..., a tYlliczas"ill to zamiast naj zwyklejszego przecinka! Gorzej: 
przy piervi1!zym czytauiu nermainy czytelnik będzie myśl.l, żo porno- 
grafie.ne u,.ubia"stwo jest wspólne. jednolitą... sztuki!! By pojąć, co autor' 
chciat powiedzieć, trz"ba sobie dopiero samemu ułożyć to okropną inter- 
punkcją nbezsellsownione zdanie: ale w takim razie już lepiej by je bylo 


1) Daję tylko pl€orwsze litery autora., ni.e chcąc go rQzsławiać: w!Szak jłl6t dla 
mniE'! tylko pl'zykladł"Jm, c:hoc r.:.::adkimi kto cit=kli.w nazwif!ka l JUQ7.e :r.R.
'rzeć do tego- 
w8l'tosciowcgo (',:t:a.sopi
ma..
		

/115_0001.djvu

			XXVII. 4 Jr,%YK POLSJIT. ]]ó' 
=-....:=c-
-=-----'--'-- ----,,---=--- ,- .:.:=-


 
-=-------= ;--- 


podać zupe/nie boz interpunkcji: łatwiej przecie opat.rzyć normalną inter- 
. punkcją zdanio zupelnie jej pozbawione, niż zdanie o interpunkoji 
niezgo.dnej z powszechnie przyjętą, a nie mającej żadnego wlasnego 
systemu. .- I tak przez caJy artykul, bo oto jedno z ost1ltnich zdań; 
Daleko do p,'zelwotllej hetery, takiM HabrotQlwrt - to tyl1co d.iecko ludu 
dobroduszne i dziwrt':, . tą dob,'odus'/iości,! łącz
ce chyt"ość.,. Przeci1lek 
w:skazuje jasno, że taka HabrotlJtw1l to przewrotm1 .hetera, tak miu
i prze- 
czytać czytający, tym bardziej czytająoy głośno. Ale wobec wszystkich 
poprzednich przykladów jest jasne, 
e caly ten artyku!- najznpe/nicj się 
do głośnego czytania nie nadaje: z taką wzrokową interpunkcją, przeto. 
żouy na język, mówiony, . bylby równoważnikiem odczytu, wygłcszonego 
z jąkaniem, stękaniem, tckiem bez powodu to szybkim, to wolnym, z od- 
chrząkiwaniem i t.. p, ozdobami. Zdumiewające, jak t.ego nicktórzy, mOże 
i kulturalni ludzio nie rozumieją,. uważając int.erpunkcję, odpowiednik 
logicznej i nczuciowej modulacji głosu, za jaki; bakalarski pedantyzm.. 
Interpunkcję pana J. Ł. charaktaryzują dwie zasady: pierwszą jest 
wielka sympatia do pauzy, a nie1lznawanie dwukropka, drug", używanie 
tej panzy zamiast dwukropka, przecinka, śl'ednika czy nawet kropki, albo 
też zamiast niczego, słOW81n w8zędzie, gdzie się autorowi zdaje, że trzeba 
nżyć jakiego'; znaku. Nie jest on znoWU takim riadzwY
7,ajitym wyj
tkiem: 
jest raczej ciekawym reliktem epoki t. 
w. »domowej. nauki; t", "am
 
met.odą pisywaJa list.y moja babka; tylko że: urodziła się jeszcze W 1. 
polowie XIX w., nigdy nie chod
ita do ż
dnej szkuly, no i poza rodzin- 
nymi listaini nie miala pretensji literackich. Ale dziś? 
Rodakcja Meandra widoezcie znalazła w wymienionym artykule jakieś 
wartości, skoro go przyjęła mimo jego interpunkcyjnego zmaniorowania 
i cbaosu; ale ma przecież obowiązki i wobec czytelników, którym t.aka 
forma utrudnia zro
umieIlie. Czy zreszt.ą takie nieohlujstwo _o. inny wyraz 
bylby za slaby - godzi się z naukowym i estetyc7,nym poziomem kultury 
starożytnej? 
Ł",cz
 się z tym i inne zagadnienia, ale nie chcę psuć jednolitości 
tematu. Dodam tylko, że - jak już mimochodem zaznaczylem - drugą 
taką interpunkcyjną uiedomogą- jest niezrozumienie wartości dwukropka; 
jeden ze starszych warszawskich lingwietów 
 dobrze zresztl! pisz",cy - 
sam roi przyznaJ:, że d\
ukropka. jakoś »nie h
bi«, że nieraz woli 
amia-st 
niego przeciMk z paI.iz
 (,-), czyli jaki; nie istniejący 
nak pisarski
 
. Ale to drobnostka w porównani" z tą strasZlią bezmyśln'l pauzomanią. 
Dawny bakałm'z. 


8.
		

/116_0001.djvu

			U6 


JĘZYK POLSKI 


XXVII. 4 


Stare i nowe z kresów wschodnich 


Cel' i czyr 
(p. JP XXVII 70-n 
Co Lo jest Cet", nie tak łatwo $ię do. 
'wiedzieć. Powią?aleru to od razu. z niem. 
o Zerreichc t zapamiętanym z ja.kiego8 eło- . 
,-,-nik:a, ale którego t
raZ nie znalazłem 
w kilku poważnych, a nawet w 7. wyda.niu 

Dcyklopedii Me;yera. nif) pod Zerr-, ale pod 
Eiche (HI 125f»
 J"est to tzw. dąb austria- 
oki lub burg;mdz1..i., roSD,\CY zwłĄ
zc7,a 
w poJudlliowej 
uropie, na y..,r «gr
ech,,,, 
kt.ót
go łacińska naJ/.wa botanic
na brzmi 
{Juercu8 cert'is. 
Czy cJto....any p.rzc.r: Rrucimera ce'r po- 
chodzi z niemieckiego, czy, też wprost 
z 18,(jmy, w to nie. wchodzę. Niemiecki 
Dt& jegt z łacin
 ani prapok:rewnYt ani 
zapożyczeniem stł.ryrn; wskazuje na to 
niem. ;:e- z pór.nolacińskiego ce-, ja.k np. 
Zettel '= (s)c(h)edula. 
SW lOn. cr:yr II czer  
terllbinthus, ".ichtig ce".rU8. nsl. b, !!I.-c. 

er" - magy. CRer. alb. ćer. lat. c
rrnsc:; 
za nim to saI'(.la u Bcrnekera. Ale naID 
by szło a co innego; w jakim p a 1 s k i m 
żródlo cer zna1a.,.:ł, boć przytoo
elIie go 
"W pol
kim "ławniku etymologic:znym na 
ł'ówni z lerką i limbo, nrt. polszozyznę 
W'l!Iko.zuje. Tymcza.sem dochadzimy da 
'wniasku, że chyba w ,tadnym. że p(J15
czy- 


zua cenł 'rodzaju dębu! nie zna zupelnie. 
Do D1\S7iego języka wszedł tylko od Ruei 
czyr (hubka'. ale ta i fotmalnie, i znacze- 
niowo inny wyraz, -najmylniej	
			

/117_0001.djvu

			XXVII. 4 


J1 
oryginalnym odbicia' pieczą.tki, a gdy to 
przyjgnie do bialka, przenosi się na następ- 
ny papier. Był to w'okregie miądz;ywojen- 
nym najczęściej stosowany spoRób podra
 
biania zwlaszcza przepustek 'wojskowych 
upra
'niają.cych do opuszczania koszar.- 
Vi' czasach okupacyjnych spotkałem 
ilJ 
z 
UCZOllą etymoJogią Judową
, wg której 
białko miałoby być kajką niemieckiego 
EiweUJ8 zamiast A1f8Weis, w wymowie 
:;;
!

;i;

{8
:: a


;:
d:d:7
ó
r::
 
konywa)'ąco, zwlaszcza, że postać aisl'ais 
była bardzo ro:.>powszeehniona, ale odpada 
wobec uż;)'wania tego wyrazu ji.\Ż przed 
wojną. 
Z"'Tot peleryna aJbo szafa gra komuś 
oznaczal, że temu komuś dobrze się mate- 
rialni
 powodzi. Zwrot ten pochodzi chyba 
z gwa:ry robotniczej. Przynajmniej w fa- 
qrykach lwowskich mó","iono tak o tych, 
którym udało Bię coś ukraść w miejscu
		

/118_0001.djvu

			111; 


JĘZYK POLSKI 


XXVII. 4 


pracy wynieść poza jego obręb mimo 
rewIzJI, co oCzywISCle przynosiło duży 
dochód. Pele-ryna oznaczała rzeczy prze- 
noszone pod ubraniem, a szafa przecho- 
wywane w szafce na ub mnie w szatni. 
W zależności od fabryki używano je- 
dnego. z tych akreśleń, np. w fabryce sło- 
dyczy .Meinla przeważała peleryna, w fa- 
bryce konserw Ruckera szafa. Czasownik 
grać znany jest w znaczeniu 'udawać się, 
przynosić korzyść' w języku polskim od 
dawna. Podaje go SW i Karlowicz SGP 
s. V., chociaż przykłady podano wyłącznie 
z gwary podhalańskiej. - Pochodny od 
peleryny pele-rynial'z oznaczał robotnika 
pracującego głównie dla kradzieży, wzglę- 
dnie specjalnie dużo ''VYnoszącego z fa- 
bryki. 
Iść na desant to 'iść w czasie pracy do 
innego oddziału, żeby coś ukraść', a stąd 
iJam desant to 'przedmioty skradzione' 
i desanciarz 'chodzący na desant'. Zwal- 
czali ten proceder pracownicy straży fa- 
brycznej, ochrany, nazywani bombowcami. 
Okrzyk ostrzegawczy: bombowce lecą! wy- 
dawał wspólnik stojący na czatach czyli na 
szmirze. Zwrot stać na szmi-rze albo 
trzymać szmi-r pochodzi z przedwojen- 
nego słownictwa złodziejskiego i pozostaje 
pod wplywem niemieckiego Schrniere 
stehen. - Wyraz bombowiec mógł mieć 
jeszcze inne znaczenie. Np. w cukrowni 
w Chodorowie wynoszono cukier w spe- 
cjalne uszytych długich, wąskich worecz- 
kach zawieszanych pod kurtką. Przecho- 
dzący z takim ładunkiem przez rewizję 
osobistą robotnik był bombowcem duJlt- 
moto-rowym albo cztero1noto-rowym w za- 
leżności od liczby tych woreczków. 
Bardziej używane były określenia wy- 
wodzące się z qkraińskoradzieckiej ter- 
minologii urzędowej z lat 1939-41, jak 
domoup-rawa i bakalia. Pierwszy ozna- 
czał administrację upaństwowionego domu, 
którą to instytucję zachowali Niemcy 
pod nazwą Hausve-rwaltung. Obok nie- 
mieckiego wyrazu stale używano ukrail!- 
skiej domouprawy, a administrator Haus... 


vet'walter był nazywany domouprawcą 
albo domoop-rawcą, zwłaszcza gdy nie 
cieszył się sympatią podlegających mu 
lokatorów, co zresztą było zjawiskiem 
prawie bezwyjątkowym. Bakalia - to 
państwowy sklep SPQżywczy, Nazwą tą 
określano później każdy Lebensmittel- 
geschtift, a nawet niedawno w Krakowie 
w spółdzielni Praca usłyszałem, jak ja- 
kaś lwowska repatriantka po spr
eczce 
ze sprzedawczynią zapowiedziała, że w na- 
stępnym miesiącu zarejestruje kartki ży- 
wnościowe w innej bakalii. 
Użyłem oficjalnego wyrazu t'epatriant- 
ka, podczas gdy ona śama z pewnością 
określiłaby się jako repartiantka i tyrI). 
terminem posługuje się większość prze- 
siedleńców z terenów przyłączonych do 
Związku Radzieckiego. Łacińska pat-ria 
znana jest tylko jednostkom, a z partią 
każdy się stykał zarówno w znaczeniu 
politycznym jak i partią t'epal'tiantów 
we wspólnym transporcie. N a podobnej adi- 
deacji do lepiej znanego wyrazu polega 
zmiana nazwy osadników na Ziemiach 
Odzyskanych: kolonistów na kolejnistow, 
w związku z kilkutygodniowymi przeja- 
zdami koleją na koszt PUR-u od wscho- 
dniej granicy do miejsca oSledlenia.. 
Nawiasem: w Krakowskiem spotyka 
się pomieszanie unry (UNRA) z u-rną 
(wyborczą) w obu kierunkach. 
Podobnych wojennych, względnie po- 
wojeniwch, terminów na pewno znalaz- 
łoby się znacznie więcej, gdyby je zbie- 
rać i notować systematycznie. Redakcja 
J ęzy ka Polskiego już z pocz, 1946 r. (JP 
XXVI. 31) w' notatce o artykuliku St. 
UrbRl!czyka pt. .'Wpływ wojny na nasz 
język. .(krakowski Dziennik Polski z 9. I. 
46) zwróciła się do czytelników z wezwa- 
niem do nadsyłania zbiorów wojennych 
wyrazów i zwrotów pod adresem Komisji 
Językowej P AU, więc przypuszczalnie, 
z czasem ukaże się pełne opracowanie 
tej przemijającej w większości wypadków 
fali twórczości językowej. 
Przemysław ZWOlil1 ski.
		

/119_0001.djvu

			XXVII. 4 


JĘZYK POLSKI 


119 


Recenzje i sprawozdania 


Tadeusz Milewski. Zarys języko- 
znawstwa ogólnego. Część L Teoria ję' 
zykoznawstwa. = Prace Etnologiczne, 
tom I,Lublin-Kraków 1947. Nakład i wy- 
dawnictwo Towarzystwa Ludoznawczego. 
Str. 208, 7: tego 201-8 streszczenie an- 
gieJskiE\ książki. 
J ak zaznacza autor w przedmowie, ta 
>część pierwsza poświęcona jest teorii 
językoznawstwa, jego historii i systema- 
tyce«. Część druga (oddana do druku) 
przedstawia»klasyfikację genetyczną ję- 
zyków świata oraz ich rozmieszczenie 
w czasie i przestrzeni. C7:ęść t:rzecia wresz- 
cie analizuje zasadnicze typy budowy ję- 
zyków, ich cechy wspólne i odrębne. 
Stanowić ma ona syntezę opartą z jednej 
strony na założeniach teoretycznych przed. 
stawionych w c
ęści pierwszej, z drugiej 
zaś na materiale faktów zestawionych 
w części drugiej.. 
'Przy pierwsze rozdziały poświęcone są 
historii jęz,ykozna,wstwa (1) badania do 
r. 1800; 2) wiek XIX; 3) wiek XX); 
czwarty i ostatni systematycznemu po- 
działowi lingwistyki. Każdy z rozdzialów 
zaopatrzony jest na końcu w bibliografię. 
v" rozdziale pierwszym autor opisuje 
zwięźle .główne szkoły gl'amatyczne, in- 
dyjską i grecką, poświęcając też nieco 
miejsca łacińskiej, arabskiej i nie mającej 
zresztą większego znaczenia europejskiej 
sprzed XIX w. (s. 5-26). 
VY drugim rozdziale (s. 27-72) omawia 
w poszczególnych paragrafach pogląd y 
,. pionierów językoznawstwa historycznego 
iogóln.ego(Bopp, Humboldt, Grimm, Schlei- 
cher), następnie doktrynę t. zw. szkoły 
mlodogramatycznej, która przez pół wieku 
nadawała ton w lingwistyce. Przy poszcze- 
gólnych punktach tej doktryny, reprezen- 
towanej przez całą plejadę nazwisk, autor 
stara się połączyć stanowisko referujące 
z postawą eklektyczną, kładąc słusznie 
nac!sk przede.-wszystkim na t r wal e zdo 
bycze językoznawstwa XIX w. i dając 
w ten sposób obraz postępu tej nauki. 
Okres przedwojenny, którym zajmuje 
się rozdział trzeci (s. 73-134), repre- 


zentowany jest u autora głównie przez 
'\Vundta, de Saussure'a, Trubieckiego 
i Buhlera. Szereg nazwisk drugorzędnych 
uwzględniają paragrafy poświęcone skład- 
ni i stylistyce. Różnicę między szkołą 
młodogramatyków i XX w. określa autor 
czterema parami atrybutów: . 
Założenia młodogramatyków miały cha- 
. rakter ewolucyjny, przyczynowy, 
i n d y w i d u a l i s t Y c z n y i P s Y c h o l 0- 
g i s t Y c z n y; zalożenia zaś lingwistyki 
XX w. charakter funkcyjny, celo- 
wościowy, społeczny i fenomeno- 
log ic z ny (zamiast terminów f unk cyj ny 
i s p o ł e c z n y uży(
 należałoby raczej 
funkcjonalny i socjologiczny), 
Rozdział czwarty (s. 135-200) przed- 
stawia wkład osobisty autora polegający 
na skonstruowaniu doktryny ogólnojęzy. 
koznawczej z dotychczasowych trwałych 
wyników szkół lingwistycznych, wycho- 
dzących z różnych założeń. 
/»Podstawą w tej pracy musi być zało- 
żenie, że każda doktryna, która stala się 
podstawą pewnej szkoły lingwistycznej 
i w ten sposób wykazała swą produktyw- 
ność..., nie może być ani odrzucona ani 
przemilczana, lecz musi być włączona do 
systemu...« 
A utor odróżnia więc. naprzód lingwi- 
stykę zewnętrzną od wewnętrznej. 
Ta ostatnia (można by rzec językoznaw- 
stwo w ściślejszym tego słowa znaczeniu) 
zajmuje się centralnym zagadnieniem for- 
my i funkcji (treści) w ich wzajemnym 
związku, podczas gdy fonetyka ekspery- 
mentalna, psychologia języka i socjologia 
języka zajmuje się elementami formy 
i funkcji w oderwalliu: np. fonetyka eks- 
perymentalna bada dźwięki mowy w ode- 
rwaniu od znaczenia, psychologia zajmuje 
się znaczeniami i ich skojarzeniami bez 
względu na ich szatę dźwiękowę itp., 
wobec czego nale:i:ą one do lingwistyki 
zewnętrznej. _ 
NastępIlis mamy podział na gramatykę 
i stylistykę, wynikającyzróżnicfunkcji 
językowych. Gramatyka bada system norm 
językowych i wynikającą z tego systemu
		

/120_0001.djvu

			120 


JĘZYK POLSKI 


XXVII. (. 


wartość form (funkcję konwencjonalną 
form). Stylistyka bada modyfikacje, którym 
ulegają te wartości w konkretnej czynności 
mówienia na skutek oddziaływania kon- 
tekstu i konsytuacji (funkcję naturalną 
form). »Tak gramatyka jak i stylistyka 
dzielą się na dyscypliny abiektywne, bada- 
jące funkcję' obiektywną, zamierzoną zna- 
ków mowy, i na dyscypliny subiektyw- 
ne, analizujące ich funkcję subiektywną, 
w części przynajmniej niezamierzoną.. 
Autor otrzymuje w ten sposób po- 
dział czw6rkowy lingwistyki wewnętrznej: 
1) gramatykę obiektywną; 2) gramatykę 
subiektywną; 3) stylistykę obiektywną; 
4) stylistykę subiektywną. 
Obiektywna gramatyka i stylistyka zaj- 
mują się wartością (funkcją) sy m b o1icz- 
ną znaków językowych, tj. ich wartością 
przedstawieniową. Subiektywne gałęzie 
lingwistyki wewnętrznej zaś badają funk- 
cje ekspresyjno-impresyjne form 
językowych, tj. (nie zamterzone) wyraża- 
. nie stanów psychicznych mówiącego i (za- 
mierzone) oddziaływanie mówiącego na 
słuchacza. 
Poświęciwszy omówieniu' każdej z tych 
czterech dyscyplin osobny paragraf autor 
dzieli wreszcie każdą z nich na dyscyplinę 
formalną i dyscyplinę treściową, np. gra- 
matykę na fonologię i morfologię. 
Książka jest poważnym wkładem do 
polskiej literatury językDznawcżej. Nje- 
wątpliwie zbyt trudna dla początkującego, 
cenną jest nie tylko. dla fachowców, ale 
i dla zaawansowanych studentów. Główną 
zasługą autora jest przedstawienie, zwięzłe 
i jasne, teorii językoznawczych. Autor nie 
chciał i nie mógł być pod tym względem 
wyczerpującym. Selekcja narzucała się tu 
chociażby z tego względu, że nie zamie- 
rzał an pisać podręcznika historii języko- 
znawstwa. Zważywszy jednak, że eklek- 
tyzm autara, motywowany jest chęcią 
przedstawi,mia trwałych zdobyczy ling- 
wistyki, żywych w chwili obecnej, nasuwa 
się brak pewnych nazwisk, jak Laguny 
i B. Malinawskiega, którzy podkreślając 
rolę języka jako śradka działania prak- 
tycznego. pawinni by być uwzględnieni jako 


przedstawiciele lingwistyki subiektywnej.. 
Poświęcić należało trochę miejsca zmarłe- 
mu w czasie wojny Hrondalowi, teorety- 
kowi opozycji (przeciwstawności) języko- 
wych, który w kanstrukcjach swych, pa- 
dabnie jak Hjelmslev, wyszedł daleko paza 
Trubieckiega. Duńczycy, w stosunku do 
szkoły fonologicznej, reQrezentują taki 
sam krok naprzód, jak fonologowie wzglę- 
dem starej fan etyki. Brak też wyodręb- 
nienia w osobny ustęp, jeśli nie paragraf, 
badań glotogonicznych (glotogonia=pow- 
stanie, pochodzenie języka), reprezento- 
wanych zarówna przez świetne nazwiska 
zachodnio-eurapejskie jak i współczesne 
językoznawstwo rosyjskie. 
Co się tyczy podziału lingwistyki, to roz- 
różnienie między 1. wewnętrzną i l. zew- 
nętrzną lepiej by moim zdaniem zastąpić 
przez lingwistykę i nauki pomoc- 
nicz e. Istatna różnica leży w metodzie. 
Fonetyka eksperymentalna zajmuje się 
dżwiękami mawy (nie jakimikolwiek dżwię- 
kami!),.ale bada je metadami przyrod- 
ni c zy mi (fizyki, fizjologii), Psychologia 
języka zajmuje się np. znaczeniem wyra- 
zów, ale bada je metodami psychologicz- 
nymi (asocjacj a, .apercepcj a itp.). Przedmiot 
wspóJny, ale badany z różnych punktów 
widzenia i różnymi metodami - oto co 
jest charakterystyczne dla różnicy między 
lingwistyką z jednej strony a fonetyk/\" 
eksperymentalną, psychologią, socjologią . 
języka z drugiej. Metoda głównie stanowi 
o różnicy nauk: trudno więc zaliczać 
fonetykę eksperymentalną bezpośrednio' 
do lingwistyki. 
'Ważniejszą zdaje mi się niemożność 
ścisłego uzasadnienia podziału czwórka- 
wego lingwistyki wewnętrznej. Przeciw- 
stawności systemowy: kontekstowy 
(konsytuacyjny) i obiektywny: su- 
biektywny nie są mianowicie zasadami.. 
które by się krzyżowały. I jedna, i druga 
wynika z różnicy langue: p arol e (s. 89) 
czyli różnicy między spoleci!;ny i indy-- 
widualny. Wartości kontekstowe wy- 
stępują w indywidualnej czyunaści mówie- 
nia (realizacji), padabnie też czynniki su-- 
biektywne (ekspresyjno-impresyjne).
		

/121_0001.djvu

			XXVII. . 4 


JĘZYK 'POLSKI 


121. 


Slownik podaje nam warta
ci_ k a n- 
wencjonalne wyrazów, zasadniczo ade- 
rwane od sytuacjikankretnychi czynników 
subiektywnych. Jeżeli zaś je pozarnie 
uwzględnia, to dlatego, że mamy już 
da czynienia z k a n wen c j ; n a li z a c j.
. 
Farmy jak tato, papcio itp.. nie są dziś 
formami subiektywnymi (ekspresyjno-im- 
presyjnymi) w przeciwieństwie da obiek- 
tywnego. (symbolizującego.) ojciec, lecz 
symbalami o znacz aj ącym i postawę 
uczuciową. . Padabnie w gl'Rmatyce 
optativus fiat! 'YŚVO
"I:o! s y m b o li z u je 
życzenie mówiącego., a nie oddaje go 
bezpaśrednio, jak to czyni ton, westchnie- 
nie itp. 
Użycie form w nowych kontekstach 
i konsytuacjach jest tylko sku tkiem 
ich funkcji ekspresyjno-impresyjnej. Ina- 
czej mówiąc, obie powyżej podane prze- 
dwstawności są identyczue, wynikają 
z patrzenia na rzecz z dwóch punktów 
widzenia przyczyny, a raczej motywu 
{ekspresji, impresji) i skutku (użycia form 
w nowych kontekstach). 
. Nie jesteśmy też w stanie określić, która 
z dwóch zallad podziału (s y s t e m o w y: 
kontekstowy i abiektywny: su- 
biektywny) jest nadrzędna, która pod- 
rzędna. Zal'zut ten, natury formalnej, nie 
-odgrywa roli, o ile się przyjmie poprze- 
dni, merytoryczny. Zdaniem padpisanego 
w ling>yistyce wewnętrznej poza prze0iw- 
gtawność gramatyka: stylistyka nie 
wychodzimy, n. b.. a ile w. ogóle zaliczać. 
będziemy tę ostatnią da lingwistyki. 
Padczas gdy wymieniona czwórdziel- 
ność jest wadą klasyfikacyjną bez poważ- 
niejszych następstw (w każdym razie 
nieuzasadnione adróżnienie jest mniej 
szkodliwe od pamieszania), to sprzeciwić 
się trzeba zaszeregowaniu składni do sty- 
listyki (s. 99i 198). Istotną różnicą między 
morfologią i składnią jest ta, że pierwsza 
razpatruje .wyrazy tworzące klasy tnp. 
rzeczowniki, liczby mnog-ie, deminutiva), 
podczas gdy składnia bada wyrazy twa- 
rzące s t r u k t u r y (postacie, kompleksy), 
więc grupy wyrazów, zdania. Składnia ma 
osobną terminolagię. Por: np. padmiot, 


orzeczenie jako określenie czlonów 
struktury, jak
 Jest zdanie, w prze- 
ciwieństwie do terminów l' z e c z a w n i k, 
c z a s a wn i k, określających przynależność 
da pewnej klasy morfolagicznej. 
W abręoie głosawni również mamy do 
czynienia z klasami (samagłaski, spół- 
głoski itd.) i członaml s t r u k t u r, jaką 
jest np. zgłoska: element zgłaskotwór- 
c.zy, reprezentawany zwykle przez sama- 
głaskę, i elementy drugorzędne, margi- 
nalne, jakimi są zwyczajnie spólgloski. 
Oczywiście realizacja schematów skład- 
niowych czyli konkretne twory składnia- 
we padlegająi badaniu stylistycznemu, 
podobnie Jak mu podlega znaczenie kon- 
kretnte użytego. wyrazu. Ale zrąb wielkich 
reguł składniowych, jakimi są np. zgada 
w języku polskim czy szyk wyrazów 
w angielskim, wyklucza ad'chylenia indy- 
widualne, jest ponadindywidualny, czyli 
przejawem langue, nie parole, więc 
przedmiotem gramatyki. Chyba, żeby za- 
liczyć reguły te da morfologii, a termin 
składnia (syntaks) z góry zde- 
finiawać jaka stylistyczny. 
Wydaje się (s. 170-2, 198), jak gdyby 
autor nie całkiem jasno zdawał sobie 
sprawę z różnicy między kontekstem zna- 
czeniowym (semantycl.nym)' a skladnio- 
wym (syntaktycznym). Jeśli używam ja- 
kiegoś rzeczownika tylko w narzędniku, 
jaka określenia czasown kowego (np. le- 
żeć pokotem; samo pokot nie istnieje) 
i wskutek tego przechodzi on w przy- 
słówek, to mamy tu da czynienia z gzia- 
laniem kontekstu s k la d li i o w e g o, Kan- 
tek_st z n a c z e ni a w y działa natomiast we 
zwracie jak zlote (kamienne) serce, ba 
fakt, że przymiotniki zlote, karrlienne 
zmieniają 8we podstawowe zn
ezimie, nie 
wynika z użycia ich jaka przydawek, 
lecz ze specyficznego znaczenia wyrazu 
serce. Biihler wswej .Sprachtheorie« (1934) 
czyniadróżnienie między primares i se- 
kund!l.res Darstellungsfeld, autor 
w swym streszczeniu daktryny Biihlera 
(s. 128-33) nie wspamina jednak o tym. 
Padj;jtawawym pojęciam i roztrz
saniom- 
poświęca autor stosunkowa mała ,miejsca.
		

/122_0001.djvu

			122 


JĘZYK POLSKI 


XXVII. 4 


Trzeba bowiem zaznaczyć, że na uklad 
i treść dzieła wpłynęła akoliczność, iż 
ukazuje się ono w 'cyklu »Prac Etnolo- 
gicznych«, co J;lakładało na autora obo- 
wiązek selekcji materiału, chociaż czysta 
językoznawczego, z takiego punktu wi- 
dzenia, by mógł on zainteresować etno- 
loga, sacj ologa, antropologa itd. Wobec 
tego. partia centralna, jakiej byśmy ocze- 
kiwali (teoria zdania, części mowy, sto- 
. sunku derywacji do funkcji składniowych 
itd.) saina dla siebie w dziele nie istnieje, 
lecz jest rozsiana w historii językoznaw- 
stwa, główna zaś część pracy obejmować 
będzie genetyczną i morfologiczną klasy- 
fikację języków, interesującą i inne.nauki 
sacjologiczne. 
Ze względu na brak miejsca nie może- 
my tu poruszyć niejednego. ważnego szcze- 
gółu. Należy jednak jeszcze raz zaznaczyć, 
że praca staDowi ważną pozycję polskiej 
lingwistyki pawojennej i przyczyni się 
walnie da razpowszechnienia u nas znaj 0.- 
mości szkół i doktryn językaznawstwa. 
Pod tym względem autor ma trwałą 
zasługę. Życzymy jemu i czytelnikom jak 
najrychlejszego ukazania się 'tomu dru- 
giego i szczególnie interesującego języ
 
kaznawców tomu trzeciego.. 
Błędy druku. Czytaj: s. 33 w. 12 od dołu: 
kategorie; 8. 34 w. 1: formalny; s. 50 w. 2: 
hiszp. lobo, w. 15 lit. eUzej s. 52 w. 6: tylne j 
s. 55 w. 5 od dołu: n.iem. -tum; s. 63 w. 12 
.od d.: kontynuanty; s. 76 w. 14 od d.: 
klirrenj s. 78 w. 12 i 13: bat; s. 83 w. 15 
adróżniającymj s. 95 W. 1 od d.: bezwy- 
jątkowe; s 108 w. 18: równorzędnych; 
s. 109 w. 1 ad d.: prywatywnej (nie: pry- 
watnej); s. 115 w. 1: gu'tJa, vrddhij s. 129 
w. 9 od d.: Sprechhandlung, w. 8 od d.: 
Sprechakt; s.130 w. 10 ad d.: konsytuacja 
(nie: kanstytuc.ja); s. 133 w. 13: Sprach- 
psycholagie, w. 5 od d. tszy; s. 134 w. 23: 
le discaurs; s. 154 w. 14 ad d.: dyscypliny; 
s. 160 w. 17: inteligencji; s. 180 w. 13: 
Clement; s. 201 w. 5 ad d.: wyrzucić a; 
s. 202 w. 15: Thrax (170. 
Spis ten ma jedynie wykazać, że re- 
cenzent książkę czytał. 
Jerzy Kuryłowicz 


M. 
ł
ska: Prozodia języka pol- 
skieg.o. Palska Akademia Umiejętności. 
Prace Komisji Językowej nr 31. Kraków 
1947. Str. IV+72. 
Omawiana tu praca jest pierwszą w na- 
uce polskiej próbą syntetycznego i wy- 
czerpującego ujęcia wszystkich zjawisk 
.prozodyjnych. naszego. języka, tj. przy- 
cisku (akcentu), iloczasu i intanacji. Au: 
tarka, od dawna zajmująca się fonetyką 
eksperymentalną, uwzględniła tu w sze- 
rokim zakresie wyniki swoich własnych 
długotrwałych i szczegółowych badań 
z tego zakresu. Drugą specjalnością prof. 
Dłuskiej są studia nad budową wiersza, 
panieważ zaś struktura wiersza w każdym 
języku jest oczy.wiście zależna od struk- 
tury tego języka, autorka niektóre wyniki 
swoich badań wersyfikacyjnych zużywa 
. dla poparcia lub wyjaśni'enia swoich tez 
dotyczących prozadii polskiego języka 
w ogóle. 
'Pierwszy z trzech wielkich rozdziałów 
książki nosi tytuł . Zestrój akcentowy 
i zestrój intonacyjny., Zestrój akcentowy 
to dla autarki albo wyraz sarnadzielny, 
albo też zespół wyrazu samodzielnego 
zniesamodzielnymi, posiadający jeden ak- 
cent główny. Temu zestrojowi poświęcona 
lwią część pracy, przy czym autorka roz- 
patruje dakładnie i wszechstronnie sta- 
sunki wewnątrz zestraju, a więc sprawę 
akcentu głównego. i pobocznego, stosun- 
ków iloczasowych i intonacyjnych w ze- 
stroju, wreszcie stosunek długaści ze- 
straju do czasu trwania paszczególnyck 
jego sylab w normalnej wymowie. Z kalei 
rozpatruje prof. Dluska większą całość 
prozodyjną, nadrzędną w stasunku do 
zestroju akcentowego, zwaną przez nią 
»zestrojem intonacyjnym.. 'Każdy taki 
zestrój kończy się albo kadencją (obni- 
żeniem tonu), alba antykadencją (padnie- 
sieniem tonu). Np. w zdaniu .babuleńka. 
była. tak sucha, jak gałązka chrustu.. 
mamy dwa zestra je intonacyjne. Pierwszy 
kańczy się antykadencją w wyrazie 8U- 
cha, drugi kadencją w wyrazie chrustu. 
Drugi wielki rozdział ma tytuł .Gra- 
matyczne i pozagramatyczne funkcje czyn-
		

/123_0001.djvu

			JĘZYK POLSKI 


12& 


XXVII. 4, 


ników prozodyjnych.. Wśród funkcji gra- 
matycznych razważa autorka funkcję od- 
graniczającą akcentu wyrazowego (który 
odgranicza od siebie poszczególne wyrazy) 
i funkcj
 znaczeniową akcentu zdaniowego 
(wskazującego w zdaniu wyraz, na. który 
kładziemy szczególny nacisk). O'sobno 
omawia .akcent logiczny., który uważa 
za odrębny od zdaniawego.. Omawiając 
funk
ję ekspresyjną czynników prozodyj- 
nych zajmuje się autorka »akcentem re- 
torycznym«, który słusznie uważa za cał- 
kawicie adr
bny od zdaniawego i .lagicz- 
nega.. Jest tu też mowa o polskim ilo- 
czasie, który jak wiadama nie gra żadnej 
samadzielnej roli na płaszczyźnie .grama- 
tycznej', jest natamiast niewątpliwie wa::" 
żnym czynnikiem ekspresji. Na kańcu 
oma.wia autarka ralę.ekspresyjn!!i intanacji 
w naszym j
zy
u. . 
Rozdział trzeci i ostatni mówi o pra- 
zodii polskiej w przeszlości. Przedstawiono 
tu poglądy na palską prozadię pisarzy 
z końca X'JIlI lub początku XIX w., 
jak Nawaczyński, Galański i Królikowski. 
Dawiadujemy si
 przy tym ciekawych 
faktów z przeszłości 'samego języka. pol- 
skiego, jak np. że w okresie rozbiorów 
zrasty typu Bialystok, Biłgoraj, Bogumil 
ttkcentowali Palacy jeszcze na zgłosce 
początkawej. Z kalei linalizuje autorka 
wiersze niektórych dawniejszyeh poetÓ'W 
(Mickiewicz, Kochanawski, Rej). wysnu- 
wając z ich struktury ciekawe wniaski. 
co. da prozodii palszczyzny wieku XVI 
i pierwszej pałowy XIX w. 
Książka praf, Dłl1skiej,.. b
dąca niewąt- 
pliwie bardzo cennym' nabytkiem naszej 
li
eratury językoznawczej, wywoluje je- 
dnak pewne zastrzeżenia. Przede wszyst- 
kim uderza tu wielka nierównamierność 
w traktawaniu paszczególnych prablemów 
prazadii. Tak np. akcentawi wyrazowemu 
i jego funkcji odgraniczającej poświęcano. 
w całej pracy 10 wierszy. I choć może 
tu i ówdzie, na stronicach poświęconych 
zestrajowi akcentowemu uważny czytel- 
nik znajdzie jakiś szczegół, rzucający 
pewne światła na tę spraw
, mimo to 
trzeba stwierdzić, ze ten ważny problem 


patraktowała autarkII, iście pa maco- 
szemu. 
Pewna jednostronność traktowania 
przedmiotu wynika z dotychczasawych 
zainteresowań aut arki .Prozodii.. Jak 
wyżej wspomniałem, oddaje się ona już 
ad dluższego czasu studiam na polu fonetyl}i 
eksperymentalnej, nie akazała natomiast 
datychczas wyraźniejszego zainteresawa- 
nia fonalogią (jak zresztą spora jeszcze 
część naszych językonawców). 'Vpraw- 
dzie adróżnia ona. .gramatyczne1 i .nie- 
gramatyczne. funkcje czynników proza- 
dyjnych, ale tymi pierwszymi interesuje 
się za mało, co się właśnie tak odbiło na 
potraktowaniu funkcji adgraciczającej ak- 
centu wyrazowego. Książki Trubieckiego 
.Grundzi.ige der Phanologie., w której 
mamy tyle ciekawych uwag również na 
temat prozadii. Dłuska w agóle nie wy- 
mienia. Cl?;yżby ją lekceważyła, czy też 
w czasie okupacji i zara.z pa waj nie nie 
mogła się z nią zapoznać? (.Grundzi1ge, 
wyszły w Pradze w r. 1939). 
Wybitne zainteresowania autorki w kie- 
runku zagadnień wersyfikacji polskiej 
adbiły się na .Prozadih zarówno dódatnio
 
jak i paniekąd ujemnie. Dodatnia, ba 
dzięki tym zainteresowaniom dowiedzie- 
liśmy się a ciekawych faktach z życ!a 
języka polskiego. w XVI w. i w pierw- 
szej poławie XIX w., o czyni byla mawa 
wyżej. Ale też raczeJ ujemni!', bo autorka 
fakty odnoszące się da struktury wiersza 
i' fakty adnoszące się do struktury języka 
mówionego. traktuje na jednyni planie, nie 
wydzielając należycie jednych od drugich, 
i nieraz tezy a prazadii języka polskiego 
w agóle ilustruje faktami z zakresu struk- 
tury wiersza. Tymczasem ta druJ!;a jest 
ściśle zależna ad pierwszej, .ale nie na 
odwrót, i dlatego traktowanie obydwóch 
równacześnie mote prawadzić do niepa- 
razumień. Sprawie rozwoju polskiej wer- 
syfikacji poświęca przecież .Dłuska ob- 
szerne dzieła (ponad 20 arkuszy), które 
się obecnie drukuje w Pracach Komisji 
Językawej PAU. Tym bardziej w nie- 
wielkiej abjętaściawa .Prozodii język!,> 
polskiego« mażna si
 była ograniczyć dó.
		

/124_0001.djvu

			124 


JĘZYK POLSKI 


XXVII. 4 


faktów podstawawych, tj. faktów z za- 
kresu języka niówionego, które by wtedy 
wyszły jaśniej. 
Sprawy prozadyczne są szczególnie 
trudne i dalecy jeszcze jesteśmy, nie tylko. 
w Polsce, ad ich jasnego. ujęcia, zwłaszcza 
gdy chodzi o prozodię nie paszczególnych 
słów, ale słów wymawianych w taku ca- 
łego zdania. Toteż każda, przez kogo- 
kolwiek napisana, .Prozodia języka pol- 
.skiego«, napewna wywałałaby zastrze-' 

enia i dyskuję wśród ludzi naprawdę 
interesujących się poruszonymi w niej 
zagadnieniami. Pewne problemy nasuwa- 
jące się uważnemu czytelni
owi przy 
lekturze »Prazodii. Dłuskiej poruszam 
na innym miejscu' (w najbliższym tomie 
.Rocznika Slawistycznega.), Tu chciałbym 
tylko podkreślić jeszcze jedna. Jeśli wy- 
suwam pewne niedociągnięcia omawianej 
pracy, nie znaczy to, abym sądził, że sam 
zagadnienia polskiej prozodii umiałbym 
ująć lepiej. Wątpię równiez, czy mamy 
w Polsce kogoś, kto by mógł napisać 
»Prozodię języka polskiego« lepszą niż 
ta, którą nam dała prof. Dłuska. 
A teraz jeszcze jedna uwaga. W związku 
z ukazaniem się »Prozadii. wśród niektó- 
rych badaczy literatury rozeszła się wieść, 
dla tego lub owego radosna, że Dłuska 
wykazała istnienie w polskim języku ilo- 
'czasu, że więc w konsekwencji możliwy 
jest polski wiersz iloczasowy. Jest ta 
-oczywiście grube nieporazumienie. Autorka 
pisze naturalnie a iloczasie, . ale nie »gra- 
matycznym« (jaki cechował dawną łacinę 
lub grekę), ale alba o iloczasie zależnym 
. ()d akcentu, albo też a iloczasie ekspre- 
syjnym. Ani na jednym, ani na drugim 
nikt. nie v.buouje wiersza. 


Z. Stieber. 


Sprawozdania z .¥. Posiedzeń Pol. 
Akademii Umiejętności, styczeń 1947. 
J. K u l' Y ł a w i C'Z: .Męski acc.-gen. 
i nom.-acc. w języku polskim« (s. 12-6). 
Widzę chlopów ale widzę psy przy mia- 
nownikach chłopi -psy, jedna z najzna- 
mienniejszych cech nowapalski
j (ad XVII 
'w.) gramatyki (jeszcze w XVI w. psi. 


widzą c1tlopy), rozważana była wiele razy, 
ale mimó to co. do genezy niezupełnie 
jest pewna. Autar razważa ją z punktu 
widzenia »strukturalnego«, w zasadzie nie- 
wątpliwie padstawowego., ale bodaj że 
niedostatecznie zdaje sabie sprawę z pew- 
nych faktów histarycznega razwaja palsz- 
czyzny, jak np. z nietożsamości kańcówki 
-y w prapolskim typie słupy a w nowo- 
polskim pejoratywnym chłopy. Sprawa jest 
trudna sama przez się, a przez autora nie 
zawszę łatwa przedstawiona. »Ro
waża- 
nia... dotyczą tylko. dwóch zagadnień: 
1) Co umożliwiło działanie proporcji chlop: 
chlopa = chlopi: chlopów? 2) Skąd się 
wzięła końcówka męska -y w nom. plur.? 
W drugim z tych zagadnień idzie o pow- 
stanie typu graby zam. pras!. *grabi, czym 
się dotąd nikt n!e zajmował, a co jako 
leżące w epoce przedpiśmiennej nie maże 
być rozstrzygnięte filologicznie, tylko wła- 
śnie strukturalnie. 
P. Zwoliński:-.Liczebniki zespolowe.. 
typu ifamowtór, samotrzeć w języku pal- 
skim natIe ogólnasłowiańskim i indoeura- 
pejskim. (s. 16-20). Temat opracowany 
po raz pierwszy, metodycznie i z abfita- 
ścią materiału. Wymieniony typ znany 
jest poza językami słowiańskimi w san- 
skrycie, grece i niemczyźnie, w obrębie 
słowiańskich wszędzie prócz bulgarskiega. 
W polszczyźnie typ to żywy da w. XVII, 
przy czym są przykłady na wszystkie 
zespoły aż .da 13, np. u Skargi samotrzy- 
nasty szedl 'szedł z 12:oma, sam będąc 
trzynastym', w .Pamiętnikach janczara. 
wyjątkowa nawet ja samodwudziest. 
Pierwotnie był ta zwrot odmienny, np. 
średniowieczne Wichna samowtora, Ja- 
dwiga samoszosta, Piotrowi samotrze- 
ciemu, ale już u Skargi występuje Matka 
Boża samotrzeć (tj. z Dzieciątkiem i św. 
Józefem), co. może abranić przed zarzutem 
barbaryzmu używających tu dziś samo- . 
trzeć zam. samotrzecia. Gdy natomiast 
współcześni archaizatarzy, nie tylko Gą- 
siorawski czy Goetel, ale nawet Kassak- 
Szczucka pisze: ,Pa raz pierwszy mieli 
wyjechać samotrzeć, nie z królem... 1;ft- 
zem jedenastu. - u podstawy czego
		

/125_0001.djvu

			XXVII. . 4 


JĘZYK POLSKI 


125- 


leży zapewne łączenie tego. nie z trzecim, 
ale z czasownikiem trę trzeć -, ta już do- 
wód licheg
 oczytania w starapolszczyźnie. 
. Toż, luty 1947. 
W. Taszycki: .Przejście chw
l 
w staropolszczyźnie« (s. 40-5). Przejście 
to, widaczne ad naj dawniejszych zapisów 
vv imionach i nazwach miejscowych, jak 
Bogulal 1206, Falęta, Faściszowa, do 
XVI w. też w wyrazach pospolitych: 
lala, fast, fytać; fiać, fila, fis,. 	
			

/126_0001.djvu

			126 


JĘZYK POLSKI 


XXVII. 4 


potem zawsze okażą dastateczne). Tak np. 
. w Dzienniku Polskim z 4 lipca br., s. 1 
kal. 3, było: .Policja zastrzeliła Ferrie- 
Tego bez sądu, stwierdzając następnie, że 
został on zastrzelony w czasie ucieczki. ; 
prawdopodobnie miało tu być: twierdząc, 
ale ostatecznie zast;:tło się w niepewności, . 
bo skora faszystowska policja swoje twier- 
dzenie stwie.rdzila, to chyba rzecz tak 
się miała. W tymże Dzienniku z 1 sierp- 
nia, s. 1 kol. 4, czytamy: . Wobec veta 
delegata radzieckiego. projekt amerykań- 
ski upadł. Ambasador Gromykostwierdzil:, 
że na najbliższym posiedzeniu Rady przed- 
'3ta wi uzasadnienie swego sprzeciwu.; oczy- 
wiście to ktoś z aj encj i telegraficznej czy re- 
dakcji tak ambasadoraradzieckiego ośmie- 
sza: wg nich stwierdza on przyszlość; sam 
'ambasador na pewna to tylko óświadczyl, 
zapowiedzial. - Albo taki ustęp A. Pan- 
kowicza 
ygodnik Powszechny nr 33, 
s. 11 b): ». Redakcj a w przypisku stwie'rdza, 
że pierwsza część artykułu [:M. J ezierskiej 
»Wiedza naszej wiary. w nrze 29] >nie 
daje prawdziwego obrazu rzeczywistości. 
Nieuczenie się .religii« przez młodzież 
szkoln
 jest faktem nierzadkim, ale nie 
można twierdzić, że było w .okresie mię- 
dzy wojnami zjawiskiem powszechnym«. 
Otóż. .. muszę obraz, nakreślony przez 
p. J ezierską... w całej peł[]i podtrzymać««. 
- Wg tego czytelnik adnosi wrażenie, ja- 
koby Redakcja Tygodnika stwierdeil:a 
{oczywiście jakimiś dowodami), że się p. J e- 
zierska myli. Tymczasem nic podobnego. 
Redakcja w nrze 29, s. 2 b, napisała: »za- 


mieszczamy [artykuł] bez zmian, jak,kol- 
wiek pierwsza jego. część - naszym zda- 
niem - nie daje prawdziwego abrazu rze- 
czywistości« j czyli nie tylko niestwier- 
dzala, ale, astrożnie, nawet nie twierdzila, 
powiedziała tylko, jak jest jej zdaniem! 1) 
- U tego rodzaju ludzi zapewne nie ma 
twierdzenia Pitagorasa - przed dowodem 
jest już stwierdeenie. 
Wykolejenie to uważałem za jeden z ob- 
jawó'j' językowego niedbalstwa, właści- 
wego przede wszystkim dziennikom. Aż 
tu czytając k!\iążkę Karola Estreichera 
.Nie od razu Kraków zbudowano« (1947), 
napisaną naturalnym językiem kultural- 
nym, trafiam na tak
 sytuację: »W uj 
Kazimierz był pierwszym człowiekiem, 
o którym słyszałem, że »uciekł na Sybir. 
, li nie da Ameryki... o tym, by ktoś z War- 
szawy przed dokuczliwymi dłużnikarru, 
[chyba wterzycielami?] »uciekał na Sy- 
bir" nie sŁyszałem. 
- Tam z niego zrobi
 cżłowieka - 
stwierdeila z pewn
 przyjemności
. cio- 
tka, która nieopatrznie pożyczyła mu pie- 
niądze« (s. 206). A więc nie tylko amba- 
sadOl'owie mają dar stwierdzania przy- 
szłości. A dalej tenże wuj Kazimierz: 
>- Mróz chwyci, rzeki zetknie [?J, w pie- 
cąch się pali, każuch się kładzie i .i est 
ciepło - stwierdził« (s. 207). Tu już 
trochę lepiej, ale czy by jeszcze lepiej nie 
było po prostu: powiedeial? 


kin. 
'.1) Kursywę, jak zawsze w JP w takich 
wypadkach, wprawadzono tutaj. 


Odpowiedzi Redakcji 


Kie jesteśmy farmalistami, ale mimo 
to zwracamy uwagę, że zasadniczo udzie- 
lamy wyjaśni61i członkom TMJP albo 
abonentom Języka Polskiego. Tymczasem 
pisuj
 do nas czasem osoby, nie na,leż
ce 
da żadnej z tych kategorii, i to z zapy- 
niami co do kilku naraz kwestii, na które 

dpowiedź 'Yymaga Jłuższega amówienia; 
ba, prosz
 nawet a odpowiedź listown
, 
usprawiedliwiaj
c to ...załączeniem znaczka 
listowega! Więc by się np. pani R. z Z. nie 


zmarnowała śmieszna suma 5 zł, Redakcja 

a stracić parę godzin!! 


343. Czy należy uważać za rusycyzm 
wyrażenie za wyjątkiem zamiast z wy- 
jątkiem, skoro za pozwoleniem nie napa- 
tyka. sprzeciwu p(fJ.onistów? lY£. H. 
- Gwaltawnie szerzące się ostatnimi 
czasy za wyjątkiem jest półr\lsycyzm.em. 
Wyrażenie za pożwoleniem (podobnie jak 
np. Kochanawskiego za twoim rozkaz a-
		

/127_0001.djvu

			XXVII. 4 


.. 
JĘZYK POLSKI 


127 


niem) nie przemawia wcale za rodzi- 
mością za wyjątkiem; prz-eciwnie:' przy- 
imek za wyraża tam właśnię czasow
 
następczaść 'po twoim pozwoleniu, pa 
twaim rozkazaniu>, gdy wyrażenie II: wy- 
Jątkiem uwydatnia zgodnie ze swoim prze- 
znaczeniem negatywną socjatywnaść, tj. ' 
brak czynnika towarzyszącego, i jest 
mniej więcej równowartościowe z przy- 
imkiem bez, a nie po. Różnica i w tym 
widoczna, co. lJ!t powyższym tle zrozu- 
miałe, że pozwolenie, rozkazanie to rze- 
czowniki aznaczaj
ce przede wszystkim 
c z y n n ość, natomiast wyjątek oznacza 
w y n i k czynnaści. I dlatego nazwaliśmy 
za wyjątkiem półrusycyzmem, ponieważ 
za iskluczenijem prżełożone na polskie 
daloby za wyjęcie'm, natomiast za wy ją t- 
kt'em bierze tylko. przyimek za z obcego 
wzoru, a rzeczownik zachowuje z rodzi- 
mego z wyjątkiem. Z. K. 


344. N a s. 65 tegorocznego JP podana 
jest wymowa Chicago jako Czikago. gdy 
w rzeczywistości brzmi to Szikago (z ak- 
centem na "a). Czy to prosta pomyłka? 
O. G. 
- Istotnie, amerykańska wymo
a jest 
Szikago, ale w Polsce przeważnie się 
mówi Cglikago, ba nawet wykształcany 
ogół nie wie, że ch jest tu - jako pazo- 
stałość po pierwatDej francuskięj 9rta- 
grafii indiańskiej nazwy - wyj
tkiem. 
Pa rosyjsku transkrybowało si
 'IHItarO, 
dziś też llł:lmarO. Doskanały to przykład 
na bezwartościowość transkrybowania ab- 
{:ych nazw własnych: cóż mówić o nazwach 
mało znanych, jeżeli nawet światowe 
Chicago parę nasuwa wątpliwości. Bo nie 
należy się łudzić, by szło tylko o cz czy 
sz. Benni w .Ortofonii angielskiej- 1924 
podaje wymowę szyka:gou czyli z dlu-. 
gim a i dlugim zwężającym się ó, ale np. 
'William James, Dictionarl'_ of the English 
and German languages, "]5. ed., Lipsk, 
Tauchnitz, 1897, każe wymawiać sh1kaw 'go 
(ze znakiem krótkości nad aw, tj. z wymowa, 
jak w law), co' inni określaj
 jako dia'lek-' 
tyzm; 15. wyd. encyklopedii Der groBe 
Brockhaus1929 ma obie wymowy jaJw rów- 


nou prawniane (angielska, francuska, włoska 
i czeska milcz
). A przecie nie będziemy 
transkrybawać z y ani z o, zadowoliJ:!J.Y 
się form
 Szikago, i to tylko., gdy chcemy 
chać z g l' U b s z a akreślić wymowę, 
normalnie z&Ś zostaniemy przy aryginal- 
nej pisowni Chicago. - Nazwa ta ma też 
w Ameryce swój pisany skrót Ohi, wyma- 
wiany Szaj (gdy czysto akustyczny skrót 
brzmiałby Szik, bo do mówionego skrótu 
z samogłaską krótką wchodzi też nastę- 
pująca spółgłoska). K. N. 


345. Pro'szę urrzejmie o analizę wyra- 
żenia Ze spółdzielczym pozd1'owieniem!, 
powszechnie używanego w koresponden- 
cji handlowej w spółdzielczości. Wydaje 
mi się ona konstrukcj
 błędną, germani- 
zmem w stylu: JJIit deutschem Grup! Czy 
nie lepiej byłoby po prostu pisać: Spo- 
lem!? Byłaby ta analogia da Czuwaj!, 
Czolem!, Szczęść Boże!, Z Bogiem! itp. 
B. G. 
- Czy ze spółdzielczym pozdrowie- 
niem jest stosowne, trudno orzec ze .sta; 
nowiska wyłącznie lingwistycznego. Jest 
to analogia do takich pospolicie używa- 
nych: z koleŻeńskim, z braterskim, z oj- 
cowskim pozd1'owieniem itp. Zagadnienie' 
jest natury stylistycznej, czy mianawicie 
takie wyrażenie caś naprawdę mówi i wła- 
śnie to, co. ,używaj
cy go. chce wyrazić. 
W trzech podanych przykładach przy- 
miatnjki koleżeński, braterski, ojcowski 
mają poza pewną treści
 myślawą także 
swoistą tonację uczuciow
 i dlatego 
w związku z wyrazem pozdrowienie są 
ekspresywne. Czy w wyrazie spółdzielczy 
jego zawartości intelektualnej: 'należący 
do spółdzielcy, spółdzielczości', towarzy- 
szy jakiś współdźwięk uczuciowy, mog
 
orzec tylko członkowie tej wyodrębnia- 
jącej się sui generis grupy socjalnej. 
Jeśli stosunek spóldzielcy do towarzyszy 
lub w ogóle świata; ma jakiś swoisty 
charakter, wtedy przymiotnik spóldziel. 
czy w takim kontekście miałby wartość; 
jeśli nie, jest pustym frazesem. Bo po- 
myślmy, że np. kolejarźe, kominiarze, 
piekarze, oficerzy, profesorowie będ
 sie-
		

/128_0001.djvu

			128 


. 
JĘZYK POLSKI 


bie wzajem. lub nawet ludzi spoza grupy 
zawodowej zegnać pozdrowieniem kole- 
jarskim, kominiarskim itd.; bylaby ta 
wyra
nie śmieszne. Z. K. 


846. Czy dabrze pa polsku ułażone jest 
ogłoszenie: -AKADEMICKIE REKO- 
LEKCJE ZAMKNIĘTE« ? Ma ta zdaje się 
aznaczać, że razpoczęto, atwarta reka- 
,lekcje t. zw. zamknięte, tj. agraniczone 
da pewnej liczby czy jakości uczestników, 
i ostatecznie interesujące się nimi koła 
rozumieją, a co. chodzi; ale z punktu wi- 
dzenia ogólnopalskiego to chyba dziwaczne, 
a nawet może nasunąć myśl, że te reka- 
lekcje już zamknięto. .K. Ż. 
- Zupełnie słusznie, redakcja ta co 
najmniej nieuaalna. Przecie gdy np. w ga- 
zecie czytamy tytuł artykuł'l: Żniwa 
rozpoczętej to każdy rozumie, że je roz- 
paczęto; gdy na bramie muzeum widnieje 
napis MUZEUM ZAMKNIĘTE, 
naczy 
to, że nie ma się co do niego dobijać. 
W naszym przypadku dobrze po polsku_ 
tytuł ogłoszenia powinien brzmieć: ZA- 
MKNIĘTE REKOLEKCJE AKADE- 
MICKIE. Tak, chciaiJO powiedzieć, że re- 
kolekcje atwarto, a napisano, że .je za- 
mknięto! Powodem brak poczucia pol- 
skiego szyku przymiotników, jak i zro- 
zumienia, :i:e się w zapowiedziach tego 
typu łącznik (jest, są, źostaly) opuszcza. 


XXVII. 4 


347. Co. sądzić a farmach: -Ten pan, co- 
idzie, jest maim radakiem. alba .Samalat, 
co nie ma mataru, nazywamyszybowcem. j>- 
Czy w miejsce który należy używać co? 
W nawszych podręcznikach tę nawą far- 
mę dość Częsta się spotyka. Czy w ogóle 
jest ta gramatyczna farma, a jeżeli tak, 
to kiedy ją stosawać? 
Szkota Powszechna III st. 
w Boczowie, pow. rypinski. 
Używanie w języku :'palskim wyra- 
zów który i co dla wprawadzenia zdania. 
względn'ego amawiane było w JP XVI 
28-30, a szczegółową pracę pt. Zdania. 
razpoczynane wyrazem co w języku pol- 
skim, Kraków 1939 (Prace Kamisji Języ- 
kowej . PAU nr 28)' poświęcił temu pNf. 
St. Urbaliczyk. 'Jak wynika z tej razprawy, 
co (o b a k który) jest w języku polskim 
bardzo dawne: znajdujemy je już w naj- 
starszych zabytkach począwszy ad XIV 
wieku. Gramatycznej różnicy między 
który i co nie ma; oba typy składniowe 
są jednakowa paprawne. W Panu Tade- 
uszu, ad razu na wstępie, czytamy: -Panno 
Święta, co ja.snej bronisz Częstochowy.. 
Istnieje za to różnica sfery :co jest właści- 
wością języka codziennego. i artystycz- 
nego, kt6ry właściwością języka uczonego 
i administracyjnego.. Ale ściślejszej gra- 
nicy zakresu uzycia tych wyrazów przepra- 
wadzić nie można. 


SPIS 


RZECZY: Słownictwo powstańcze J. T. Mi l i k a. - * Węźnica K. N i t s c h 11,.- 
Pantarka i synonimy K. N i t s c h a. - Szach 'pies' J. J a n o wa. _ Kaszub- 
skie grajn!J i siennik A. Obręb ski ej-Jabłońskiej. _ O artograficznej 
pauzie Dawnego bakałarza. - Stare i nowe z kresów wschodnich: Cer 
i czyr E. Słuszkiewicza i K. Nitscha. Wojenne leopolizmy P. Zwa1iń- 
skiego. - Recenzje i sprawozdania: T. Milewskiego. Zarys językoznaw- 
stwa ogólnego przez J. Kury ł o w ic z a. M. Dłuskiej Prozodia języka pohkiego 
przez Z. Stiebera. Sprawozdania P. A. ą: styczeń-kwiecieI! 1947. _ Kie 
pożądane nowości: Stwierdzać kin. - O d p o w.i e d z i R ,e d a k c j i: 348. Za 
wyjątkiem. 3440. Wymowa i transkrypcja Chicago. 345. WSP6ldzielcze pozdro- 
wienie. 346. Rekolekcje zamknięte. 347. ten, co. 


... 


Redaktor: prof. Kazimierz Nitsch (Kraków: Salwatar, Gantyna 12). 
Kamitet redakcyjny: Zenon Klemensiewicz, Tadeusz Lehr-Splawiński, Antonina 
Obrębska-Jabłońska, Jan Safarewicz, Stanisław Urbańczyk. 
Administracja T. M. J. P. i -Języka Palskiego.. : Kraków, Gałębia 20 (Seminarium 
Języka Palskiego. U. J.). . 
Drnkarnia Uniwersytetu Jagiellańskiego '" Krakawie _ M-19781.
		

/97_0001.djvu

			Lipiec - Slerpie1\ 1947 


4 


XXVI! 


JĘZYK POLSKI 
ORGAN TOWARZYSTWA WLOŚNIKÓW JĘZYKA POLSKIEGO 
WYDAWANY z ZA51LKlEM WYDZIALU NAUKI MINISTERSTWA OŚWIATY 
ORAZ KOJ\!ISJI JĘZYKOWEJ POLSKIEJ AKADEMII UlIUEJ1imOŚCI 
WYJ;hodd (O dwa miesiące. 
Przedpłata na rok 19ł7 wynosi 450 zł 
Cena pojedynczego zeszytu 80 zł. 
PlZedp1.atęp:r2:yjmuią księgarnie Gebethnua i Wolffa 
i wszystkie księgarnie w Po1s.ce. 
RacJtun
k T. M. J. P. w Pocztowej Kasie OszczędnO&c1 nr IV 221. 
Roy.p(Jrjf.
dzeniem Min. 'V. R. i O. P. z 24. III. 1926, nt OPre
. 2517, 
a.twierd7.oJlY jako 

'yd6.,vni.ctwo pomQcnicze- poleocnw dla nauczycieli w szkolach w87.elkich typów. 


Słownictwo powstańcze 
l sierpnia 1944 r. o f]odzinie 1V (wybn
hn) rozpoczęło się pOf"stanie. 
W Warszawie. Tylko niechętni nazywaJi je ruc1tawk
 (K. Irzykowski, Tyg. 
. War.z. 4. 8. 46, str. 5,). Do walki poszli skonceTltl0Wtl1tiw swych ",elinaeh człon- 
kowie aka 'Armii Krajowej' (mlodzież akowska, akacka), ak.wc.y (f. akaczk.), 
częścio';o alowG!! ('Armia Ludowa') i palowcy ('Polska Armia Ludowa'). 
Akowców nazywano najczęściej po prostu chłopcami (.nazwa ta najbliżs.a 
sercu, mieści w .obie milość i podziw. Gaz. Lnd. 1. 8. 46, str. 8; .Mam tam. 
syna. Jest w grupie cM.pc6w. Odrodzenie 4. 8. 46, str. 6), cklopak","i, 
chłopcami z alat, jak również pow
tańcami, żołnieraami (akd), bojQWcami, 
partyzantami, Tla8zymi (. W czyich jesteście rękach f W naszych. K. Irzy- 
kow
ki, Tyg. Warsz. 11. 8. 40, str. 6; .jesteśmy już na. nasaeJ stronie. 
Ognisty, Tydzień 18. 8 46, str. 6). Ich odznak'l były biaJ:o-c.erwone pne- 
paski (opaski). Na Mokotowie mundurem powstańców .byly kombinezony 
wyszabrowane w jakimś magaJ byliśmy pod nimi., W. Perkowicz, Życie Warszawy 1.8. '46)_ 
Pow.tańcz'l WlIXBzawę dowództwo podzielilo na obwody (np, Moko- 
tów by
 obwodem V) i rejony. Oddzialy walczące nazywano terminami 
przedwojennymi: seW
a, dr"żyna, pl"ton (np.odwodówy, dywiejonu), baon, 
kOlnpan(a (,oypadowa, szturmowa czyli.szturm6wka). Li"i
 ob.adzon'lprze
 
fro,;towców dzieJilo się na odcinki i pododcinki. Ich WMne punkty .tano- 
7
		

/98_0001.djvu

			JĘZYK' POLSKI 


XXVU. 4 


98 


wiły reduty (np. Naj.4w. lITalii Patmy, :'diodowej. KanQuiczek), obsadzone 
przez za logi (obsady), lub punkty oporu, WiękBzą jednostk'j stanowiło zgru- 
powclnże. Empe 
llliejsce postoju', kwatera to też sta.re naz.wy. Gre.nadierzy, 
obse.ru:atorzy,_ g0tjC;if, szperacze itd.! łącz1Jic
lti, lI'linerki-(bomby)
 sani
arittszki... 
to różne fuuJfcje powstańców, chIopców i dziewcząt. 
Walkę najogółniej określano mianem akcji, slowem'wytrychem 
czaSÓW okupacyjnych nie bez wplywów niemieckich (.idziemy do akcji. 
J. Dobraczyński, W rozwalonym domu, .Czytelnik. 1946, str. 66), a pewne 
jej przejawy dostawaly nazwę wlasną (akcJa Pawia/o, tj. odbicie więźniów 
z P.), znów za wzOrem angloslUlkim (por. też akcję Góral, tj. zdobycie 
130 mil. zl. nR Sen.tors1.iej w 1943). Walka, częścioj defensywna ni.ż 
ofeneywna, zmuszała do częstych ewakuacJi (.elcakuuJę kompanię« Do, 
braczyński o. c. 53! ..dziś caly szpital wycwakuuj1J« R. BratnYJ Twórczość 
czerwiec 1946, str. 12), poIączonych z trudnościami tra1!Jłportu chorych 
i rannych poprzez kanaly. Próby przebicia nie udawaly się, czolgi nie- 
mieckie nier,", wchodz1ly na twarz (J. Ziembicki, 'l'yg. Warsz. 4. 8. 46, 
str. 2). powiśle p,t-łciło, a oddziaJy spłynęły na drugą stronę Alei Sikor, 

kif3gł) "Aloi Jerozolimskicb'. ,.PlutQnawi leśnemu.-(cldopcont leśJtym) z Paszozy 
'Kampinoskiej, którzy dostali się na Żoliborz dl'Cgą przebojową, walka 
uliczna wyrażnie nie leżała« (Ognisty, Tydzień l L 8. 46, str. 7). Z otwo- 
r6w wypadowych redut po rozpoznaniu' ponawiano kontratak'; (kQntrn.ataf'- 
cta). Budowano barykady (przeciwczo-łgo.we" pr;!eciwognimve). 
Uciążliwy ogień nieprzyjaciela ZDlllSzal do zejścia pod ziemię. Ko- 
pano pr
ejścia pcdżismne poprZeZ piwnice i miny (przelazy), tunel przez 
AJ. Sikorskiego. (Był to pc prostu wy kop dcść zresztą plytki, Kalendarz 
'Var.z. 1946, str. 76), pTzckoP!1 (podkop.lj) pod ulicami. Arterie komunika- 
cyjna stanowiły kanały, do których wchodziło się złaz",. (wla..m) kanało- 
	
			

/99_0001.djvu

			gXVIl. 4' 


JĘZYK POJ,SKI 


99 



S!Jm1l niemieckie), cnkaemy. Karabiny maszynowe tamtowojennym zwy- 
"zajem określali. powstańcy. terminem ,,,,uzynek, który też przyslugiwał 
izialkQ#t przechvpan.ce1'H,ym (pepancQm, dzialkom pepanc), niemieckim pitJ- 
,ciom pancernym czy angielskim piatom (>Zyndram podniósl swego piata. 
Ach. ta.'zrzutowa ma.,zynka< Dobraczynski o. c. 193). Postrach ludności 
cywilnej i wojskowej Warsza.wy stanowiły działa k",lejowe, kolejówki, wy- 
rzucające potwornie wielkie pociski. Mniej straszne byly czolgi tygrysg 
i pantery 'ostrzeliwujące domy z działek czołgowych i wypuszczająoe go- 
[iatów 'tankietki naladowane dynamitem'. Systematycznie obrzucaly dom 
za dODlem bombami samoloty niemieckie: bombowce Dorniery, nurkowce 
(satrtrmowniki) Sztukasy (Sztnki). Zrzutów broni, roaterialów opatrunko- 
wych i żywności w zasobnikach 'pakach' na spadoch,..nlUJh dokonywaly 
ostrzeliwane przez niemieckie zcnitó1Pki angielskie libcrato'TJJ, a. później 
rosyjskie dwuplatowoe k,dtlWltżniki. 
Ostrzeliwano się wzajemnie, ale owtrzat' niemie6ki byl silniejszy 
(>Tam w nas łupią jak dlOlera, kapuje pan. Dobraczyński o. c. 12). Niemcy 
,w.lJmacaUJ8z;if jakiś punkt. wstrzeliwali się weń,Pttsz;ceali sarilJ za. serią. 
WaW'! ookaemy.Waliły się bemby, Tygrysy podlaziły pod barykady 
i ,ąrsaly, zasuwały, zaitcanialy sztukasy, p{jllmtf,
hy pocisków fnożdzierża 
zmiataly wszystkich i wszystko. Powstańcy starając si<: 'związltć nepla 
.siali wści
klym ogniem z peemów,lwsili po ulicy ż kaemu, pr..li (by 
,wymienić 
""sownik najch<:tniej używany już od poczl\tków okupacji: 
.Panieporucznilru,będzi"my pruli. Gaz. Lud. -19. 5. 46.